Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Rozdział 19

Odpuszczenie

━━━

Kiedy dotarli na miejsce, zastali Dereka, Petera i Isaaca.

— Dlaczego nie próbowaliście go powstrzymać? — zażądał Stiles, gdy jego brązowe oczy spojrzały na przyjaciela trzymającego kobietę z pazurami przy jej gardle. Prawie zwymiotował, kiedy zobaczył jej rany i poszarpane ciało.

— Rozerwie jej gardło, jeśli się zbliżymy. — Derek wymamrotał, patrząc na młodego mężczyznę. Martwił się, że może zrobić coś, co raz na zawsze zmieni jego życie.

Imogen wpatrywała się w miłość swojego życia, warcząc na kobietę pod nim, która starała się od niego uciec. Mimo że była ranna, nadal próbowała walczyć.

Omar wyglądał, jakby zamierzał użyć magii, by powstrzymać Scotta, ale niebieskooka machnęła ręką, całkowicie zatrzymując go.

— Co ty robisz? — syknął, próbując iść za nią, ale został zablokowany. Był zszokowany, że była w stanie użyć magii tak szybko. Bariera nie pozwalała im też zajrzeć do środka, więc nie wiedzieli, co się dzieje.

— Niech się tym zajmie. — powiedział Peter, żałując, że nie widzi, co się dzieje.

Omar potrząsnął głową.

— Ona pozwoli mu ją zabić.

— Naprawdę myślisz, że zrobiłaby to Scottowi? — zakpił wilkołak. — Ona taka nie jest.

Omar zacisnął pięści, ale milczał.

Wewnątrz bariery Imogen przykucnęła obok Scotta, który mocniej ścisnął gardło Monroe.

— Zrób to. Zabij ją. — zauważyła, że jego ręka drga i uśmiechnęła się gorzko. — Przynajmniej tak chciałabym móc powiedzieć. Zabicie jej niczego nie zmieni. Od tamtej nocy przechodzę przez wszystkie etapy żałoby... — przerwała na chwilę. — Chociaż biorąc pod uwagę, to jak się zachowuje, gównianie mi idzie.

Jego ręka pozostała na gardle kobiety.

Po prostu jestem taki zły.

Słyszała, jak mówił przez ich więź.

— Wiem. Myślisz, że zabicie jej złagodzi ból, ale tak się nie stanie. Może przez krótką chwilę poczujesz, że wszystko jest lepsze, ale z czasem... Przypomnisz sobie, co straciłeś. Zabiłam Sylvię, ale i tak nie czuje się lepiej. — westchnęła. — Nie zabijaj jej. To zabierze część ciebie, której już nigdy nie odzyskasz.

Nie obchodzi mnie, czy stracę status alfy.

— Ale mnie to obchodzi. —wyznała miękko. — Nie chodzi o to, że jesteś alfą, ale jeśli ją zabijesz, stracisz część siebie, której już nigdy nie odzyskasz. Poza tym jej śmierć nie przywróci naszego dziecka ani Deucaliona. Nadal możemy ją ukarać w inny sposób. — pokazała mu przez ich więź, co przygotowała dla Monroe. Scott uspokoił się tym, co zobaczył.

Wypuścił kobietę, która jęczała z bólu. Jego czerwone oczy wróciły do ​​normalnego brązu i spojrzał na Imogen ze łzami w oczach.

— Zamierzasz to zrobić teraz?

Skinęła głową. Odwróciła rękę i pojawił się zegarek. Ten sam, którego wcześniej użyła do uwięzienia Theo, tylko że tym razem będzie wyjście. Jej spojrzenie przesunęło się na Monroe. Wokół kobiety powstała jasnozielona aura, która zamknęła jej ranę, ale nadal nie była w stanie się poruszyć.

— C-co zamierzasz ze mną zrobić? — Kobieta zachrypiała, czując się przytłoczona całą sytuacją.

Imogen wpatrywała się w nią bez wyrzutów sumienia, gdy mówiła:

— Spędzisz resztę życia z ludźmi, których uważasz za potwory. — Wiedziała, że ta kobieta była po prostu przepełniona czystą nienawiścią i nie czuła winy za swoje czyny. — Nigdy nie zaznasz spokoju i nigdy się nie wydostaniesz. Nie ma dla ciebie odkupienia.

Monroe błagała swoje ciało, by się poruszyło, gdy dziewczyna zaczęła wypowiadać zaklęcie i poczuła, jak jej ciało zaczyna płonąć. Zamknęła oczy i krzyknęła. Kiedy je otworzyła, była z powrotem na parkingu, ale nie było tam ani Imogen, ani Scotta. Znowu mogła się ruszyć i natychmiast wstała. Zesztywniała, słysząc warczenie. Odwróciła się i zobaczyła potwora, który pierwszy ją zaatakował. To była Bestia. Usłyszała kolejne warczenia i zobaczyła więcej stworzeń wychodzących z mroku nocy. Krzyknęła.

Kiedy Monroe odeszła, Imogen ścisnęła mocno zegarek, niszcząc go, aby nie było drogi ucieczki. Spojrzała na Scotta, który już na nią patrzył. Podeszła do niego, ignorując fakt, że ich przyjaciele wciąż byli poza barierą.

— Przepraszam, że cię ignorowałam. — wymamrotała speszona. — Nie poradziłam sobie dobrze z tym, co się stało.

Łzy wypełniły jej oczy, kiedy chłopak objął ją ramionami, mocno przytulając. Jego twarz ukryła się w zgięciu jej szyi.

— Nie masz za co przepraszać. Potrzebowałaś przestrzeni, a ja nie chciałem cię zmuszać do mówienia. Też nie poradziłem sobie z tym dobrze, biorąc pod uwagę...

Pociągnęła nosem.

— Nie wiedziałam o dziecku i wiem, że wciąż jesteśmy za młodzi... Ale to niesprawiedliwe. — jęknęła, przytulając się bardziej do jego klatki piersiowej. — Życzyłabym sobie tylko...

— Wiem. — Alfa wymamrotał, a łzy spływały mu po policzkach.

Oboje płakali, trzymając się mocno, w końcu wypuszczając ból, który trzymali w sobie przez ten czas. Kiedy przestali, bariera opadła i powiedzieli przyjaciołom o tym, co stało się z Monroe.

Imogen podeszła do Petera, który stał z boku, podczas gdy wszyscy dzwonili do pozostałych, aby upewnić się, że myśliwi zostali zatrzymani.

— Wszystko w porządku? — zapytał z ulgą, widząc ją bez ran.

— To ja powinnam cię o to zapytać, tato. — odparła niebieskooka, odnosząc się do tego, że mężczyzna wcześniej został zamieniony w kamień. Ulżyło jej, widząc, że on i pozostali są cali.

Jego oczy rozjaśniły się.

— Tato?

Nie mówiła o nim w ten sposób od ferelnej akcji z Jeźdźcami Widmo.

Jej twarz zapłonęła.

— Już nie rób z tego takiej wielkiej sprawy. Jesteś moim ojcem, prawda? — wymamrotała, patrząc na Dereka, który do nich dołączył. — Dobrze cię widzieć, Derek.

— Ciebie też. — powiedział jej kuzyn, posyłając mały uśmiech, zanim się zamyślił. — Ale co z tymi, co dowiedzieli się o zjawiskach nadprzyrodzonych? Czy to naprawdę dobry pomysł, aby o tym wiedzieli? — Nie był pewien, czy czuje się komfortowo chodząc po mieście, z świadomością, że ludzie wiedzą, kim jest.

— Też się nad tym zastanawialiśmy. — powiedział Isaac, dołączając do nich wraz z pozostałymi. Zadzwonili do Melissy, która powiedziała, że pokonali łowców w szpitalu. Nawet szeryf zadzwonił, żeby powiedzieć o ludziach, którzy się dowiedzieli.

— Nie możecie rzucić zaklęcia, żeby zapomnieli? — spytała Malia, patrząc na Imogen i Omara, którzy nagle byli zaskoczeni skupieniem na nich uwagi.

Stiles wzdrygnął się na głośny dzwonek telefonu i wyciągnął go, widząc, że to tata. Odebrał.

— Tato, co się dzieje? — spojrzał na przyjaciół i zmarszczył brwi. — Co robi Parrish?

Wszyscy wymienili spojrzenia, zastanawiając się, co się dzieje z Parrishem.

Tymczasem Noah, który nagle się rozłączył, podążał za Parrishem, który nagle zaatakował go i zaczął paplać o tym, że to źle, że ludzie z Beacon Hills wiedzieli o nadprzyrodzonych stworzeniach. Wiedział, że to nie Jordan przemawiał, ale Piekielny Ogar. Szeryf podążył za swoim zastępcą, który zaprowadził go do Nemetonu, który nagle stanął w płomieniach. Mężczyzna wzdrygnął się, gdy z jego zastępcy wystrzeliła seria ognia. Dziwne było to, że ogień go nie spalił. Kiedy spojrzał na Jordana, młody człowiek leżał na ziemi.

Wracając do reszty, byli zaskoczeni wybuchem ognia. Melissa była zaskoczona, widząc, że niektóre z pielęgniarek teraz nie pamiętają, co się stało. Wyglądało na to, że ludzie, którzy nie mieli złych zamiarów, nie byli już świadomi istnienia istot nadprzyrodzonych. Ludzie, którzy próbowali ich zabić, wydawali się myśleć, że oszaleli.

Wyglądało na to, że Piekielny Ogar, który krył się w Parrishu wziął na siebie ochronę nadprzyrodzonych przed ludźmi, którzy wyrządziliby im krzywdę, gdyby się dowiedzieli. A ponieważ ludzie zginęli, Rafael nie miał innego wyjścia, jak aresztować osoby za to odpowiedzialne.

─────

Minęło kilka dni, a wszystko wydawało się wracać do normy. Nikt nic nie pamiętał poza nadprzyrodzonymi i ludźmi, których Piekielny Ogar uznał za godnych pamiętania. Jednym z nich, co zaskakujące, jest Noah. Jackson, Aiden i Ethan wrócili do Londynu. Brett i Lori byli również bez większych problemów wrócili do szkoły.

Imogen głęboko spała obok Scotta w swoim dawnym pokoju. Planowali wrócić do mieszkania za tydzień, ponieważ chcieli spędzić czas z przyjaciółmi i rodziną, zanim wszyscy rozejdą się. Chociaż nie była świadoma tego, co się z nią działo, gdy wstała z łóżka, zostawiając Scotta samego.

Obudziła się gwałtownie i ze zdziwieniem znalazła się z powrotem w starym domu, który należał do rodziny jej matki. Było to również miejsce, w którym zginęła. Wstała, drżąc od lekkiego wiatru. Czuła się nieswojo z powodu tego, że miała na sobie tylko koszulkę i szorty Scotta. Była również zdezorientowana, dlaczego tu była.

— Dlaczego tu jestem? — zapytała, wiedząc, że prawdopodobnie to sprawka przodków.

— Bo chcieliśmy porozmawiać.

Obróciła się i znalazła swoją babcię tak wyraźną, jak za dnia. Rzuciła jej ostrożne spojrzenie.

— Dlaczego? Nie żebym nie była wdzięczna za pomoc, ale czego ode mnie chcesz?

Babcia obdarzyła ją miłym uśmiechem.

— Jestem pewna, że ​​to poczułaś. Ta moc, którą wyczuwasz w sobie, pochodzi z Anuk-Ite. Cały ten strach, który pochłaniał przez tygodnie, zamienił się w magię, którą przyjęłaś, gdy został zniszczony. To dlatego jesteś w stanie z łatwością wykonywać magię.

— Czy stanie mi się coś złego? — zapytała, nagle zaniepokojona, że ​​może kogoś skrzywdzić lub siebie.

— To za dużo mocy nawet dla ciebie. Musisz ją wkrótce uwolnić, bo inaczej zacznie cię niszczyć od środka. — Stara kobieta zerknęła w bok, najwyraźniej mogąc coś usłyszeć.

Imogen zamrugała, niepokój zalał jej ciało.

— Więc co mam zrobić?

— Najpierw chciałabym cię przeprosić za ignorowanie cię po tym, jak wróciłaś jako pół wilkołak. — Jej babcia przerwała. — To nie było w porządku, żeby tak cię unikać. Dlatego, chociaż zwykle to jest coś, co robimy, zdecydowaliśmy, że dzięki mocy Anuk-Ite w tobie i nas będzie to możliwe bez konsekwencji.

Jej brwi zmarszczyły się w zmieszaniu.

— Co zrobić?

Babcia uśmiechnęła się do niej, ale nie odpowiedziała na jej pytanie.

— Po prostu trzymaj mnie za ręce i powtarzaj za mną.

Imogen była zdezorientowana, ale zaufała swojej babci. Wzięła ją za ręce, nieco zaskoczona, że ​​ją wyczuła i powtórzyła za nią.

Moc w jej wnętrzu powoli znikała i znów czuła się prawie normalnie.

— I co teraz? — zapytała, zastanawiając się, jakie zaklęcie rzuciła.

— Teraz żyjesz. — powiedziała Renee, jej oczy były smutne i wyglądała na szczęśliwą. — A jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować naszej pomocy, nie wahaj się zapytać. — To były jej ostatnie słowa przed zniknięciem, zostawiając Imogen samą.

Hybryda zadrżała na wietrze i objęła się ramionami.

Scott! — Krzyknęła przez ich więź i wyczuła, że ​​się obudził i zaczął jej szukać. — Scott. Nic mi nie jest, ale musisz po mnie przyjść. Jej oczy błysnęły na brak stroju. — I weź kurtkę.

─────

Później tego dnia Imogen była w kuchni, wyjmując chińskie dania na wynos, które zamówili. Chociaż wciąż nie miała pojęcia, co oznaczało zaklęcie, które rzuciła jej babcia, postanowiła po prostu kontynuować swój dzień. Scott był zmartwiony, ale ufał jej osądowi.

Poinformowała go również, że postanawia zmienić kierunek. Jej początkowy plan był taki, że chciała zostać nauczycielką dla młodszych dzieci. Zrobiła to, bo przypomniała sobie pewną nauczycielkę, która była dla niej życzliwa po śmierci matki. Nie traktowała jej z litością ani nie zmuszała do mówienia, jak to robili inni nauczyciele.

Ale chociaż podobał jej się pomysł, przez ostatnie kilka dni naprawdę się nad tym zastanawiała i postanowiła zmienić kierunek. Nie była pewna, jakie to będzie trudne, ale miała nadzieję, że będzie w stanie to zrobić.

Kiedy powiedziała mu, że chce zostać lekarzem, był zaskoczony. Postanowiła pracować, aby zostać chirurgiem. Wiedziała, że ​​miną lata, zanim w końcu dostanie się do pracy w szpitalu, ale chciała to zrobić. Scott popierał jej decyzję.

Jej oczy przesunęły się na jedzenie i poczuła lekkie mdłości.

— Scott, jedzenie gotowe! — zawołała, dziś wieczorem byli tylko oni. Stiles był z Lydią, Omar z Allison, Malia poszła z Isaaciem do centrum handlowego, a Brett i Lori dołączyli do nich, podczas gdy Liam był z Theo.

— Idę! — Zawołał, szukał filmu do obejrzenia w salonie.

Dzwonek do drzwi sprawił, że odłożyła talerz z jedzeniem i podeszła do drzwi, zastanawiając się, kto to może być. Mdłości narastały, gdy sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi. Stały tam trzy osoby, których nie widziała od tak dawna.

Zapadła cisza, która ogarnęła ich, zanim Imogen nagle zwymiotowała u ich stóp. Scott wybiegł, słysząc, jak zwymiotowała i zamarł w miejscu, gdy zobaczył Bena, Violę i Grace stojących tam. Żywych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro