Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✘02✘


   Lea opuściła drogi, czarny samochód, żegnając się promiennym uśmiechem z kierowcą.

   Pan Ernesto był poczciwym człowiekiem, zbliżającym się do pięćdziesiątki, który cenił rodzinę Granch za podarowanie mu szansy na lepsze życie. Nigdzie bowiem nie zarobiłby tyle, co u nich. W dodatku Carla traktowała go jak członka rodziny. Często robiła zakupy dla jego małych córek, obdarzając je ubraniami, o których mogłyby jedynie pomarzyć. Tłumaczyła, że skoro sama nigdy nie będzie miała dzieci, a dysponuje dużymi pieniędzmi, przynajmniej jego córki mogła rozpieścić.

   Carla pomimo powłoki wrednej, rozpieszczonej damulki, była ciepłą osobą i miała doprawdy dużo empatii.
Nie traktowała ludzi o niższym statusie społecznym gorzej. Po prostu nie zwracała na nich uwagi, dopóki sytuacja tego nie wymagała. Wolała być ślepa na biedę, skupiając się na własnych problemach oraz na pomocy tym, którzy znajdowali się w jej życiu.

   Lea wpatrywała się w stary, zniszczony budynek, trzymając w dłoni torbę z gaspacho. Wiedziała, że matka czekała, aż przyniesie kolację, ponieważ był to ich rytuał, odkąd Carla zaczęła im pomagać finansowo. Dawniej mogły pomarzyć o tak częstych, kupnych posiłkach.
I, choć Lea ukrywała przed matką faktyczny stan konta, starała się, by niczego im nie brakowało.

   Weszła do pomarańczowego budynku i ruszyła na pierwsze piętro. Odgłosy awantury, dochodzące z parteru były codziennością, dlatego przeszła obok mieszkania obojętnie i ruszyła na górę. Było jej przykro, iż sąsiadka dostawała manto od męża, jednak nie zamierzała się wtrącać. Nie chciała mieć kłopotów. Tym bardziej że miałaby do czynienia z dwójką alkoholików, z którymi jej matka lubiła od czasu do czasu się szlajać.

   – Wróciłam! – krzyknęła, ściągając buty i ruszyła w stronę pokoju gościnnego, który służył również za pokój jej matki.

   Na widok walających się na stole butelek po winie oraz dwóch kieliszków, momentalnie poczuła złość.

   Ana, kobieta o wyjątkowej urodzie, bujnych lokach o ciemnobrązowym odcieniu oraz dużych, czekoladowych, obecnie lśniących oczach, patrzyła na nią ze strachem. W pierwszej chwili chciała pospiesznie ukryć butelki, jednak gdy do niej dotarło, że jest za późno, usiadła na paskudnej, pomarańczowej kanapie i wzruszyła bezradnie ramionami.

   – Czułam się samotna, a Juan wpadł z wizytą. Miał dość narzekania swojej żony i jakoś tak wyszło...

   – To może zaczniesz w końcu szukać pracy i przestaniesz na mnie żerować? – Lea położyła na stole torbę z jedzeniem. – Przestań zadawać się z tym damskim bokserem. Teraz leje żonę! A ty sobie tak po prostu pijesz z nim wino, a potem się bzykacie!

   – Nie bądź bezczelna! – Ana podniosła się z kanapy, wymachując jej przed twarzą palcem. Na jej okrągłej, ładnej twarzy widniał gniew.

   – Weź się w końcu w garść! Staram się, ale ty niczego nie ułatwiasz. Czas najwyższy wrócić do życia. Tata by tego chciał.

   – Twój ojciec nie żyje, bo potrącił jakąś tirówkę! Więzienie go zabiło, a siedział przez jakąś kurwę!

   W oczach Lei zalśniły łzy. Wspomnienie ojca nadal wywoływało ból, choć minęły już dwa lata od jego śmierci. Nie było jej dane często odwiedzać go w więzieniu, ponieważ zginął podczas bójki ze współwięźniem dwa miesiące po aresztowaniu.

   – Mi też go brakuje – wyznała łamiącym się głosem Lea. – Nigdy o nim nie zapomnimy, ale musisz wziąć się w garść. Co zrobisz, gdy się wyprowadzę? Jak mam ułożyć sobie życie, wiedząc, że nie dajesz sobie rady?

   Ana prychnęła gniewnie, nerwowo sięgając do torby z jedzeniem i rzuciła nim o podłogę. Łzy rujnowały jej idealny makijaż.

   – To sobie idź! Porzuć mnie jeszcze ty! Wtedy nic mi nie zostanie i będę mogła umrzeć! Połknę tabletki albo podetnę sobie żyły! Zakończę swój żywot, żebyś mogła wieść te swoje idealne życie, które zapewni ci ta twoja przyjaciółeczka!

   – Mamo...

   – Nie pójdę do pracy, a wiesz czemu?! – krzyczała Ana, nie spuszczając z niej wściekłego spojrzenia. – Bo mi się, kurwa, nie chce! Po co mam wychodzić do tych paskudnych ludzi, skoro twoja przyjaciółka zapewnia nam wszystko, czego potrzebujemy?! Po co mam udawać szczęśliwą, skoro tak naprawdę mam ochotę umrzeć?!

   Ana wybuchnęła głośnym, niepohamowanym płaczem. Schowała twarz w dłoniach, tłumiąc szloch, który łamał Lei serce.

   Dziewczyna patrzyła na matkę, starając się sobie wmówić, że przemawiał przez nią alkohol oraz tęsknota za zmarłym mężem. Przeprowadzka do Madrytu miała pomóc im pogodzić się ze stratą, tymczasem wszystko się waliło, a jej rodzicielka zaczynała tonąć przez alkohol.

   Lea wiedziała, że gdy wytrzeźwieje, zacznie ją przepraszać i obieca, iż weźmie się w garść, ale jej wybuchy były coraz częstsze. Tak samo jak wino, które stało się stałym bywalcem w niewielkim mieszkaniu.

   Przeżyła wspaniały wieczór. Nie miała siły na dalsze kłótnie, dlatego podniosła worek z ziemi i wyjęła z niej jedno pudełko. Na szczęście jedzenie się nie rozsypało, choć bez wątpienia nie prezentowało się najlepiej w środku opakowania.

   Drugie pudełko postawiła na stole, pomiędzy pustymi butelkami.

   – Zjedz, a potem się połóż. Myślę, że obie jesteśmy zmęczone.

   Odpowiedział jej jeszcze głośniejszy płacz, który odprowadził ją do pokoju.

   W chwili, gdy Lea usiadła na niewielkim, starym łóżku, poczuła przerażającą pustkę. Nie miała jednak siły płakać.

   Zaczęła jeść, zerkając na zdjęcie ukochanego ojca, którego życie nie oszczędzało. Odszedł zbyt wcześnie, pozostawiając po sobie blizny i przeraźliwe uczucie niesprawiedliwości. Miał wyjść po dwóch latach za nieumyślne spowodowanie śmierci. Niestety trafił w więzieniu na kata, który miał dla niego inne plany.

   Dlaczego los musiał ranić nawet dobrych ludzi? Przecież jej ojciec nie spowodował wypadku celowo! Dlaczego mimo to musiał trafić do więzienia pełnego zwyrodnialców, z którymi nie miał szans wygrać?

   Wpisał kod do hotelowych drzwi i niepewnie je pchnął, by dostać się do środka.

   Widok półmroku, oświetlającego zapachowymi świeczkami, które uderzyły jego nozdrza, wywołał na ustach uśmiech.

   Słyszał bąbelki, działającego jacuzzi, którego woda mieniła się na jasnozielony kolor.

   Bywał w tak luksusowych pokojach, jednak nigdy wcześniej nie towarzyszyła mu młoda, piękna kobieta. Zwykle zaspokajał kobiety po czterdziestce, które szukały zapomnienia w jego atrakcyjnym, młodym ciele. Uciekały od zaniedbujących je mężów. Pragnęły czułości, dobrego seksu, często też rozmowy. Wiedział, czego mógł spodziewać się po dojrzałych klientkach. Nie miał za to pojęcia, czego pragnęła od niego ta bogata dama, paradująca przed nim w przepięknym, błękitnym szlafroku z motywem złotego smoka. Błaha odzież, a bez wątpienia kosztowała pięć razy więcej od jego czarnych dżinsów, białego T-shirtu i markowych adidasów z Pumy. Lubił się ubrać, jednak nigdy nie wydawał na ubrania zbyt wiele. Wolał przeznaczyć pieniądze na przyszłość siostry, która marzyła o studiach prawniczych. Po śmierci matki uparła się, że zostanie sędzią, a Dario zamierzał jej w tym pomóc, nawet jeśli ojciec nie pochwalał tego pomysłu.

   Uśmiechnął się, podchwytując spojrzenie świdrujących go niebieskich oczu. Miały tak jasny, chłodny odcień, że przeszły go ciarki pod ich naciskiem.

   Czekał cierpliwie, aż dziewczyna przestanie podziwiać jego ciało. Rzucił torbę z ubraniami na zmianę na podłogę i obserwował piękną twarz o ostro zakończonych kościach policzkowych. Duże, ponętne usta idealnie współgrały z niewielkim, nieco zadartym nosem. Czuł, jakby miał przed sobą jedną z tych pięknych, wrednych dziewczyn, które należały do drużyny cheerleaderek i uwielbiały uprzykrzać rówieśniczką życia. Spojrzenie blondynki jasno dawało do zrozumienia, iż znała swoją wartość i uważała się za pępek świata.

   A jemu to nie przeszkadzało.

   – Byłam ciekawa, czy przyjdziesz.

   Jej głos, niezagłuszony przez piski kobiet oraz muzykę, wydał mu się niezwykle delikatny. Niepasujący wręcz do twardej osobowości, którą wyczuł od pierwszego spojrzenia.

   – Napisałaś, więc jestem – odparł pewnie, nie spuszczając wzroku z jej oczu.

   Carla wycofała się w głąb pokoju i sięgnęła wino. Chciała otworzyć korek, gdy duże, silne ramiona oplotły ją od tyłu, wywołując uczucie zaskoczenia, wymieszanego z podnieceniem.

   Dario, przypomniała sobie imię, napisane koślawym pismem na karteczce, a przyjemne ciepło rozeszło się po jej skórze. Czuła na szyi oddech chłopaka, gdy nie wypuszczając jej z ramion, sprawnie otworzył wino.

   – Pozwolisz, że naleję? – spytał, szepcząc wprost do jej ucha.

   Widok gęsiej skórki, pokrywającej jej skórę na szyi, sprawił mu ogromną satysfakcję.

   Wiedział, jak działał na kobiety i cieszył się, iż z nią nie było inaczej.

   Gdy przystała na jego propozycję, wypuścił ją z objęć i sięgnął po butelkę czerwonego wina. Bez wątpienia nie byłoby go na niego stać i właśnie dlatego kochał swoją pracę. Dzięki niej mógł posmakować prawdziwego życia bogacza, o którym większość mogła jedynie pomarzyć, oglądając filmy na Netflixie.

   – Chciałbym poznać twoje imię. – Podał jej kieliszek i uśmiechnął się w uwodzicielski sposób, zerkając co jakiś czas na jej usta.

   Miał ochotę rzucić się na nią i zacząć namiętnie całować, by wziąć ją najpierw w jacuzzi, a później na ogromnym, okrągłym łóżku, znajdującym się nieopodal. Jednocześnie pragnął czegoś się o niej dowiedzieć.

   – Nazywam się Carla – odparła miękkim, melodyjnym głosem, upijając wino. – Pierwszy raz robię coś... takiego.

   – To znaczy?

   – Korzystam z usług męskiej prostytutki. Mogę mieć każdego na skinienie palca, a jestem tutaj... z tobą. – Wskazała na niego palcem z niedowierzaniem.

   Wyglądała, jakby cała sytuacja zaczynała ją bawić, a on poczuł, jakby ktoś uderzył go prosto w twarz.

   Ludzie nazywali go różnie. Był facetem do towarzystwa, żigolakiem, męską dziwką. Ostatniego określenia bardzo nie lubił, dlatego też mimowolnie się spiął, zaciskając palce na kieliszku.

   – Jestem tancerzem erotycznym – oznajmił spokojnie. Nie zamierzał tłumaczyć jej się z tego, co robił z kobietami.

   – Zamierzasz więc wykonać dla mnie specjalny taniec? – spytała, rozchylając na dekolcie szlafrok. Gdy spojrzenie jego dużych, błękitnych oczu spoczęło w tym miejscu, uśmiechnęła się i ruszyła w stronę jacuzzi. – Pytałeś, czy mam ochotę na prywatny pokaz. Śmiało. Zabaw mnie, a chętnie cię wynagrodzę.

   Wodził za nią wzrokiem z mieszanymi uczuciami. Doprawdy był głupcem, myśląc, że ta dziewczyna nie będzie na niego patrzyła, jak na maskotkę. W jego profesji było to bardzo trudne. Nie dziwił się, jednak rozczarowanie mimowolnie zawładnęło jego umysłem.

   To nie bajka, upomniał się w myślach i wypił wino za jednym haustem, po czym podążył za blondynką do jacuzzi.

   Stanął parę kroków za nią, obserwując nagie ciało, które jeszcze chwilę temu opatulał szlafrok.

   Wąska talia, zgrabny tyłek i szczupłe nogi. Wszystko, czego mógłby pragnąć, znajdowało się na wyciągnięcie ręki.

   Carla weszła do wody i przeniosła się na drugi koniec jacuzzi.

   – Dołączysz? – spytała, ponownie patrząc w jego oczy.

   – Nie wiem, czy cię na mnie stać – odparł kąśliwie, a na ustach dziewczyny po raz pierwszy pojawił się prawdziwy, szeroki uśmiech. Było jej w nim doprawdy do twarzy. Choć przez sekundę nie wyglądała jak królowa lodu.

   – Stać mnie na wszystko, czego zapragnę – oznajmiła pewnie, poruszając palcami po unoszącej się pianie, która zakrywała jej piersi. – Pytanie, co zdołasz ugrać. Wszystko zależy od tego, jak bardzo się postarasz, bym zapomniała o wszelakich troskach.

   Dario przeszło przez myśl, że mówiąc „troski", blondynka miała na myśli, jaką powinna kupić sukienkę albo torebkę. Tacy ludzie, jak ona, nie mieli pojęcia, czym była ciężka praca i życie od wypłaty do wypłaty.

   Dopóki Dario nie wszedł w świat chippendalesów, żyło mu się bardzo ciężko. Po śmierci matki wrócił do Barcelony, by pomóc załamanemu ojcu i siostrze, która nadal wchodziła w okres dojrzewania. Nie było mu jednak żal, bowiem w Madrycie porzucił jedynie kumpli, z którymi dilował narkotykami, by jakoś przetrwać. Teraz przynajmniej zarabiał konkretne pieniądze, czerpiąc przy tym przyjemność. W dodatku robił to legalnie.

   Bez słowa zdjął ubrania i wszedł do wody, nie spuszczając wzroku z obserwującej go dziewczyny.

   Wyglądała jak posąg, w którym na parę sekund odżywały jakieś emocje.

   Piękna i zimna jak lód. Tajemnicza.

   Pociągała go, ponieważ stanowiła tajemnicę. Nie przywykł do takich gierek. Zwykle kobiety rzucały się na niego i chciały gadać dopiero po seksie.

   Tymczasem obydwoje byli nadzy, po dwóch stronach jacuzzi i nie spuszczali z siebie wzroku.

   Carla podniosła się, ukazując mu niewielkie, krągłe piersi ze sterczącymi sutkami, na które od razu spojrzał.

   Dario był piękny, niczym grecki Bóg, stworzony, by kusić kobiety. Najpiękniejsze jednak miał oczy. Jasne, przypominające bezchmurne niebo. Patrzył na nią, jakby była ulepiona z tej samej gliny, co on, choć dzieliła ich ogromna przepaść.

   Cudowny miał też uśmiech. Śnieżnobiały, szczery. Mogłaby patrzeć na niego godzinami.

   Usiadła na nim okrakiem, uśmiechając się, gdy wyczuła jego męskość. Oczywiście, że podniecił go jej widok. Była cholernie atrakcyjna.

   – Ładnie wyglądasz, gdy się uśmiechasz – przyznał, błądząc lśniącym spojrzeniem z jej oczu do ust.

   – A ty, gdy milczysz.

   Wpiła się w jego usta zachłannie, błądząc palcami po ciemnym, szorstkim zaroście.

   Nie mogła uwierzyć, że po wyjściu z klubu, zdecydowała się do niego napisać i wynajęła pokój w hotelu. Czekając, aż przyjdzie, omal nie uciekła, jednak obecnie nie żałowała swojej decyzji.

   W chwili, gdy męskie, silne dłonie przycisnęły ją do siebie, poczuła, jakby znalazła się w innej bajce. W miejscu, gdzie nikt nie oczekiwał od niej bycia idealną córką, czy dziewczyną.

   Była po prostu Carlą. Dziewczyną, pragnącą szczerej namiętności i ciepła, które dawało jej obecnie ciało obcego mężczyzny.

   Bez wahania sięgnęła po twardego członka i usiadła na niego, pozwalając sobie na głośny dźwięk rozkoszy.

   Ponownie pocałowała Dario, poruszając się w coraz szybszy rytm, jakby ktoś miał za chwilę zakłócić tę cudowną, niezobowiązującą chwilę.

𒆨ꕥ𒆨


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro