Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Rozdział 12

Czerwone Oczy

━━━

W końcu udało im się znaleźć pustą, otwartą salę, która okazała się pracownią chemiczną. Kiedy weszli do środka, Imogen odsunęła rękę od Scotta. Nagle poczuła dziwną ciemność i nie mogła się pozbyć tego uczucia.

Scott starał się nie czuć zbytnio zraniony zachowaniem swojej dziewczyny, więc spojrzał na niebieskookiego sportowca. 

— Jackson, ile osób może zmieścić się w twoim samochodzie?

Chłopak zmarszczył brwi. 

— Pięć, jeśli ktoś usiądzie na czyjeś kolana.

— Pięć? — Allison skrzywiła się. — Imogen i ja ledwo zmieściliśmy się z tyłu.

Brunetka potwierdziła skinieniem głowy, ale nic nie powiedziała, gdy spojrzała na drzwi, czując dyskomfort.

Stiles westchnął. 

— To nie ma znaczenia. Nie wyjdziemy bez zwrócenia na siebie uwagi.

— A co z tym? — Scott wskazał na drzwi, które znalazł. — Prowadzą na dach. W ciągu kilku sekund możemy zejść schodami przeciwpożarowymi na parking.

— Zamknięte. — mruknął Stiles.

— Woźny ma klucze.

— Masz na myśli, że jego martwe ciało ma.

— Mogę je zdobyć. — Scott zniżył głos, żeby tylko przyjaciel mógł go usłyszeć. — Mogę go znaleźć po zapachu krwi.

— Cóż... Rany, to brzmi jak niesamowicie okropny pomysł. — powiedział nagle Stiles. — Co jeszcze zaproponujesz, cymbale?

Scott potrząsnął głową. 

— Zdobędę klucze.

Słysząc plan chłopaka, Imogen spojrzała na niego z niedowierzaniem. 

— Nie mówisz poważnie.

— Cóż, to najlepszy plan, jaki obecnie możemy mieć. — Scott powiedział cicho, widział, że dziewczyna boi się o niego. Nie chciał odejść, ale nie miał wyboru.  Ktoś musiał zmierzyć się z Alfą. — Ktoś musi zdobyć klucz, jeśli chcemy się stąd wydostać.

— Nie możesz wyjść tam bez broni. — Allison odezwała się, widząc, że chłopak nie ma czym się bronić.

Scott podniósł wskaźnik i zobaczył minę swojej dziewczyny. 

— Cóż, to lepsze niż nic. — powiedział w obronie.

Stiles skrzywił się. 

— Musi być coś lepszego...

— Jest. — Lydia rzuciła szafce obok znaczące spojrzenie.

— Co zrobimy? Oblejemy go kwasem, czy zanudzimy czytaniem regulaminu pracowni chemicznej? — zapytał sarkastycznie brunet.

— Nie. — uśmiechnęła się. — Możemy zrobić bombę zapalającą. Jest tam wszystko, czego potrzeba, aby zrobić samozapalny koktajl Mołotowa.

— Samozapalny...

— Koktajl Mołotowa. — skończyła i zobaczyła, jak wszyscy rzucają jej dziwne spojrzenia. Wzruszyła ramionami. — No co? Gdzieś to czytałam.

Stiles westchnął, wiedząc, że tylko udawała głupią. 

— Do tego też nie mamy klucza.

Jackson przewrócił oczami i stłukł szybę, wskazując na swoją dziewczynę, żeby wzięła to, czego potrzebowała.

Imogen zignorowała, gdy zaczęli pracować nad koktajlem Mołotowa, sama odciągnęła swojego chłopaka na bok. 

— Nie myślisz poważnie o tym, żeby wyjść tam samemu, prawda? — Nie chciała, żeby poszedł walczyć z mordercą. Martwiła się o niego. Może to było samolubne, ale nie chciała, żeby odszedł.

Jego mina złagodniała, widząc, jak jej oczy błyszczały od łez. 

— Nie możemy tak po prostu siedzieć i czekać, aż tata Stilesa sprawdzi swój telefon.

— Możesz umrzeć. — zwróciła uwagę. — Zabił trzy osoby.

— A my jesteśmy następni. — przypomniał jej miękko. — Ktoś musi coś zrobić.

— Ta osoba nie musi być tobą. Proszę, nie idź Scott. — błagała, trzymając go za ręce.

— Przepraszam. — mruknął cicho, składając delikatny pocałunek na jej czole, po czym podszedł do Lydii, która podała mu zlewkę. Spojrzał na nich, jego oczy spoczęły na swojej dziewczynie, która wpatrywała się w niego ze zranioną miną. — Zamknijcie za mną. — rozkazał, spoglądając na przyjaciela, który skinął głową.

Imogen zamknęła oczy, odwracając się od grupy, mając nadzieję, że ze Scottem wszystko będzie dobrze. Zignorowała płacz Allison w tle i kłótnię Jacksona z Lydią.

Chociaż martwiło ją, że był tam sam, rozumiała w pewien sposób, że chciał ich chronić i dać szansę na ucieczkę. Ale to nie powstrzymało niepokoju o jego bezpieczeństwo.

Jej oczy rzuciły się na drzwi i przygryzła dolną wargę. Miała wrażenie, że czas płynie zbyt wolno, gdy czekała, aż chłopak wróci.

Nagle rozległ się głośny zwierzęcy ryk, który praktycznie wstrząsnął całą szkołą. Było w tym coś nie tak.

W chwili, gdy pozwoliła sobie na tym skupić, uderzyło ją uczucie senności. A potem zemdlała, wpadając w otchłań ciemności.


────

Imogen znalazła się na korytarzu szkoły, natychmiast rozpoznając długi rząd szafek. Wciąż nie mogła pozbyć się tego mrocznego uczucia, które poczuła, gdy wstała. Kiedy szła korytarzem, miała poczucie niepokoju. 

— Halo?

Kiedy dotarła do końca korytarza, usłyszała warczenie. Odwróciła głowę i zamarła w miejscu, gdy ujrzała czworonożne stworzenie. Ale to nie wygląd ją przeraził. Miało jasne, czerwone, świecące oczy. Te same, które widywała za każdym razem, gdy dotykała kogoś nowego.

A może to dlatego, że byli w jakiś sposób połączeni z czerwonookim stworzeniem?

Nie miała wystarczająco dużo czasu, aby rozmyślać, ponieważ praktycznie patrzyła mu w oczy. I było prawie tak, jakby to także jej się przyglądało.

W jego oczach było coś mrocznego. To ją przerażało. Przełknęła ślinę, chcąc, żeby to zniknęło. Wtedy zdała sobie sprawę, że zwierzę może ją zobaczyć, bo wykonał groźny krok w jej kierunku. Jęknęła, cofając się o krok i sekundę później, szafki zaczęły się nagle otwierać.

Wydawało się, że to przestraszyło stworzenie, ponieważ cofnęło się, po czym rzuciło jej ostatnie spojrzenie i odbiegło.

Nagle poczuła zawroty głowy i ponownie zemdlała.


────

— Budzi się.

Oczy Imogen zatrzepotały, a jej wzrok był zamazany, gdy starała przyzwyczaić się do jasnego światła, które padało na jej twarz. 

— Co? — usiadła oszołomiona.

— Jak się czujesz?

Jej oczy spojrzały na mężczyznę przed nią z zatroskaną miną
i zwróciła uwagę na jego strój. Był ratownikiem medycznym. Przeczesała dłonią włosy, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest  już w szkole.

— W porządku. — wymamrotała, i spojrzała na zaparkowane samochody policji i przyjaciół, którzy stali razem. Przeszyło ją ukłucie zmartwienia, gdy nie znalazła Scotta. — Co się stało? Jak się wydostaliśmy?

— Szeryf otrzymał wiadomość od syna i zadzwonił po pogotowie na wszelki wypadek. — Zastępca szeryfa poinformował, słysząc jej pytanie, gdy podszedł do nich. — Według twoich przyjaciół zemdlałaś.

Jej brwi zmarszczyły się. 

— Tak? — Wtedy przypomniała sobie, co widziała i napięła się. — Więc znaleźli Dereka Hale'a?

— Niestety nie. — odpowiedział, zaciskając usta i marszcząc brwi. — Ale znaleźliśmy kilka otwartych szafek.

Oddech uwiązł jej w gardle, gdy przybrała fałszywą minę zakłopotania. 

— Och, to dziwne. — Mężczyzna skinął głową, a ona spojrzała na sanitariusza. — Mogę iść?

Widząc, jak kiwa głową, natychmiast zsiadła z łóżka i wyszła z karetki w chwili, gdy Jackson szedł w jej kierunku.

Posłał jej zatroskane spojrzenie. 

— Wszystko w porządku?

— Tak, wszystko okej. — zapewniła go.

— Naprawdę przestraszyliśmy się, kiedy nagle zemdlałaś. — powiedział, a potem zmarszczył brwi. — Chociaż to Stiles najbardziej panikował, mówiąc, że Scott go zabije, bo myślał, że umarłaś, czy coś.

Imogen nie mogła powstrzymać chichotu. 

— To zdecydowanie brzmi jak Stiles. — mruknęła, chociaż czuła się winna, że ​​zemdlała.

— Chciałem zapytać, czy chcesz podwózki? — zapytał. — Allison czeka na tatę, a ja podrzucę Lydię do domu.

— Nie, jest w porządku. — Imogen powiedziała cicho. — Zadzwonię do wujka, żeby po mnie przyjechał, ale znając go, prawdopodobnie już o wszystkim wie.

— Jesteś pewna? — Jackson zapytał delikatnie, na co skinęła głową. Spojrzał na Lydię, która posyłała mu niecierpliwe spojrzenie. Westchnął. — Muszę iść. Ale do zobaczenia w szkole?

— W porządku. — wymamrotała, machając mu na pożegnanie, gdy odchodził. Westchnęła, wyjęła telefon i zobaczyła dziesiątki wiadomości od wuja.

Wszystko zaczynając od paniki po wyrażanie zmartwienia o jej bezpieczeństwo i to, że był w drodze, by ją odebrać. Jej oczy wypełniły się ulgą, gdy zobaczyła Scotta z szeryfem i Stilesem.

Scott poczuł na sobie wzrok i spojrzał w górę, by zobaczyć swoją dziewczynę wpatrującą się w niego z drugiej strony parkingu z nieczytelną miną. Słyszał od Stilesa, że zemdlała w klasie wkrótce po tym, jak wyszedł, a część niego obwiniała się o to, że ją zestresował.

Wiedział nawet, że jest szansa, że ​​rzuci go za okłamywanie jej. Zdawał sobie sprawę z okropnych umiejętności kłamania, które posiadał. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie zakończy ich związku.

Zbyt zajęty paniką z powodu możliwości zerwania, nie zdawał sobie sprawy, że ona już stoi przed nim. Przynajmniej dopóki nie spojrzał i zobaczył jej stojącą przed nim z ulgą na twarzy. Natychmiast rzuciła się w jego ramiona i nie mógł powstrzymać się od westchnienia, czując jej zapach. Objął ją ramionami.

— Myślałem, że oszaleję. — mruknął cicho.

Imogen wysunęła się z jego ramion i spojrzała na niego ze zirytowaną miną, uderzając go w ramię. 

— Jestem na ciebie wściekła! — przerwała, wpatrując się w niego, gdy wymamrotał ciche „ała". — Ale cieszę się, że żyjesz. — wypuściła powietrze, gdy jej wyraz twarzy złagodniał.

— Przepraszam. — przeprosił, ponownie wciągając ją w ramiona.

Dziewczyna poddała się. Choć chciała zapytać, dlaczego kłamie całą noc, wiedziała też, że sama ma swoje sekrety.

— W porządku. Po prostu nie chcę myśleć o utracie kogoś, kogo kocham. — wyznała miękko.

Scott spojrzał na nią, jego brązowe oczy błyszczały uwielbieniem, gdy pochylił się i ją pocałował. Dźwięk klaksonu sprawił, że się odsunęli.

— Twój wujek już jest. — powiedział, widząc samochód, który zatrzymał się za nią. Poruszył się niespokojnie pod ostrym spojrzeniem, które posłał mu Ben.

— Muszę już iść. Pewnie przygotował godzinny wykład. — wymamrotała, przyglądając się wujowi, który wysiadał z samochodu. — Chyba zobaczymy się w szkole?

— Tak. — wymamrotał, posyłając jej ostatni uśmiech, zanim podeszła do wujka. Podskoczył, gdy poczuł uderzenie w ramię. — Co? — rzucił swojemu przyjacielowi spojrzenie.

Stiles spojrzał na niego zirytowany.  Słyszał ostatnie słowa, które powiedziała Imogen i prawdopodobnie oboje nawet tego nie zauważyli, ale był pewien, że między wierszami powiedziała, że ​​w pewien sposób kocha Scotta. Najwidoczniej był to bardzo subtelny sposób, ponieważ nie zwróciła uwagi na to, co powiedziała.

Postanowił więc tego nie poruszać. 

— Nic. Chciałem tylko zapytać, czy możemy już jechać?

Scott skinął głową. 

— Tak.


────

Imogen jęknęła, gdy wujek przyciągnął ją do uścisku. Nie mogła się powstrzymać przed oddaniem uścisku, gdzie znalazła pocieszenie. Ale pamiętała, co wydarzyło się w szkole.

— Musimy porozmawiać.

Ben dostrzegł jej minę i od razu wiedział, o czym chce rozmawiać. Z niechęcią skinął głową. Nie było już szans, by ukrywać to przed nią. Musiał jej powiedzieć prawdę.

Cóż, przynajmniej jakąś część prawdy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro