Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✘01✘

   – Nie mówisz poważnie.

   Jasnoniebieskie oczy Lei Nelson wpatrywały się z niedowierzaniem w zgrabną, piękną blondynkę, która z ukradkowym uśmieszkiem popijała kolorowego drinka.

   Na ładnej, piegowatej twarzy Lei mimowolnie również zakradł się uśmieszek, współgrając z zaczerwienionymi policzkami. Sama wizja spędzenia czasu w klubie z umięśnionymi przystojniakami, którzy tańczą dla napalonych kobiet, sprawiała, iż wyobraźnia działała na pełnych obrotach.

   W końcu oglądanie "Magic Mike'a" i wzdychanie do telewizora to zupełnie coś innego od wzdychania do mężczyzn, których podziwia się na żywo. A jeśli szczęście dopiszę, może i nawet uda się któregoś dotknąć.

   Carla Granch, ukochana córeczka bogatego tatusia, do którego należał hotel, w którym właśnie opalały się nad basenem, poprawiła górę od różowego bikini. Jej lodowate spojrzenie skupiło się na twarzy zawstydzonej przyjaciółki, choć kątem oka dostrzegała przeglądającego im się chłopaka o kruczoczarnych włosach, zaczesanych do tyłu.

   Nie był to byle jaki chłopak, chodziło bowiem o Andera Rico. Odkąd zaczął nosić delikatny zarost, zaczął bardziej Carlę pociągać. Był szczupły, przystojny, a za jego śnieżnobiały uśmiech i chłodne, morskie spojrzenie niejedna dziewczyna dałaby się pokroić.

   Carli przypadło zdobycie jego rozchwytywanego serca, choć trudno było tu mówić o odwzajemnionej miłości.

   Uwielbiała Andera. Mogła być przy nim sobą i nie musiała się przejmować, że nazwie ją nadętą, rozpuszczoną księżniczką (choć faktycznie nią była). Podobało jej się, jak ją traktował. Seks również należał do świetnych, a fakt, iż był synem najlepszego przyjaciela jej ojca, stawiał go na piedestale facetów, z którymi mogłaby się związać. Wszak nie interesowała się byle kim. Majątek i wygląd to priorytety, bez których nie raczyła adoratorów dłuższym spojrzeniem.

   – Mówię śmiertelnie poważnie – odparła Carla, podchwytując spojrzenie swojego chłopaka, by po chwili na nowo obdarzyć przyjaciółkę całą swoją uwagą. – Nudzę się. Mam ochotę na nowe doznania, a podobno chippendalesi z "Hasta Rojo" potrafią wzbudzić w kobietach ukryte pragnienia.

   Lea nachyliła się nad leżakiem, by wyszeptać:

   – Nie uważasz, że to byłoby nie fair wobec Andera?

   Carla pokręciła z rozbawieniem głową. Lea była niepoprawną romantyczką, która wierzyła w miłość aż po grób, flirt uważając za zdradę. Była doprawdy urocza.

   – Chyba nie myślisz, że Ander zamyka oczy, gdy odwiedza kluby, gdzie tańczą praktycznie nagie panienki. Żaden facet nie odwróciłby wzroku od atrakcyjnego, nagiego ciała. – Widząc zgorszoną minę brunetki, roześmiała się głośno, zwracając uwagę ludzi zebranych przy dużym basenie. – Jesteś doprawdy tak naiwna i głupiutka. Jesteśmy tylko ludźmi. Podatnymi na atrakcyjność i to nic złego, jak dostrzegamy czyjąś urodę. Nie musimy zamykać oczu na jedną osobę.

   – Gdy się kogoś szczerze kocha, nikt inny cię nie obchodzi, choćby wyglądem przypominał greckiego boga. W miłości nie ma miejsca na zdrady.

   – Patrzenie, to nie zdrada. Tak samo jak flirt. – Uniosła drinka, delektując się jego słodkim smakiem. – A miłość to bujda. Liczy się przyjaźń, szacunek, zrozumienie i zajebisty seks. Cała reszta to nic nieznaczące elementy.

   Lea miała zupełnie inne podejście, jednak wiedziała, że nie było sensu się sprzeczać. Carla stąpało równie twardo po swoich przekonaniach, jak ona, dlatego uraczyła ją jedynie uśmiechem.

   Wielka szkoda, że Carla nie dostrzegała, z jak ogromnym uczuciem Ander na nią patrzył. Może wówczas przestałaby sobie wmawiać, że łączyły ich głównie wpływy oraz pieniądze. Może nawet by się na niego otworzyła i zaczęła darzyć głębszym uczuciem? Z pewnością była do tego zdolna, choć zgrywała zadufaną w sobie księżniczkę, do szczęścia potrzebującą jedynie pieniędzy. Lea doskonale znała tę maskę i wiedziała, że pod tą sztuczną fasadą ukrywała się samotna dziewczyna, która bała się kochać. A wszystko przez rodziców, niebiorących udziału w jej życiu. Wychowywana przez gosposie i nianie, z którymi sypiał ojciec, nie miała pojęcia, jak powinna wyglądać prawdziwa rodzina. Smutne dzieciństwo utwierdziło ją w przekonaniu, iż nigdy nie będzie chciała mieć dzieci.

   Jedyną osobą, którą Carla Grinch kochała całym sercem, był jej młodszy brat, Christian, przebywający obecnie w Miami.

   – Nie mogę się doczekać wieczoru – odparła radośnie Carla, mrużąc odrobinę małe oczy. – W końcu się rozerwiemy.

   Jakby weekendowe imprezy nie były sposobem na rozerwanie się, pomyślała Lea, nie spuszczając wzroku z przyjaciółki.

   Choć tkwiła u boku Carli od pół roku, nadal ciężko było jej się przyzwyczaić do pewnych rzeczy. Wiedziała, iż nie pozbędzie się metki biedaczki, która uczepiła się Carli, by korzystać z pieniędzy, jakie hojnie jej ofiarowała. Nikogo nie obchodziło, iż uratowała jej życie, ponieważ ludzie nie mieli nawet o tym pojęcia.

   Obie strzegły tajemnicy, co spowodowało, iż mimowolnie się do siebie zbliżyły.

   Lea trwała u boku Carli nie przez wzgląd na pieniądze, choć jej rodzinie żyło się dzięki nim łatwiej, a przyjaźń. Ta dziewczyna stała się dla niej siostrą, o której zawsze marzyła i zamierzała ją chronić. Nawet jeśli ją odtrąci, wróci jak bumerang i nie pozwoli jej upaść.

   Muzyka dudniła w uszach, a alkohol lał się litrami, wywołując rozluźnienie u zebranych wokół sceny kobiet. Zarówno na naznaczonych czasem twarzach, jak i tych młodych, malowały się radość oraz podniecenie, a z ust wydobywały się głośne odgłosy zachwytu z każdym ruchem tancerzy.

   Carla Granch za sprawą pieniędzy załatwiła sobie specjalne miejsce na środku sali.

   Prezentowała się niczym księżniczka, siedząc na krześle, oddzielona z obu stron paroma metrami od pozostałych klientek. Towarzyszyła u jej boku jedynie zawstydzona Lea, odwracająca wzrok za każdym razem, gdy na tancerzach zostawało mniej garderoby.

   Carla zaś nie spuszczała wzroku, gdy któryś z tancerzy na nią patrzył. Nie odwzajemniała też uśmieszków, świadczących o tym, że wpadła im w oko.

   Przynajmniej było tak do momentu, aż podszedł do niej wysoki, muskularny mężczyzna o ciemniejszej karnacji, krótko obstrzyżonych czarnych włosach i ciemnym, zadbanym zaroście. Miał na sobie jedynie czarne spodnie oraz białą muszkę, kierując jej dłonie na swój umięśniony brzuch.

   Nie spuszczała wzroku z jego niesamowicie błękitnych oczu, w których wyczuła niesamowitą pewność siebie. Starała się zgrywać kobietę zimną jak lud, jednak w chwili, gdy się do niej uśmiechnął, ocierając się krokiem o jej uda, odwzajemniła gest i na krótką sekundę zerknęła w stronę przyjaciółki.

   Twarz Lei płonęła z zawstydzenia, a z ust nie schodził szeroki uśmiech. Wyglądała na szczęśliwą, a to sprawiło, że Carla poczuła przyjemne ciepło w okolicy serca.
Muzyka spowalniała, pomału kończąc pokaz, wywołujący zazdrość wśród niewybranych w tłumie kobiet. Każda bowiem chciała być w centrum pokazu.

   – Mam nadzieję, że pokaz się podobał. – Przyjemny, męski głos zabrzmiał tuż nad jej uchem, wywołując ciarki na szyi.

   Nieznajomy odsunął się nieznacznie, nadal będąc nad jej szczupłymi nogami.

   – Nie było źle – odparła z przekąsem, uśmiechając się kącikiem ust.

   – Może w takim razie masz ochotę na prywatny pokaz?

   – Może.

   Wcisnął jej do ręki karteczkę, którą wyjął z kieszeni spodni i obszedł krzesło od tyłu, ostatni raz szepcząc do jej ucha:

   – Odezwij się, jeśli będziesz miała ochotę.

   Zniknął wraz z puszczoną kolejną piosenką. Odprowadzała wzrokiem jego zgrabne plecy, nie słuchając przyjaciółki, która z przejęciem opowiadała o tancerzu, który ją wybrał.

   Wypatrywała na scenie chłopaka, który ją zaintrygował, jednak nie pojawił się w kolejnej choreografii. Sprawił, że inni prezentowali się słabo w jej oczach, choć Lea nadal świetnie się bawiła.

    Zerknęła na karteczkę. Uśmiech momentalnie zawitał na jej twarzy, gdy dostrzegła szereg cyfr oraz imię.

   Dario.

   Najwyraźniej pokazy kończyły się podarowaniem swojego numeru kobiecie, która spodobała się tancerzowi.

   Nie przeszkadzało jej to jednak. Sama bowiem uwielbiała się zabawić.

   – Też chciałem podejść do tej blondyny, ale mnie wyprzedziłeś! – Hugo rzucił muszkę na ławkę, posyłając kumplowi uśmiech. – Niezła laska. Ta druga też nie była spoko, ale blondyna to prawdziwa petarda. Chętnie zabrałbym ją do hotelu.

   Na twarzy Dario jawiła się satysfakcja. Nadal czuł piękne, bez wątpienia cholernie drogie perfumy owej blondynki, która starała się być odporna na jego uwodzicielski taniec.

   Dostrzegł ją od razu, gdy tylko wyszedł na scenie i momentalnie pochwycił jej spojrzenie. Przyglądała mu się długo, bez wątpienia podziwiając idealne ciało. Starała się zgrywać niedostępną, jednak nie zdołała się oprzeć. Ostatecznie zasłużył na jej uśmiech, tym samym pozostając w jej myślach na dobre.

   Był pewien, że zadzwoni. Każda dzwoniła, chcąc doświadczyć głębszych wrażeń, które był w stanie im zagwarantować za odpowiednią cenę. Pierwszy raz jednak przyłapał się na tym, że nie myślał o pieniądzach, a o samej blondynce. Spodobała mu się. Nie żył jednak w tym świecie od dziś, by łudzić się, że ktoś tak bogaty spojrzy na niego w inny sposób, niż na zabawkę.

   W końcu był tylko tancerzem erotycznym, który sypiał z kobietami w pokojach hotelowych, otrzymując za to niemałe pieniądze. Miał nawet stałe klientki.

   – Dałeś jej swój numer. Ciekawe, czy się odezwie! – Hugo poklepał przyjaciela po ramieniu, doskonale odczytując, co skrywało się za jego tajemniczym uśmieszkiem.

   – Myślę, że się odezwie. To kwestia czasu – odparł pewny siebie Dario.

   – Zobaczymy. Nie wyglądała na desperatkę, która musi płacić komuś za seks.

   – Nie tylko desperatki za niego płacą – zauważył. – Jest wiele kobiet, które są zwyczajnie samotne. A my potrafimy stać się nie tylko ich kochankami, ale też przyjaciółmi, którym mogą się wygadać. Traktujemy je jak królowe, ponieważ nam płacą i dlatego tak bardzo nas potrzebują.

   – O, tak. Jesteśmy spełnieniem najskrytszych fantazji tych bogatych damulek – zgodził się Hugo, spinając długie, ciemnobrązowe włosy w kucyka. Boki miał wygolone na zero. Nosił jedną z najmodniejszych fryzur tego sezonu, podczas gdy Dario nazywał ją fryzurą na "worek na śmieci".

   Hugo był wysokim chłopakiem o hiszpańskich korzeniach. Jego umięśnione ciało pokrywały liczne tatuaże, a delikatną, przystojną twarz o niewielkich, piwnych oczach zdobił ciemny zarost na brodzie oraz krótki wąsik pod nosem. Szpara między jedynkami bez wątpienia dodawała mu uroku, a kobiety uważały go za słodkie ciacho, z którym mogłyby się ustatkować.

   – Szkoda, że żadna z nich nie chce za nas wyjść i zamienić nasze życia w bajkę – zaśmiał się Dario.

   – To byłoby spełnienie naszych marzeń – zgodził się ze smutkiem Hugo, jednak radość po chwili znów wróciła na jego dwudziestoczteroletnią twarz. – Wyobrażasz sobie żyć na co dzień w tych zajebistych hotelach, w których bzykamy te wszystkie staruchy? Wyjazdy do innych krajów, prywatna łódź, najlepsze ubrania...

   – Nie rozpędzaj się tak. – Dario pospiesznie zahamował jego entuzjazm, zakrywając pośladki ręcznikiem. – Za marzenia nie karzą, ale bywają niebezpieczne. Lepiej cieszmy się z tego, że w ogóle mamy okazję poznać takie hotele.

   – Mhm. Masz rację. – Hugo niechętnie się zgodził i podążył jego śladem. – Chcę jednak wierzyć, że pewnego dnia któraś z klientek się we mnie zakocha i odmieni moje życie. Czułbym się wówczas jak w bajce. Wiesz, kopciuszek też rozkochał w sobie księcia, odmieniając swój żałosny los.

   Dario ruszył pod prysznic. Chciał zmyć z siebie dzisiejsze szaleństwo i zmęczenie.

   – To bajka, Hugo. A bajki są pełne naciąganych, zakłamanych historyjek, które nie dzieją się w prawdziwym życiu.

𒆨ꕥ𒆨


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro