Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Rozdział 4

Pomoc

━━━

Dwie dziewczyny zdołały znaleźć miejsce, z którego dochodziły odgłosy walki. Obie były oszołomione widokiem czterech wilkołaków w walce.

— Uważaj! — Była łowczyni krzyknęła w panice, gdy Boyd zaatakował Scotta. Przykucnęła, kiedy zauważyła linię z popiołu górskiego na podłodze.

— Nie! — wykrzyczał Derek, który próbował odeprzeć swoją siostrę, którą uważał za zmarłą po pożarze. Wciąż trząsł się z szoku, że jego młodsza siostra naprawdę żyje. Zauważył, co robi Argent dziewczyna. — Nie łam bariery!

Imogen nie zauważyła, że ​​Allison przerwała barierę, gdy użyła swojej magii, by odciągnąć dwa krwiożercze wilkołaki od Scotta i Dereka.

— Hej! — Allison zawołała i odciągnęła przyjaciółkę z drogi nadchodzącym wilkom.

Czarownica puściła bety, kiedy poczuła, że ​​traci koncentrację, ponieważ przyjaciółka nagle ją pociągnęła.

— Co-? — cofnęła się, gdy nieznana dziewczyna i Boyd przebiegli obok nich. Spięła się, gdy Derek praktycznie podszedł do nich i stanęła przed Allison, gdy szybko zdała sobie sprawę, że jest na nią zły. — Nie rób tego.

— Co ty sobie do kurwy myślałaś? — Derek warknął ze złością na dziewczynę, która stała za czarownicą.

— Że muszę coś zrobić — odparła Allison.

— Ocaliła nam życie — Scott powiedział, mając nadzieję, że alfa nie zaatakuje dziewczyny, chociaż był pewien, że z pomocą Imogen byłoby dobrze.

— A jak myślisz, co oni tam zrobią? — spojrzenie alfy stwardniało, gdy spadło na nastoletniego wilkołaka. — Masz pojęcie, co właśnie uwolniła?

— Chcesz mnie obwiniać? — Allison warknęła ostro. — Cóż, to nie ja zamieniam nastolatków w zabójców.

— Nie — zadrwił — No co ty. Wcale cię nie szkolili na mordercę.

Jej wyraz twarzy się załamał.

— Popełniałam błędy. Gerard to pomyłka.

— A co z twoją matką? — odparł.

Allison zmarszczyła brwi, wyglądając na zagubioną w tym, o czym mówił.

— Co masz na myśli?

Jego wzrok padł na parę, która nagle zamilkła i wyglądała na zakłopotaną sytuacją.

— Powiedz jej, Scott, Imogen.

— Co on ma na myśli, Scott, Imogen? — Allison spojrzała na tę dwójkę w poszukiwaniu odpowiedzi. — O czym on mówi?

Imogen spojrzała na Scotta.

— Powiem jej. Ale najpierw... — Jej oczy przesunęły się na Dereka i posłała mu smutne spojrzenie. — Erica nie żyje. Znaleźliśmy jej ciało w magazynie.

Scott i Derek zesztywnieli na jej wiadomość.

Odwróciła się do Allison i odciągnęła ją na bok, podczas gdy alfa szybko poszedł szukać ciała swojej byłej bety. Scott z wahaniem podążał za nim. Musieli ścigać zarówno Boyda, jak i tę drugą dziewczynę.

— Więc co Derek miał na myśli? — Brunetka zapytała przyjaciółkę i nagle pożałowała, że ​​o to pytała.

Imogen zaczęła opowiadać jej o tym, co jej mama próbowała zrobić Scottowi i jak Derek nieumyślnie ją ugryzł, gdy próbował ratować Scotta.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Niebieskooka dziewczyna zacisnęła usta.

— Chciałam, ale nie chciałam, żeby twoje ostatnie wspomnienie o twojej mamie właśnie takie było. Wiem, że to hipokryzja z mojej strony, ponieważ mój własny wujek ukrył prawdziwy powód śmierci mojej matki — przełknęła. — Chyba rozumiem, dlaczego to zrobił, skoro próbował mnie chronić, a ja chyba próbowałam zrobić to samo z tobą. Powinnam powiedzieć ci prawdę i przepraszam, że tego nie zrobiłam.

Allison powstrzymała łzy.

— Rozumiem, że próbowałaś mnie chronić, ale powinnaś mi powiedzieć wcześniej — wypuściła powietrze, chwiejnie cofając się. — Muszę iść.

Młoda czarownica spojrzała na nią smutno, obserwując, jak pogrążona w żałobie dziewczyna odchodzi.

─────

Po rozmowie z Allison Imogen została pozostawiona sama sobie. Niewiele mogła zrobić, jeśli chodziło o pogoń za parą wilkołaków. Nie miała nadprzyrodzonej szybkości, żeby za nimi biec, a i tak nie była pewna, dokąd pójdą. To nie tak, że wiedziała, kim była ta druga dziewczyna, a co do Boyda, nie miała nic od niego, żeby go znaleźć.

Jej oczy powędrowały do ​​skarbca i zmarszczyła brwi na krople krwi na podłodze. Przyszła jej do głowy myśl o użyciu krwi, aby ich znaleźć, ale potrzebowałaby również mapy Beacon Hills.

Szybko zabrała wszystkie potrzebne materiały ze swojego samochodu i wróciła. Oddychając głęboko, skupiła się na wypowiedzeniu zaklęcia i krew uniosła się z ziemi. Upewniła się, że rozdzieliła dwa zestawy krwi na dwie różne fiolki. Gdy miała już dość krwi, opuściła bank i udała się do swojego samochodu.

Umieściła mapę na masce swojego samochodu i rozpoczęła zaklęcie namierzające. Zaskoczyło ją, jak szybko Boyd i ta druga dziewczyna poruszali się po lesie.

─────

Imogen była zaskoczona, że ​​oba wilkołaki skierowały się w stronę szkoły, ale doszła do wniosku, że chłopaki próbują ich zaciągnąć. Dostała wiadomość od Scotta, że lepiej będzie, aby wróciła do domu, gdzie jest bezpiecznie i chociaż bardzo docenia jego zmartwienie, potrafiła o siebie zadbać. Nie na darmo spędziła lato, ucząc się zaklęć.

Poczuła się silniejsza. Dużo silniejsza, niż kiedy zaczynała.

Z tego powodu spakowała swoje rzeczy i zaczęła jechać do szkoły, aby sprawdzić, czy może pomóc. Zaparkowała z tyłu i po drodze zauważyła na parkingu samochód Chrisa Argenta i Dereka.

Wysiadając z samochodu, słyszała warczenie. Szybko podeszła wystarczająco blisko i schowała się za autobusem, żeby jej nie zobaczyli. Widziała, jak Isaac próbuje wprowadzić ich do środka, ale niezbyt mu szło. Wychodząc, zaczęła szeptać pod nosem zaklęcie, a z ziemi zaczęła wznosić się gigantyczna ściana ognia.

Dwa krwiożercze wilkołaki zakwiliły, cofając się i uciekając do szkoły. Isaac skorzystał z okazji i zamknął drzwi, aby nie mogli się wydostać.

Ściana ognia zaczęła zanikać w nicość. Imogen spięła się lekko, zdając sobie sprawę, że została przyłapana na gorącym uczynku.

— Co ty tutaj robisz? — syknął Isaac, podchodząc do niej. — Scott powiedział nam, że wróciłaś do domu.

— Nie powiedziałam mu, że wracam do domu. Po prostu założył, że tak jest — powiedziała defensywnie. — A poza tym pomogłam ci ich zamknąć, bez narażania się. Możesz przynajmniej powiedzieć "dziękuję".

— Mógłbym zamknąć ich bez twojej pomocy — Beta odparł, krzyżując ręce na piersi.

Imogen wyraz twarzy, pokazujący, że mu nie wierzy.

— Dobrze. Gdzie ich zamykają i kim jest ta druga dziewczyna z Boydem?

— W kotłowni — przerwał z grymasem na ustach. — Ta druga dziewczyna to młodsza siostra Dereka. Nazywa się Cora. Najwyraźniej myślał, że zginęła w pożarze.

— Cóż, przynajmniej ma kolejnego członka rodziny i miejmy nadzieję, że w niczym nie przypomina Petera — mruknęła z westchnieniem. — W każdym razie, myślę, że skoro najwyraźniej macie to załatwione, powinnam wracać do domu — Już miała odejść, ale zatrzymała się i spojrzała na niego. — Przy okazji, cieszę się, że dobrze sobie radzisz.

Wujek Ben wyjawił, że Isaac trafił do szpitala, ale się uleczył. Ponieważ nie widziała go dzisiaj w szkole, nie miała szansy zobaczyć ani dowiedzieć się, czy wszystko z nim w porządku.

Isaac zamrugał, patrząc, jak odchodzi. Wzdychając do siebie, potrząsnął lekko głową i wszedł do środka, żeby sprawdzić, czy nie potrzebują jego pomocy.

─────

Imogen weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Była zaskoczona, gdy rzuciło się na nią coś brązowego i małego. Zamrugała kilka razy, to był mały piesek.

Chwilę zajęło jej zorientowanie się, co się dzieje i wpatrywała się w pieska, który aktualnie podskakiwał przy jej nogach.

Natychmiast przykucnęła i zaczęła głaskać małego brązowego psa. Jego futro było kręcone, a brązowe oczy wpatrywały się w nią. Zachichotała, kiedy zaczął lizać jej twarz.

— Jesteś uroczym małym mężczyzną, nieprawdaż? — mruknęła cicho, ale nadal była zdezorientowana, dlaczego w jej domu był pies. — Ale do kogo należysz?

— Jego zapytaj — powiedziała Grace, stojąc w wejściu do kuchni, kiwając głową w stronę Bena, który wyszedł z salonu.

Imogen zmarszczyła brwi.

— Wujku, do kogo należy ten pies?

— Do nas — Ben odpowiedział, przesuwając się lekko pod spojrzeniem Grace. — W szpitalu był pacjent, który czuł się swobodniej, gdy był z nimi pies, ale niestety zmarł. Chciałem zostawić Zeusa w schronisku, ale nie mogłem.

— Przykro mi — uśmiechnęła się smutno do psa, który wydawał się uspokoić i leżał na jej kolanach. — Ale co masz na myśli mówiąc, że nie mogłeś go zostawić w schronisku?

Odchrząknął.

— To znaczy, byliśmy w schronisku, ale um, tak jakby spojrzał na mnie...

— Spojrzał? — Niebieskooka uniosła kpiąco brew.

— Nie mogłam go tam zostawić! — prychnął i zobaczył uśmiech na jej ustach. — No co? — zapytał defensywnie.

Imogen posłała mu niewinne spojrzenie.

— Och, nic. Po prostu pamiętam, kiedy prosiłam o szczeniaka, kiedy byłam młodsza, a ty powiedziałeś mi, że nie mogę, ponieważ posiadanie szczeniaka jest jak wychowywanie kolejnego dziecka. Nie chciałeś też, żeby pies gryzł meble — przerwała — Właściwie wymieniłeś wiele powodów, dla których nie mogliśmy kupić psa. Ale wystarczyło jedno małe spojrzenie tego małego pana i przepadłeś.

— Uch, nieważne — Ben zacisnął usta.

Dziewczyna nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

— Cóż, i tak nie obchodzi mnie to. Dopóki nie ma tu nikogo, kto mógłby go zabrać, nie przeszkadza mi to — wstała, a Zeus spojrzał na nią, lekko przechylając głowę. — Jestem zmęczona, więc idę do łóżka.

— Właściwie Imogen, ja... — zaczął, ale powstrzymał się, gdy zauważył dyskretne spojrzenie Grace. Jego siostrzenica spojrzała na niego z zaciekawieniem, czekając, aż będzie kontynuował. — Um... Nieważne. Dobranoc.

— Dobranic, wujku, Grace — mruknęła przed wejściem na górę, a Zeus pobiegł za nią.

Imogen nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy wpuściła go do swojego pokoju. Nie słyszała, jak wujek mówił, że pies nie może być w jej pokoju, więc do tego czasu Zeus będzie spał u niej.

Była wyczerpana, nie fizycznie, ale psychicznie, wydarzeniami dnia. Ku jej zdziwieniu taka ilość magii, jaką wykorzystała, nie wyczerpała jej. 

Pozwoliła sobie, aby myśli powędrowały do ​​pewnego chłopaka o brązowych oczach. Jej oczy wylądowały na bransoletce i nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła.

─────

Tymczasem w szpitalu Scott przybył, gdy tylko otrzymał wiadomość od Stilesa. Słyszał o tym, co stało się z Heather, a jego mama tylko potwierdziła, że dziewczyna nie żyje. Myślał, że o to chodzi, ale wyglądało na to, że Stiles skupił się na czymś zupełnie innym.

Po tym, jak Scott pomógł Isaacowi umieścić Corę i Boyda w samochodzie Dereka, wyszedł. Zauważył, że drugi wilkołak był nieco chytry w kwestii tego, jak udało mu się wprowadzić obie bety do szkoły. Chociaż nie zajęło mu dużo czasu, zanim zorientował się, kto mu pomógł, zwłaszcza gdy zobaczył ślady ognia na ziemii i zapach unosił się w powietrzu.

Ale nie mógł się teraz na niej skupić. Słuchał, jak jego przyjaciel wyjaśnia, co myśli o tym, co się dzieje z ciałem, które znalazła Lydia i o Heather.

— Więc Boyd i Cora nikogo nie zabili? — Naprawdę miał nadzieję, że nie.

— Będziesz chciał, żeby to zrobili.

Zmarszczył brwi.

— Dlaczego?

Stiles westchnął.

— Nie jestem jeszcze pewien. W lesie zaginęła jeszcze jedna dziewczyna. Chyba Emily. Podejrzewam, że nie żyje. Emily, Heather... — przełknął ślinę. Scott poczuł ukłucie smutku z powodu żalu przyjaciela — Ten facet, którego Lydia znalazła przy basenie. Cała trójka była dziewicami... I wszyscy będą mieć te same trzy obrażenia... Uduszenie z poderżniętymi gardłami. Chyba chodzi o potrójną śmiercią.

— Więc jeśli to nie są przypadkowe zabójstwa, to co to jest? — zapytał Scott i poczuł nieprzyjemny dreszcz, gdy jego przyjaciel powiedział mu, co podejrzewa.

— Ofiary. Ofiary z ludzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro