Rozdział 10
Rozdział 10
Miłość
━━━
— To ona.
Scott usłyszał głos swojego najlepszego przyjaciela, gdy tylko wyszli z klasy.
— Co masz na myśli? — Jego brązowe oczy błyszczały zmieszaniem.
Stiles spojrzał na niego, jakby to było oczywiste.
— To Imogen. — wyjaśnił. — Pamiętasz, co mi powiedziałeś, gdy była pełnia? Myślałeś o niej, prawda? O ochronie jej.
Scott pokiwał głową.
— No tak. — Wciąż nie rozumiał, do czego zmierza jego przyjaciel.
Stiles westchnął.
— Pamiętasz noc pierwszego meczu lacrosse? Mówiłeś, że słyszałeś jej głos.
— No tak.
Pamiętał każdą chwilę spędzoną ze swoją dziewczyną. Podobnie jak tuż przed końcem lekcji, powiedziała, że zamiast się uczyć, powinni gdzieś wyjść. Zgodził się, chociaż próbował ukryć strach, że Derek się dowie. Ale wiedział, że i tak nie może się od niej trzymać z daleka.
— Cóż, to właśnie sprowadziło cię z powrotem, żebyś się nie przemienił. A potem po meczu w szatni nie zabiłeś jej. — Stiles przerwał, zaciskając usta w cienką linię. — Przynajmniej nie tak, jak próbowałeś mnie zabić. — odchrząknął. — Ona sprowadza cię z powrotem do ludzkości. Tak właśnie myślę.
Scott nagle pomyślał o przypadku, kiedy jego pazury zaczęły wychodzić, gdy był z nią.
— Nie, nie, nie, to nie prawda. Dosłownie za każdym razem, gdy ją całuję lub... Lub dotykam...
Stiles przerwał mu, wiedząc, o czym myśli.
— Nie, to nie to samo. Jesteś tylko kolejnym nastolatkiem z burzą hormonów i myślącym o seksie, wiesz? — Kiedy obejrzał się, zobaczył głupkowaty uśmiech na twarzy przyjaciela. Powstrzymał się od uderzenia go. — Myślisz teraz o seksie z nią, prawda? — Był śmiertelnie ponury.
Scott spojrzał na niego z zakłopotaniem i potulnie skinął głową.
— Tak. Przepraszam. — otrząsnął się z obrazów jego i Imogen nagich razem.
Stiles prychnął, kręcąc głową.
— W porządku. Słuchaj, w klasie, kiedy trzymała cię za rękę, to było coś innego. Nie sądzę, żeby cię osłabiała. Myślę, że ona daje ci kontrolę. — Nastolatek zmarszczył brwi. — Jest trochę jak kotwica. — powiedział.
Scott skinął głową i zrozumiał przekaz swojego przyjaciela, dochodząc do jednego wniosku.
— Masz na myśli to, że ją kocham.
— Dokładnie.
Nastoletni wilkołak zamrugał kilka razy, gdy w końcu zarejestrował to, co powiedział na głos.
— Powiedziałem to na głos? — wymamrotał zarówno z niedowierzaniem, jak i z podziwem.
Stiles skinął głową, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego jego najlepszy przyjaciel znowu przybiera ten dziwny wyraz twarzy.
— Tak, właśnie to powiedziałeś.
— Kocham ją. — Scott odetchnął, a jego spojrzenie zmiękło na myśl o Imogen.
Myślał o tych dwóch słowach i ich znaczeniu. I może w głębi duszy czuł to już od dawna, ale wypowiedzenie tego na głos upewniło go. Był w niej zakochany. Kochał Imogen. Uśmiechnął się na tę myśl.
— To wspaniale. A teraz daj mi dokończyć...
— Nie, nie, nie, mówię serio. — podkreślił Scott. — Jestem w niej całkowicie zakochany.
— Cieszę się.
Stiles cieszył się szczęściem przyjaciela, ale nie sądził, żeby teraz był właściwy moment, by Scott uświadomił sobie, że kocha swoją dziewczynę. Zwłaszcza kiedy miał trzymać się od niej z daleka.
— A teraz, zanim napiszesz dla niej sonet, możemy to rozgryźć, proszę? Przecież nie możesz być przy niej cały czas.
Scott skinął głową, znowu będąc poważny. Chociaż psychicznie był podekscytowany myślą, że jest zakochany w Imogen Lewis.
— Tak, tak, tak. Przepraszam. Więc co mam zrobić?
Człowiek zacisnął usta w cienką linię, gdy myślał.
— Nie wiem. — przerwał. — Jeszcze.
Nastoletni wilkołak zauważył jego minę i zmarszczył brwi.
— O nie. Masz pomysł, prawda?
— Tak.
— Czy ten pomysł wpędzi mnie w kłopoty?
— Być może.
— Czy ten pomysł sprawi mi fizyczny ból?
— Tak, zdecydowanie. Chodź.
─────
Imogen wróciła do domu, podekscytowana możliwością spędzenia wieczoru ze Scottem. Wreszcie mogła go zabrać do siebie, a wujek nie byłby w stanie nic powiedzieć. Zwłaszcza że wczoraj był jej ostatni dzień uziemienia, czym była zachwycona.
Kiedy przekroczyła próg domu, była zaskoczona, kiedy prawie wpadła na wujka.
— Hej, wujku. — powitała go z uśmiechem na ustach.
— Hej, dlaczego tak się uśmiechasz? — zapytał, zanim zdał sobie sprawę i skrzywił się. — Nie.
— Za późno. — powiedziała z zadowoleniem, zanim mu przypomniała. — A poza tym od wczoraj jestem wolnym człowiekiem.
Ben zacisnął usta, patrząc na nią, zanim wydał ciężkie westchnienie.
— W porządku. Ale koniec z kłopotami w szkole. — odparł, rzucając jej surowe spojrzenie.
— Obiecuję. — rozpromieniła się.
Nagle żarówka nad nimi, która została użyta do oświetlania małego wejścia, wybuchła. Szkło migotało w świetle wpadającym przez okno w drzwiach.
— Czy ta żarówka właśnie wybuchła? — Imogen odetchnęła w szoku.
Ben wpatrywał się w szkło szeroko otwartymi oczami. Przełknął ślinę, spoglądając na swoją siostrzenicę. Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.
— Imogen, idź na górę. Ja to posprzątam.
— Jesteś pewny? Mogę posprzątać. — zaproponowała, nie kwestionując jego miny.
— Załatwię to. — odparł. — Teraz idź na górę. — powiedział nieco mocniej.
— W porządku. — Niebieskooka wymamrotała, po czym obeszła szkło i poszła na górę do swojego pokoju.
Gdy znalazła się w środku, jej oczy spoczęły na małym pluszowym wilku leżącym na jej łóżku i znów się uśmiechnęła. Rzuciła torbę na łóżko, zanim znalazła książkę, którą czytała wcześniej. Wróciła do strony, na której skończyła - dotyczyła czarownic.
Najwyraźniej istniała dobra magia i ciemna, która była oczywiście zła. Jej oczy błysnęły na różnego rodzaju zaklęcia, zioła i klątwy.
Westchnęła i spojrzała na swoją lampę na biurku. Poczuła to dziwne uczucie i pogrążyła się w myślach.
Odgłos pękającej żarówki sprawił, że podskoczyła.
Wstała z łóżka i zeszła na dół. Imogen usiadła na stołku, patrząc na wuja z niepewną miną. Chciała mu powiedzieć o kolejnej żarówce, ale coś w jego postawie sprawiło, że się zawahała.
— Wujku... Mam projekt z historii i muszę napisać coś o pochodzeniu i przeszłości naszej rodziny, a ponieważ nie wiem, kim jest mój ojciec... — spojrzała na niego. — Potrzebuję jakichkolwiek informacji o rodzinie z naszej strony, abym mogła je wykorzystać w projekcie. — przerwała. — Allison pisze o wilku, którego zabili jej przodkowie, a ja chcę napisać coś równie interesującego.
Mężczyzna zanucił, opierając się o blat kuchenny i spojrzał na nią.
— Cóż, nie ma nic ciekawego. — Chciał jej powiedzieć, ale zdecydował, że zamiast tego posłuży się aluzją. — zawsze mieszkaliśmy tutaj, w Beacon Hills. Kiedyś krążyły plotki, że nasza rodzina pochodzi od czarownic.
— Czarownic? — powtórzyła, przesuwając się podekscytowana na swoim miejscu. — Naprawdę?
— Tak. Twoja babcia, świętej pamięci, mówiła, że była jedną z nich, kiedy dorastałem. — powiedział miękko, starając się nie powiedzieć zbyt wiele.
— Babcia powiedziała, że jest czarownicą? — Imogen zapytała i spojrzała na niego zdezorientowana. — Czy to czyni cię czarodziejem?
— Nie. — Ben odpowiedział z uśmiechem. — Nie mam żadnych magicznych mocy.
Imogen bawiła się swoją bransoletką.
— Więc masz coś o naszej rodzinie, co mogłabym wykorzystać? To by naprawdę pomogło.
Ben zacisnął usta w cienką linię, próbując coś wymyślić. Nie chciał mówić jej więcej, niż było to konieczne. Chciał powoli wprowadzić ją w ten niebezpieczny świat. Jednak wiedział, że nie może utrzymać tego w tajemnicy zbyt długo.
— Będę musiał poszukać, ale jestem pewien, że mamy gdzieś rodzinną księgę wypełnioną wszystkimi naszymi przodkami.
— W porządku. Obym zdążyła do przyszłego piątku, bo to ostateczny termin. — odparła, a jej oczy spoczęły na zegarze. Była już osiemnasta. — Muszę wziąć prysznic i się ubrać, zanim Scott przyjdzie. — biegiem skierowała się na górę.
Mężczyzna wypuścił drżący oddech, o którym nie wiedział, że wstrzymuje.
Zerknął na obraz wiszący na ścianie, po drugiej stronie pokoju, przedstawiający Violę. Przypomniał sobie obietnicę, którą złożył i zamierzał jej dotrzymać. Nawet jeśli wiedział, że Imogen będzie na niego zła, kiedy się wszystkiego dowie.
Miał tylko nadzieję, że nie znienawidzi go, gdy odkryje prawdę.
─────
Imogen spojrzała na siebie w lustrze, stwierdzając, że jest zadowolona z wybranego przez siebie stroju.
— Więc, co myślicie? — zapytała, zerkając na ekran komputera, gdzie na kamerkach były Allison i Lydia.
— Świetnie wyglądasz! — Lydia uśmiechnęła się.
Allison również skinęła głową.
— Tak, ale powinnaś założyć tę skórzaną kurtkę.
— Och, racja. — Imogen zamrugała, podnosząc ubranie z łóżka.
Miała na sobie jasnoszarą koszulkę w połączeniu z podartymi czarnymi dżinsami i czarnymi botkami na niskim obcasie. Włożyła czarną skórzaną kurtkę i zakręciła się przed koleżankami.
— A teraz?
— Niesamowicie!
— Seksownie!
— On naprawdę na ciebie nie zasługuje. — dodała Lydia po krótkim namyśle.
Imogen zacisnęła usta.
— Cóż, bardzo kocham Scotta. — wypaliła.
Jej przyjaciółki wpatrywały się w nią z szeroko otwartymi oczami. Zielone oczy Lydii zabłyszczały rozbawieniem.
— O mój Boże! — wykrzyczała, widząc, jak brunetka wygląda na zdenerwowaną.
— Kochasz go?! — Allison spojrzała na nią zszokowana, ale też szczęśliwa.
Niebieskooka zamrugała, a jej policzki poczerwieniały.
— Kocham Scotta McCalla. — potwierdziła cichym pomrukiem, powtarzając te słowa ponownie, a jej serce zatrzepotało w piersi.
Właściwie pierwszy raz wypowiedziała te słowa na głos. Myślała o tym, że się w nim zakochała, ale nie spodziewała się, że to może być za wcześnie. Jednak spotykali się od września i minęło zaledwie kilka miesięcy.
Mimo wszystko wyrzuciła wszelkie wątpliwości, gdy niemal nie zemdlała z powodu faktu, że właśnie przyznała się do zakochania się w swoim chłopaku.
Musiała tylko znaleźć odpowiedni moment, żeby mu o tym powiedzieć.
─────
Imogen starała się nie przejmować faktem, że jej chłopak spóźnił się ponad dwadzieścia minut. Stała na zimnym powietrzu z lekkim grymasem na ustach, gdy czekała na swoim podjeździe. Dopiero co wyszła na zewnątrz, ale już czuła, że drży z zimna.
Kiedy miała wrócić do środka, zadzwonił jej telefon. Nadzieja, że to Scott z wymówką, dlaczego się spóźnił, zniknęła, gdy zobaczyła, że dzwoni Lydia. Odebrała, wypuszczając ciche westchnienie rozczarowania.
— Hej, Lyds. — przywitała się, starając się nie brzmieć na rozczarowaną.
— Lydia każe przekazać, że zaraz przyjedziemy po ciebie. — Jackson powiedział na drugiej stronie linii.
Imogen zacisnęła usta i westchnęła.
— Proszę, nie. — powiedziała cicho. — Przecież jeszcze przyjedzie. — sprawdziła telefon i zmarszczyła brwi. — To tylko 26 minut spóźnienia.
— Czy ty siebie słyszysz?! — wykrzyczała Lydia. — Teraz spóźnia się tylko 26 minut, a za miesiąc po pijaku pomyli cię z jakąś randomową suką. Otwórz oczy, Immy. Mówiłam, że na takiego wieśniaka nie zasługujesz.
— Okej, zignoruję ten mój pseudonim i proszę, nie przyjeżdżajcie. — błagała Imogen.
— Zaraz będziemy. — powiedziała Allison.
Niebieskooka zastanawiała się, dlaczego cała trójka poczuła się zmuszona przyjechać i sprawdzić, co u niej.
— Nie. — Była gotowa się kłócić, ale światła reflektorów przed nią sprawiły, że zamknęła usta.
— Za późno. — powiedziała Lydia, jej twarz była widoczna, gdy opuściła się szyba w samochodzie.
Jackson pochylił się i posłał jej zadowolony uśmiech.
— Lydia zawsze dostaje to, czego chce. Wsiadaj. Możemy zatrzymać się u niego i zobaczyć, czy jest w domu. — zasugerował.
— Proszę... — powiedziała Allison, wsuwając głowę między dwa siedzenia, by rzucić jej błagalne spojrzenie. Najwyraźniej chciała uciec od kłótni, którą Jackson i Lydia toczyli przed przyjazdem.
— Dlaczego przyjechaliście? — zapytała ciekawie Imogen. — Przecież nie musieliście.
— Nie musieliśmy, ale chcieliśmy. — stwierdziła Lydia.
— Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? — zapytała Allison, a Jackson skinął głową na jej słowa.
Serce Imogen urosło na ich słowa i szczere spojrzenia. Tak naprawdę nigdy nie miała przyjaciół z powodu częstych przeprowadzek. Ale właśnie teraz zdecydowali się przyjechać i upewnić, że wszystko z nią w porządku, co sprawiło, że była szczęśliwa.
Uśmiechnęła się do nich.
— Dobrze. — zgodziła się.
Właśnie wtedy zapiszczał jej telefon. Zobaczyła, że to wiadomość z nieznanego numeru, ale kiedy przeczytała wiadomość, wiedziała, że pochodzi od Scotta.
— Czy to ten głupi wieśniak z mądrym i logicznym wyjaśnieniem, dlaczego spóźnia się pół godziny? — zapytała Lydia.
— Nie do końca. — powiedziała cicho Imogen.
Podniosła telefon i pokazała im wiadomość, którą dostała.
Spotkajmy się w szkole.
PILNE!
- Scott
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro