Pierwsze spotkanie
Dziewczynę zaskoczyło, że Ren wie tak dużo o Wzroku i jego działaniu. Z nieukrywaną dezaprobatą uznała, że wie on więcej niż ona. Wydedukowała także, że chłopak wie wszystko, a przynajmniej prawie wszystko, od osoby, która nazywa się Linehalt. Dziwne imię, ale zdążyła się przyzwyczaić do tego, że udzie(zwłaszcza ci ważni) uwielbiają zmieniać sobie imiona i nazwiska na bardziej wymyślne, a także nazywać w sposób nieokreślony swoje dzieci, aby każdy wiedział, że to oni. Wyjątkiem jaki osobiście znała, jest ich obecny "opiekun" główny dowódca wojsk Gill. Jakby nie patrzeć każdy z Potężnej Szóstki miał jakieś wymyślne imię... Oprócz wojownika Pyrusa. Z tego co wiedziała Airzel, miał tak na imię zawsze, a matka nawet nie wiedziała, że kiedyś tak daleko zajdzie- po prostu jej się tak podobało. Kazarina jest córką szlachecką, więc to oczywiste. Nurzak ma raczej imię z poprzedniej epoki(jak i cały on), a Stoica zawsze powtarza, że to typowe imię dla terenów wielkich mokradeł, z których pochodzi. A cesarz... No cóż cesarz to cesarz, ten nie zmienisz. Barodius, Darius, takie imiona na nic nadzwyczajnego u ten dynastii. No ale Gill... No mógłby nie robić wiochy i znaleźć sobie lepsze...
-Eh, za dużo czasu spędzam z gośćmi Hyrama i pana Lorrina- powiedziała bezgłośnie sama do siebie. Miała nadzieję, że czas w którym będą musieli jeszcze tutaj zostać, minie szybko i bez komplikacji. Na czas akcji, zostały zawieszone jej studia- przynajmniej nie będzie się tym musiała martwić. Nie zmienia to faktu, że jak najszybciej chciała znaleźć się w domu i zatopić nos w książkach. Najlepiej takich o mocy Wzroku, żeby mieć jakby co jakiegoś asa w rękawie na Rena. No i jeszcze jakaś książka na temat ludzi chorych psychicznie. Tak. Trzeba znać grunt pod swoimi nogami... I go udrożniać. Przejrzała się jeszcze raz po ludziach w pokoju. Każdy był inny. Ren był zdecydowanie nienormalny, Jessie miał chyba duszę artysty, Sid mało mówi i mało robi- to on może się okazać najniebezpieczniejszy, Zenet... miała wrażenie, że będzie ona trudna, ale pomyślała sobie, że jak i tak zostają drużyną, to trzeba sobie kogoś znaleźć, a nikt nie będzie miał żadnych kłopotów z "żeńską solidarnością". No i został jeszcze Mason. On... Jak na niego patrzyła, miała wrażenie, że najchętniej to zdzieliłaby go z liścia, chociaż nic a nic nie zrobił. "Może zaczyna mi się okres" powiedziała sobie w duchu, mając nadzieję, że to odczucie jest tylko jednorazowe.
Kilka chwil siedzie w kompletnej ciszy i zamyśleniu. Przede wszystkim, wszyscy byli dość onieśmieleni, początkowym zachowaniem Rena. W jednej chwili z spokojnego, robi się wariatem, aby za chwilę gadać jakieś bzdury o jakiś tam mocach widzenia. Zniesmaczony był tym przede wszystkim Sid. Nie jest on człowiekiem, który lubi jak ktoś się wydurnia, a zwłaszcza, gdy trzeba zachować powagę. Całe zajście, odebrał raczej jako bardzo słaby żart ze strony białowłosego. Chciał mieć już święty spokój i widział, że nie tylko on. Mason z kolei miał nadzieję, że to jakaś ukryta kamera. On ma spędzić chociaż jeden dzień dłużej z tymi nudziarzami i psycholem? Nie ma mowy. Jessie przez cały czas powtarzał sobie, że trawił do scenariusza na jakąś komedię teatralną, a Zenet, jako chyba jedyna, uznała, że je towarzystwo jest zabawne i bardzo ciekawie i wręcz miło będzie im się razem pracować. Pozostał jeszcze jeden temat do omówienia. Kto z nich zostanie przywódcą grupy. Zostanie on wybrany zapewne przez cesarza, ale nikt jeszcze nie był pewny.Każdy rzecz jasna typował siebie, no może oprócz Rena. Był pewny, że ze względu na jego umiejętności komunikacyjne nie będzie mowy o dowodzeniu. Wszystkim rozmyślania przerwał wysoki mężczyzna na dość eleganckim stroju. Przedstawił się jako zarządca dworu i poprosił ich, aby udali się za nim. Bardzo przyglądał się Lenie. Miała wręcz wrażenie, że nienaturalnie, jak dla kogoś tak wyrafinowanego i kulturalnego. Aż miała wrażenie, że chce jej dać jakiś znak tym wzrokiem. Tak jakby... idź stąd? Spadaj? Nie rozumiała i chyba nie chciała zrozumieć o co mu chodzi. Miała misję i chciała ją wypełnić ponad wszystko. Nie miała zamiaru rezygnować.
Szli długo, Ren wiedział, że była to wymijająca droga, na wypadek, gdyby ktoś okazał się nie tym kogo im trzeba- nie dałby rady ani stąd wyjść pamiętając tą drogę, ani drugi raz tu wrócić. On już poznał tą krótką, prawdziwą drogę do sali tronowej. Szedł nią za pierwszym razem. Cesarz nawet nie pomyślałby, aby do tak oprowadzać trasą widokową. Wiedział, że Ren będzie mu posłuszny i na pewno się zgodzi na walkę dla niego. Ostrzegł go jednak, że jak będzie szedł, to ma bezwzględnie trzymać język za zębami i nic nie mówić o czymkolwiek. Zastanawiał się, dlaczego w swoim własnym pałacu Cesarz bał się o bezpieczeństwo akcji. Jeszcze nie wiedział, jak dużo i jak potężnych wrogów na Barodius. Może nie posiadali oni wojsk, ale mieli wystarczająco dużo chełpliwości i wredoty w sobie, że gdy tylko coś by się uchybiło, wykorzystaliby do i stopniowo zmniejszali jego autorytet. Jakby nie patrzeć, naprawdę wielu szlachciców miało chrapkę na tytuł cesarza.
Gdy wreszcie doszli przywitała i ciemność i grobowa atmosfera. Po środku siedział Barodius na tronie, po jego prawej stronie siedział Nurzak- jego zastępca, a obok Nurzaka był Gill- główny dowódca wojsk Gundalii(Kat), zaraz obok niego, a raczej pod nim(ponieważ schodek niżej) siedział Airzel, który był z kolei zastępcą Gilla(tz. Podkatem). Po lewej zaś stronie siedziała Kazarina- przewodnicząca laboratorium pałacowego, i Stoica- drugi Podkat, który jednak należał bardziej do ludzi wywiadu, ponieważ chyba nikt tak dobrze ja Stoica, nie potrafił wydobywać z ludzi informacji. Siedzieli i tylko Stoica lekko się uśmiechał, tak jakby chciał powiedzieć "zobaczymy na co was stać gołąbeczki". Pierwszy wstał Gill. Spojrzał mało przychylnie po zgromadzonych po czym powiedział:
-Zakładam, że wiecie dlaczego tu jesteście. Mam nadzieję, że także wiecie co się stanie, jak nie będziecie wykonywać instrukcji przygotowanych przez nas?
Wszyscy poczuci atmosferę przywództwa, którą wydzielał Gill. Nawet Lena już zrozumiała, dlaczego to on był głównym dowodzącym. Mogło być i tysiące lepszych od niego wojowników, ale to co on robił z człowiekiem, tylko patrząc mu w oczy... Tego nie zastąpi i cała armia.
-Zaczynasz bardzo sztywnie Gill- Stoica bardzo konkretnie oddzielał od siebie słowa, tak jakby z złośliwością patrząc na "dzieciaki".-Zbyt sztywno.
Ostatnie słowa powiedział z bardzo głęboką nutą zniecierpliwienia w głosie. Można by było powiedzieć, że próbuje on pospieszyć czerwonowłosego. Nie czekając na nic i nikogo, po prostu wstał i sam zaczął mówić:
-Jestem pewny, że nasz drogi Gill nie dał wam za dużo informacji tym swoim krótkim przemówieniem- spojrzał złośliwie na Gilla, który tylko rzucił mu rozwścieczony wzrok i usiadł z powrotem na swoje miejsce, dając przy okazji znać Airzelowi, że jakby co to on zajmuje się Stoicą.- Powiem wprost: macie się po prostu słuchać. Wiem, że ta szopka jest dla was nudna i bezsensowna, więc postanowiłem wam jej oszczędzić. Ach! Jak trudno jest dbać o wszystko na raz!- rzucił ironicznie.
Zielonowłosy już szykował się, aby wstać i zmusić "kolegę po fachu" do grzecznego odejścia na swoje miejsce, ale powstrzymała go wyciągnięta ręka cesarza, na znak, że na siedzieć.
-Tak czy inaczej, nie jesteście jeszcze gotowi aby rozpoczynać misję. Przed wami jeszcze dużo pracy. Powiem tak: macie przed sobą jakieś dwa, może trzy miesiące treningów. Przede wszystkim musicie do perfekcji opanować sztukę zmieniania formy.
Młodzież popatrzyła po sobie nieco zdezorientowana. Tylko Ren, który zdążył już dowiedzieć się, że ich misja odbywać się będzie na Ziemi, nie przeżywał tego tak bardzo. Stoica nie zważając na nich kontynuował swoją wypowiedź:
-Ogólnie, to dzisiaj przed wami będzie już tylko kilka pomieszczeń i spraw do załatwienia. Tutaj zostaje tylko jeszcze jedna ważna sprawa do załatwienia.
Powiedział i usunął się do swojego fotela. Każdy wiedział o co chodzi. Cesarz osobiście będzie wybierał teraz przywódcę. Barodius uśmiechnął się nieznacznie, kiedy zobaczył twarze wlepione w jego nogi. Wiedział, że jego zarządca powiedział dzieciakom, że nie można bez wyraźnego pozwolenia patrzeć na jego majestat, chociaż nie przeszkadzało mu jak ktoś to robił. O ile czuł od niego szacunek, mógł nawet stać pięć centymetrów od jego twarzy i się na nią gapić. Większość jednak trzymała się tradycja. Gill, który praktycznie wychowany był z Barodiusem i Dariusem jak ich brat, często, a zwłaszcza podczas meldunków, kłaniał się przed tronem. Nawet Kazarina, mimo, że oficjalnie nadal ma tytuł książęcy nisko się kłaniała, kiedy sytuacja tego wymagała. Nurzak co prawda nie robił tego, ale jemu to nie przeszkadzało. Ten stary dziadek praktycznie wychował ich dwójkę, więc nie wymagał od niego jakiś specjalnych względów. Airzel był z poza pałacu, więc tym bardzie działa na niego tradycja i wieczny szacunek. Tylko Stoica... On był... Specyficzny. Nie kłaniał się, nie robił wyszukanych gestów, nie poważniał w obliczu władcy, tak naprawdę t tylko nazywał go cesarzem i na tym się kończy. A Barodius nie miał z tym żadnego problemu. Ponieważ czuł, że Stoica szanuje jego i jego moc.
-Powiem to tak- słysząc jego potężny głos, grupie przeszły ciarki po plecach.- Takie sprawy powinny być ustalone dopiero po zakończeniu treningu, ale nie zmienia to faktu, że mam już faworyta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro