Rozdział 3
Rozdział 3
Nazywa się Lia
━━━
Imogen weszła do szkoły wciąż niedowierzając temu, co wydarzyło się podczas porannego treningu lacrosse. Isaac był wilkołakiem.
— Imogen Lewis, proszę zgłosić się do sekretariatu. Imogen Lewis do sekretariatu.
Młoda czarownica zamrugała, słysząc swoje imię przez głośnik. Szybko odwróciła się i skierowała w stronę biura szkoły.
Weszła ze zdezorientowanym wyrazem twarzy, gdy spojrzała na kobietę.
— Dzień dobry, jestem Imogen Lewis. Właśnie mnie wezwano — powiedziała starszej kobiecie.
Kobieta uśmiechnęła się do niej, gdy jej brązowe oczy zabłysły.
— Ach! Dobrze, że tu jesteś — wstała od biurka i zaczęła spacerować. — Miałam nadzieję, że nie miałabyś nic przeciwko oprowadzaniu naszego nowego ucznia, ponieważ oboje jesteście w tych samych klasach.
— Och, um... — Imogen ciągnęła dalej, czując się zaskoczona pomysłem kolejnego nowego ucznia i tym, że musi go oprowadzić. Nie miała nawet szansy na wprowadzenie czegokolwiek, gdy kobieta odprowadziła ją na bok.
— Imogen, chciałabym, żebyś poznała Lię Davis — Kobieta przedstawiła ich dwoje. — Lia, to jest Imogen Lewis, oprowadzi cię po szkole — powiedziała, uśmiechając się do dwóch dziewczyn. — Muszę wracać do pracy.
Imogen wpatrywała się w dziewczynę przed nią. Lia była ładną, mierzącą na oko metr pięćdziesiąt pięć blondynką o brązowych oczach i jasnej karnacji. Miała na sobie czarną sukienkę w kwiaty, która sięgała jej do kolan i dżinsową kurtkę oraz czarne szpilki.
— Cześć, naprawdę miło cię poznać! — Lia powiedziała entuzjastycznie, z promiennym uśmiechem na jej różowych ustach, gdy wyciągnęła rękę i uścisnęła niebieskooką za rękę.
Młoda czarownica była zaskoczona swoimi czynami i wzdrygnęła się na uczucie, jakie dała jej dziewczyna. To było coś, czego nigdy wcześniej nie czuła i znalazła się w zachwycie.
— Jesteś...
— Czarownicą — Blondynka uśmiechnęła się, zniżając głos. — To jest świetne! Nie sądziłam, że pierwszego dnia w nowej szkole spotkam kolejną czarownicę. Czy są inni?
— Ciszej — powiedziała cicho Imogen, przyglądając się innym osobom wychodzącym i wychodzącym z biura, gdy wyprowadziła blondynkę na zewnątrz i zaczęła prowadzić w kierunku klasy. — Yyy... Nie. Jestem jedyną, przynajmniej tyle wiem. Od jak dawna o tym wiesz? — zapytała ciekawie.
Lia zamrugała, ale nadal się uśmiechała.
— Och, całe swoje życie. Moi rodzice zawsze uważali, że to dobry pomysł, abym wiedziała, ponieważ pewnego dnia obudzę moją magię — powiedziała, patrząc na nią niewinnie. — A co z tobą? Kiedy twoi rodzice wygłosili te nudne przemówienie?
Imogen starała się nie napinać na to pytanie, ale jej głos był znacznie łagodniejszy.
— Moja mama zmarła, kiedy byłam dzieckiem, więc mieszkam z wujem. Dowiedziałam się niedawno, więc wciąż jestem stosunkowo nowa w tym całym świecie czarownic — przyznała, czując się swobodnie w towarzystwie drugiej czarownicy.
Coś przeszło przez spojrzenie blondynki, zbyt szybko, by mogła to złapać, zanim posłała jej uspokajający uśmiech.
— Cóż, w porządku. Mogę cię nauczyć wszystkiego, czego nauczyli mnie moi rodzice — powiedziała, jej oczy zabłysły. — Możemy być naszym własnym sabatem. To będzie zabawa!
— Brzmi świetnie — Imogen uśmiechnęła się, po czym spojrzała na pusty korytarz. — Ale najpierw idziemy na zajęcia z chemii. Pan Harris nie znosi spóźnień.
─────
Dwie dziewczyny weszły do klasy w samą porę, by zobaczyć, jak Scott i Stiles rzucają papierową kulką w tył głowy pana Harrisa.
Imogen wpatrywała się w swojego chłopaka z niedowierzaniem, kwestionując jego zdrowie psychiczne.
— Jesteś stuknięty — wymamrotała pod nosem, doskonale wiedząc, że ją słyszy.
— Kto to do cholery zrobił?! — zażądał Harris, patrząc na uczniów z wściekłym spojrzeniem. Jego ciemne kule wylądowały na dwóch chłopakach z tyłu, Scott i Stiles szybko wskazali na siebie nawzajem. — Do gabinetu dyrektora, teraz! — warknął na nich.
Obaj szybko wygramolili się ze swoich miejsc, po czym skierowali się w stronę drzwi, wraz z towarzyszącym im wściekłym wzrokiem nauczyciela. Scott posłał swojej dziewczynie zakłopotany uśmiech, gdy ją mijał. Zastanawiała się, po co ta cała szopka.
Imogen posłała Lii zakłopotany uśmiech, po czym spojrzała na Harrisa, który już patrzył na tę dwójkę z uniesioną brwią.
─────
Scott i Derek byli w domu Isaaca. Alfa chciał pokazać omedze prawdziwy powód, dla którego Isaac chciał zostać wilkołakiem. Kazał Scottowi zejść po schodach, które prowadziły do piwnicy, żeby mógł zobaczyć na własne oczy.
Scott krzyknął, kiedy zobaczył Imogen stojącą tam w ciemności.
— O mój Boże! Co ty tutaj robisz? — wykrzyknął, chwytając się za klatkę piersiową, gdzie czuł bijące serce. Był tak skupiony na próbie znalezienia motywu chłopaka, by ją usłyszeć.
Czarownica skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, posyłając mu spojrzenie, zanim jej oczy przeniosły się na Dereka, który do nich dołączył.
— Zapytałam Jacksona, czy wie coś o Isaacu i jego tacie — Przebłysk smutku przemknął przez jej niebieskie oczy. — Opowiedział mi, jak pan Lahey bił go. Chciałam tylko zobaczyć, czy jest coś, co mogę zrobić, aby mu pomóc — powiedziała cicho.
— Na pewno chcesz wiedzieć? — Derek zapytał ją szorstkim tonem, przyglądając jej się trochę nieufnie. Nie wiedział, czy zamierza zaatakować go za przemienienie przyjaciela.
Spojrzała na niego.
— Oczywiście, że chcę wiedzieć.
Scott odwrócił wzrok od tej dwójki i spojrzał na podłogę, marszcząc brwi na zadrapania na podłodze. Podążył śladem zadrapań, które prowadziły do zamrażarki. Była na niej kłódka, ale był otwarty. Podszedł bliżej, a przytłaczające uczucia, gdy dotknął zamka, do którego wciąż był przymocowany klucz, nie podobały mu się.
— Otwórz to — powiedział Derek, kierując na niego latarkę.
Imogen podeszła, by stanąć obok swojego chłopaka, gdy ten otwierał zamrażarkę. Jej żołądek opadł na widok zadrapań w środku.
— O mój Boże — odetchnęła, zakrywając usta w szoku, czując łzy w oczach, zdając sobie sprawę, że Isaac nie był tylko maltretowany fizycznie, ale było to coś, co wpłynęło na niego również psychicznie. Jej oczy padły na alfę. — Dlatego zdecydował się na ugryzienie.
— Każdy chce władzy — powiedział Derek.
Jeszcze raz spojrzała na zamrażarkę, potrząsnęła głową i odeszła na bok.
— Chyba zwymiotuje — wymamrotała, nie chcąc być blisko tego, co przyniosło jej przyjacielowi ból. Nie mogła pojąć, jak rodzic, który powinien chronić i kochać swoje dziecko, może zrobić coś tak okrutnego.
Oczy Scotta przesunęły się z dziewczyny na starszego mężczyznę.
— Jeśli ci pomożemy, musisz przestać — powiedział surowo. Nie chciał, aby inni ludzie byli ścigani. — Nie możesz tak po prostu zamieniać ludzi w wilkołaki.
— Mogę, jeśli zechcą — Alfa powiedział nonszalancko.
— Powiedziałeś Isaacowi o Argentach? O byciu ściganym? — zapytał z niepokojem.
— Tak i to go nie powstrzymało.
— Więc jest idiotą! — Scott warknął, zastanawiając się, kto przy zdrowych zmysłach chciałby być ścigany dla władzy.
Isaac mógł poprosić o pomoc, każdy by mu uwierzył, gdyby powiedział coś o zamrażarce. Nawet jeśli nikt by mu nie wierzył, był pewien, że szeryf jakoś mu pomógł.
Alfa przewrócił oczami i spojrzał na niego.
— Widziałeś, co się stało z omegą. Ze mną nauczysz się korzystać ze wszystkich zmysłów. Ze mną uczysz się kontroli — chwycił go za nadgarstek, aby pokazać, zaczynające się wysuwać pazury Scotta. — Nawet podczas pełni.
Scott wyrwał rękę z jego uścisku.
— Jeśli będę z tobą, stracę ją — wymamrotał, zerkając na Imogen, która była zajęta przyglądaniem się otaczającym ich rzeczom.
— I tak ją stracisz — Nigdy nie słyszał o spotkaniu czarownicy lub wilkołaka. Wiedział też, że czarownice odmawiają przebywania z nimi, ponieważ wilkołaki były w ich mniemaniu niestabilnymi stworzeniami. — Wiesz to.
Scott nie lubił myśleć w ten sposób, nie chciał w to wierzyć. Gdy Derek zaczął odchodzić, zawołał go.
— Czekaj. Nie jestem częścią twojego stada. Ale chcę mu pomoc.
Derek spojrzał na niego zaciekawiony.
— Dlaczego? — zapytał. — Bo jest jednym z nas?
— Bo jest niewinny — powiedział bez ogródek i szczerze, gdy Derek opuścił dom Laheyów, gotowy do ratowania swojej bety.
— Jak myślisz, dlaczego mi nie powiedział? — zapytała nagle Imogen, wpatrując się w zamrażarkę z obrzydzeniem i gniewem. — To znaczy, wiem, że nie mogę nawet pojąć, przez co przeszedł, ale pomogłabym mu.
Scott podszedł do niej.
— Wydaje mi się, że myślał, że potrafi o siebie zadbać — powiedział cicho. — Nie powinnaś się obwiniać.
— Wiem, ale żałuję, że mi nie powiedział — wymamrotała, chcąc tylko wyciągnąć Isaaca z więzienia, uściskać go i powiedzieć, że nadal będzie przy nim. Nawet jeśli był teraz betą Dereka, któremu nie ufała. Zdawała sobie sprawę, że okłamał Scotta, że istnieje lekarstwo na likantropię tylko po to, by w końcu poderżnąć gardło Peterowi.
— A tak przy okazji, kim była ta dziewczyna, z którą przyszłaś na chemię? — zapytał, decydując się na zmianę tematu, żeby nie wyglądała już tak smutno, kiedy zaczął wyprowadzać ją z piwnicy i weszli po schodach.
Jej oczy zabłysły.
— O! To nowa ma na imię Lia Davis — powiedziała, nagle podekscytowana perspektywą przyjaźni z inną czarownicą. — Zgadnij co?
Widząc, jak jej niebieskie oczy rozświetlają się, uśmiech na jego twarzy się pojawił.
— Co?
— Jest czarownicą tak jak ja i pomoże mi nauczyć się rzucać więcej zaklęć — odparła podekscytowana.
To go zaskoczyło.
— To wspaniale — widział, ile to dla niej znaczyło. Oznaczało to również, że nauczy się stawać silniejsza, tak jak on z niechęcią miał uczyć się więcej od Dereka.
— Tak, i... — Jej głos załamał się, westchnienie wyrwało się jej z ust, gdy spojrzała na stworzenie przed nimi.
Scott natychmiast stanął przed nią, wydając groźne warczenie. Stworzenie wyszło dalej z cienia, było jak gad z długim ogonem i syczało na nich. Przyglądał im się przez chwilę, po czym szybko wyszedł, przebijając się przez drzwi.
— Co to było do cholery? — odetchnęła w szoku.
Scott wyglądał na równie oszołomionego tym, co zobaczył. Mógł zaakceptować istnienie wilkołaków i to, że jego dziewczyna była czarownicą, ale nie miał pojęcia, co to było. Miał wrażenie, że wszystko zaczyna się pogarszać.
— Nie wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro