Niemiłe wiadomości
Już ostatni dzień, jaki Jin spędza w tym ośrodku. Jak na jego standardy to spokojnie mógłby być to psychiatryk- tyle zakręconych i dziwnych ludzi nie widział jeszcze w życiu. Przynajmniej nie w jednym miejscu. A zgadnijcie, gdzie jego wuj go wysłał... Tak! Macie rację! Wysłał go na szkolenie, wraz osobami wyżej urodzonymi! Nie przyzwyczajony do takiego towarzystwa Jin, był co najmniej zszokowany, poziomem swoich współtowarzyszy. Nie chodzi tu o poziom wiedzy, ponieważ znaleźli się tu i co ważniejsze nieroby, jak i sumienni i przykładni przedstawiciele najwyższej warstwy społecznej, ale porażający był poziom kultury tutaj obecnych. Przyzwyczajony do problemów i zainteresowań zwykłych ludzi Jin, nie potrafił za grosz wpasować się do tego towarzystwa. Już nawet nie chodziło, o ich zainteresowania, ponieważ mieli oni wszyscy jedno: własny czubek nosa. A przynajmniej tak się Jinowi wydawało. Może, gdyby obracał się w takim towarzystwie częściej, wiedziałby, że są oni już nieco podpiłowani przez swoich przełożonych i wcale nie są tak rozwydrzeni jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Nie wiedział też, że mimo, jakichkolwiek chęci do dobrej atmosfery, wiele rodów rywalizuje między sobą i chłopcy z którymi się spotkał nie mieli możliwości się zaprzyjaźnić, nawet jakby chcieli. Po raz pierwszy w życiu, pomyślał, że to bardzo niedobrze, że rodzice wychowywali go jak "normalnego" dzieciaka, a nie bawili się, w takie towarzystwo. Wiedział, że będzie musiał później zajmować się takimi osobami, więc bardzo się cieszył, myśląc, że nie będzie miał takiego kurnika na głowie całe życie, ale im dłużej przebywał w tym ośrodku, tym dłużej jednak żałował. No, cóż, nie będzie aż tak źle... Przecież Fabia, zna się na tym... Prawda?
Mijały już ostatnie godziny w tym przeklętym miejscu, a Jhin już po raz piąty zdążył się już rozpakować i spakować na nowo. Marzył, żeby apel był krótki, a on mógłby już wrócić do pałacu. Oczywiście, z tego co się dowiedział, matka wciągnęła go w wycieczkę zaraz po powrocie. Nie był zbyt zadowolony, ale jego rodzicielka przekonała go faktem, iż Fabia bardzo rzadko opuszcza pałac i bardzo by chciała gdzieś pojechać, bez ciągłej kontroli, ciągłego poprawiania i mówienia"wyprostuj się". W sumie, to dla takiego małego aniołka, może przeboleć jeszcze kilka dni poza domem.
Jeszcze trzy godziny miały minąć, zanim rozpocznie się apel kończący to "przedstawienie". Spojrzał po raz kolejny na swoją walizkę. "Czy na pewno wszystko spakowałem?" Przeszło mu po głowie i otworzył ją, spoglądając, na zawartość z góry... Zgodnie z powinnością, wszytko wyglądało, jakby było na miejscu, ale Jin był zbyt znudzony i poddenerwowany, aby uwierzyć swoim przypuszczeniom. Rozpoczął więc po raz kolejny proces rozpakowywania, aby wyjąć calutką zawartość walizki, następnie ogarnąć ją niedbałym wzrokiem, a na koniec rozpocząć ponowne zapakowywanie ubrań do ich miejsca.
Tak więc mijały ostatnie dwie i pół godziny w tym przeklętym miejscu, a Jin zdążył już po raz szósty rozpakować i spakować na nowo. Marzył, aby apel był krótki,a on mógł szybko wrócić do pałacu. Ale co rozbić, przez dwie i pół godziny? Znikąd pojawił się w pokoju jego dotychczasowy współlokator. Dobrze wychowany młodzieniec, wydawał mu się najmniej dziwny i zarozumiały od innych tutaj. Był w rzeczywistości, bardzo dobrym chłopakiem, tak, jak wielu innych tutaj, ale Jin spędzał z nimi za mało czasu, aby się o tym przekonać, tak jak w przypadku tutaj siedzącego Jerrarda. Może się wam jego sposób oceniania wydawać nieco niesprawiedliwy, ale mogę zagwarantować, że każdy z was kiedyś tak zrobił.
-Nudzi się tobie, co nie?
-Po prostu sprawdzam, czy wszytko wziąłem.
-A który to raz?
-Nie wiem... Któryś.
Odpowiedział mu cichy śmiech. Obejrzał się i spojrzał w lekko uśmiechnięte, ale jednak nieco oklapłe oblicze chłopaka.
-A ty coś taki smutny? Przecież wracasz do domu!
-Ja to bym jeszcze został kilka dni.
Dla Jina taki stwierdzenie było co najmniej dziwne. On za nic nie chciał tu być, a ten to jeszcze by został? Nie rozumie tych ludzi.
-Nie rozumiem, dlaczego?
-Fajnie tu- odpowiedział mu współlokator, widocznie ni widząc zdziwionego wzroku chłopaka.
-Jak tam uważasz...
-Ty pewnie nie lubisz tu przyjeżdżać, co?
-Wiesz... Jestem tu pierwszy raz-"i oby ostatni" dodał w myślach.
-To szkoda. W tym roku jest zacięta rywalizacja, ponieważ ktoś z nas może mieć w garści awans... Wiesz o co chodzi? Ty się zbytnio nie musisz tym przejmować, ale dla rodów to ważne. Lubią się chełpić.
-Dla rodów? A dla ciebie nie?
Jego współlokator potrząsnął przecząco głową.
-Ja na wet nie chciałem zostać Rycerzem Zamkowym.
-To, dlaczego...
-Mój dziad był wojskowym, mój ojciec jest wojskowym i ja będę wojskowym- to taka rodzinna tradycja.
-A nie chcesz zmienić tej tradycji?
Jerrard spojrzał na niego i ze smutnym uśmiechem powiedział:
-Nawet jakbym chciał, to i tak nie mam zbytnio możliwości.
No tak... Niezręczne pytanie. Powinien nauczyć się trzymać język za zębami...
Z niezręcznej ciszy wyrwało ich pukanie do drzwi. Niemal od razu do pokoju wszedł wuj Jina. Chłopak niemal od razu wykorzystał możliwość: zrobił kilka bliżej nieokreślonych ruchów ręką i poszedł za drzwi.
-Przejdziemy się? Musimy trochę porozmawiać-powiedział generał i wskazał ręką na wyjście.
-Bardzo chętnie. Powiem ci, że masz niezwykły dar pojawiania się tam, gdzie cię potrzeba!
-Trudna rozmowa?
-Tak trochę.
-To wybrałeś złą opcję, bo teraz czeka cię jeszcze trudniejsza.
-A co się stało?
-Posłuchaj: czy już wiesz dlaczego cię tu wysłaliśmy?
-Żebym wiedział jak wyglądać będzie moje życie poza moim pokojem, jak już zostanę księciem. Powiem ci, że cieszę się, że to a:Serena będzie królową i b:Fabia potrafi się tym zajmować i przynajmniej tak będzie łatwiej.
-No to się cieszę, że się cieszysz, ale to nie takie łatwe.
Jin teraz z pewnym niepokojem spojrzał na swojego wuja.
-Ale jak to?
-Jak dobrze już pewnie wiesz... Serena ma męża, ale tamten dał nogę...
-Zdążyłem się zorientować, ale co to ma do mnie?
-No więc, ona cały czas uważa, że jak ma ten stan zamężny... To nie może nic zrobić ze sobą...
-Czyli nie zamierza drugi raz wyjść za mąż?
-Ani wyjść za mąż, ani... Mieć jakiegoś kochanka, czy kogoś innego... Powiesz mi co to oznacza?
-No... że nie będzie króla...
-Dobrze, a wiesz co się stan ie jeżeli będziemy mieć królową bez króla, jak to nazwałeś?
-... Nie będzie następców tronu... Rozumiem już chyba co masz na myśli.
Powiedział Jin kiwając lekko głową.
-Jakoś spokojny jesteś jak na taką informację.
-No, nie podoba mi się to, że moje dzieciaki będą musiały objęć tron później, bo to straszna odpowiedzialność i nie chciałby, aby było im ciężko w życiu, al taka powinność...
-Wiesz Jin... Nie tylko twoje dzieciaki będą zmuszone ponosić taką odpowiedzialność...
-Jak to? Przecież Fabia jest księżniczką! Są z królewskiej rodziny, nie trzeba być królem czy królową, żeby dzieci mogły przejąć tron.
-Nie trzeba, ale jeżeli coś się stanie i Królowa umrze przedwcześnie, przed przekazaniem swoim wnukom możliwości dziedziczenia, całą dynastię szlag trafi. A wiesz co się stanie potem?
-Ale wtedy Serena będzie mogła im nadać takie prawo!- Jin już próbował wszystkich argumentów, jakie przychodziły mu go głowy.
- Ale Serena po śmierci swojej matki, nie będzie miała do niczego prawa. Wiesz, że po wybraniu każdej nowej królowej, jest zwoływany osąd królewski. Co się stanie, jeżeli jakoś uda się ustalić, że tylko dzieci prawowitego monarchy będą zasiadać na tronie?
Ostatni argument poszedł w piach. Jin będzie właśnie zdał sobie sprawę, że zostanie królem- mimo, że bardzo nie chciał.
-No cóż... Będę się starać pomagać Fabii jak tylko mogę.
-Nie powinieneś się nastawiać, na "pomaganie Fabii".
-Dlaczego nie? Będę miał wysoką pozycję w wojsku- jakby nie patrzeć najwyższą z możliwych, jeżeli chodzi o bycie zwykłym niekrólewskourodzonym żołnierzem.
-Chciałbym tylko zaznaczyć, że niektóre rody, w tym na przykład ród twojej teściowej, nie uznaje królowej jako władczyni... Nazwę to "absolutnej", bo jaki zakres władzy ma królowa wiesz dobrze.
Jin patrzył pytającym wzrokiem na swojego wuja.
-Jeżeli nie uznają władzy królowej, która tu tak na prawdę dowodzi... To kogo?
-No właśnie króla.
Spojrzał na swojego siostrzeńca: lekko podłamany otrzymanymi wieściami, młodzieniec oparł się na rękach w pozycji lamentującej.
-Za... Jakie... Grzechy... Bogowie... Pokarali... Mnie... Taką... Karą?
-Jak to powiedział kiedyś, tak zwany "autor nieznany": bogowie uwielbiają kiedy dzieją się dziwne i niezbyt przyjemne dla nas rzeczy- mają wtedy co oglądać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro