Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Strangers

Jungkook zarzucił na ramiona czarną marynarkę, która wcześniej leżała na oparciu krzesła, a gdy materiał opiął mocno jego barki, westchnął przeciągle.

- Kurwa, muszę kupić nowy garnitur!

Zabrał z biurka telefon i klucze, chowając je szybko do kieszeni spodni
i wyszedł z biura przez duże podwójne drzwi. Ludzie machali do niego na pożegnanie. Pracownicy przemykali tam i z powrotem, zbierając swoje rzeczy na zakończenie dnia.
Jungkook uśmiechnął się, słysząc znajomy stukot szpilek na marmurowej podłodze, gdy jego asystentka, Yuna, zmierzała w jego stronę, a jej ciemne włosy podskakiwały przy każdym kroku.

- Panie Jeon! -  Zawołała, podając mu plik.

- Czy to dokumenty na piątkowe spotkanie? -  Zapytał, unosząc brew
i szybko przerzucił strony kartek.

- Tak, pan Kim chciał, abym upewniła się, że wszystkie potrzebne informacje zostały zawarte. Zalecił, byś przejrzał je co najmniej trzy razy. Najwyraźniej Rada rozważa rozprawienie się z lokalnymi przepisami, a, jak wiadomo, Shin Wonhyuk chętnie wykorzysta taką okazję.

Jungkook nucił w zamyśleniu, uporczywie starając się rozważyć swoją pozycję syna Radnego. Shin Wonhyuk był solą w oku, odkąd sięgał pamięcią. Pochodził on z długiej linii intrygantów
i polityków, więc nie zdziwiło to Jungkooka, kiedy zwrócił się o to, by tylko ci o czystej krwi mogli  zasiadać
w Radzie Wampirów. Skutecznie przekreślając tym jakiekolwiek szanse, jakie Jungkook mógł mieć na zostanie następcą swojego ojca. Nie żeby mu to przeszkadzało. Zbyt wiele tam przysłowiowych wilków w owczej skórze.

- Przebiegłe sępy.  – westchnął.- Dzięki, Yuna, będę uważać.

- W to nie wątpię, sir. – uśmiechnęła się.

– Och, twój ojciec dzwonił. Chciał cię poinformować, że dzisiejszy wieczór jest nadal aktualny i żebyś upewnił się, że przygotujesz butelkę czegoś dobrego. Najlepiej mieszanki whisky Suntory Hibiki, którą jak powiedział, ukrywasz za półką z książkami.

Zmarszczył brwi w zmieszaniu. – Skąd on, do cholery, o tym wie?

- To w końcu ON.

Yuna zachichotała.

- Czy jest jeszcze coś, czego pan potrzebuje, panie Jeon? – zapytała, przechylając głowę w sposób, który zawsze przypominał Jungkookowi szczeniaka. Nie mógł zaprzeczyć swojemu przywiązaniu do niej. Chociaż miała zaledwie 21 lat – w porównaniu
z jego dość znaczącymi 126 – była błogosławieństwem w przebraniu
i każdego dnia dziękował ojcu za jej zatrudnienie. Przydaje się też znajomość człowieka, z którym jest się sto razy łatwiej dogadać niż z jakimkolwiek wampirem. Jak ironicznie...

- To wszystko, dziękuję Yuna. Miłego wieczoru.

- Tobie też, sir. – Skłoniła się i zabrała
z biurka swój płaszcz i torebkę. Stukot jej szpilek wkrótce stał się cichszy, gdy zniknęła za zakrętem korytarza.
Jungkook przejrzał akta w drodze do windy. Wydawało się, że jest to standardowy żargon, który zwykle widuje; ustawodawstwo, nonsens prawny, który miał na celu potknięcie się o nieświadomego debiutanta, ale był powiązany ze stereotypowym snobizmem, będącym wynikiem tak długiej żywotności Rady. Modlił się, żeby za kilka stuleci nie skończył jak oni. Prawdę mówiąc, w ogóle nie chciał mieć z tym do czynienia; wolałby raczej siedzieć w domu, popijać kieliszek merlota po prysznicu i może pozwolić Kehlani lub Beethovenowi złagodzić stres i ukoić umysł.

- Najpierw muszę zająć się ojcem. -  Westchnął. Oparł się o ścianę windy
i przesunął wolną ręką po twarzy. Bardzo kochał swojego ojca, ale ich co dwutygodniowe drinki były zarówno przyjemnością, jak i łagodnym bólem
w dupie. Lubił spędzać z nim czas, jednak ich rozmowy zwykle zamieniają się w swatanie na pół tyłka i sporadyczną potrzebę wysłania silnie sformułowanego listu do Rady.  Chociaż Jungkook nadal nalegał, aby mogli po prostu napisać „pieprz się” na karteczce samoprzylepnej i przykleić ją do czoła Wonhyuka.

Jungkook wiedział, że jego rywalizacja
z Wonhyukiem była śmieszna, ale niepokój jakiego ogarniał wokół starszego mężczyzny nie był nieuzasadniony. Od dnia, w którym Jungkook został przemieniony i wzięty pod opiekę ojca, był tam i Shin Wonhyuk, uśmiechający się prosto w jego twarz, ale knujący z cienia jak się go pozbyć. Być może to zdolność Jungkooka do przejrzenia jego bzdur sprawiała, że tak się sprzeczali. Może. Chociaż było też całkiem możliwe, że Wonhyuk był po prostu szczególnym rodzajem dupka.
Z myśli wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi i rześki wczesny zimowy wiatr wiejący wprost do windy. Mały uśmiech wkradł się na jego usta na widok samochodu. Był o krok bliżej do bycia
w domu, o krok bliżej do tego, by móc założyć luźne dresy i swoje ulubione klapki od Balenciaga.

- Jeszcze nie. – pomyślał.

Rzucając niechętne spojrzenie na teczkę na siedzeniu pasażera, wyjechał
z garażu. Jazda do domu nie była szczególnie długa,  Dwór, na szczęście, znajdował się na obrzeżach miasta, pośród drzew. Wpierw jednak musiał opanować popołudniowy ruch.
Ludzie, jak zwykle, wylewali się ze swoich budynków, wszyscy
z niecierpliwością czekając na opuszczenie pracy, w której  spędzali dziennie po 8 godzin. W powietrzu unosił się chłód zimy, oszroniający szyby pojazdów i witryn sklepowych. Zawsze była to jego ulubiona pora roku. Czas,
w którym nienaturalny chłód jego skóry nie wydawał się taki dziwny, a ciemność jego oczu nie była tak niepokojąca.

- Hm...

Czuł w powietrzu zbliżający się śnieg. Dzień, może dwa, zanim naprawdę uderzy.  Miał tylko nadzieję, że otuli miasto białą kołderką, a wtedy będzie miał więcej powodów, by zostać w domu ze szklanką whisky i dobrą książką
w ręku.

Nie trwało długo, zanim zbliżył się do skraju miasta. Wysokie bloki mieszkalne i domy przerzedziły się, aż został otoczony przez niewiele więcej niż drzewa i puste drogi. Ścieżka do jego domu była cicha, wiła się po zboczu góry jak zwinięty wąż, a jego posiadłość spoczywała u jego głowy. Dziwnie trafne. Stopniowo gruntowa droga zmieniła się w znajomy żwir, a chrzęst pod kołami działał jak jego własne powitanie.

- Nie ma to jak w domu.

Jungkook wiedział, że będzie miał co najmniej godzinę przed przybyciem ojca. Starszy mężczyzna prawdopodobnie będzie chętny do picia do późnej godziny i uwolnienia się od stresu związanego
z kontaktami z innymi Radnymi. Poczuł lekkie poczucie winy, że chciał, by jego ojciec nie posiedział u niego zbyt długo. Nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu, ale po jego własnym dniu pełnym stresu
i niechętnych do współpracy kolegów, chciał tylko chwili odpoczynku, czasu sam na sam. Może drzemki.

Zatrzymał się przed rezydencją, wstrzymując oddech na widok mercedesa swojego ojca zaparkowanego przed domem.

- Tak wcześnie?

„Myślę, że prysznic będzie musiał poczekać…” zaśmiał się cicho, potrząsając głową. To było naprawdę typowe. Ufać ojcu, że spóźni się dwie godziny lub przyjdzie wcześniej; pomyślał, że byłby do tego przyzwyczajony po stu latach swoich wybryków, chociaż Jungkook przypuszczał, że wymagałoby to konsekwencji. Jeon Junghsik konsekwentnie na czas? Nie ma nic poza herezją.

Rzucając szybkie spojrzenie, Jungkook zdał sobie sprawę, że jego ojciec musi już być w środku, skoro pusty samochód i odległy dźwięk Madonny są czymś, co nie mogłoby umknąć uwadze. Przygotował się na to, co czeka go po drugiej stronie, po czym pchnął drzwi.

- Tata? - przebrał się w slajdy i poszedł dalej korytarzem, w kierunku miejsca,
z którego dochodziło „Like a Prayer”.

Teraz Jungkook widział w swoim długim wiele rzeczy, ale niewiele z nich zbliżyłoby się do wejścia do swojego salonu i zobaczenia, jak jego ojciec potrząsa tyłkiem do pop-rocka z lat 80., gdy napadał na pozornie niezbyt tajną whisky Jungkooka „ schowaną na potem”. - O kurwa, złodziej!- Westchnął dramatycznie, zaciskając dłoń na piersi w udawanym zaskoczeniu.

- C-och, cicho. -zaśmiał się Jungshik, machając lekceważąco ręką, po czym wrócił do ukrytej szafki.

- Jak w pracy? -Wstał, sapiąc z satysfakcją i trzymając w dłoni butelkę swojej ulubionej mieszanki whisky.
Jungkook wyjął dwa kieliszki
z kamieniami z pobliskiego stołu
i wyciągnął je, aby Jungshik mógł nalać. Płynne złoto. Zapach miodowo-brązowego trunku sprawił, że zaczął ślinić się. Miał zerową wartość odżywczą, jak większość zwykłych potraw i napojów, ale nadal wywoływał delikatne brzęczenie z tyłu głowy, które było dziwnie kojące.

- Praca była… pracą. – westchnął, podał ojcu szklankę i podniósł teczkę, którą zwykle rzucał na stolik do kawy. - Dostałem to dzisiaj. Przejrzałem po krótce, ale Boże tato… jak tym dupkom udało się windować się na pecach Rady przez tak długi czas…?

- Nigdy się kurwa nie dowiem.-  Jungkook opadł na pluszowy skórzany fotel przy kominku.

Jungshik nucił w zamyśleniu i usiadł naprzeciwko. Muzyka została zredukowana do cichego szumu w tle. - Nie jestem pewien, kto jest gorszy w tym momencie. Jungkook prychnął. - Mogę wymienić jednego lub dwóch.
Jungshik zachichotał cicho i odchylił się na krześle. Blask ognia tańczył po jego twarzy. Nie wyglądał na starszego niż czterdzieści pięć lat, mimo że naciskał na sześćset, nie żeby tak się też zachowywał. Jeon Jungshik był w Radzie przez większą część trzech stuleci, ale jego poważna osobowość znikała
z chwilą, gdy znajdował się poza komnatami Rady. Szczególnie kochał Abbę, a konkretnie „Tańczącą Królową”.

- Znowu spowodowali jakieś problemy? Słyszałem, że Shin Wonhyuk sprawia ci ostatnio sporo kłopotów. - Jungkook uśmiechnął się i wziął łyk swojego drinka, rozkoszując się słodkim oparzeniem na języku.

- To po prostu normalne. Jeszcze nie przedstawił tego Radnym, ale plotka głosi, że opracowuje kolejną sprawę przeciwko innym członkom Rady, którzy nie są czystej krwi.  Nie tylko Bóg wie, że nienawidzi zamysłu o nieczystym wampirze w Radzie, a sama myśl o skażeniu czystej krwi doprowadza go do szaleństwa. -  Jungkook przewrócił oczami i utkwił wzrok w kominku, podziwiając sposób, w jaki płomienie tańczyły i lizały komin. – Ironia polega na tym, że spośród wszystkich ludzi, których znam, jest prawdopodobnie jednym z nielicznych z największą liczbą tur. Dam sobie rękę uciąć, że skurwielowi się to podoba. - Jungshik westchnął i skinął poważnie głową, marszcząc brwi w zamyśleniu.

- Zgadzam się, choć niestety z powodu jego rodu i braku dowodów… prawie niemożliwe jest dotknięcie go, wyrzuciłbym go z sabatu kilka dekad temu, w przeciwnym razie przyprawiałby mnie o dreszcze.

- Ty i ja. Oboje. – Jungkook pociągnął resztę swojego drinka. – Boże, to szybko stało się przygnębiające – zachichotał, marszcząc nos w uśmiechu.

-  Prawda? Porozmawiajmy o czymś innym! Może moglibyśmy omówić propozycję panny Kang Jisoo? – Jungshik komicznie zmarszczył brwi.
Jungkook jęknął. Głowa opadła na siedzenie.

- Czy możemy to zachować na wypadek, gdyby w moim organizmie było znacznie więcej alkoholu? Najlepiej gdy jestem sparaliżowany.

- Daj spokój, to słodka dziewczyna
z wielkiej rodziny, która Cię uwielbia.

- Czy nie próbowała cię przebić ceremonialną włócznią na zeszłorocznym bankiecie zimowym? – Jungkook uniósł brew, słysząc czuły śmiech ojca. – Jeśli dobrze pamiętam, odniosłaby sukces, gdyby nie Seokjin-Hyung.

- Nieporozumienie. – Machnął lekceważąco ręką. – To naprawdę cudowna dziewczyna. – Jungkook prychnął. – Świetnie! Więc poproś ją, aby została twoją partnerką. Może wniesie trochę emocji do twojego nudnego żywota i odciągnie cię od mojego życia miłosnego.

Jungshik przewrócił oczami, po czym zatrzymał się, kilka cali od jego ust, gdy na jego twarzy pojawił się zamyślony wyraz.

- To… właściwie nie głupi pomysł. –
Obaj rozpłynęli się w cichym śmiechu,  podczas gdy napoje płynęły, tak samo równie szybko jak ich rozmowy. Tylko co dwa tygodnie byli w stanie spotykać się w ten sposób. Zarówno zajęci pracą, jak
i podróżowaniem tam i z powrotem między swoimi domami a głównym domem sabatu; więc pomimo wszystkich narzekań i skarg Jungkooka, był naprawdę szczęśliwy widząc mężczyznę. Zbliżała się godzina dwudziesta trzecia, kiedy Jungshik w końcu odstawił kieliszek, jego spojrzenie było łagodne
i skupione na przybranym synu. Mimo że pili od wielu godzin, kiedy zwrócił się do Jungkooka, panowała tylko trzeźwość.
- Synu, czy rozważałeś znalezienie partnera? Wiem, że żartujemy, ale martwię się, że będziesz się tu czuł samotnie.

Jungkook poczuł ciepło w piersi, ufał mężczyźnie i wiedział, że ten chce dla niego jak najlepiej.

- Oczywiście. Po prostu nie mam na razie tego w planach, ale obiecuję… Pomyślę
o tym wkrótce. – Posłał mężczyźnie delikatny uśmiech. Prawdę mówiąc, chciał się ustatkować. Przygody na jedną noc były satysfakcjonujące, dopóki nie zapragnął prawdziwego towarzystwa, kogoś, z kim mógłby dzielić swój dom
i życie. Nie zamierzał jednak powiedzieć tego tacie, wiedząc, że prawdopodobnie znowu spróbuje go wrobić.
Część niego wciąż czekała na tę jedyną. Jego prawdziwego partnera, osobę, która miała być tylko i wyłącznie jego. Miał tylko jedną wskazówkę, którą dała mu wiedźma z Seulu – choć przyjął to
z przymrużeniem oka – nadal odmawiał powiedzenia czegokolwiek ojcu. Zamiast tego wolał trzymać los swojego życia miłosnego we własnych rękach. Mimo wszystko doceniał entuzjazm Jungshika.

- To mi wystarczy, Kook-ah. – zachichotał Jungshik, odstawił kieliszek i wstał. – Lepiej już pójdę.

- W porządku.-  Jungkook pokazał mu drzwi i objął go w szybkim uścisku. – Pozdrów ode mnie Mari.

- Przysięgam na Boga, że kot lubi cię bardziej niż mnie – jęknął Jungshik, poprawiając kurtkę. Odwrócił się na pięcie i skierował się do swojego samochodu, uśmiechając się, gdy Jungkook zawołał:

- Może bardziej by cię lubiła, gdybyś pamiętał ją nakarmić.- Jungkook roześmiał się i pomachał na pożegnanie, opierając się o drzwi, gdy tylko się zamknęły. Nagle zrobiło się tak… cicho. Tylko słaby trzask ognia z kominka nie zagłuszany już przez muzykę
i bezczynne rozmowy.
Dopiero teraz, zdał sobie sprawę, jaki był spięty. Alkohol najwyraźniej niewiele pomógł złagodzić bólu w ramionach; objął je z cichym jękiem.

- Potrzebuję pieprzonego prysznica… -
Przygotowanie i odprężenie się nie zajęło mu dużo czasu, a część napięcia zniknęła wraz z zrzuceniem garnituru – zawsze sprawiały, że czuł się w potrzasku. Owinął ręcznik nisko wokół talii i położył kilka ubrań na łóżku : zwykłe jasnoszare, luźne dresy i zbyt dużą białą koszulkę, zawsze woląc leniwy komfort od jedwabnej piżamy – aktywnie starał się nie doceniać tuzina par drogich piżam, których nigdy nie nosił
i prawdopodobnie nigdy tego nie zrobi.
Jego łazienka zawsze wydawała mu się  przytłaczająca, z dużą wanną
i prysznicem, które z łatwością pomieściłyby do pięciu osób. Podobnie jak reszta jego domu sprawiało, że pragnął towarzystwa. Miał ojca, przyjaciół, ale po stu latach bez partnera, którego mógłby nazwać swoim, czasami pustka i sama cisza były ogłuszające. Jungkook rozwiązał włosy i wszedł pod stały prysznic. Z twarzą zwróconą
w stronę wody, rozkoszował się strumieniem kropel opadających na  jego zimną skórę.

Zamknął oczy, w ostatnie resztki dnia przemknęły mu przez palce i spłynęły do odpływu, niosąc ze sobą stres i napięcie. Im dłużej pozwalał sobie na rozmyślanie nad rzeczami, tym bardziej jego umysł błądził; i tylko przez kilka minut chciał niewiele więcej niż wyobrażenie sobie, że delikatna woda była znajomym dotykiem, który tworzył mapę jego ciała, ale nie mógł. Może dlatego, że był zmęczony, może dlatego, że poczuł się okropnie, a może dlatego, że nie powstrzymało to ukłucia tęsknoty, którą zaczynał odczuwać.

„Przestań.”

Westchnął i przesunął dłońmi po twarzy.

Jungkook próbował skupić się na swoim prysznicu, na spienieniu swoich blond loków i zlikwidowaniu bólu ramion, aż poczuł się tak rozluźniony, że jego nogi ledwo mogły unieść jego ciężar. Ostatnio wydawało mu się, jakby po prostu unosił się w powietrzu, dryfując przez dni bez prawdziwego celu, co nie było wspaniałym uczuciem, gdy w grę wchodziła długowieczność. W ciągu ostatnich kilku dni poczuł, że pragnął czegoś nowego, czegoś, co ponownie rozpali kurczący się żar w jego duszy. Hoseok żartobliwie powiedział mu, żeby znalazł sobie hobby, często uciekając się do zaciągania Jungkooka do swojego klubu w sercu Seulu. Tak naprawdę nie było to hobby, którego potrzebował – Bóg wie, że miał ich mnóstwo – potrzebował kogoś, kto mógłby dzielić jego nieśmiertelność, kto złagodzi ból samotności. Linia myśli była powtarzalna.

Po dokładnym umyciu wyszedł spod prysznica i owinął biodra ręcznikiem. Zawsze bardzo uważał, szykując się do łóżka, od pielęgnacji skóry po mycie zębów, nawet zatrzymując się na kilka chwil, aby spojrzeć na swoje niezmienne odbicie. Jedyne oznaki dotyku to lekkie zmarszczki w kącikach oczu łani i mała blizna wysoko na jego policzku. Wiedział, że nadal jest przystojny i zastanawiał się, czy w końcu stał się kimś takim jak Dorian Gray, tak pochłoniętym pozorami, że pewnego dnia – zamiast portretu - spojrzał w lustro i obrócił się w pył. W końcu była to forma próżności, która sprawiała, że spoglądał na swoje odbicie z odrobiną ciekawości i wiedział o tym, ale nie mógł się powstrzymać od bycia nie  zaintrygowany ponadczasowością. Być może minie ponad sto lat, zanim naprawdę się do tego przyzwyczai. Na szczęście tak naprawdę miał tylko czas.

Z westchnieniem Jungkook wrócił do sypialni i wytarł się ręcznikiem, aż poczuł się wystarczająco komfortowo, by spać bez ograniczeń piżamy. Zastanawiał się, czy założyć ubranie, które odłożył wcześniej na bok, ale przez zmęczenie, które sprawiało, że jego oczy same się zamykały , nie mógł oprzeć się pokusie, by po prostu położyć się do łóżka
i pozwolić, by ten dzień wreszcie się skończył. Jungkook wiedział, że prawdopodobnie powinien trochę więcej popracować, może nawet dokładniej przeczytać akta Wonhyuka, ale gdy tylko wsunął się pod ciepłą kołdrę, jego oczy odmówiły współpracy, a sen wygrał
z pracą, pochłaniając go, nim  jeszcze jego głowa upadła na poduszki.

~ 2 godziny później~

Jungkook biegł przez las, pot spływał mu po karku, wsiąkając w koszulkę. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe. Strach zaciskał swoje szczęki na krawędzi jego kontroli. Wszędzie unosił się obrzydliwie słodki zapach krwi, wcale nie przyprawiający go o mdłości. Nie było głodu, nie było potrzeby... tylko strach
i chęć oddalenia się jak najdalej z tego miejsca.

Tam coś jest... Pierdolę to, kurwa!

Ktoś go zawołał. Miękki, melodyjny głos, który łamał się z każdym okrzykiem imienia, którego nie mógł usłyszeć.

"…Biegnij! Biegnij dalej! Nie oglądaj się za siebie! ”

Coś go jednak pokusiło, by obejrzał się za siebie i momencie, w którym to zrobił, potknął się o własne stopy. Przebił się przez gałęzie drzew i gałązki małym krzewów, które raniły jego nagie ramiona i roszarpały koszulkę. Gdy wreszcie się zatrzymał, Jungkook zaczerpnął głęboko powietrze.

Przyczyniło się to jednak do potwornego ucisku w płucach. Nagły, ostry ból przeszył jego klatkę piersiową i szyję.

Pociągnął za kołnierz koszuli. Bladoniebieski materiał przesiąkł głęboką, karmazynową czerwienią i wtedy zdał sobie sprawę, że jest ciężko ranny.

Musiał iść dalej. Teraz.

Jungkook biegł tak szybko, jak mógł, tak długo, jak mógł - ignorując przeszywający go na wskroś ból.
W końcu natknął się na polanę. Wyglądała jak ogród, który wcześniej widział. Niezależnie od tego - i nie, nie potrafił wyjaśnić, dlaczego - wszystko
w nim krzyczało, że potrzebuje kogoś - kogokolwiek...a ten dom,
z jakiegokolwiek powodu, wydawał się bezpieczny. Z całą siłą, na jaką mógł się
w ten chwili zdobyć, pobiegł do drzwi frontowych. Jego mięśnie słabły
i krzyczały z wyczerpania, gdy ciepło przebijało się przez rany, pokrywające jego ciało.

Rzucił okiem przez ramię i oparł się
o framugę drzwi. Z każda sekundą jego oczy stawały się coraz cięższe, aż jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić, było pukanie...

Jungkook obudził się gwałtownie, słysząc nagłe stukanie. Jego ciało wypełnił błysk przerażenia, gdyby sen wciąż tkwiący
w jego umyśle, zaczął mieszać się
z rzeczywistością.

[Puk. Puk. Puk.]

Z  westchnieniem odrzucił głowę do tyłu
i położył poduszkę na twarzy.

- To tylko moja wyobraźnia - powiedział do siebie,  przekonany, że jest zwyczajnie przemęczony. „Tak, to wszystko zwykła imaginacja.” Jungkook zamknął oczy
i próbował się zrelaksować.

Chciał tylko, kurwa, spać.

[Puk. Puk. Puk.]

Prychnął i naciągnął kołdrę na głowę, jak rozdrażnione dziecko obudzone
z południowej drzemki. Tyle, że nie było południa. Jungkook sprawdził godzinę na swoim telefonie." Cholera, była 2:41." Jungkook w the chwili przeklinał swoich przodków za rozwijanie potrzeby snu.

„Czekaj… to zabrzmiało zbyt realistycznie”

Powoli usiadł na brzegu łóżka i zaczął uważnie nasłuchiwać. Zmarszczył brwi, gdy pukanie nie ustało, wydawało się cichsze niż wcześniej, ale wciąż odbijało się echem po korytarzach.

- Pieprzyć to - jęknął Jungkook, odrzucając ciepłe nakrycie. Wśliznął się z powrotem w swoje szare dresy - pomimo irytacji uznał, że nie byłoby
w porządku, gdyby otworzył drzwi nago - i z przyzwyczajenia schował telefon do kieszeni. Z takim spokojem, na jaki mógł się zdobyć, wyszedł z głównej sypialni
i poszedł korytarzem, zapalając światła po drodze, a jego kroki były stłumione przez ozdobne dywaniki pokrywające wypolerowane drewniane podłogi.

Pukanie stało się trochę głośniejsze, gdy zbliżał się do drzwi frontowych, ale coś było… nie tak. Odgłos pukania brzmiał coraz rzadziej, a potem… nic. Cisza.

Jungkook zatrzymał się w miejscu, warcząc na myśl, że ktoś właśnie spieprzył i już odwrócił się, by odejść, chętny do powrotu do łóżka, gdy wtedy poczuł TO.

Krew.

Dziąsła zaczęły go spędzić na ten zapach, słodki, jak miód z dodatkiem… czegoś 'innego'. Jungkook chciał udać się do źródła, aby zobaczyć, skąd pochodzi kuszący aromat, ale zawahał się, gdy wszystkie jego zmysły wyostrzyły się. Palce stóp zwijają się na dywanie,
a mięśnie sporadycznie się napinają. Oddech uwiązł mu w gardle na słaby dźwięk bolesnego skomlenia.

Kurwa.

Jeśli ktoś został ranny i chce mu pomóc, musiał być ostrożny. Pomimo faktu, że już się nakarmił, sam zapach był zniewalający, zbyt kuszący i wywołujący głód, który prawie wybił go z równowagi. W najgorszym przypadku musiałby zadzwonić do Yoongi'ego.  Wiedział, że wiedźma mu pomoże, jeśli straci kontrolę lub jeśli osoba zostanie poważnie ranna, ale miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Pobiegł do drzwi, ledwo ściskając palcami klamkę, gdy mentalnie przygotowywał się na to, co miał znaleźć po drugiej stronie.

- 3, 2, 1.

Jungkook ostrożnie otworzył drzwi, czując na drewnie najmniejszy ślad dodatkowego ciężaru, i wyjrzał za próg;
a tam, osunięty w jego drzwiach, stał mężczyzna.

- Cholera jasna!

Wydawał się młody, choć trudno było dokładnie określić jego wiek. Jungkook szybko ukląkł obok niego i przytulił zwisającą głowę w dłoniach.
W chwili, gdy ich skóra się zetknęła, odskoczył.

- To… to niemożliwe. - Sapnął, pomimo braku potrzeby zaczerpnięcia powietrza, jego klatka piersiowa ścisnęła się i nagle poczuł, że nie może oddychać.

Wampiry nie miały bicia serca, przynajmniej nie wykrywalnego. W całej ich historii zdarzyło się tylko kilka przypadków, w których przez kilka sekund ich serca biły głośno i wyraźnie. Miało to miejsce tylko  podczas pożywienia się krwią Lykana lub kiedy odnalazło się kogoś, kogo dusza była związana z ich własną; a serce Jungkooka nie biło od sześćdziesięciu lat.

Aż do teraz.

Mrugnął, by powstrzymać łzy
i przycisnął dłoń do piersi. Słaby tupot
w klatce piersiowej zaczął zwalniać, aż wreszcie ustał. I momencie zapragnął by to uczucie wróciło. Nigdy nie sądził, że znajdzie inne "więzi" swojej duszy. Większość wampirów ma ich maksymalnie 7, po jednym na każdego
z pierwotnych wampirów; a Jungkook… miał już sześć.

Ten… człowiek, coś dla niego znaczył; ale co?

„Cholera” - przeczesał dłońmi włosy, ignorując krew rozmazaną na palcach
i westchnął. Musiał mu pomóc, ale myśl
o wezwaniu karetki lub policji zaniepokoiła go do szpiku kości
i zacisnęła szczękę.

"Nie, mam znajomości, mogę sam to załatwić".

Jungkook przykucnął i wziął mężczyznę w ramiona. "Jest taki lekki." - pomyślał.

Oddech mężczyzny był powolny i ciężki, a jego skóra aż paliła po zetknięciu
z zimnymi dłońmi Jungkook'a, ale żył. Jak on się tu dostał? Jungkook wyjrzał na zewnątrz, mając nadzieję na znalezienie wskazówek, skąd pochodzi. Nie było samochodu, nikogo innego w okolicy,
a księżyc wciąż był w pełni i wysoko na niebie. Czy on…tu przyszedł?

Nie mógł powiedzieć wiele o tym, jak wyglądał mężczyzna. Krew i brud przylepiły mu włosy do czoła, a jego ubranie było podarte na strzępy; wyglądał, jakby walczył z wilkiem. Przyciągnął go blisko do siebie i zabrał do środka, decydując się położyć go na sofie - plamy z krwi nie byłyby najdziwniejszą rzeczą, jaka zostawiła ślad na jego meblach. Z największą ostrożnością, na jaką mógł się zdobyć, położył go na skórzanym siedzeniu
i oparł jego głowę na poduszce.

Wbiegł szybko do kuchni po wilgotną ściereczkę i miskę wody, przemyślając po drodze wszystko, co mógłby teraz zrobić.

"Co zrobiłby Yoongi w takiej sytuacji?"

Jungkook westchnął i ścisnął kontuar, od czego pobielały mu kostki. „Cholera… Może powinienem jednak do niego zadzwonić?”...

Najpierw musiał go oczyścić i ocenić stan jego obrażeń, mimo, że nie wyglądało na to, żeby miał ich tak wiele… był pokryty krwią.

Fakt, że jego zapach mieszał z wonią kogoś innego, sprawiał, że zastanawiał się nad wieloma kwestiami, których odpowiedzi nie były w tej chwili priorytetem, bez względu na to, jak bardzo głos z tyłu głowy mówił mu, że powinien wiedzieć. Usiadł na krawędzi posłania i postawił miskę z wodą na podłodze.

Jungkook zamknął oczy i wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić, i od razu wiedział, że spieprzył, gdy przepyszny, słodki, ale ciepły zapach miodu i - kurwa, czy to burbon? - zaatakowały jego zmysły.

Jego gardło piekło, a dziąsła swędziły.
Z jękiem frustracji zacisnął szczękę na tyle mocno, że aż zabolało. Boże, to było boskie. Sam zapach sprawiał, że miał ochotę wbić kły w szyję chłopaka. Wtedy dopiero to zauważył. Ukryty pod aromatem miodu i burbonu był niepowtarzalny posmak -
Serce opadło mu do żołądka, twarz jeszcze bardziej zbladła, a strach zagłębił się
w kościach jak zimowy chłód.

- Jad. Gorączka...

- O kurwa - cholera!  - Z uwagą
i pośpiechem, na ile mógł, zaczął wycierać smukłe ramiona, a skóra mężczyzny płonęła pod opuszkami palców. Brud
i krew zostały usunięte, ukazując zadrapania i ugryzienia oraz cienkie, czerwone linie, które niczym atrament rozlały się po jego skórze.
Z trudem wyciągnął telefon z kieszeni,
z nietypową paniką bulgoczącą w jego klatce piersiowej, i zadzwonił do Yoongi'ego.

Yoongi był jedyną osobą, której ufał, która wiedziała, jak sobie radzić w takiej sytuacji.  Był "czarodziejem '' - chociaż wolał po prostu nazywać się czarownicą - i był obok Jungkook'a przez większość swojego życia, jeśli ktoś spoza Rada wiedziała, jak sobie
z tym poradzić, to tylko on.

- Odbierz, odbierz, odbierz.- błagał Jungkook, przemykając oczami po ranach mężczyzny. Westchnął z ulgą, gdy tylko usłyszał zrzędliwy głos przyjaciela.

- Kook? Pogięło cię? Jest - jest trzecia w nocy. Czego chcesz?

- Przepraszam, Hyung, nie dzwoniłbym, gdyby to nie był nagły wypadek.

- Co się dzieje? - zapytał Yoongi, jego troska była wyczuwalna nawet przez telefon.

Jungkook spędził kilka minut, wyjaśniając wszystko, chodząc w tę
i z powrotem przed kanapą, a jego oczy nieustannie wracały do ​​nieznajomego. Nie było śladu po tym, jak się obudził,
a jeśli Jungkook cokolwiek wiedział, to było to, że w zależności od tego, kiedy został ugryziony… powinien już się ruszać.

- Nie sądzę, żeby mógł zostać ugryziony na tak długo, zanim tu dotarł - sapnął
i przetarł zmęczone oczy. - Hyung… powinien już być przytomny, prawda?

Yoongi westchnął cicho. - Tak, ta… transformacja jest zwykle dość szybka, dopiero kiedy się budzi, będzie to trudne, ale jeśli nadal nie…- Umilkł,
a Jungkook uznał, że musi myśleć. - Słuchaj, wezmę swoje rzeczy i będę tam tak szybko, jak to możliwe.

Jungkook uśmiechnął się z ulgą. - Dziękuję, Hyung.

- Tylko… jeśli obudzi się, zanim tam dotrę, będziesz musiał go jakoś uspokoić… więc, proszę, bądź ostrożny. -  Dodał Yoongi. Ostrzeżenie było niepokojące, ale Jungkook zrozumiał przesłanie. Pierwsze 24 godziny były zwykle najtrudniejsze. Dla wszystkich.

- Po prostu spróbuję się pospieszyć.

Połączenie zakończyło się i Jungkook opadł na podłokietnik z głową
w dłoniach.

- W co ja się kurwa wpakowałem?!

















No i jak wam się podoba?

Mam nadzieję, że wciągnęło was tak bardzo jak mnie X3

Niestety na razie nie ma jeszcze rozdziału długiego, autorka też nic nie wspominała kiedy może się ukazać, więc pozostaje nam jedynie cierpliwie czekać
(Oby nie za długo btw XD)

Jeśli jest ktoś chętny zająć się korektą tej książki to zapraszam na priv😘









Mam nadzieję, że do zobaczenia
w krótce ❤️

PS. Uważajcie na siebie i starajcie się nie chorować 💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro