Rozdział 4
Rozdział 4
Pomoc
━━━
Dwie dziewczyny zdołały znaleźć miejsce, z którego dochodziły odgłosy walki. Obie były oszołomione widokiem czterech wilkołaków w walce.
— Uważaj! — Była łowczyni krzyknęła w panice, gdy Boyd zaatakował Scotta. Przykucnęła, kiedy zauważyła linię z popiołu górskiego na podłodze.
— Nie! — wykrzyczał Derek, który próbował odeprzeć swoją siostrę, którą uważał za zmarłą po pożarze. Wciąż trząsł się z szoku, że jego młodsza siostra naprawdę żyje. Zauważył, co robi Argent dziewczyna. — Nie łam bariery!
Imogen nie zauważyła, że Allison przerwała barierę, gdy użyła swojej magii, by odciągnąć dwa krwiożercze wilkołaki od Scotta i Dereka.
— Hej! — Allison zawołała i odciągnęła przyjaciółkę z drogi nadchodzącym wilkom.
Czarownica puściła bety, kiedy poczuła, że traci koncentrację, ponieważ przyjaciółka nagle ją pociągnęła.
— Co-? — cofnęła się, gdy nieznana dziewczyna i Boyd przebiegli obok nich. Spięła się, gdy Derek praktycznie podszedł do nich i stanęła przed Allison, gdy szybko zdała sobie sprawę, że jest na nią zły. — Nie rób tego.
— Co ty sobie do kurwy myślałaś? — Derek warknął ze złością na dziewczynę, która stała za czarownicą.
— Że muszę coś zrobić — odparła Allison.
— Ocaliła nam życie — Scott powiedział, mając nadzieję, że alfa nie zaatakuje dziewczyny, chociaż był pewien, że z pomocą Imogen byłoby dobrze.
— A jak myślisz, co oni tam zrobią? — spojrzenie alfy stwardniało, gdy spadło na nastoletniego wilkołaka. — Masz pojęcie, co właśnie uwolniła?
— Chcesz mnie obwiniać? — Allison warknęła ostro. — Cóż, to nie ja zamieniam nastolatków w zabójców.
— Nie — zadrwił — No co ty. Wcale cię nie szkolili na mordercę.
Jej wyraz twarzy się załamał.
— Popełniałam błędy. Gerard to pomyłka.
— A co z twoją matką? — odparł.
Allison zmarszczyła brwi, wyglądając na zagubioną w tym, o czym mówił.
— Co masz na myśli?
Jego wzrok padł na parę, która nagle zamilkła i wyglądała na zakłopotaną sytuacją.
— Powiedz jej, Scott, Imogen.
— Co on ma na myśli, Scott, Imogen? — Allison spojrzała na tę dwójkę w poszukiwaniu odpowiedzi. — O czym on mówi?
Imogen spojrzała na Scotta.
— Powiem jej. Ale najpierw... — Jej oczy przesunęły się na Dereka i posłała mu smutne spojrzenie. — Erica nie żyje. Znaleźliśmy jej ciało w magazynie.
Scott i Derek zesztywnieli na jej wiadomość.
Odwróciła się do Allison i odciągnęła ją na bok, podczas gdy alfa szybko poszedł szukać ciała swojej byłej bety. Scott z wahaniem podążał za nim. Musieli ścigać zarówno Boyda, jak i tę drugą dziewczynę.
— Więc co Derek miał na myśli? — Brunetka zapytała przyjaciółkę i nagle pożałowała, że o to pytała.
Imogen zaczęła opowiadać jej o tym, co jej mama próbowała zrobić Scottowi i jak Derek nieumyślnie ją ugryzł, gdy próbował ratować Scotta.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Niebieskooka dziewczyna zacisnęła usta.
— Chciałam, ale nie chciałam, żeby twoje ostatnie wspomnienie o twojej mamie właśnie takie było. Wiem, że to hipokryzja z mojej strony, ponieważ mój własny wujek ukrył prawdziwy powód śmierci mojej matki — przełknęła. — Chyba rozumiem, dlaczego to zrobił, skoro próbował mnie chronić, a ja chyba próbowałam zrobić to samo z tobą. Powinnam powiedzieć ci prawdę i przepraszam, że tego nie zrobiłam.
Allison powstrzymała łzy.
— Rozumiem, że próbowałaś mnie chronić, ale powinnaś mi powiedzieć wcześniej — wypuściła powietrze, chwiejnie cofając się. — Muszę iść.
Młoda czarownica spojrzała na nią smutno, obserwując, jak pogrążona w żałobie dziewczyna odchodzi.
─────
Po rozmowie z Allison Imogen została pozostawiona sama sobie. Niewiele mogła zrobić, jeśli chodziło o pogoń za parą wilkołaków. Nie miała nadprzyrodzonej szybkości, żeby za nimi biec, a i tak nie była pewna, dokąd pójdą. To nie tak, że wiedziała, kim była ta druga dziewczyna, a co do Boyda, nie miała nic od niego, żeby go znaleźć.
Jej oczy powędrowały do skarbca i zmarszczyła brwi na krople krwi na podłodze. Przyszła jej do głowy myśl o użyciu krwi, aby ich znaleźć, ale potrzebowałaby również mapy Beacon Hills.
Szybko zabrała wszystkie potrzebne materiały ze swojego samochodu i wróciła. Oddychając głęboko, skupiła się na wypowiedzeniu zaklęcia i krew uniosła się z ziemi. Upewniła się, że rozdzieliła dwa zestawy krwi na dwie różne fiolki. Gdy miała już dość krwi, opuściła bank i udała się do swojego samochodu.
Umieściła mapę na masce swojego samochodu i rozpoczęła zaklęcie namierzające. Zaskoczyło ją, jak szybko Boyd i ta druga dziewczyna poruszali się po lesie.
─────
Imogen była zaskoczona, że oba wilkołaki skierowały się w stronę szkoły, ale doszła do wniosku, że chłopaki próbują ich zaciągnąć. Dostała wiadomość od Scotta, że lepiej będzie, aby wróciła do domu, gdzie jest bezpiecznie i chociaż bardzo docenia jego zmartwienie, potrafiła o siebie zadbać. Nie na darmo spędziła lato, ucząc się zaklęć.
Poczuła się silniejsza. Dużo silniejsza, niż kiedy zaczynała.
Z tego powodu spakowała swoje rzeczy i zaczęła jechać do szkoły, aby sprawdzić, czy może pomóc. Zaparkowała z tyłu i po drodze zauważyła na parkingu samochód Chrisa Argenta i Dereka.
Wysiadając z samochodu, słyszała warczenie. Szybko podeszła wystarczająco blisko i schowała się za autobusem, żeby jej nie zobaczyli. Widziała, jak Isaac próbuje wprowadzić ich do środka, ale niezbyt mu szło. Wychodząc, zaczęła szeptać pod nosem zaklęcie, a z ziemi zaczęła wznosić się gigantyczna ściana ognia.
Dwa krwiożercze wilkołaki zakwiliły, cofając się i uciekając do szkoły. Isaac skorzystał z okazji i zamknął drzwi, aby nie mogli się wydostać.
Ściana ognia zaczęła zanikać w nicość. Imogen spięła się lekko, zdając sobie sprawę, że została przyłapana na gorącym uczynku.
— Co ty tutaj robisz? — syknął Isaac, podchodząc do niej. — Scott powiedział nam, że wróciłaś do domu.
— Nie powiedziałam mu, że wracam do domu. Po prostu założył, że tak jest — powiedziała defensywnie. — A poza tym pomogłam ci ich zamknąć, bez narażania się. Możesz przynajmniej powiedzieć "dziękuję".
— Mógłbym zamknąć ich bez twojej pomocy — Beta odparł, krzyżując ręce na piersi.
Imogen wyraz twarzy, pokazujący, że mu nie wierzy.
— Dobrze. Gdzie ich zamykają i kim jest ta druga dziewczyna z Boydem?
— W kotłowni — przerwał z grymasem na ustach. — Ta druga dziewczyna to młodsza siostra Dereka. Nazywa się Cora. Najwyraźniej myślał, że zginęła w pożarze.
— Cóż, przynajmniej ma kolejnego członka rodziny i miejmy nadzieję, że w niczym nie przypomina Petera — mruknęła z westchnieniem. — W każdym razie, myślę, że skoro najwyraźniej macie to załatwione, powinnam wracać do domu — Już miała odejść, ale zatrzymała się i spojrzała na niego. — Przy okazji, cieszę się, że dobrze sobie radzisz.
Wujek Ben wyjawił, że Isaac trafił do szpitala, ale się uleczył. Ponieważ nie widziała go dzisiaj w szkole, nie miała szansy zobaczyć ani dowiedzieć się, czy wszystko z nim w porządku.
Isaac zamrugał, patrząc, jak odchodzi. Wzdychając do siebie, potrząsnął lekko głową i wszedł do środka, żeby sprawdzić, czy nie potrzebują jego pomocy.
─────
Imogen weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Była zaskoczona, gdy rzuciło się na nią coś brązowego i małego. Zamrugała kilka razy, to był mały piesek.
Chwilę zajęło jej zorientowanie się, co się dzieje i wpatrywała się w pieska, który aktualnie podskakiwał przy jej nogach.
Natychmiast przykucnęła i zaczęła głaskać małego brązowego psa. Jego futro było kręcone, a brązowe oczy wpatrywały się w nią. Zachichotała, kiedy zaczął lizać jej twarz.
— Jesteś uroczym małym mężczyzną, nieprawdaż? — mruknęła cicho, ale nadal była zdezorientowana, dlaczego w jej domu był pies. — Ale do kogo należysz?
— Jego zapytaj — powiedziała Grace, stojąc w wejściu do kuchni, kiwając głową w stronę Bena, który wyszedł z salonu.
Imogen zmarszczyła brwi.
— Wujku, do kogo należy ten pies?
— Do nas — Ben odpowiedział, przesuwając się lekko pod spojrzeniem Grace. — W szpitalu był pacjent, który czuł się swobodniej, gdy był z nimi pies, ale niestety zmarł. Chciałem zostawić Zeusa w schronisku, ale nie mogłem.
— Przykro mi — uśmiechnęła się smutno do psa, który wydawał się uspokoić i leżał na jej kolanach. — Ale co masz na myśli mówiąc, że nie mogłeś go zostawić w schronisku?
Odchrząknął.
— To znaczy, byliśmy w schronisku, ale um, tak jakby spojrzał na mnie...
— Spojrzał? — Niebieskooka uniosła kpiąco brew.
— Nie mogłam go tam zostawić! — prychnął i zobaczył uśmiech na jej ustach. — No co? — zapytał defensywnie.
Imogen posłała mu niewinne spojrzenie.
— Och, nic. Po prostu pamiętam, kiedy prosiłam o szczeniaka, kiedy byłam młodsza, a ty powiedziałeś mi, że nie mogę, ponieważ posiadanie szczeniaka jest jak wychowywanie kolejnego dziecka. Nie chciałeś też, żeby pies gryzł meble — przerwała — Właściwie wymieniłeś wiele powodów, dla których nie mogliśmy kupić psa. Ale wystarczyło jedno małe spojrzenie tego małego pana i przepadłeś.
— Uch, nieważne — Ben zacisnął usta.
Dziewczyna nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
— Cóż, i tak nie obchodzi mnie to. Dopóki nie ma tu nikogo, kto mógłby go zabrać, nie przeszkadza mi to — wstała, a Zeus spojrzał na nią, lekko przechylając głowę. — Jestem zmęczona, więc idę do łóżka.
— Właściwie Imogen, ja... — zaczął, ale powstrzymał się, gdy zauważył dyskretne spojrzenie Grace. Jego siostrzenica spojrzała na niego z zaciekawieniem, czekając, aż będzie kontynuował. — Um... Nieważne. Dobranoc.
— Dobranic, wujku, Grace — mruknęła przed wejściem na górę, a Zeus pobiegł za nią.
Imogen nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy wpuściła go do swojego pokoju. Nie słyszała, jak wujek mówił, że pies nie może być w jej pokoju, więc do tego czasu Zeus będzie spał u niej.
Była wyczerpana, nie fizycznie, ale psychicznie, wydarzeniami dnia. Ku jej zdziwieniu taka ilość magii, jaką wykorzystała, nie wyczerpała jej.
Pozwoliła sobie, aby myśli powędrowały do pewnego chłopaka o brązowych oczach. Jej oczy wylądowały na bransoletce i nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła.
─────
Tymczasem w szpitalu Scott przybył, gdy tylko otrzymał wiadomość od Stilesa. Słyszał o tym, co stało się z Heather, a jego mama tylko potwierdziła, że dziewczyna nie żyje. Myślał, że o to chodzi, ale wyglądało na to, że Stiles skupił się na czymś zupełnie innym.
Po tym, jak Scott pomógł Isaacowi umieścić Corę i Boyda w samochodzie Dereka, wyszedł. Zauważył, że drugi wilkołak był nieco chytry w kwestii tego, jak udało mu się wprowadzić obie bety do szkoły. Chociaż nie zajęło mu dużo czasu, zanim zorientował się, kto mu pomógł, zwłaszcza gdy zobaczył ślady ognia na ziemii i zapach unosił się w powietrzu.
Ale nie mógł się teraz na niej skupić. Słuchał, jak jego przyjaciel wyjaśnia, co myśli o tym, co się dzieje z ciałem, które znalazła Lydia i o Heather.
— Więc Boyd i Cora nikogo nie zabili? — Naprawdę miał nadzieję, że nie.
— Będziesz chciał, żeby to zrobili.
Zmarszczył brwi.
— Dlaczego?
Stiles westchnął.
— Nie jestem jeszcze pewien. W lesie zaginęła jeszcze jedna dziewczyna. Chyba Emily. Podejrzewam, że nie żyje. Emily, Heather... — przełknął ślinę. Scott poczuł ukłucie smutku z powodu żalu przyjaciela — Ten facet, którego Lydia znalazła przy basenie. Cała trójka była dziewicami... I wszyscy będą mieć te same trzy obrażenia... Uduszenie z poderżniętymi gardłami. Chyba chodzi o potrójną śmiercią.
— Więc jeśli to nie są przypadkowe zabójstwa, to co to jest? — zapytał Scott i poczuł nieprzyjemny dreszcz, gdy jego przyjaciel powiedział mu, co podejrzewa.
— Ofiary. Ofiary z ludzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro