Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie ma to jak dorodny wyjec


Zawalony gratami pokój chłopaków(w tym oczywiście naszych bohaterów: Linusa i Januarego) miał swoje uroki, co zauważyć można było niemal gołym okiem. Pełen kolorowych obrazków i figurek poprzysyłanych przez wszystkich krewnych czerwonowłosego, był swoistym domem rozmów i "imprez" jak by nie nazwać schadzek kilku-kilkunastu osób w jednym pokoju. Wszystkim podobał się klimat, jaki wydobywał się z pokoju numer 43. Trzeba przyznać, że był to oryginalny wystrój, a to co nie zmieściło się na półkach, ani w kartonach pod łóżkami, znajdywało swoje miejsce w pokoju wspólnym, albo został przygarnięte przez innych mieszkańców tego budynku. Jednak klimat to nie wszystko- liczą się jeszcze otaczający nas ludzie. Tak było i teraz: zarówno nasi bohaterzy jak i ich współlokatorzy byli bardzo specyficznymi osobami, więc nawet jak nie było "szamana", jak został ochrzczony January, było co robić w tym małym, bo małym, ale przepełnionym życiem pomieszczeniu. Sam czerwonowłosy rzadko zostawał na dłużej w pokoju, albo był na treningu, albo z Fabią, albo robił kapliczkę w części ogrodowej, ewentualnie dostawał opieprz od kapitana Collina lub patrolowego, za mniejsze przewinienia jak na przykład spóźnienie się, czy pomylenie sal. Linus to co innego. On, oczywiście uczestniczył w zajęciach i opiekował się najmłodszą z rodu Sheen, ale poza tym niezbyt miał ochotę opuszczać swój pokój- w najgorszym przypadku można było znaleźć go w ogrodach, kiedy jakiś znajomy wyciągnął go na dwór. Dwóch kolejnych: Adrien i Finnan byli wszędzie. Dosłownie. Nie mieli jednego harmonogramu dnia: raz o tej samej godzinie potrafili siedzieć w pokoju, a raz pokonywać tory przeszkód na zawody: robili to na co mieli w tym czasie ochotę. Niestety nie będzie im łatwo na następnym roku. Zanim wprowadzę was w interesujący temat, a więc tytułowego dorodnego wyjca, pozwolę sobie wytłumaczyć, o co mi teraz chodzi. Wiele osób, które to czyta pewnie zastanawia się: "kurde, oni są w wojsku, a zajęcia mają jakby byli na jakimś obozie sportowym", więc przedstawiam sytuację: Rycerze Zamkowi wyznają pewną zasadę: wszystko robione stopniowo przynosi w przyszłości lepszy efekt, dlatego wszelkie papiery dzieli się na specjalizację i każdy dostaje kilka osób, identyfikatory były aktualizowane stopniowo, gdy coś się zmieniło, a nie wszystko na raz, a szkolenie przybierało wymiaru bardziej wojskowego z roku na rok. Dlatego pierwszy był bardzo łagodny i prawdę mówiąc rzeczywiście wyglądał jak obóz sportowy, a nie prawdziwe wojsko. A jak już wspomnieliśmy o obozie sportowym, to warto zauważyć, że wiele osób, zarówno trenujących jak i trenowanych rzeczywiście tak to odbierało- pierwszy rok to nawet nie jest nic zobowiązującego. Oczywiście kandydaci byli o tym powiadomieni, ale nie każdy, stąd gdy jacyś cywile jakimś cudem napatoczyli się na treningi "pierwszaków", to zaczynali powątpiewać w profesjonalizm ich armii i rozpowiadać nieprawdziwe plotki o leniwych i nie potrafiących sobie poradzić Rycerzach. Jeżeli mówimy tutaj o pewnych powątpiewaniach, to wreszcie mogę zagaić do tematu. Takie bowiem odczucie wyrażał wyraźnie zaniepokojony sąsiad lokatorów pokoju 43, po zobaczeniu zawartości kolejnej przysłanej do Januarego paczki. Znajdowali się całą kwarą w ich części pokoju wypoczynkowego, gdzie została przyniesiona poczta. Otóż czerwonowłosy dostał pełną kolekcję obrazków przedstawiających uzbrojonych w prowizoryczne z wyglądy długie bronie białe mężczyzn, lub dziwnie wyglądających, niezwykle chudych ludzi, mało przypominających tych z poprzednio widzianych przez niego rysunków. Te nie były też kolorowe i przyjemne dla oka, a wręcz sprawiały wrażenie jakby postacie patrzyły się na podziwiającego, sprawiając, że to plecach przechodził go nieprzyjemny dreszcze. Wtedy to ten słynny Chad, w pełni będąc pod wrażeniem siły wywoływania emocji przez malarzy z wioski Januarego, postanowił się wypowiedzieć jako laik na temat ilustracji.

-Jesteś pewien, że chcesz je powiesić w pokoju? Wiesz, nieco się różnią stylem od pozostałych...

-Stylem? Nie no, co ty? Przecież wszystkie są wykonane w tym samym stylu- odpowiedział mu szybko czerwonowłosy, jednocześnie próbując delikatnie obramować rysunki w przygotowane już wcześniej prowizoryczne ramki.

-No tak... Styl ten sam... Ale nieco inny klimat...

-No wiesz, mówią o czymś innym.

-Nie uważasz, że- pozwolił sobie wziąć do ręki obramowane już malowidło dziwnego człowieka- ten tu na przykład jest nieco straszny? Takie trochę to wynaturzone, nie chciałbym spotkać takich ludzi, nawet w snach, uwierz mi stary.

-Wierzę ci, ja też nie chciałbym spotkać wyjców tak daleko od domu- odparł szybko, po czym delikatnie odebrał wizerunek z rąk Chada i odłożył na kupkę.

-To- pokazał palcem na zabrane malowidło.- Jest wyjec?

January delikatnie przytaknął wydobywając przy tym odgłos na podobieństwo "yhy", ale jego skupienie na podklejanej właśnie tekturze była w teraz na tyle przeważająca, że wydostała się z niego tylko połowa.

-I to dodatkowo bardzo dorodny- tą część swojej wypowiedzi dał radę już wypowiedzieć normalnie.

-Słyszałem o tym!- do rozmowy dołączył się kolejny z ich kwary: tym razem był to Adrien.- To podobno wyglądające jak wynaturzeni ludzie stworzenia. Szybkie i silne drapieżniki. Mało kto jest na tyle odważny, aby na nie polować, podobno tylko ludzie gór są do tego zdolni.

-To prawda?- pytania tego typu przebijały się w stronę Januarego. Linus, który siedział z boku starał się nie zdradzić z ubawu jaki miał na widok przyjaciela- próbujący się skupić na klejeniu chłopak, co chwila otwierał i zamykał usta jakby chciał coś powiedzieć, ale nie pochłonięty pracą nie mógł powiedzieć ani słowa. Wreszcie, gdy po mocowaniu się przez jakiś czas postanowił odłożyć kawałek, spojrzał na zgromadzonych. Chwilę jakby coś wyliczał, po czym powiedział:

-Tak, tak, tak, nie, tak, nie.

Wszyscy na chwilę umilkli, co działo się bardzo rzadko w tej części pokoju, więc zwróciło uwagę także i reszcie przebywających tutaj osób.

-Emmm... Czy tylko ja nie rozumiem?- odezwał się któryś z nich, po czym spotkał się z ogólnym odgłosem zgody.

-Ej, co to znaczy?- zagadał Chad, jako pierwszy odważając się przerwać Januaremu wznowioną już pracę. Średnio zadowolony z Tego January zaczął wyliczać:

-Tak: wyglądający jak wynaturzeni ludzie, tak: szybkie, tak: silne, nie: nie są drapieżnikami, tak: mało kto odważa się na nie polować i nie: nie tylko ludzie gór mogą na nie polować. Po prostu wyjce żyją w górach, więc naturalne jest, że ludzie gór znają się lepiej na polowaniach na nie, niż ludzie z równin.

-Ale nie są drapieżnikami? Wydawało mi się, że są agresywne i mięsożerne, więc są chyba drapieżnikami.

-To też zależy jak na to patrzysz: są drapieżnikami, ale specyficzną ich odmianą, co sprawią, że nie nazywamy ich drapieżnikami.

Uznając temat za skończony powrócił do sklejania kolejnego portretu, tym razem przedstawiającego dwa osobniki typu wyjec.

-A, jaka to odmiana drapieżników?

Zapadła cisza, która nie zwiastowała miłej odpowiedzi, jednak nie zrażeni niczym i pewni się chłopacy, chłopcy wręcz można powiedzieć, czekali nie wiedząc, że następne kilka nocy prześpią bardzo niespokojnie.

-Wyjce, to wytrawi łowcy, szybki silne, posiadające w łapach moc dwóch rosłych osiłków, kończących się kilku centymetrowymi, ostrymi i bardzo wytrzymałymi pazurami. Posiadają ponad to niezwykły głos, który potrafi ogłuszyć ich ofiarę, jeżeli nie jest przyzwyczajona do jego odgłosu- spojrzał po zebrany, którzy ewidentnie oczekiwali nieco innej odpowiedzi.

-Ludojady- powiedział milczący do tej pory Linus.- Wyjce to zażarte ludojady.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro