Rozdział 12
Rozdział 12
Czerwone Oczy
━━━
W końcu udało im się znaleźć pustą, otwartą salę, która okazała się pracownią chemiczną. Kiedy weszli do środka, Imogen odsunęła rękę od Scotta. Nagle poczuła dziwną ciemność i nie mogła się pozbyć tego uczucia.
Scott starał się nie czuć zbytnio zraniony zachowaniem swojej dziewczyny, więc spojrzał na niebieskookiego sportowca.
— Jackson, ile osób może zmieścić się w twoim samochodzie?
Chłopak zmarszczył brwi.
— Pięć, jeśli ktoś usiądzie na czyjeś kolana.
— Pięć? — Allison skrzywiła się. — Imogen i ja ledwo zmieściliśmy się z tyłu.
Brunetka potwierdziła skinieniem głowy, ale nic nie powiedziała, gdy spojrzała na drzwi, czując dyskomfort.
Stiles westchnął.
— To nie ma znaczenia. Nie wyjdziemy bez zwrócenia na siebie uwagi.
— A co z tym? — Scott wskazał na drzwi, które znalazł. — Prowadzą na dach. W ciągu kilku sekund możemy zejść schodami przeciwpożarowymi na parking.
— Zamknięte. — mruknął Stiles.
— Woźny ma klucze.
— Masz na myśli, że jego martwe ciało ma.
— Mogę je zdobyć. — Scott zniżył głos, żeby tylko przyjaciel mógł go usłyszeć. — Mogę go znaleźć po zapachu krwi.
— Cóż... Rany, to brzmi jak niesamowicie okropny pomysł. — powiedział nagle Stiles. — Co jeszcze zaproponujesz, cymbale?
Scott potrząsnął głową.
— Zdobędę klucze.
Słysząc plan chłopaka, Imogen spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Nie mówisz poważnie.
— Cóż, to najlepszy plan, jaki obecnie możemy mieć. — Scott powiedział cicho, widział, że dziewczyna boi się o niego. Nie chciał odejść, ale nie miał wyboru. Ktoś musiał zmierzyć się z Alfą. — Ktoś musi zdobyć klucz, jeśli chcemy się stąd wydostać.
— Nie możesz wyjść tam bez broni. — Allison odezwała się, widząc, że chłopak nie ma czym się bronić.
Scott podniósł wskaźnik i zobaczył minę swojej dziewczyny.
— Cóż, to lepsze niż nic. — powiedział w obronie.
Stiles skrzywił się.
— Musi być coś lepszego...
— Jest. — Lydia rzuciła szafce obok znaczące spojrzenie.
— Co zrobimy? Oblejemy go kwasem, czy zanudzimy czytaniem regulaminu pracowni chemicznej? — zapytał sarkastycznie brunet.
— Nie. — uśmiechnęła się. — Możemy zrobić bombę zapalającą. Jest tam wszystko, czego potrzeba, aby zrobić samozapalny koktajl Mołotowa.
— Samozapalny...
— Koktajl Mołotowa. — skończyła i zobaczyła, jak wszyscy rzucają jej dziwne spojrzenia. Wzruszyła ramionami. — No co? Gdzieś to czytałam.
Stiles westchnął, wiedząc, że tylko udawała głupią.
— Do tego też nie mamy klucza.
Jackson przewrócił oczami i stłukł szybę, wskazując na swoją dziewczynę, żeby wzięła to, czego potrzebowała.
Imogen zignorowała, gdy zaczęli pracować nad koktajlem Mołotowa, sama odciągnęła swojego chłopaka na bok.
— Nie myślisz poważnie o tym, żeby wyjść tam samemu, prawda? — Nie chciała, żeby poszedł walczyć z mordercą. Martwiła się o niego. Może to było samolubne, ale nie chciała, żeby odszedł.
Jego mina złagodniała, widząc, jak jej oczy błyszczały od łez.
— Nie możemy tak po prostu siedzieć i czekać, aż tata Stilesa sprawdzi swój telefon.
— Możesz umrzeć. — zwróciła uwagę. — Zabił trzy osoby.
— A my jesteśmy następni. — przypomniał jej miękko. — Ktoś musi coś zrobić.
— Ta osoba nie musi być tobą. Proszę, nie idź Scott. — błagała, trzymając go za ręce.
— Przepraszam. — mruknął cicho, składając delikatny pocałunek na jej czole, po czym podszedł do Lydii, która podała mu zlewkę. Spojrzał na nich, jego oczy spoczęły na swojej dziewczynie, która wpatrywała się w niego ze zranioną miną. — Zamknijcie za mną. — rozkazał, spoglądając na przyjaciela, który skinął głową.
Imogen zamknęła oczy, odwracając się od grupy, mając nadzieję, że ze Scottem wszystko będzie dobrze. Zignorowała płacz Allison w tle i kłótnię Jacksona z Lydią.
Chociaż martwiło ją, że był tam sam, rozumiała w pewien sposób, że chciał ich chronić i dać szansę na ucieczkę. Ale to nie powstrzymało niepokoju o jego bezpieczeństwo.
Jej oczy rzuciły się na drzwi i przygryzła dolną wargę. Miała wrażenie, że czas płynie zbyt wolno, gdy czekała, aż chłopak wróci.
Nagle rozległ się głośny zwierzęcy ryk, który praktycznie wstrząsnął całą szkołą. Było w tym coś nie tak.
W chwili, gdy pozwoliła sobie na tym skupić, uderzyło ją uczucie senności. A potem zemdlała, wpadając w otchłań ciemności.
─────
Imogen znalazła się na korytarzu szkoły, natychmiast rozpoznając długi rząd szafek. Wciąż nie mogła pozbyć się tego mrocznego uczucia, które poczuła, gdy wstała. Kiedy szła korytarzem, miała poczucie niepokoju.
— Halo?
Kiedy dotarła do końca korytarza, usłyszała warczenie. Odwróciła głowę i zamarła w miejscu, gdy ujrzała czworonożne stworzenie. Ale to nie wygląd ją przeraził. Miało jasne, czerwone, świecące oczy. Te same, które widywała za każdym razem, gdy dotykała kogoś nowego.
A może to dlatego, że byli w jakiś sposób połączeni z czerwonookim stworzeniem?
Nie miała wystarczająco dużo czasu, aby rozmyślać, ponieważ praktycznie patrzyła mu w oczy. I było prawie tak, jakby to także jej się przyglądało.
W jego oczach było coś mrocznego. To ją przerażało. Przełknęła ślinę, chcąc, żeby to zniknęło. Wtedy zdała sobie sprawę, że zwierzę może ją zobaczyć, bo wykonał groźny krok w jej kierunku. Jęknęła, cofając się o krok i sekundę później, szafki zaczęły się nagle otwierać.
Wydawało się, że to przestraszyło stworzenie, ponieważ cofnęło się, po czym rzuciło jej ostatnie spojrzenie i odbiegło.
Nagle poczuła zawroty głowy i ponownie zemdlała.
─────
— Budzi się.
Oczy Imogen zatrzepotały, a jej wzrok był zamazany, gdy starała przyzwyczaić się do jasnego światła, które padało na jej twarz.
— Co? — usiadła oszołomiona.
— Jak się czujesz?
Jej oczy spojrzały na mężczyznę przed nią z zatroskaną miną
i zwróciła uwagę na jego strój. Był ratownikiem medycznym. Przeczesała dłonią włosy, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest już w szkole.
— W porządku. — wymamrotała, i spojrzała na zaparkowane samochody policji i przyjaciół, którzy stali razem. Przeszyło ją ukłucie zmartwienia, gdy nie znalazła Scotta. — Co się stało? Jak się wydostaliśmy?
— Szeryf otrzymał wiadomość od syna i zadzwonił po pogotowie na wszelki wypadek. — Zastępca szeryfa poinformował, słysząc jej pytanie, gdy podszedł do nich. — Według twoich przyjaciół zemdlałaś.
Jej brwi zmarszczyły się.
— Tak? — Wtedy przypomniała sobie, co widziała i napięła się. — Więc znaleźli Dereka Hale'a?
— Niestety nie. — odpowiedział, zaciskając usta i marszcząc brwi. — Ale znaleźliśmy kilka otwartych szafek.
Oddech uwiązł jej w gardle, gdy przybrała fałszywą minę zakłopotania.
— Och, to dziwne. — Mężczyzna skinął głową, a ona spojrzała na sanitariusza. — Mogę iść?
Widząc, jak kiwa głową, natychmiast zsiadła z łóżka i wyszła z karetki w chwili, gdy Jackson szedł w jej kierunku.
Posłał jej zatroskane spojrzenie.
— Wszystko w porządku?
— Tak, wszystko okej. — zapewniła go.
— Naprawdę przestraszyliśmy się, kiedy nagle zemdlałaś. — powiedział, a potem zmarszczył brwi. — Chociaż to Stiles najbardziej panikował, mówiąc, że Scott go zabije, bo myślał, że umarłaś, czy coś.
Imogen nie mogła powstrzymać chichotu.
— To zdecydowanie brzmi jak Stiles. — mruknęła, chociaż czuła się winna, że zemdlała.
— Chciałem zapytać, czy chcesz podwózki? — zapytał. — Allison czeka na tatę, a ja podrzucę Lydię do domu.
— Nie, jest w porządku. — Imogen powiedziała cicho. — Zadzwonię do wujka, żeby po mnie przyjechał, ale znając go, prawdopodobnie już o wszystkim wie.
— Jesteś pewna? — Jackson zapytał delikatnie, na co skinęła głową. Spojrzał na Lydię, która posyłała mu niecierpliwe spojrzenie. Westchnął. — Muszę iść. Ale do zobaczenia w szkole?
— W porządku. — wymamrotała, machając mu na pożegnanie, gdy odchodził. Westchnęła, wyjęła telefon i zobaczyła dziesiątki wiadomości od wuja.
Wszystko zaczynając od paniki po wyrażanie zmartwienia o jej bezpieczeństwo i to, że był w drodze, by ją odebrać. Jej oczy wypełniły się ulgą, gdy zobaczyła Scotta z szeryfem i Stilesem.
Scott poczuł na sobie wzrok i spojrzał w górę, by zobaczyć swoją dziewczynę wpatrującą się w niego z drugiej strony parkingu z nieczytelną miną. Słyszał od Stilesa, że zemdlała w klasie wkrótce po tym, jak wyszedł, a część niego obwiniała się o to, że ją zestresował.
Wiedział nawet, że jest szansa, że rzuci go za okłamywanie jej. Zdawał sobie sprawę z okropnych umiejętności kłamania, które posiadał. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie zakończy ich związku.
Zbyt zajęty paniką z powodu możliwości zerwania, nie zdawał sobie sprawy, że ona już stoi przed nim. Przynajmniej dopóki nie spojrzał i zobaczył jej stojącą przed nim z ulgą na twarzy. Natychmiast rzuciła się w jego ramiona i nie mógł powstrzymać się od westchnienia, czując jej zapach. Objął ją ramionami.
— Myślałem, że oszaleję. — mruknął cicho.
Imogen wysunęła się z jego ramion i spojrzała na niego ze zirytowaną miną, uderzając go w ramię.
— Jestem na ciebie wściekła! — przerwała, wpatrując się w niego, gdy wymamrotał ciche „ała". — Ale cieszę się, że żyjesz. — wypuściła powietrze, gdy jej wyraz twarzy złagodniał.
— Przepraszam. — przeprosił, ponownie wciągając ją w ramiona.
Dziewczyna poddała się. Choć chciała zapytać, dlaczego kłamie całą noc, wiedziała też, że sama ma swoje sekrety.
— W porządku. Po prostu nie chcę myśleć o utracie kogoś, kogo kocham. — wyznała miękko.
Scott spojrzał na nią, jego brązowe oczy błyszczały uwielbieniem, gdy pochylił się i ją pocałował. Dźwięk klaksonu sprawił, że się odsunęli.
— Twój wujek już jest. — powiedział, widząc samochód, który zatrzymał się za nią. Poruszył się niespokojnie pod ostrym spojrzeniem, które posłał mu Ben.
— Muszę już iść. Pewnie przygotował godzinny wykład. — wymamrotała, przyglądając się wujowi, który wysiadał z samochodu. — Chyba zobaczymy się w szkole?
— Tak. — wymamrotał, posyłając jej ostatni uśmiech, zanim podeszła do wujka. Podskoczył, gdy poczuł uderzenie w ramię. — Co? — rzucił swojemu przyjacielowi spojrzenie.
Stiles spojrzał na niego zirytowany. Słyszał ostatnie słowa, które powiedziała Imogen i prawdopodobnie oboje nawet tego nie zauważyli, ale był pewien, że między wierszami powiedziała, że w pewien sposób kocha Scotta. Najwidoczniej był to bardzo subtelny sposób, ponieważ nie zwróciła uwagi na to, co powiedziała.
Postanowił więc tego nie poruszać.
— Nic. Chciałem tylko zapytać, czy możemy już jechać?
Scott skinął głową.
— Tak.
─────
Imogen jęknęła, gdy wujek przyciągnął ją do uścisku. Nie mogła się powstrzymać przed oddaniem uścisku, gdzie znalazła pocieszenie. Ale pamiętała, co wydarzyło się w szkole.
— Musimy porozmawiać.
Ben dostrzegł jej minę i od razu wiedział, o czym chce rozmawiać. Z niechęcią skinął głową. Nie było już szans, by ukrywać to przed nią. Musiał jej powiedzieć prawdę.
Cóż, przynajmniej jakąś część prawdy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro