Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Komplikacje

Jedyne, o czym marzył Tomek, to kubek ciepłej kawy. Telefon od mamy wyrwał go ze snu. Nie do końca rozbudzony wysłuchał utyskiwań Beaty. Od kiedy zaczęła skarżyć się na problemy z sercem, wszyscy starali się oszczędzać jej pracy, a przede wszystkim nerwów. Czasem sam miał ochotę „zachorować", żeby zasłużyć na taryfę ulgową.

Czy powinien zadzwonić do Marylki? Przełknął ślinę. Podejrzewał, że nie była zadowolona, choć starała się to ukrywać. A dzisiejszy poranek? Zaskoczyła go. Nie tylko porannym wyjściem, ale także czerwoną sukienką. Czy w ten sposób, chciała mu pokazać, żeby żałował, co tracił? Nie wiedział. Ostatnio oddalili się od siebie, a nad ich związkiem wisiało drukowane wielkimi literami słowo: TERAPIA. Przecież kiedyś było inaczej...

Tomek pragnął odpocząć, już, teraz, natychmiast. Projekt spędzał mu sen z powiek, a jednocześnie był szansą, żeby zmienić coś na lepsze. Szkopuł w tym, że klient stawiał wymagania, których nie potrafił sprecyzować. Tomek dwoił się i troił, aby był zadowolony. Obiecał sobie, że w przyszłym roku wyjadą na porządne wakacje, zrobią remont i kupią nowy samochód. Wszystkie te plany zależały do widzimisię klienta.

Ziewnął przeciągle i poczłapał do kuchni. W progu o mały włos nie przewrócił się o leżącą w progu lalkę. Podjął ją i uniósł kąciki ust. Na co dzień panował tu gwar, a Maryla wszystkiego doglądała.

Oparł się plecami o blat i czekał, aż woda się zagotuje. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł piętrzące się talerze, opakowania po przekąskach i okruchy na stole. Zwykle panował tu idealny porządek. Coś musiało się wydarzyć. Włożył naczynia do zmywarki i usiadł przy kuchennym stole.

Ta cisza aż bije po uszach. – przemknęło mu przez myśl.

Sączył powoli ciemny napój. Nie chciał wstawać i mierzyć się z rzeczywistością. Pokrzepiony kawą, wybrał w końcu numer do Marylki. Odebrała dopiero po trzecim sygnale.

– Słucham – powiedziała Sandra bezbarwnym głosem.

– Cześć! Jak wam minął dzień? – zapytał, siląc się na entuzjastyczny ton.

– Doskonale!

– Och, miło słyszeć, bo mama mówiła... – Nie wyczuł sarkazmu w głosie kobiety, ta przerwała mu w połowie zdania.

– Beata zadzwoniła się poskarżyć? Nie wierzę, co za baba!

– Maryla, pamiętaj, że mówimy o mojej mamie. Przyjechała do pomocy.

– Jakoś tego nie widzę. Może przed wyjazdem opiekowała się Marcelem i Malwinką, ale potem...

– Widzisz, pomagają – wtrącił Tomek.

– Za to walizki musiałam wtaszczyć do samochodu sama. Gdyby nie... Sandra to bym sobie nie poradziła.

– O czym ty mówisz? Ta Sandra ci pomagała? Ha, hi, ha. – Zaśmiał się Tomek.

– Co w tym zabawnego? Wyobraziłem sobie twoją przyjaciółkę na tych jej wysokich szpilkach i eleganckim kostiumie. Musiało to wyglądać komicznie. Ja to się stało, że przyjechała?

– Zadzwoniłam po nią.

– No proszę, nie sądziłem, że znajdzie czas, żeby zawitać w naszych skromnych progach. Wasza kawa na mieście jej nie wystarczyła?

– Daj spokój, wiem, że mnie... jej nie lubisz. Pomogła mi z walizkami, o których ty zapomniałeś.

– Przepraszam – odparł speszony. Uśmiech zszedł mu z ust. – Kompletnie wypadło mi z głowy. Dlatego jesteś taka zła?

Na chwilę w słuchawce zapanowała cisza.

– Halo? Jesteś tam? – dopytywał Tomek.

– Jestem. Proponuję, żebyś postawił się w mojej sytuacji. Cały dzień opiekuję się dziećmi. Bez przerwy pytają o ciebie. Twoja mama przeszukiwała nasze walizki i porozrzucała ubrania po całym domku. Chciała, żebym to posprzątała, zamiast iść na kolację z dziećmi.

– A animator? Mama na pewno nie chciała... – zaczął, ale urwał w połowie, słysząc stłumione westchnienie Sandry.

– Zrezygnował i nie mają nikogo na zastępstwo. Nie będę z tobą dyskutować. Przypomnę ci tylko, że dzieci mają dwójkę rodziców. Wybacz, ale kończę, bo muszę się nimi zająć. – Rozłączyła się, zanim Tomek zdążył odpowiedzieć.

Stał chwilę z telefonem w dłoni. Wahał się, czy wybrać ponownie numer Marylki. Ciągle dźwięczały mu w uszach jej słowa.

Myślał o porankach, kiedy wstawała pierwsza, żeby zrobić smaczne śniadanie. Potem szykowała i prowadziła dzieci do przedszkola. Dbała, żeby w domu panował porządek i codziennie był ciepły obiad. Wiedział, że pracowała po nocach, żeby nadrobić zaległe rozliczenia. Przypomniał sobie jej cienie pod oczami, gdy wstawała rano.

Maluchy uwielbiały matkę. Bawiła się z nimi, czuwała w chorobie, wychodziła na spacery i prowadzała na dodatkowe zajęcia. Czasem był nawet zazdrosny o ich więź.

Dopiero teraz Tomek uświadomił sobie, jak bardzo zależało jej na wyjeździe. Mieli w końcu znaleźć czas dla siebie. Z rozmyślań wyrwał go ponownie dźwięk telefonu, tym razem służbowego. Niechętnie podniósł na niego wzrok i odebrał połączenie.

*

Maryla czekała na wejście na pokład z niepokojem. To, że nie przepadała za lataniem, to mało powiedziane, ona go nie znosiła. Zamknęła oczy i próbowała się uspokoić. Jej myśli przeplatały się jedna z drugą. Biegły nieuporządkowanie od wydarzeń poranka do możliwości katastrofy lotniczej.

Kobieta otworzyła oczy, przekręciła głowę i ku swojemu zdziwieniu ujrzała znajomą twarz. Odwróciła się, żeby ukradkiem spojrzeć na mężczyznę i upewnić się, czy to na pewno on. Przeszedł ją przyjemny dreszcz. Serce zabiło jej mocniej.

Nie pomyliła się, tuż za jej plecami siedział Janek. Ten sam, w którym podkochiwała się lata temu. Jak na ironię nie miał o tym pojęcia, a sam był zakochany w Sandrze. Co za idiotyczny trójkąt miłosny! Trwał do czasu, aż poznała Tomka. Z nim wpadła po uszy. Byli tacy młodzi, pełni energii i spragnieni siebie nawzajem, a teraz... Co z tego pozostało? Skończyła trzydzieści dwa lata, a czuła się jak staruszka.

Nabrała pewności, że ktoś świdrował ją wzrokiem. Nim zdążyła się odwrócić, Janek podszedł do niej. Stanął naprzeciwko i uśmiechnął się lekko. Mimo upływu lat nie stracił młodzieńczego uroku. Złote włosy zaczesał na jeden bok, a jego oczy nadal mieniły się nieokreślonym kolorem, raz zdawały się błękitne, a raz zielone. Nadal igrał w nich figlarny błysk. Wpatrywała się w niego jak urzeczona. Była prawie pewna, że się zarumieniła. Jak to możliwe? Przyjaciółce to się nie zdarzało.

– Sandra? To naprawdę ty? Też lecisz na Malediwy? Niesamowite! – wyrzucił z siebie jednym tchem Janek.

– Co za spotkanie – wydusiła z siebie z trudem.

– Nie mogę w to uwierzyć. Nigdy na siebie nie wpadamy.

– Proziny to duże miasto, a ty zaszyłeś się pewnie w swojej pracowni.

– Czasem z niej wychodzę.

– Ja też, ale teraz pora odpoczynek – rzekła, naśladując lekki ton Sandry.

– Do końca nie mogłem się zdecydować...

– Zawsze jest oferta last minute!

– Pewnie. Właśnie tak... Lecisz z kimś?

– To samotna wyprawa.

– Podobnie jak moja.

Janek zabrzmiał smutno, a Marylka poczuła nagłą potrzebę rozmowy z Sandrą. Nie dodzwoniła się do niej przez całe popołudnie. Dostała za to kilka wiadomości. Musiała jej powiedzieć... i zapytać o dzieci.

Wstała i rzuciła w stronę mężczyzny:

– Przepraszam, ale muszę zadzwonić.

Oddaliła się nieco i wybrała numer. Sandra nie odbierała po raz kolejny. Zerknęła na zdjęcia wysłane wcześniej przez przyjaciółkę. Wyglądało na to, że świetnie się bawili i nie mieli dla niej czasu. Zakuło ją w sercu. Zdusiła w sobie to uczucie. Do jej uszu dobiegło wezwanie na pokład.

Problemów nigdy dość – pomyślała.

Maryla zwilżyła spierzchnięte usta. Niepewnym krokiem ruszyła przed siebie. Droga na wyznaczone miejsce wydawała się jej wiecznością. Nagle ktoś delikatnie zapukał jej w ramię. Odwróciła się i ujrzała uśmiechnięta twarz Janka.

– Wygląda na to, że siedzimy obok siebie.

– Co za niespodzianka. – Jego głos drżał. Usiadła przy oknie i wbiła paznokcie w obicie fotela.

– Czy ty się denerwujesz? – zapytał łagodnie, jakby to była najzwyklejsza sytuacja.

– Tak, trochę.

– Myślałem, że lubisz latać.

– Hmmm. To długi lot.

– Z pewnością, ale można się przespać i kolacja jest w cenie. – Mrugnął do niej. – Alkohol też.

– Nie, lepiej nie. Nie znoszę tego uczucia, kiedy wznosimy się do góry. A start i lądowanie dają po uszach.

– Mam, coś pomaga. – Zaczął czegoś szukać w podręcznej torbie.

– Nie, dzięki.

– To tylko guma do żucia. – Wyciągnął rękę w jej stronę.

Maryla niepewnie poczęstowała się jednym listkiem. Janek uniósł kąciki ust.

– Jeśli będziesz bardzo się bała, ściśnij mnie za rękę.

– Chyba nie jesteśmy na takiej stopie...

– Mówisz jak kiedyś. Będzie dobrze.

– Oby.

Marylka zawahała się. Co zrobiłaby przyjaciółka? Ona uwielbiała latać. Wzięłaby drinka i z radością czekałaby na start.

Wtedy wpadła na pewien pomysł. Drążący koniuszek małego palca wyciągnęła w kierunku Janka. Zauważył ten gest i ogarnął włosy do tyłu:

– Tyle ci wystarczy?

– Musi – rzekła z mocą.

Jej serce przyspieszyło. Oblała się rumieńcem, który wpełzł jej na dekolt. Czy to możliwe, że Janek znów tak na nią dział? A może nie na nią tylko na Sandrę.

Przełykała nerwowo ślinę. Gdy unieśli się do góry, odetchnęła, ale tylko na chwilę. Zerknęła na swoją dłoń, która teraz ściskała kurczowo Janka. Ich palce splatały się ze sobą.

Tomek, nie powinnam...ale to ciało Sandry.

Odwróciła głowę w jego stronę i złożyła usta we wstążeczkę.

– Uff jak tu gorąco.

Odsunęła rękę.

– Wszystko w porządku. Lecimy – powiedział Janek.

– Wcale mnie to nie nastraja pozytywnie.

– Wyszła z ciebie pesymistka. Umówmy się tak, będę cię zagadywał, żebyś nie myślała o locie.

O czym mamy rozmawiać? Minęło tyle lat. Nasze drogi się rozminęły, a mi serce nadal wali jak młotem, jakbym spotkała go po raz pierwszy. – pomyślała.

Janek najwyraźniej dostrzegł jej niepewności, bo dodał:

– Zagrajmy w sto pytań. Zobaczymy, czy coś się zmieniło przez te kilka lat. Z wyzwaniem może być problem, więc jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj.

– Ty też będziesz milczał? To może nie warto zaczynać gry.

– Nadal jesteś waleczna.

– Niech będzie, ale bez żenujących sytuacji.

– To miało być moje pierwsze pytanie.

– Sam na nie odpowiedz.

– Chciałabyś wiedzieć.

Maryla uniosła brew i uśmiechnęła się pod nosem. Znała jego najbardziej upokarzającą historię ze studiów, ale sporo mogło się wydarzyć. Od dawna nie składali sobie nawet świątecznych życzeń. Żyli w jednym mieście i przez tyle lat nie spotkali się nawet przypadkiem.

– Dobra, ja zacznę. Jako studencka ciocia dobra rada muszę zadać to pytanie. Jaka jest najgorsza rada, jaką kiedykolwiek dostałeś?

On nie potrzebował zbyt wiele czasu na odpowiedź.

– Nigdy się nie zakochuj, to przecież jakiś absurd.

– Dalej wierzysz w wielką miłość?

– To już drugie pytanie. Teraz moja kolej. Czy kiedykolwiek dałeś komuś drugą szansę?

– Nie miałam okazji.

– A gdybyś miała?

– Nie zaczynaj... Czy kiedykolwiek złamałeś prawo?

– Nie, chyba że liczy się mandat za przekroczenie prędkości.

– Kupiłeś sobie sportowe auto?

Janek wybucha śmiechem.

– Odpowiem na to pytanie, jeśli powiesz czy wierzysz w duchy?

Maryla szturcha go w ramię. Dobrze wiedziała, czego dotyczyła ta aluzja. Sandra panicznie bała się horrorów. Gdyby nie kilkukrotne zapewnienia, że „Uwierz w ducha" to melodramat, nie zdecydowałaby się na wspólny seans filmowy, a i tak wyszła w połowie.

– Nie, no co ty?

– Też nie mam jeszcze wymarzonego samochodu, może za jakiś czas.

Pytania balansowały od miłości do aktorów, poprzez trudności dorosłego życia i teorie spiskowe, aż w końcu jedno wymknęło się Marylce niepostrzeżenie:

– Straciłeś kiedyś przyjaciela?

– Fizycznie nie, ale oddaliłem się od bliskich mi osób.

– Ja też.

Chwilę ciszy przerywa kolejne, trudne zdanie wypowiedziane powoli przez Janka:

– Jesteś szczęśliwa?

To pytanie zwaliło Marylkę z nóg. Nie znała odpowiedzi. Czy Sandra była szczęśliwa ani, czy ona sama się tak czuła? Zagrała kartą przyjaciółki.

– Jak można się smucić, lecąc na egzotyczne wakacje?

– Raj na ziemi. Szkoda, że w samotności.

– Nie każdy ma rodzinę – powiedziała bardziej do siebie niż do niego.

– Nie to, co Maryla. Ona ma męża i dwójkę dzieci.

Kobieta poczuła się nieswojo, słysząc swoje imię.

– O skąd wiesz?

– Socjal media.

Nie pokazywała zdjęć twarzy dzieci, ale czasem dodawała ich odwrócone głowy czy rączki.

– Widujecie się czasem?

– Tak, szybka kawa raz w miesiącu.

– Dawno jej nie spotkałem. Urwał nam się kontakt, co?

– Czasem tak bywa.

– Popatrz na nas, wyjeżdżamy na romantyczne Malediwy, a nadal jesteśmy sami – odparł smutno mężczyzna.

Maryla nie odpowiedziała. Kiedyś wyobrażała sobie z nim wspólną przyszłość. Należał jednak do przeszłości i nic nie mogło tego zmienić.

– Gdzie się zatrzymujesz? – zapytał Janek, zmieniając temat.

– W „One to you".

– Niesamowite! Ja też! Czyżby to był znak?

– A może pech?

– Nie sądzę.

Maryla przebudziła się z głową na ramieniu Janka, on również usnął. Dotknęła policzków. Zalała ją fala gorąca. Co się ze mną dzieje? Od dawna tak na nią nie działał. Wyprostowała i udawała, że nic się nie stało. Jako studentka marzyła o takiej chwili, ale nie powinna...

Szybko policzyła, że w Polsce minęła północ, a ona nadal tkwiła w ciele przyjaciółki. Ścisnęło ją w gardle. Ciepło, które przed chwilą rozlało się po jej ciele, zamieniło się w przejmujący chłód. Roztarła zziębnięte dłonie.

Zaraz lądujemy, a ja będę na pięknej wyspie bez męża i dzieci – pomyślała kobieta.

Ta myśl wydała jej się słodko – gorzka. Dostała to, czego pragnęła, tylko czy była szczęśliwa?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro