Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Rozdział 18

Ich Głosy

━━━

Scott poczuł, jak paranoja, powoli zaczęła z niego spływać, co oznacza, że Anuk-Ite jest po drugiej stronie szkoły. Miał nadzieję, że nikt nie osądzi za dokonany przez niego wybór.

Powinien pójść za Anuk-Ite i zostawić Monroe komuś innemu, ale zdecydował - już podążał za jej zapachem. Powinien zostać z Isaaciem i Derekiem, ale zamiast tego pozwalał, aby cały smutek i gniew, które tłumił, zaczęły się uwalniać z każdym jego krokiem.

Dawał tej kobiecie szansę za każdym razem, by przestała, ale tego nie zrobiła. Ludzie zginęli z powodu jej działań.

─────

— Ukrywasz się w bibliotece, Imogen? — Odbił się szyderczy głos kogoś, kogo miała nadzieję nigdy więcej nie usłyszeć.

Anuk-Ite był dobry w naśladowaniu nawet głosów kogoś, kto nie żył. Prawdopodobnie był w stanie dostać się do jej głowy, bo widział jej lęki.

— Chowasz się przede mną? Myślisz, że możesz ze mną walczyć, ale nie możesz — Sylvia odezwała się złośliwym tonem. — Twoi przyjaciele odeszli. Zobaczyli moją twarz i to doprowadziło ich do szaleństwa. Odeszli przez ciebie. Zawiodłaś ich. Zawiodłaś wszystkich.

Imogen upewniła się, że jest odwrócona plecami, gdy przechodziła do różnych półek, zastanawiając się, jakiego zaklęcia użyć, próbując zignorować jej głos. Stworzyła w dłoni kulę ognia, przygotowując się do jej rzucenia.

— Szczególnie mnie — Rozbrzmiał głos Lii.

Słowa ugrzęzły w gardle niebieskookiej, gdy zaklęcie ognia osłabło.

— Nie byłam złym człowiekiem. Próbowałam tylko uratować moją rodzinę i skończyłam martwa przez twoją ciotkę.

Imogen zadrżała.

— Nie wiedziałam — Znów usłyszała trzask karku Lii, który został złamany. Wbiła paznokcie w dłoń, próbując odepchnąć wspomnienie, które wciąż ją prześladowało.

— Oczywiście, że nie. Byłaś zbyt zajęta byciem zakochaną w Scottcie — Lia wypluła z nienawiścią. — Ale kiedy kogoś stracisz, możesz się zemścić. Moja rodzina została zabita. Ja zostałam zabita. Czy kiedykolwiek mnie opłakiwałaś?

Hybryda zadrżała w miejscu, nic nie mówiąc. W chwili jej śmierci czuła się winna, ale część niej miała pretensje do blondynki za to, że ją wykorzystała i to sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej winna. Nie wspominając o tym, że sama umarła i wróciła z jednym członkiem rodziny mniej.

— P-przepraszam — Imogen wymamrotała ze łzami w oczach.

— A co ze mną? — powiedziała Grace, powodując, że zesztywniała — Poświęciłam się, żebyś ty nie musiała. Umarłam i przez ciebie Ben też umarł.

Głos się zmienił.

— Wszyscy giną przez ciebie — Zabrzmiał zniesmaczony ton należący do Violi, na co jęknęła.

— Nie powinnaś była się urodzić — powiedział pogardliwie Ben.

— Zamknij się! — Imogen zamknęła oczy, wystrzeliwując w jego stronę kulę ognia i zaczęła walczyć, wiedząc, że bez wzroku jest w gorszej sytuacji. — Przestań! — błagała, nie chciała słyszeć o ludziach, których zawiodła.

─────


Monroe wyszła na zewnątrz i poczuła, jak jeżą jej się włoski na karku. Ktoś ją śledził. Odwróciła się i zaczęła strzelać, mając nadzieję, że zabije to, co za nią podążało. Zauważyła czerwone oczy i cmoknęła z gniewu językiem.

Była zła, że ​​to przegapiła. Scott powinien umrzeć. Jej oczy wyostrzyły się, gdy ponownie próbowała go zastrzelić, tylko że poruszał się zbyt szybko i był dobry w ukrywaniu się poza jej zasięgiem wzroku.

Bawił się z nią.

─────

— Dlaczego? Nie lubisz słyszeć prawdy? — Sylvia drażniła się ponuro. — Pozwalasz umrzeć każdej osobie, którą kochasz. — Imogen wzdrygnęła się na jej drwiny i próbowała zaatakować, ale chybiła — Śmierć Scotta to tylko kwestia czasu. Już pozwoliłaś umrzeć swojemu nienarodzonemu dziecku.

To spowodowało, że Imogen wydała wrzask, który wysłał z niej wybuch magii, przewracając Anuk-Ite. Wstała, oddychając ciężko, gdy nagle poczuła się bardziej zła niż przestraszona.

— Nie wspominaj więcej o moim dziecku.

— Och, czy trafiłam w punkt? — zadrwiła Sylvia.

Imogen użyła magii, by utrzymać go w miejscu przed rzuceniem na stoły.

— Zamknij się już! — warknęła z zamkniętymi oczami. Utworzyła w dłoniach kule ognia i rzuciła nimi, delektując się okrzykami bólu, które wypuściła istota.

Teraz po prostu musiała go zabić lub jakoś powstrzymać. Anuk-Ite próbował wstać i odejść, ale został zatrzymany przez ścianę ognia.

— Nie wyjdziesz. Zatrzymam cię w ten czy inny sposób i ratuję wszystkich.

─────

Scott naprawdę cieszył się powoli narastającym strachem na jej twarzy, gdy krążył wokół niej.

To ona wyszła na parking, myśląc, że będzie bezpieczna, ale tak naprawdę dało mu to tylko więcej miejsc do ukrycia. Skończyły się jej kule i miała przy sobie tylko nóż. Z łatwością mógłby ją obezwładnić.

— Daj spokój! Zaatakuj mnie! Pokaż mi, jakim możesz być potworem! — zadrwiła. — Musisz być zły po tym, co zrobiłam Deucalionowi! — Alfa zesztywniał, przypominając sobie umierającego wilkołaka — Albo, jak moi ludzie zastrzelili twój dom. Na pewno musisz się tym denerwować!

Scott warknął, a jego myśli przemknęły przez do jego matki leżącej na ziemi, ojca zabieranego przez karetkę. Potem zobaczył pusty wyraz twarzy Imogen w szpitalnej sali i wiadomość, którą przekazała mu matka. Ich utracone dziecko.

Jego oczy zalśniły czerwienią i rzucił się na kobietę.

─────

Imogen była zaskoczona przytłaczającą falą magii, która nagle przepłynęła przez jej ciało. Skupiła się na mocy.

To byli przodkowie.

Słyszała ich, jakby byli obok niej, prowadząc ją. Kazali jej otworzyć oczy, a ona im ufała.

Gdy mówiła razem z nimi, wokół jej dłoni pojawiła się jasnofioletowa poświata, a fioletowy odcień otaczał Anuk-Ite, który zaczął krzyczeć w agonii. Fioletowa aura stawała się coraz jaśniejsza i nagle całe ciało istoty rozpadło się w pył, który zniknął. Zupełnie tak, jakby nic tam nie było.

Cisza w bibliotece była ogłuszająca i Imogen odetchnęła, zauważając, że nie jest zmęczona.

Czuła się, jakby wciąż kipiała magią, mimo że przodkowie odeszli. Prawie pogodziła się z ignorancją z ich strony, ale teraz była zdezorientowana, dlaczego zdecydowali się jej pomóc.

Czy to dlatego, że była jedyną osobą, która kontynuowała linię rodziny?

Ale to nie miałoby sensu, ponieważ Malia była... Och, racja. Została przemieniona w kamień. Pomyślała, że ​​przodkowie prawdopodobnie po prostu się martwili.

— Cholera jasna, to było niesamowite?

Podskoczyła, odwracając się do wejścia do biblioteki, gdzie stał Stiles, trzymając mały słoik.

— Stiles? — zamrugała, zastanawiając się, dlaczego tu był.

Co było w tym słoiku?

Nadal był zachwycony tym, co właśnie zobaczył. To było prawie jak magia. Ogarnął się, przypominając sobie, że to była magia. Zawsze był zdumiony, kiedy widział, jak używa magii.

— Kiedy się tego nauczyłaś? To znaczy, przyniosłem popiół górski, bo wszyscy uznali, że to dobry sposób zabicie Anuk-Ite, ale to, co zrobiłaś, było zdecydowanie o wiele fajniejsze.

— Uch, dzięki. Przodkowie po prostu pojawili się i mi pomogli — wymamrotała.  Oboje wzdrygnęli się, gdy usłyszeli zbliżające się kroki. — Stań za mną.

— Nie musisz mówić dwa razy — mruknął Stiles, mając do obrony tylko słój popiołu.

Oboje westchnęła z ulgą, kiedy zobaczyli, że to Malia i Lydia. Truskawkowa blondynka podeszła do Stilesa i uderzyła go w klatkę piersiową, powodując, że spojrzał na nią z zaskoczeniem.

— Ała. A to za co?

— Za to, że się martwiłam — Lydia wymamrotała, obawiając się najgorszego, kiedy nie widziała go podczas poszukiwań z Malią.

Stiles zagruchał na jej niepokój, na co pacnęła go w dłonie, gdy próbował poklepać ją po włosach.

— Wszystko w porządku? — spytała Malia Imogen, wyglądając na zaniepokojoną, że może zostać zraniona.

Imogen spojrzała na nią i nagle objęła ją ramionami.

— Tak się cieszę, że nic ci nie jest — powiedziała, mocno przytulając kuzynkę.

Kojotołaczka oddała przytulasa, nie zwracając uwagi na nagłe uczucie. Kiedy się odsunęli, spojrzała na nich.

— Więc gdzie są wszyscy inni?

— Chyba słyszałam, jak Peter i Derek wychodzili na zewnątrz z Isaaciem — powiedziała Malia, przypominając sobie, że kiedy ona i Lydia biegły korytarzem, była w stanie słyszeć swojego chłopaka z oddali.

— Tutaj jesteś! Imogen, musisz iść z nami. Teraz! — Allison wydyszała, podbiegając z Omarem.

Postanowiła zignorować przelotny przebłysk żalu, który czuła, widząc, jak jej ciotka zamęczała Gerarda na śmierć, zanim została postrzelona.

Allison najpierw chciała skupić się na przyjaciołach i później poradzić sobie ze swoim żalem. Jej tata wybrał się do szpitala, aby znaleźć Melissę, a ona przyjechała szukać przyjaciół.

Hybryda spojrzała na nią zdezorientowana.

— Dlaczego?

— Scott. — powiedział Omar, wyglądając na wstrząśniętego. — Poszedł za Monroe i obecnie próbuje ją zabić.

Usłyszała gwałtowny wdech Stilesa i sapnęła, nagle czując, że jej więź ze Scottem powoli powraca. Była zaskoczona ilością wściekłości, którą czuł i jego myśli o tym, jak sprawić, by Monroe najbardziej cierpiała przed ostatecznym ciosem.

Nie zawahała się pobiec, by go znaleźć, słysząc, jak jej przyjaciele podążają za nią.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro