✘34✘
– Witaj, moja ukochana siostrzenico! Jak się sprawy mają z bratem Carli? Ptaszki zaświergotały mi, że w ogóle nie kontaktowałaś się z moim znajomym. – Poncho Costa odezwał się do słuchawki.
Lea przypatrywała się wujowi ze skupieniem. Ściskała palce na słuchawce, dokładnie analizując jego piwne, niebywale radosne spojrzenie, wyjątkowo piękne jak na warunki, w jakich żył, długie blond włosy, które spiął w warkocza oraz umięśnione, wytatuowane ramiona. Więzienie zmieniło go wizualnie. Już nie był smukłym, przystojnym mężczyzną, stwarzającym pozory dobrego człowieka. Stał się przerośniętym macho, który nawet nie starał się ukryć tego, że czuł się w więzieniu jak ryba w wodzie.
Ilekroć go odwiedzała, starała się zrozumieć, jak mógł tak bardzo ich wszystkich oszukać? Był jej ukochanym wujem, który zawsze potrafił poprawić jej humor. Ostoją ich rodziny, gdy zabrakło ojca.
Wiedziała, że jakaś część niej już zawsze będzie go kochała i wracała myślami do czasów, gdy nikt się nie domyślał, jakim był potworem. Musiała jednak go opuścić, jeśli zamierzała raz na zawsze porzucić dawne życie wraz z mroczną stroną, która odżywała w niej po każdym spotkaniu.
Poprawiła się nerwowo na krześle, mówiąc słabym, niepewnym głosem:
– Przyszłam się pożegnać.
Poncho zmarszczył ciemne brwi, nie rozumiejąc, co to miało znaczyć.
– Coś się stało? – spytał, a troska w jego oczach łamała Lei serce. – Jeśli ktoś cię zranił, obiecuję...
– Rani mnie myśl, jak okrutnym człowiekiem jesteś pod fasadą wspaniałego wuja, o którym każda mała dziewczynka marzy – przerwała mu, a w jej błękitnych oczach zalśniły łzy. – Boję się, że jeśli nie odejdę, stanę się taka, jak ty. Byłam o krok od popełnienia największego błędu swojego życia – jęknęła, z przerażeniem wracając do strasznych myśli, jakie kiełkowały nie tak dawno w jej głowie.
– Powinnaś przestać widywać się z moją ofiarą. To miesza ci w głowie.
– Ty mi mieszasz w głowie!
– Pola...
– Nazywam się Lea. Lea Nelson i nie chcę cię nigdy więcej widzieć – odparła, hardo patrząc wujowi w oczy. Choć serce łamało jej się na wskroś, czuła, że postępowała słusznie. – Pola zginęła przez ciebie i twojego brata. Zginęła też moja matka, a ty nawet nie mogłeś być na jej pogrzebie.
Poncho przyłożył dłoń do szyby, wpatrując się w siostrzenicę ze strachem.
– Ana nie żyje? – spytał, a głos mu się załamał.
Wielki, bezlitosny Poncho Costa odczuwał ból i strach. Rodzina była jego słabym punktem.
– Przedawkowała. Znaleziono ją na ulicy, jak jakąś nic niewartą ćpunkę. – Lea podniosła się z krzesła. Wpatrywała się w wuja, chcąc zapamiętać każdy detal jego twarzy. Miłość i przywiązanie do jego osoby były destrukcyjne, dlatego musiała odejść, póki miała na to siłę oraz odwagę. – Gdybyś z nami był, nigdy by do tego nie doszło. Jesteś potworem, ale jeśli naprawdę mnie kochasz, błagam, przestań pisać do Carli. Zamieniłeś jej życie w piekło. Wystarczy już.
– Pola...
– Jest dla mnie jak siostra i nigdy z niej nie zrezygnuję. Jeśli naprawdę ci na mnie zależy, choć ten jeden raz przestań być egoistą i daj jej spokój. O nic więcej cię nie proszę. I nie ma dla mnie znaczenia, że masz prawo do wysyłania korespondencji z więzienia bez wcześniejszej kontroli dzięki rodzicom Carli i przywilejom, jakie zagwarantowali ci w zamian za milczenie. To ty ją gnębisz, nie oni.
Odłożyła słuchawkę i odeszła, nie zważając na głośne stukanie w szybę po drugiej stronie.
Nie obdarzyła wuja też ostatnim spojrzeniem. Wiedziała, że gdy tylko się obróci i ujrzy cierpienie w jego oczach, wycofa się z postanowienia i nigdy go nie opuści, a musiała to zrobić.
Musiała pozwolić Poli umrzeć, by Lea miała prawo żyć po swojemu.
♥
– Naprawdę musi tam iść? – jęczała Carla, wpatrując się w swoje odbicie z grymasem na twarzy.
Liczyła na spokojny dzień spędzony u boku Lei oraz brata, tymczasem okazało się, że rodzice wyprawili im huczne urodziny-niespodziankę. Nie miała najmniejszej ochoty na oglądanie ludzi, którzy jej nie interesowali i przychodzili wyłącznie przez wzgląd na jej rodziców.
– Też nienawidzę niespodzianek, ale wiesz, że nie mamy wyboru. – Christian położył dłonie na ramionach siostry, posyłając jej słaby uśmiech.
Wiedział, że imprezę urodzinową Carla by zniosła. Świadomość, iż kryły się za tym jeszcze potajemne zaręczyny z Anderem, z którym siostra nie miała kontaktu od ostatniej sprzeczki, mogło zwiastować horrendalne kłopoty. Ander bez wątpienia został przystawiony przez ojca do muru. Inaczej ten cyrk zostałby odwołany.
– Nawet nie rozmawiałam z rodzicami po ostatniej sprzeczce. Nie przyszli, żeby przeprosić! – zauważyła poruszona. – Nienawidzę, jak się tak zachowują!
Christian obrócił siostrę w swoją stroną. Spojrzał wprost w jej błękitne oczy, zakładając pasmo blond loków za ucho z ogromnym, diamentowym kolczykiem. Carla wyglądała przepięknie w eleganckiej, czerwonej sukience sięgającej do kostek.
– Dorastaliśmy bez ich miłości i już jej nie potrzebujemy. Ważne, że mamy siebie – odparł, a w oczach bliźniaczki zalśniły niechciane łzy.
– Czasem się zastanawiam, czy to, co mnie spotkało, stało się przez to, że jestem złą osobą...
– Carllitos...
– Zostałam wybrana, bo Poncho dostrzegł we mnie niekochaną, zadufaną w sobie księżniczkę, za którą rodzice mimo wszystko zapłacą okup? Czy gdybym nie nosiła nazwiska Granch, moje życie wyglądałoby inaczej? Lepiej?
– Twoje życie może wyglądać tak, jak tylko sobie wymarzysz – zapewnił, chcąc za wszelką cenę odpędzić od siostry niespodziewane demony, które zaatakowały w nią tak nagle, że sam nie potrafił ukryć zaskoczenia. – Nazywasz się Carla Granch. Jesteś moją siostrą i nikt, nigdy cię nie złamie. Jesteś najsilniejszą istotą, jaka stąpa po tej ziemi i jestem pewien, że jeszcze pokażesz, jak bardzo potrafisz być szczęśliwa.
Lea przysłuchiwała się rozmowie zza lekko uchylonych drzwi. Wspomnienie Poncho zadało jej ból, jednak widok załamanej Carli zranił ją dogłębnie. Do tej pory dziewczyna wydawała się wyleczona z ran przeszłości. Niestety okazało się, że nie zostały one do końca zasklepione.
Uspokoiła kotłujące się w niej emocje, otarła koniuszkiem niechciane łzy z kącików oczu i uchyliła drzwi, przybierając na ustach sztuczny, szeroki uśmiech.
– Kochani, musimy się spieszyć – odezwała się, a rodzeństwo momentalnie się od siebie oderwało. Carla ukradkiem starła łzy, przybierając tak radosną minę, że gdyby Lea nie była świadkiem jej rozmowy z bratem, uwierzyłaby w jej dobre samopoczucie. – Christian, jakiś pan z firmy sprzątającej przyszedł i chce się z tobą zobaczyć. Powiedział, że nie będzie rozmawiał z nikim innym i sprawa jest niecierpiąca zwłoki.
W chwili, gdy Christian wyszedł, zostawiając je same, Carla sięgnęła po puder z niewielkiej torebki i zaczęła poprawiać makijaż.
– Wszystko w porządku? – zagadnęła Lea, uważnie przyglądając się przyjaciółce. – Dziś twoje urodziny. Powinnaś być szczęśliwa.
– Byłabym szczęśliwa, gdybym nie musiała celebrować tego dnia z bandą fałszywie uśmiechających się do mnie ludzi – odparła szczerze Carla. Niespodziewanie wbiła wzrok w szatynkę, pytając: – Skąd wiesz, jak nazywa się mój oprawca i dlaczego przechwytywałaś od Sary listy? Skąd w ogóle wiedziałaś, że on do mnie pisze?
Pytanie było tak nagłe, że Lea omal nie runęła jak długa na ziemię przez wywołany szok. Panika zataczała koła na jej szyi, chcąc bezlitośnie zacisnąć na niej palce i odebrać jej dech.
Myślała, że wszystko się ustabilizowało, a Christian przestał dostrzegać w niej wroga. Ostatnimi dniami zbliżyli się do siebie i spędzali w trójkę miło czas. Bardziej pomylić się nie mogła!
Westchnęła, starając się zachować spokój. Dłonie ukryła za plecami, by Carla nie dostrzegła, jak drżały.
– Wiesz, że dobrze dogaduję się z Sarą – zaczęła ostrożnie, uważnie analizując każdą zmianę na twarzy przyjaciółki. Ta pozostawała jednak kamienna jak głaz. – Pewnego dnia odbierała pocztę, jak przyszłam cię odwiedzić. Rozmawiałyśmy o pogodzie, innych pierdołach i takich tam. Zaśmiałam się, że pewnie przyszły rachunki do zapłaty, a ona powiedziała, że zdradzi mi sekret i pokazała mi list z więzienia. Poznałam imię twojego oprawcy, bo otworzyłam jeden z nich. Źle postąpiłam, wiem. Wybacz mi! – Znalazła się przy blondynce i zacisnęła palce na jej dłoniach, wpatrując się w nią z przerażeniem. – Chciałam tylko poznać jego imię. Przysięgam! Pragnęłam cię chronić, dlatego poprosiłam Sarę, by przekazywała mi listy, bo ze mną były bezpieczniejsze. Nie chciałam, by którykolwiek z nich wpadł ci w ręce.
Lea czuła się okropnie z myślą, że zrzuciła na Sarę całą winę, robiąc z niej niekompetentną pracownicę. Kłamstwo przyszło jej jednak tak łatwo, że nie potrafiła się wycofać, gdy tylko pojawiło się w jej głowie. Wizja wyznania Carli prawdy była niemożliwa, dlatego musiała ratować się za wszelką cenę.
Cisza była równie przerażająca, jak świdrujące ją niebieskie oczy Carli, podkreślone mocnym makijażem. Czuła się jak zwierzę rzucone do klatki drapieżnika, które z nadzieją oczekuję, iż jakimś cudem nie zostanie pożarte.
W chwili, gdy Carla dotknęła jej ramienia i uśmiechnęła się, z serca Lei spadł prawdziwy głaz.
– Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki. Wiedziałam, że nie ukrywasz przede mną niczego złego – odparła, czule gładząc piegowaty policzek szatynki. – Chodźmy, bo spóźnimy się do tego cyrku.
Lea skinęła. Z radością wzięła Carlę pod ramię i skierowała się z nią w stronę wyjścia. Miała na sobie równie elegancką suknię co przyjaciółka, tyle że w zielonym odcieniu z błyszczącymi diamentami na piersiach. Włosy wyprostowała, przez co wydawały się o wiele dłuższe i bardziej lśniące.
Gdy schodziły po schodach, ujrzały sprzątającą poręcze Sarę. Gosposia obdarzyła ich uśmiechem, na moment zaprzestając czynności.
– Wyglądacie przepięknie! – zaszczebiotała radośnie. – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, panienko Granch. Mam nadzieję, że impreza się uda.
– A ja mam nadzieję, że jak wrócimy, to ciebie już tu nie będzie. – Surowy, szorstki głos Carli sprawił, że włoski na ciele Lei stanęły dęba, a Sara patrzyła na nią z wyrazem głębokiego szoku i niezrozumienia na okrągłej twarzy.
– Nie rozumiem...
– Zostajesz zwolniona w trybie natychmiastowym za naruszenie mojej prywatności. Nie miałaś prawa nikomu pokazywać moich listów.
– Ale... ja nie chciałam... – Sara próbowała się tłumaczyć, jednak Carla minęła ją z grobową miną. – Przecież pan Christian...
– Nie będę się powtarzać. Nie marnuj mojego czasu – oznajmiła szorstko Carla, wbijając w gosposię rozczarowane spojrzenie. – Kluczyki zostaw na stole. Jeszcze dziś zrobię ci przelew za twoją pracę. Jeśli nie chcesz mieć zniszczoną reputację i zamierzasz wciąż pracować w zawodzie, spakuj się i spadaj. Gdyby moi rodzice dowiedzieli się o twojej niekompetencji, byłabyś zniszczona.
Lea szła u boku blondynki, posyłając Sarze jedynie przepraszające spojrzenie. Nie mogła nic więcej dla niej zrobić. Miała wybór: ratować siebie lub pogrążyć Sarę. Wybrała drugą opcję.
W chwili, gdy opuściły willę, ujrzały Ernesto za kierownicą ogromnego, czarnego SUV-a marki Toyoty.
– Ruchy, laski! Bo naprawdę się spóźnimy! – Christian wychylił głowę przez szybę, energicznie do nich machając.
Najwidoczniej sprawa, którą miał do niego przybysz nie była tak pilna, skoro zdążył już wygodnie usadowić się u boku kierowcy.
Dziewczyny zajęły miejsce z tyłu, rozkoszując się niebywałą wygodą skórzanych siedzeń.
Coś, co dla Carli i Christiana nie było niczym nadzwyczajnym, dla Lei było niczym podróż w złotej karocy. Upływ czasu nie przyzwyczaił jej do luksusów, w jakich przyszło żyć jej przyjaciółce.
– Szkoła zwróciła mi resztę kwoty, którą wpłaciłaś na moje studia... – zaczęła temat Lea, jednak Carla od razu ją uciszyła.
– To nie ma znaczenia. Zachowaj je.
– Wiesz, że tego nie zrobię.
– To mi je oddasz po powrocie, ale teraz daj mi chwilę, dobrze? Muszę pomyśleć i się uspokoić, nim wejdę do terrarium pełnym żmij.
Christian odpiął pas i odwrócił się w stronę dziewczyn, posyłając im zaciekawione spojrzenie. Nim opuścił pokój, ich nastroje były zupełnie inne od tych obecnych.
– Coś się stało? – zagaił, choć sam miał coś do ukrycia, a niepokój omal nie sprawił, że został w domu, by przejrzeć laptop, który został mu zwrócony.
Rozgorączkowany pracownik raz po raz powtarzał, że znalezione w nim materiały powinny znaleźć się w rękach policji. Dopiero plik banknotów zdołał przekonać go do odejścia, a Christian szybko pobiegł z przedmiotem do pokoju, ukrył go i pobiegł do samochodu, by nie wzbudzać w dziewczynach podejrzeń. Najwidoczniej jednak nie tylko jego spotkało coś niespodziewanego.
– Zwolniłam Sarę i wyjaśniłam sprawę listów – odpowiedziała Carla, wpatrując się w szybę. – Dochodzenie zakończone.
Christian patrzył oniemiały to na zdenerwowaną siostrę, to na przygaszoną Leę. Myślał, że Carla zapomniała o całej tej sprawie, tymczasem poruszyła temat bez jego wiedzy.
Dzień zapowiadał się doprawdy obiecująco.
Niespodzianek za chwilę ciąg dalszy, pomyślał, opierając się z powrotem o fotel i zapiął pas.
W samochodzie panowała upiorna cisza, przerywana jedynie piękną, hiszpańską balladą, która, o zgrozo, opowiadała o nieszczęśliwej miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro