Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Towarzysz część 1

Zapowiadałam dłuższy rozdział ale niestety strasznie długo mi to idzie. Nie chce pisać na telefonie bo bardzo niewygodne ale obiecałam że dodam rozdział więc dodaje ieho dłuższą część ze tak powiem. Miłego czytania. W domu czeka mnie jeszcze do rozpisania druga jego część i następny rozdział( znając życie to 2 rozdziały) więc przygotuje się.


Był już późny wieczór a Serena jeszcze nie wróciła. Wszyscy byli zaniepokojeni ta sytuacją. Ogólne zmartwienie odbiło się również na Fabii. Znała ona problemy siostry i choć nigdy jej nie mówiła, widziała ją nieraz w traktuje jej załamek. Domyślała się, że to przez niego, ale nie wiedziała dlaczego znowu ma problemy.pierwsze co przyszło jej na myśl to ona i Jin. Była pewna, że jej siostra źle się czuje ponieważ im wychodziło, a jej nie wyszło wogóle. Miała dopiero trzynaście lat więc jeszcze nie miała okazji zrozumieć w pełni uczuć dorosłej już Sereny. Rozumiała to tylko powierzchownie, jako posiadanie kogoś bliskiego, kto spędza z tobą czas i dba o ciebie, stara się abyś był szczęśliwy. No oczywiście także nawzajem. Straszą z księżniczki marzyła zatopionych o kimś kto ją pokocha ją tym romantycznym uczuciem jak kochanek, a nie rodzina na podstawie miłości czysto przyjacielskiej.
Fabia była jeszcze dzieckiem więc cierpiała się każdego w zasięgu wzroku. Jako że miała wiecznie niespożytkowane zapasy energii, w upalne dni stawała się. Pewnego rodzaju "postrachem dzielni''. Nikt. Nie chciał przechodzić koło miejsc gdzie mogła przebywać młodsza z sióstr. Dzisiaj był dokładnie taki dzień. Biedny "młodziak''- jak nazywano nowodostałych do armii- nie natknął się jeszcze na nikogo kto by go ostrzegł przed niesamowitą siłą destrukcyją najmłodszej z Sheenów. Biegacze został wezwany i szedł przez sam środek tarasowej altany jak to mówił "na skróty". Gdy tylko przekroczył drzwi, para zielonych oczu namoersyla go jak lupa snajpera. Cel zdarzył tylko dojrzeć w nich błysk, zanim małe ciało błyskawicznie ostało i znalazło się obok niego.
-Pobawić się ze mną!
Cichy, słodziutki głosik odezwał się do niego,  a zielone oczka od razu zaczęły zbierać żniwa swoim wzrokiem małego szczeniaka. Chłopak strasznie się spłoszył. bardzo. głupio się mu zrobiło, że musi odmówić małemu aniołkowi, ale wiedział ze zaniedbanie obowiązków to ostatnie co powinien robić.
-Ja... Bardzo chętnie ale nie teraz, nie mogę, mam warte o zostałem wezwany...
przerwał monolog, bo poczuł, że coś bardzo mocno naciska musiała się na ręce. spojrzał i zobaczył małe rączki,  które jakby chciały go zatrzymać.- Przepraszam ale musisz mnie pu...
-zwolnimy cię z warty.
-Ale... jak chcia...
-Gdzie zostałeś wezwany?
-Do sali narad. Mam coś wy...
-Idziemy- to mówiąc podała młodemu mężczyźnie dłoń. Nie rozumiał co się dzieje, ale złapał delikatnie rączkę dziewczynki. Szli obok siebie jak rodzeństwo, ale tak naprawdę to księżniczka prowadziła chłopaka, tak że nie było wogóle tego widać. Gdy doszło do odpowiednich drzwi, młoda otworzyła je bez żadnego zastanowienia. Młodzik zato wewnętrznie spanikował. Od razu, zobaczył pytające (z lekko irytacją) oczy kapitana oraz ermenala, zaczął usprawiedliwiać siebie, jednocześnie nie próbując zwalić całej winy na dziewczynkę.
-Ja przepraszam... Zabrałem ją... My tak szliśmy... nie zarzutem zapukać...- słowa nie składały się w zdania bardziej złożone niż dwa słowa. Z kolei mała wydawała się bardzo wyluzowana.
-Kapitanie, niech nie pan zwolni go z warty, obiecał się z mną pobawić!
Dziewczynka spojrzał z nadzieją na wysokiego mężczyznę w mundurze. Ten natomiast zilustrować młodego rekruta.
-No nie wiem, nie wiem. Czy aby nwza pewno?
-Na pewno! Obiecał, ale nie może bo ma wartę i kusi zostać.
Starszy mężczyzna. udał, że się zastanawia. Pogłaskał swoje wąsy po czym z uśmiechem chem oparł:
-No dobrze, dobrze. Ale ma wrócić do koszar przed północą i to w jednym kawałku!
-Dziękuję panie kapitanie!- dziewczynka uśmiechnęła się promienie.- OBiecuję, że go oddam w dobrym stanie!
- nie wątpię w to księżniczko- sppjrsql na młodego.- Baczność! Przed tobą bardzo odpowiedzialne zadanie. Masz opiekować się dzisiaj księżniczką Fabią, być na każde jak zawołanie, być przy niej, a gdy sobie nie życzy pilnować z daleka. To bardzo dobra lekcja, zobaczymy czy dasz radę z taka odpowiedzialnością. Spocznij- spojrzał przychylnie na Fabię.- Dbają o niej i postaraj się nie wymagać za dużo- jest jeszcze niedoświadczony...
Dziewczynka tylko przyciągnęła i pociągnęła tworzą za sobą. Chłopak zato nie ogarniała sytuacji. nie wiedział oo go bardziej dziwi: fakt, że dzieczynka kora poznał jest jego księżniczką, czy to że skurczyła kapitana jednym spojrzeniem. Długo się zastanawiał, a co z tym idzie wogóle przestał ogarnąć co się dzieje wokół niego działo. Gdy wreszcie oprzypomniał okazało się ze są już daleko w drodze do ogrodów. Zawsze był tylko w tej ich części ktora należała do koszar, ale Fabia prowadziła do ewidentnie do części królewskiej. Zanim jeszcze weszli księżniczka się zatrzymała się zatrzymała i dopatrzyła na wprost. Pomachała w tamtą stronę po czym ściągnęła lekko rękę małodzika.
-Zamachaj.
Wydał mu polecenie. nie wiedział o co chodzi ale czuł se to jakoś test. Automatycznie Pomachał w w ta samą stronę co ona,  oecd wiedząc nawet do kogo. Jego twarz była raczej typowa, coś w stylu "że co proszę?". nie widział nikogo, ale jego domysły całkowicie się zmieniły gdy usłyszał cichy, kobiecy śmiech. Przyjrzał się dokładniej. Koło wielkiego kwiatu marimii stała kobieta ubrana na biało. Uśmiechała się przepięknie, a także odmachała. Skupił się nq tym wspaniałym uśmiechu, dopiero gdy zęby zniknęły za lekko różowym wargami spojrzał na całą twarz nieznajomej. Co jak co ale tą twarz rozpoznałby wszędzie. Teraz dopiero możnaby powiedzieć ze był zaskoczony, choć też lekko przestraszony.
-Przepraszam wasza wysokość! , Noego zauważyłem księżniczki!
Szybko powiedzial, kłaniając się. W odpowiedzi znowu usłyszał ten niesamowitą itym śmiech i ujrzał przepiękny uśmiech.
-Dobrze opiekuje się moją siostra. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć.
-O- oczywiście wasza wysokośćZrobię wszystko co w mojej mocy.
Dziewczyna posłał mu prsytum jeszcze raz procenty śmiech poczyna zniknęła w krzakach marimii. Patrzył tam jeszcze chwilę. jakby podziwiał miejsce w którym stała,  gdy nagle fo pociągnęło go za rękaw. Spojrzał w dół i p
przypomniało mu się, że jest w trakcie opieki nad młodsza z Sheenów.
-Chodź tam!- pokazała z entuzjazmem w stronę przeciwną (ku zdziwieniu chłopaka) do krzaków marimii. Spojrzała na jego lekko rozczarowaną twarzbpo czym dodała.
-Jak Serena idzie z książka do ogrodów to znaczy że idzie do swojego specjalnego miejsca, żeby pobycie sama.
Ta informacjago zaskoczyła. był pewny że księżniczka Serena była osobą bardzo kontaktową. Dziwne było dla niego, że taka sobą przychodzi w osamotnieniu. Nie wiedział, że rodzina królewska też ma wady. Na razie. Poczuł, że stanęli. Spojrzał przed siebie i zobaczył oczko wodne z małym pomostem, gdzie można było moczyć nogi, a nad wodą wnosił się dumnie średniej wielkości domek na drzewie. Był na tyle duży, że zmieściło by się w nim około sześć osób bez większego ścisku, ale zawieszony był bardzo nisko, jak na taki domek. Zbudowany był półtora głowy wyżej niż na na palcach dosięgała Fabia. Sama budowla jednak miała wysokość trochę ponad wzrost przeciętnego mężczyzny. Księżniczka puściła rękę chłopaka po czym podbiegła do drabinki i wspieła się na nią. Po minucie z domku wyleciał koc i mała torebka. Z otworu wyłoniła się głową dziewczynki.
-Pomożemy mi z koszykiem?
Od razu ruszył się i schylić pod podłoże domku. Był na tyle wysoki, że gdy wstał mógł swobodnie wziąć koszyk, który w rękach trzymała Fabia. Dla uprawnienia jednak zapytał:
-Co mam wziąć wasza wysokość?
Fabia już miała dac mu przedmiot, gdy nagle odsunęła go poza zasięg rąk rekruta. Gdy siedziała na podłoże byłą tego samego wzrostu co on. Patrzyła więc w jego oczy hardo i pewnie z lekką nutką zawiedzenia.
-Dla twojej informacji mam imię. Mów mi Fabia.
Powiedziała z wyrzutem. On natomiast zmierzał się.
-Ale...
-Mów mi Fabia- to już powiedzial jako rozkaz.
-Tak jest księżniczko Fabio. Zrobię to z przyjemnością.
Spojrzała ma niego wzrokiem "no chyba sobie żartujesz".
- O RA-JU-SIU! Czy ty naprawdę jesteś taki tępy?
Zatkało go. Tępy? Ale o co chodzi?
Jak mówię Fabia to znaczy Fabia. Po co na siłę wciskasz księżniczkę?
-Nie wypada...
-A kto słyszy?
Prostota, a jednocześnie niesamowitą mądrość tych słów wprawiła go w zaskoczenie. Miała stuprocentową rację, ale jakoś tak nie można było.
Just rozumiesz? Dobrze. Powtarzające za mną FA-BIA.
-Dobrze, dobrze. Rozumiem? wasza... znaczy Fabio.
Wreszcie się uśmiechnąła. Podała mu koszyk, a gdy zeszła położyła go na pomoście. Spojrzała na niego i zapytała najsłodszym na świecie głosem:
-Czy dżentelmen mógłby rozłożyć koc na tym trawniku?
Pd razu zabrq się roboty. Kilka razy poprawiał fałdy, żeby było idealnie. Fabia też nie zwlekała. Od razu zaczęła wyciągać z koszyka zastawę i typowo piknikowe jedzenie. Z torby zato wyjęli aksamitne krewetki. Spojrzała na swojego towarzysza i zobaczyła pytający wzrok. Pochyliła głowę i jakby westchneła po czym spuściła wzrok.
-Zaprosiłam Emmę Sandland i Kadię Mirona na piknik jakiś czas temu, ale dzisiaj przyszła wiadomość, że nie dadzą rady przyjechać. Znaczy... zaproszenie przyjęły ich matki, ale one pewnie nie chciały, więc się wykręcić. W sumie to nigdy nikt nie chce przychodzić. Dziewczyny nie bawią się se mną, bo uważają mnie za chłopczycę, ale ją lubię biegać po ogrodach bardziej niż bawić się szmaciankami. Znaczy lalki są fajne, ale jak nie ma pogody- przerwała na dłuższą chwilę po czym spojrzała smutnymi oczami na chłopaka.- Jeszcze do tej pory nie powiedziałeś mi jak się nazywasz.
-Nie pytałaś. Nazywam się January... Wiesz... Nie przejmuj się nimi. Ją uważam ze jesteś s najwspanialszą dziewczynką na całej neathii. Nie ma pewniejszej, dzielniejszej, żywszej, ani łagodniejszej pod ciebie.
Oczy fabia zaiskrzyły tymi samymi płomykami co wcześniej.
-Naprawdę?
-Naprawdę.
Dopatrzyła na niego z takim szczęściem w oczach, że aż sam się uśmiechnął.
-Dziękuję- powiedziała przytulając się do niego.- Niby rodzice mówili mi to ju kilka razu ale w twoich ustach brzmi to o wielkiego lepiej. A teraz January, czy zechcesz spędzić ze mną całe popołudnie na pikniku i herbacie?
-Z wielką przyjemnością... Fabio.
Idealnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro