Mason i jego rozmyślania (nie umiem tworzyć tytułów)
Masona nic tak nigdy nie denerwowało, jak niezdecydowanie. Jak ktoś się wahał to był dla niego po prostu słaby. Niezdecydowanie, zwłaszcza tak silnej i ważnej osoby jak cesarz denerwowało go jeszcze bardziej. Spędzili tutaj tylko kilka godzin, ale już wiedział, że będzie to istna jazda bez trzymanki. Zwłaszcza dla niego. Jedyne co się dowiedzieli, to fakt, że od dzisiaj robią praktycznie wszystko razem- aż do odwołania. Kusiło go, aby zapytać czy myć też będą się razem, ale wolał im nie podpadać. Na razie. Wiadomo, że i tak będą mieli z nim urwanie głowy, ale nie to go obchodziło. Miał jedynie szczerą nadzieję, że będzie to na odwrót- to nie oni zawrócą go i postawią do góry nogami. Zauważył też jedną dziwną sprawę: chyba każdy się przedstawił, oprócz tego całego zarządcy dworu. Jak on miał? Nurzak? Jakoś tak. Zastanawiała go ta postać.
Usiadł na łóżku. Jako, że nie był on "zaufanym osobnikiem" dostał pokój na zamku. W sumie to poza zamkiem mieszkali tylko Lena i Jessie z racji na "neutralne oddziaływanie ich rodzin na sprawy cesarstwa". Coś jednak w tym jest, że arystokracja zawsze ma lepiej. Dziwne jednak było to, że dostali pokoje w odległych zakątkach pałacu. W sumie to myślał, że dostaną jeden pokój, no może poza Zenet, no bo jednak mimo wszystko to dziewczyna. Zastanawiał się, czy może zorientować
się, gdzie dokładnie znajdują się pokoje reszty, ale nie miał pomysłu jak tego dokonać.
Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że był w pewnym tego słowa znaczeniu uwięziony w pokoju. Nie mógł wychodzić poza teren zamku, jeżeli tego nie zgłosił, a nie miał gdzie chodzić po zamku, więc tak naprawdę, nie mógł się ruszyć z pokoju. Towarzystwa może mu dotrzymywać tylko jego strażnik moralnego pokoju, który i tak nie miał co za dużo do powiedzenia. Nie lubił siedzieć w jednym miejscu. Wolał raczej chodzi po nieznanym, był trochę jak kot. Lubił nowe miejsca, ale szybko mu się nudziły. Równie szybko wyszedł z swojej dzielnicy. Wychowywał się w niej i w ramach "rozrywki" czy też może "wyzwania" zdobył się na zostanie jej "królem". Szybko jednak ją opuścił, chociaż jak dowiadywał się, że coś się na jego dzielnicy dzieje nie tak, albo jakiś młodziak chce zagarnąć jego tytuł, szybko wracał, pokazywał kto tu rządzi i znikał na dobre. Trzeba przyznać, że miał dużą przewagę. Nie ważne w jaki sposób ktoś rzucił mu wyzwanie, on potrafił wygrać. Głownie, rzecz jasna, poprzez małe oszustewka, lub sztuczki. Każdy, to kiedykolwiek grał z Masonem w karty, wiedział, że niebiesko włosy miał niezwykły zasób sztuczek i "asów w rękawie", co pozwalało mu na swobodne granie i nie martwienie się wynikiem. Oczywiście zdarzał się od czasu do czasu jakiś ktoś, kto umiał nieźle oszukiwać i wtedy gra polegała na tym, kto pierwszy popełni błąd. Wygrywać lubił i praktycznie ciągle to robił. Co go odróżniało od innych, to to, że uwielbiał świadomość przegranej, jeżeli oszukiwał. Miał wtedy to niesamowite uczucie zagrania z kimś lepszym, co napawało go dumą i pewnego rodzaju pychą. Było to dziwne, zwłaszcza że większość hazardzistów nie lubi przegrywać, a jeżeli to robią, to niesamowicie się z tego powodu złoszczą. Faktem też jest, że był wytrwałym hazardzistą, jednak nie takim jacy zazwyczaj są hazardziści. Oni najczęściej nie mogli się oprzeć, żeby postawić jakiekolwiek w zakładzie polegającym na szczęściu. Mason natomiast miał niesamowity dar do wygrywania (ze sztuczkami) jednak nie był w żadnym wypadku uzależniony od zakładów. Dorobił się na tym za trzech, to prawda, jednak zakłady, czy też jakiekolwiek zakładanie się na pieniądze nie było dla niego czymś atrakcyjnym. Wolał grać. Nie wyobrażał obie, aby nie mógł sobie zagrać z kimś, albo przynajmniej zagrać w pasjansa. Jakby się uprzeć to miał nawet zamiar nauczyć Aviora grać, jednak bakugan nigdy nie przepadał za takim zajęciem. Wolał siedzieć na ramieniu Masona i śmiać się po cichu lub narzekać, co było jego ulubionym zajęciem, uwielbiał bowiem patrzyć na miny przeciwników, kiedy pasują słysząc śmiech, a Mason nie dał rady jeszcze wyciągnąć odpowiednich kart z kupki. Był to pewnego rodzaju chwyt marketingowy. Zwłaszcza, że Avior używał swojego typowego śmiechu, który był albo niesamowicie straszny, albo niesamowicie denerwujący( coś jak 5 skill Bot Nunu []).Ogólnie taktyka działała. Jedną rzeczą, której nie był w stanie zrozumieć to odpowiedź(w sumie to bardzo nie jasna) Rena. Miał wrażenie, że odpowiedział na pytanie dokładnie, ale ni jasno. I kim był Linehalt do cholery? Miał tyle do obmyślenia, jednak nie miał ochoty na to.
Zrobiło się już późno. Było około 10 rano, co oznaczało mniej więcej 23 w nocy na Ziemi. Gundalia jest dziwnie zbudowana. Po ziemią znajdują się kryształy, które świecą w nocy, a w dzień znacznie przyciemniają się, dlatego noc na Gundalii występuje podczas gdy gwiazda tego układu przemieszczała się po nieboskłonie. Może i dziwnie to brzmi, ale tak jest i w sumie mnikt kto na Gundalii mieszka nie zwraca na to szczególnej uwagi, bardzie przejezdni z innych planet, których od początku wojny prawie się nie widuje.
"Jutro rozpoczynają się treningi, wypadałoby wreszcie pójść spać", ale jednak nie było mu to dane. Zdziwił się, gdy usłyszał pukanie do drzwi. "Pewnie jakaś kontrola" jednak sam w to niezbyt wierzył. Jakże było dla niego zaskoczeniem gdy zobaczył w w drzwiach Rena. Miał minę bardzo podobną do tej, która towarzyszyła mu podczas ich spotkania z starszyzną.
-Hej.
-Cześć.
-Chodź.
-Po co?
-Pytałeś się kim jest Linehalt, prawda?
-Tak...
-No to chodź zobaczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro