Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jedna noc


Jedna, jedyna noc. Tylko jedna. Nic więcej nie łączyło Januarego z Baldriciem. Jedna noc spędzona w bardzo ciekawych okolicznościach. Wcześniej znali się tylko z widzenia, bo przecież jak byli w tym samym patrolu, mieli tego samego patrolowego, ten sam korytarz, a nawet tą samą ścianę, na której znajdowały się drzwi do pokoju. Łączyło ich jeszcze jedno: obydwoje z powodów bardziej lub mniej duchowych pozostali w koszarach podczas Święta Valanii- jednej z boginek. Ich patrol wybrał się prawie cały- oprócz tej dwójki; Januarego- bo Valania jest boginią rozsądku i pokoju, więc urządzanie dla niej zabaw i uroczystości jest nieodpowiednie w kulturze plemion górskich, oczywiście słynących z pobożności i niezwykłego usłuchania przekazów swoich bogów: i Baldrica, który z kolei Valanii nie uznawał za boginię. Ich część koszar opustoszała, a jakiekolwiek odgłosy wykonywanych czynności odbijały się od ścian głuchym echem. Na tyle głuchym, że zapewne gdyby ktoś tutaj wszedł, a zamiast słyszeć wydobywające się z otoczenia dźwięki, miałby wrażenie, że coś mu stuka w głowie. Jakby nie spojrzeć na to, budynek ten był naprawę duży- mieścił na co dzień cały patrol, wraz z stołówką, salami zajęciowymi, salami ćwiczebnymi, różnego rodzaju składzikami, kilkunastoma łazienkami jak i tą nieszczęsną salą wypoczynkową- miejscem, gdzie zbierali się wszyscy po dziennych zajęciach, a kogo przed godziną dwudziestą pierwszą sen nie zmorzył. Oczywiście było to bardzo przyjemne pomieszczenie- urządzone bardzo schludnie i nieprzesadnie (jak niemal wszystko tutaj), w kolorach jasnych(zgadnijcie jaki jest ogólny schemat kolorów tego miejsca), z podziałem na części. Każda kwara(licząca od dwunastu, do dwudziestu osób, w zależności od specjalizacji jaką miała) miała tutaj swoją część, która oddzielana była od innych ścianami, barierkami, plastikowymi płotkami, lub schodkami. Na samym środeczku pokoju była największa część- tz. wspólna- ziemia neutralna(jak większość w tym budynku). Większość "ziemi", jak były potocznie nazywane były takie jak je architekt stworzył- proste, schludne i dwu-trzy kolorowe... No i jeszcze jedna- ta kolorowa i zawalona rysunkami, planami, obrazkami, posążkami, obrazkami i amuletami na szczęście. Czy uda wam się zgadnąć, która należy do naszych głównych bohaterów?

Gdybym teraz powiedziała, że to była ta zwykła, nie wyróżniająca się niczym część, skłamałabym, a jednak nie powinno się kłamać... Oczywiście, to że kwara do której należeli Linus i January miała akurat tą część sali wypoczynkowej, oznacza to, że do innych kwar w tym patrolu należały te schludne i czyściutkie, a harmonia tych miejsc nie została zbezczeszczona tak wieloma kolorami. Co za tym idzie, w takiej też na co dzień odpoczywał Balric. Ależ nie musicie się martwić o niego- jeszcze w tym rozdziale dowie się, co to znaczy być w jednej grupie co January. Widzę, że bardzo was ciągnie do tej części rozdziału, gdzie rozwinę tą jedną noc... Zboczeńcy, przecież January ma narzeczoną... Tak jakby...

Tak więc widzą już zniecierpliwienie, jak i nutkę błagania w waszych oczach, mogę wreszcie zacząć tą bardziej interesującą część. Tak więc, jak już wszyscy sobie poszli, okazało się, że tylko i wyłącznie ich dwójka pozostała w koszarach z ich patrolu. Oczywiście, nie było w tym nic nadzwyczajnego- nawet Linus, który spędził wiele czasu w rodzinnej wiosce czerwonowłosego, poszedł świętować razem z innymi. Zrobił to z lubością, bo wiedział, że gdyby został, to miałby zaszczyt pomagać Januaremu w przygotowaniu obrzędów do święta, co w obecnej sytuacji jego przyjaciel robił sam. Oczywiście, nie utrudniało mu to, wręcz przeciwnie- mniejsza ilość osób oznaczała większe zorganizowanie, a tradycja plemion górskich mówi, że każdy kto będzie uczestniczył w obrzędach, musi jakoś przyłożyć się do ich przygotowania. Przeżył już raz wspólne świętowanie z rodziną Phillów, więc wiedział jak to będzie wyglądać- jeden wielki burdel, krótko mówiąc. Cechą rodzinną tam jest niezdecydowanie- takie bardzo specyficzne, albowiem każdy jest uparty i pozostaje przy swojej racji, aż do momentu, gdy wyjdzie na jego, wtedy zaczyna zauważać, że to nie wygląda tak jak w zamyśle, co skutkuje wielokrotnymi powtórkami z rozrywki- krótkiej kłótni, ustalenia kogo pomysł może jakoś zadziałać, zrealizowania go, a następnie uznania, że nie jest taki dobry jak powinien być w zamyśle. Aż do momentu gdy wróci do domu pani Phill. Wtedy wszystko co zostało przygotowane zostaje odprzygotowane i zrobione, jak pani tego domu zarządzi.

Ta... Ja też lubię sztuczne przedłużanie, tylko po to, aby było więcej słów :)

Pomijając całą uroczystość, jaką pierworodny pani doktor urządził, opowiedzmy sobie trochę o Baldricu. Chłopak taki... Typowy wojak. Przyszedł do Rycerz Zamkowych, aby zostać żołnierzem. Wiecie; wysoki, szeroki w barach, a jego najsilniejszą stroną jest wykonywanie rozkazów. Oczywiście jeżeli napatoczył się nam do historii i będziemy go wymieniać z imienia, to oznacza że jednak nie jest dokładnie taki, jakby się mogło wydawać- bowiem Baldric w odróżnieniu od wielu obecnych w całym królestwie neathian Rycerz, on nie przyszedł tutaj, aby być wojakiem, ale żeby zajmować się... Administracją krajową. . .

Czy tylko ja nie wierzę w to co piszę? No, ale co zrobić? Tak już jest. Najbardziej wojowaty z wojów nie chciał być wojem, ale pisać o osadzie swej. Wiecie co... Kocham fantastykę i science-fiction. Można z dwumetrowego gościa zrobić administratora, albo maga w stylu "jestem obrażalskim dzieckiem", a z karzełka imperatora całej planety... Wprost idealnie.

Baldric, co jednak może dla was być zaskoczeniem, należał do rodziny szlacheckiej. I to nie byle jakiej, tylko ważnej. Oczywiście mógłby podchodzić do szkolenia w specjalny sposób; taki uproszczony, dla szlacheckich synów przeznaczony. Uparł się jednak, że sam wszystko zdobędzie. Oczywiście chciał, aby jakoś przypadkowo nie udało mu się przejść testów na kondycję i dołączyć do swej ulubionej kasty Rycerzy Zamkowych- tych z administracji. Byli oni najniżej w piramidzie ważności w pojęciu zwyczajnych ludzi, którym siła bitewna bardziej imponowała niż umiejątność radzenia sobie bez walki. Tak więc "ci z administracji" nie cieszyli się takim ogólnym szacunkiem, jak kasta typowo wojskowa- jak widać słowo kasta świetnie odwzorowuje to co się tam dzieje.

Tak więc Baldric siedział sobie spokojnie na kanapie w obrębie "ziemi niczyjej". Jak sam uważał, jest to najwygodniejsza kanapa, ale niestety na co dzień nie można było się na niej bezkarnie wylegiwać- tam bowiem zasiadali tylko najstarsi rangą, co wykluczało jego obecność tam. Rozmyślał nad sensem swoich poczynań, nad dotychczasowym życiem i jego niedoskonałościami. Siedział tak w spokoju i ciszy, myśląc że January Phill z kwary trzeciej już położył się spać. Zdziwił się więc, jak zobaczył tego oto chłopaka, umazanego żółtą i czarną farbą na twarzy, a dodatkowo ubrany był w tradycyjny plemienny strój... A raczej połowę tego stroju- nie miał on bowiem żadnej koszuli. Jak widać było po minie jego, on także nie spodziewał się nikogo w tym pomieszczeniu. A przyszedł tylko po zmywacz- cały January, jak mu rodzina przysłała poświęcone farbki, to je wziął, ale dołączonego to nich zmywacza, to już nie... I tak stali... I się na siebie patrzyli... I nikt nie wiedział co ma zrobić...

Mimo niezręcznej sytuacji, rozmowę podjął jednak Baldric:

-Fajny... Strój. Co to za okazja?

-No cóż... Święto Valanii...

-Ale... Przecież... Nie poszedłeś...

-No tak.. Valania, nie lubi hucznych świąt, więc my świętujemy jej dzień w rodzinnym gronie, w ciszy i spokoju....

-My?

-Plemiona, przynajmniej te górskie.

-A nie wiedziałem o tym... A jak to się odbywa?

-Wiesz, ja ci z chęcią opowiem, ale może najpierw- zrobił mało zrozumiały gest rękoma.- Wezmę zmywacz i usunę sobie to z twarzy.

Patrzyli na siebie przez chwilę, po czym January ruszył w stronę ich części tego pomieszczenia, a za nim podążał wzrok Baldrica.

-Zmywaczem? A nie będzie cię po tym piekła skóra?- nagle ożywił się ten większy.

-Nie- odparł drugi z lekkim śmiechem.- To specjalny zmywacz, nic sobie nim nie zrobię...- urwał ewidentnie czegoś poszukując w pudełkach, na chama wciśniętych w kąt, po czym spojrzał już na Baldrica takim aktorskim wzrokiem.- Nie musisz się już o mnie tak bardzo martwić.

Oczywiście, nie miał nic złego na myśli, ale Baldric, po prostu odwrócił wzrok, mając wrażenie, że uraził swojego współtowarzysza.

-To ja lecę i zaraz wracam.

Baldric chciał powiedzieć, że nie musi się on kłopotać i wcale nie musi mu omawiać wszystkiego, ale zanim w ogóle zdążył cokolwiek powiedzieć, czerwonowłosy już się ulotnił. Wrócił też w niedługim czasie- w czymś na pozór piżamy i z lekko mokrymi włosami.

-Nie będzie ci przeszkadzało, jak będę tak wyglądał?

-Nie, skąd.

Powiedział tamten, po czym spojrzał dopiero na Januarego. W jednej chwili zamarł, widząc długie, aż za barki czerwone włosy( znaczy zczerwieniały amarant, ale znamy możliwości kolorostyczne typowego samca). Nigdy nie spodziewał się, że mężczyzna może zapuścić sobie takie długie włosy, chociaż nie można powiedzieć, że mu się to nie podobało- wręcz przeciwnie, January sprawiał wrażenie, jakby był bardzo dobrze zbudowaną panną, no oczywiście poza kolorem skóry, jednak szybko pomyślał, że gdyby był kobietą, to fioletowy odcień skóry nie kontrastowałby tak ładnie z włosami jak w obecnej sytuacji.

Brawo Baldric; z użalania się nad sobą przejdź do obczajania kolegi z sąsiedniego pokoju.

-No, to co? Od czego mam zacząć?

Spytał January, czym wybudził go z transu.

-Emm... Od święta?

Spytał się sam siebie, po czym wbił wzrok w ziemię wyraźnie zawstydzony faktem, że tak nie słuchał, tylko podziwiał co ma przed sobą.

-Dobra... A więc, święto ma swoją tradycję od momentu przyłączenia do królestwa Małych Równin Dronjiskich, gdzie było to jedno z najważniejszych świąt...- i January tak opowiadał i opowiadał, ale szlachcic w ogóle go nie słuchał, tylko patrzył się na niego. Ach, Baldricu, Baldricu, nie dosyć, że w administracji i wśród słabo urodzonych się krzątasz, to jeszcze gejem się stałeś z uwagi na jakiegoś plemieńca... Oj Baldricu, jaki z ciebie jest syn szlachecki?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro