9. Kolejny dzień
Sandra przekręciła klucz w zamku i zdała sobie sprawę, że drzwi były otwarte. Już miała sięgnąć po leżącą w progu parasolkę na włamywacza, gdy dostrzegła naburmuszoną teściową.
Co za kobieta! Czy ona nigdy nie odpuszcza?
Beata siedziała na kanapie z pilotem w ręku.
– Gdzie wy się podziewacie cały dzień? Odchodzę od zmysłów. Czekałam na was – zaczęła biadolić kobieta.
– Doprawdy nie musiała się mama kłopotać. Wystarczyło zadzwonić – powiedziała Sandra z przekąsem. Sprawdzała regularnie komórkę i nie zauważyła na niej nieodebranych połączeń.
– Nie bądź bezczelna! Nie widziałam was na obiedzie i postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Nie dzwoniłam, bo nie zabrałam telefonu.
– Za to pamiętała mama o naszych kluczach. Proszę je oddać! Wyprowadziliście się, więc nie ma potrzeby, żebyście je mieli.
– Nie oddam! Są mi potrzebne.
– Po co?
– Na wszelki wypadek, gdy coś się stało. – Beata wzruszyła ramionami.
– Żeby wchodzić pod naszą nieobecność i nie wiadomo co tu robić – odpowiedziała z wyraźną irytacją.
– Jak to nie wiadomo co? Przecież czekałam na was.
– Serial sam się włączył? Telewizor u was nie działa? – Uniosła brew i uśmiechnęła się pod nosem.
Turecka telenowela nadal leciała w tle.
– Nudziło mi się, to włączyłam. Co w tym złego? Mamy telewizor, jeśli musisz wiedzieć, ale jeszcze z niego nie korzystałam.
– Ta rozmowa nie ma sensu... – zaczęła Sandra łagodniej.
– Z tym się zgodzę. Nie wiem co się z tobą dzieje od wyjazdu. Brak pracy ci szkodzi? Powinnaś natychmiast mnie przeprosić.
– Za co? Za to, że zwracam uwagę, że coś mi się nie podoba?
– Ach! Dosyć mam! Wychodzę! – zakipiała ze złości i trzasnęła drzwiami.
– I dobrze. Dzieci chodźcie umyć ręce – zwróciła się do rodzeństwa.
Słuchanie przytyków Beaty było ponad możliwości Sandry. Zazgrzytała zębami. Co za tupet! W pracy nigdy nie zdarzyło się jej coś takiego...
Myśl o korporacji sprawiła, że zacisnęła pięści. Awans mógł przemknąć jej koło nosa... Coraz bardziej angażowała się w życie Marylki, a zapominała o swoim. Dwa ostatnie dni były trudniejsze, niż sądziła. Uśmiechnęła się niepewnie do dzieci, a te patrzyły na nią z wyczekiwaniem.
– Mamo czy babcia teraz przestanie nas lubić? – zapytała Malwinka.
– Ależ skąd. Dlaczego tak pomyślałaś? – odparła Sandra.
– Bo nie chcieliśmy z nią iść do Parku Dinozaurów, a wy ciągle się kłócicie. Czy to przez nas? – dopytywała Malwinka.
– Nie złotko. Tu nie ma waszej winy. Babcia i dziadek bardzo was kochają.
– Ale ty nie lubisz babci? – zapytała dziewczynka.
– Dorośli nie zawsze się ze sobą zgadzają. – Sandra zakryła dłonią usta. – Pobaw się z bratem, zaraz do was dołączę – dodała zmieszana.
Dorośli nie zawsze się ze sobą zgadzają – powtórzyła w myślach.
Przypomniała sobie te słowa. Wypowiedziała je jej matka w najgorszym dniu ich życia. Tego dnia ojciec spakował walizki. Wspominała to wydarzenie po latach jako koniec dzieciństwa i beztroski.
Jego odejście do Julii, zburzyło świat Sandry. Dorastała w przekonaniu, że rodzice byli szczęśliwi. Długo nie potrafiła pogodzić się z decyzją ojca, może nawet nigdy się nią nie pogodziła. Chowała w sercu żal. Nagromadzone i niewypowiedziane uczucia sprawiały jej ból. Uraza, którą chowała w sobie, kładła się cieniem na jej dorosłym życiu, choć nie zdawała sobie z tego sprawy.
Nie zwracała uwagi na zdawkowe rozmowy, zduszone szepty, ciche dni. Dopiero po latach kiełkowała w niej myśl, że nie wszystko było tak idealne, jak jej się wydawało. Dusiła ją w zarodku. Nie chciała psuć swojej wizji.
*
Maryla otrząsnęła się z odrętwienia. Nie potrafiła tak siedzieć. Wygrzebała z walki najskromniejszy strój kąpielowy (Sandra spakowała pięć w różnych kolorach i krojach). Zerknęła na ciało przyjaciółki. Prezentowało się świetnie. Oplotła palcami szczupłą talię.
Jak ona to robi? Czy to zasługa restrykcyjnej diety i morderczych treningów? A może prawda jest inna? – przemknęło jej przez myśl.
Zerknęła w lusterko. Nie umalowała się, a pod jej oczami gościły cienie. Wzdrygnęła się, a jej ręka bezwiednie powędrowała w poszukiwaniu kosmetyczki. Ściągnęła usta i uznała makijaż za przesadę. Znów dopadło ją to uczucie, jakby zwyczaje jej i Sandry się ścierały i walczyły ze sobą. Na wierzch narzuciła sukienkę plażową, z pewnością była bardziej w jej stylu.
Przeszła przez długi pomost. Skierowała swoje kroki w kierunku hotelowej plaży.
Usiadła na rozkładanym leżaku. Wzięła do ręki plik ulotek i przeglądała je z niepewnością. Ilość wolnego czasu ją przytłaczała. Nie potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji. Jak miała dobrze się bawić? Czy w ogóle to potrafiła? Już dawno zapomniała jak to jest myśleć wyłącznie o sobie.
Wysmarowała się od stóp do głów kremem do opalania. Nagle nad jej głową pojawił się cień. Poprawiła okulary i zerknęła na Janka.
– Przysłaniasz mi świat ...to znaczy słońce.
– Chciałbym... Cześć. Przechodziłem obok i pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo – Usiadł na leżaku obok.
– Po to właśnie przyjeżdża się na bezludną wyspę – odpowiedziała z przekąsem.
– Zawsze miałaś celne riposty.
Maryla zbyła go milczeniem. On niezrażony ciszą, mówił dalej:
– Słyszałem, że jest tu genialna restauracja podwodna. Może chciałabyś mi towarzyszyć?
Motyla noga! Skąd on wiedział? – Maryla przygryzła wargę.
Abebe polecał serdecznie to miejsce. Tak bardzo chciała wybrać się w to miejsce, ale czy z Jankiem? Czuła się nieswojo. Ciągnęło ją do mężczyzny, a może Sandrę? We własnym ciele nawet przez myśl by jej nie przeszło...
– Czysto po przyjacielsku.
Czyżby czytał w jej myślach?
Kobieta zawahała się przez chwilę. Targały nią wątpliwości i czuła mętlik w głowie. Czy to spotkanie starych znajomych, czy kolejna próba podrywu Janka?
– Zgoda, ale mam pewne warunki.
– Stworzysz listę?
Janek pokiwał głową. Wyglądał jak ktoś, kto próbował, zrozumieć jak ma trzymać dystans, siedząc tuż obok.
Sandra uwielbiała listy. Pięć powodów, dla których warto obejrzeć ten serial, dziesięć, że zdamy egzamin, piętnaście powodów, dlaczego przyjaźń jest ważna. Nie straszne jej były regulaminy, plany i plenery. W kolorowych notesach zapisywała pomysły w obawie, żeby nie umknęły.
– Zamieniam się w słuch.
– Żadnego miziania, przytulania, całowania i co tam jeszcze by ci przyszło do głowy. Jesteśmy starymi znajomymi to wszystko.
– Tak jest szefowo!
– Ej, nie przesadzasz?
– Ani trochę. Zresztą, co to za lista? Znikam, zapisałem się na nurkowanie. Może chcesz dołączyć?
– Nie ruszam się stąd.
– Wygrzewaj się kocie.
Maryla miała zamiar szturchnąć Janka w ramię, ale ten odsunął się nieznacznie.
Znów poczuła ten dawny luz między nimi. Kolacja starych przyjaciół nagle wydała się osiągalna.
*
Marylka zatrzymała się przed stojącym w kącie lustrem. Do tej pory go nie dostrzegła. Częściowo przysłaniał je parawan.
Zatrzymała się i zmierzyła siebie wzrokiem. Pasowała jej prosta, niebieska sukienka. Zacisnęła powieki i wyobraziła sobie, że stała się na powrót Marylą. Nic się nie zmieniło. Westchnęła. Ogarnęły ją wątpliwości. Myśli przeplatały się jedna przez drugą.
Czy we własnym ciele przyjęłabym zaproszenie Janka? Pewnie nie, na pewno nie sam na sam. Czy to w porządku wobec Tomka? Tyle że to Sandra... Ona... Jej podoba się Janek. To ciało nie kłamie, ale muszę trzymać je na wodzy. Powinnam sprawić, że będziemy razem, znaczy Sandra i Janek oczywiście. A może chciałabym Janka dla siebie?
*
Gdy tylko weszła do restauracji, poczuła na sobie męskie spojrzenia. Paliły ją po karku i sprawiały, że się zarumieniła. Sandra nie oblewała się czerwienią z byle powodu, ale Maryla nie była przyzwyczajona do zachwytów. Nie sądziła, że wywoła takie zainteresowanie wśród płci przeciwnej. Zanim zdążyła dotrzeć do stolika, zaczepiło ją trzech mężczyzn. Każdy chciał postawić jej drinka. Z ulgą dostrzegła Janka i pomachała mu z oddali.
– Przepraszam, ale idę do męża – rzuciła i nawet nie obejrzała się za siebie.
Gdyby zerknęła przez ramię, dostrzegłaby zawiedzioną minę przystojniaka.
Podeszła do przyjaciela i przywitała się wylewnie.
– To poza kontraktem? – zapytał zdezorientowany.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Co cię tak bawi? – zapytał przyjaciel. – Tylko nie mów, że mam gdzieś plamę, bo to moja najlepsza koszula – dodał, oglądając się ze wszystkich stron.
– Nie, wszystko w porządku. Ktoś ciągle mnie zaczepia. Powiedziałam, że czeka na mnie mąż. Wybacz, ale jesteśmy na siebie skazani.
W stronę stolika spoglądał ponownie przystojniak, który zaczepił Marylę. Czyżby dostrzegł brak obrączki na jej palcu? Janek mierzył się z nim wzrokiem. Ujął kobietę za dłoń i wodził po niej palcem.
– Zostaw, łaskoczesz – pisnęła.
– O tym nie było mowy.
Położył rękę na dłoni Maryli. Zanim zdążyła zaprotestować, zaczął wodzić po niej palcem.
– Wiesz, że sporo kiedyś czytałem o wróżeniu z dłoni?
– Co to za pomysł?
– W końcu powiedziałaś, że jesteśmy małżeństwem.
– Przepraszam, nie chciałam cię stawiać w kłopotliwej sytuacji. Odpowiedziała machinalnie.
– Więc jest jakiś mąż?
Maryla milczała przez chwilę. Nie mówiła o sobie.
– To dobry odstraszasz.
– Nie jestem pewna. Rozstałam się z narzeczonym, prawie.
– Prawie rozstałaś się czy z prawie narzeczonym?
– To drugie.
– Och ja... Może jednak powiem ci, co widzę na twojej dłoni.
– Jeszcze się zakochasz i będziesz szczęśliwa.
– Widzisz to, czy chcesz mnie pocieszyć?
– Chciałbym, ale wydaje mi się, że ty... nie jesteś tego pewna.
– Coś widzisz w tych liniach?
– Masz długą, zakrzywioną linię głowy. Jesteś kreatywna, nie ma dla ciebie sytuacji bez wyjścia.
Maryla kiwnęła głową i rzekła:
– Kontynuuj.
– To linia serca. – Janek wskazał na tę wyginającą się w łuk i sięgającą początku środkowego palca. – Oznacza, że pochłania cię namiętność. Najbardziej interesuje cię to, czego sama pragniesz.
– Bardzo ciekawe.
Mężczyzna znów musnął dłoń Maryli.
– Twoja linia życia zdradza skłonność do pracoholizmu.
– Co? Jak to możliwe? Nie powinieneś, powiedzieć mi ile będę żyła?
– Tego nie wiem. Linia kończy się na środku dłoni. Uciekasz w pracę, gdy życie się komplikuje.
– Coś w tym jest. Dosyć już.
Maryla oswobodziła się z uścisku Janka.
– Zjedzmy, a ja przewidzę ci świetlaną przyszłość bez tych twoich sztuczek.
– To nie sztuczki to chiromancja, ale jestem ciekaw, co powiesz o moim losie.
– Myślę, że jeszcze się waży.
– Tak, za dużo zmiennych.
– A nie wina?
– Tego też.
– Ciekawa strategia. Jesteś pewna, że to był dobry pomysł, żeby tu przyjechać? Pełno tu zakochanych par i tanich amantów.
– Sama nie wiem.
– Tobie mogłabym zadać to samo pytanie. A ty? Co tu robisz? Żaden z ciebie podrywacz.
– To był impuls. Przedwczoraj zdecydowałem się na wyjazd. Spakowałem się w tak ekspresowym tempie, a dobrze wiesz, jak nie znoszę tego robić – wyznał Janek.
– To do ciebie niepodobne. Czy ty przypadkiem przed czymś nie uciekasz?
– Nie... Dawno się nie widzieliśmy. Ludzie się zmieniają.
– Kiedyś mówiłeś, że w głębi serca zostajemy tacy sami, a zmieniają się tylko okoliczności.
– Serio? Zapomniałem już o tym.
Maryla przyjrzała mu się badawczo. Ich ścieżki dawno się rozeszły, ale jej zdaniem coś go gryzło. Spontaniczny wyjazd i wymijające odpowiedzi w ogóle do niego nie pasowały.
Kelner przyniósł butelkę wina. Maryla zerknęła na nią z ukosa.
– Pora na sto pytań – zawyrokowała.
– Jakie myśli nie pozwalają ci spać w nocy? – zagaił Janek.
– Te o przyszłości, ciągle się zamartwiam.
– Trudno tak żyć tu i teraz, prawda? Mnie dołuje przeszłość, a przecież nie da się jej zmienić.
– Nie da – westchnęła kobieta.
– Gdybyś mógł być kimkolwiek, kto by to był?
– Wolałbym zostać sobą.
– Ja też szepnęła.
Nawet nie zauważyli, kiedy kelner zaproponował im drugą butelkę.
Gdy wstawali od stołu, Maryli lekko zakręciło się w głowie i zachwiała się na butach na obcasie. Nie była przyzwyczajona do chodzenia na szpilkach, za to Sandra je uwielbiała. Janek przytrzymał ją w swoich silnych ramionach. Maryla znalazła się niebezpiecznie blisko i z przestrachem odsunęła się od niego. Poczuła zapach wody kolońskiej, wina i truskawkowego deseru.
– Przecież mamy umowę, pamiętasz? – powiedział wyjątkowo trzeźwo Janek.
– Tylko ustną. Może powinniśmy ją spisać?
– Czemu nie! Zobacz, tutaj są serwetki. Masz jakiś pisak?
– Pewnie. Zawsze jestem przygotowana. – Wyciągnęła z torebki długopis.
Usiedli ponownie. Po chwili na dwóch serwetkach leżały umowy wykaligrafowane równym pismem kobiety.
Ja, niżej podpisany/ – a zobowiązuje się do przestrzegania kodeksu przyjacielskiego. Uroczyście przysięgam nie nawiązywać relacji damsko – męskich z niżej podpisaną osobą pod groźbą zerwania relacji. Zobowiązuję się do niepodejmowania działań mających na celu zmianę relacji z przyjacielskiej na romantyczną.
Podpisano przez zainteresowane strony w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach.
Załączam listę podpunktów.
Maryla i Janek podpisali się zamaszyście i uścisnęli sobie ręce. Zaśmiewali się do łez z własnego pomysłu. Przez chwilę przypatrywała się im ośmiornica przepływająca obok restauracji H2O. Kelner tylko wzruszył ramionami. Widział tak wiele, że prawie nic go już nie dziwiło. Przyjaciele chwiejnym krokiem wrócili do swoich pokoi. Oboje kurczowo ściskali w ręku serwetki.
Pod drzwiami Janek nachylił się, żeby pocałować Marylę w policzek. Kobieta lekko przechyliła głowę, przez co mężczyzna musnął nieznacznie jej malinowe wargi. Zamarli. Janek trwał tak dobrą chwilę zawieszony przy kąciku jej ust, jakby wahał się, czy ich skosztować, czy odejść.
Pierwsza zareagowała Maryla. Osunęła się delikatnie, przywdziała na twarz sztuczny uśmiech i wydusiła z siebie:
– Dobranoc.
– Dobranoc – wyszeptał Janek.
Ona zaśmiała się nerwowo i zniknęła w mieszkaniu. Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Serce waliło jej jak młotem. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Znów poczuła się winna wobec Tomka.
Była prawie pewna, że to nie ona pragnęła pocałunku Janka, tylko ciało Sandry zamroczone alkoholem. Pomiędzy przyjaciółką a mężczyzną istniała niewidzialna chemia. Szybko odpędziła te myśli. Zdjęła niewygodne szpilki i położyła się do łóżka, nie ściągnęła nawet sukienki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro