Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Śmiech przez łzy

Maryla wysłała Sandrze wiadomość. Nie była w stanie zadzwonić. Nie mogła przyzwyczaić się do własnego głosu. Brzmiał tak obco... Zupełnie inaczej, gdy niż w ustach prawdziwej... Właśnie kogo...? Kim teraz była? Zagubioną duszą? Jak to w ogóle możliwe? Czytała o takich rzeczach, zaśmiewała się z filmów, a teraz... Nie wiedziała nawet, jak miałaby się przestawić. Cała sytuacja wydawała się dziwacznym snem. Zamiast pakować ostatnie rzeczy, gnała do siebie jak intruz.

Kobieta stanęła przed drzwiami i zaczęła szukać kluczy. Nie było ich w torebce, nie mogło ich być. Poczuła się jeszcze bardziej obco. Przeszedł ją zimny dreszcz. Niepewnie zadzwoniła dzwonkiem.

Sandra otworzyła niemal natychmiast. Czyżby czekała w progu? Po chwili Maryla tkwiła w uścisku, którego się nie spodziewała, Sandra nie należała do wylewnych osób. Dostrzegła ulgę malującą się na twarzy przyjaciółki.

– Cudownie, że jesteś, obudziłam się obok Tomka i... – zaczęła Sandra i zmierzyła ją wzrokiem. – W co ty się ubrałaś? – Zmrużyła oczy.

– Śpieszyłam się – Żółta koronkowa bluzka, czerwona trapezowa spódnica i zielone buty nie wyglądały zbyt dobrze. – O Tomka się nie martw, on w nocy grzecznie śpi. Wyobrażałam sobie dramatyczne scenariusze, a w domu panuje... spokój. Gdzie są dzieci? – Omiotła wzrokiem pokój.

– Nie złość się, ale oglądają bajki. Każde chce robić, co innego i tylko w tym się zgadzają. Nie rozdwoję się. Oni zawsze są tacy głodni? Gdzie te dzieci to mieszczą? – Sandra zrobiła krótką pauzę, ale Maryla nie zdążyła nic wtrącić, bo przyjaciółka kontynuowała. – Kupiłam gofry i naleśniki, a im było mało. Zresztą nieważne. Tomek poszedł do pracy, a twoi teściowie zaraz tu będą.

Przez twarz Maryli przemknął cień irytacji. Zacisnęła usta i powstrzymała się od komentowania. Najchętniej krzyczałaby z bezsilności, ale nie potrafiła. Jak mantrę powtarzała w myślach:

Zachowaj spokój, zachowaj spokój.

Nagle rozbawiła ją ta sytuacja: ona w niedobranych ciuchach, Sandra w zwiewnej sukience. Sama chowała tę kieckę na specjalną okazję, a tak naprawdę zbierała kurz. Kiedy i gdzie miałaby ją założyć?

Maryla nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem. Rzucała spojrzenie to na siebie, to na przyjaciółkę. Nie potrafiła się powstrzymać i złapała się za brzuch. Nie pamiętała, kiedy ostatnio śmiała się tak głośno. Dopiero pełne dezaprobaty spojrzenie Sandry sprawiło, że uspokoiła nerwowy chichot.

– Co cię tak bawi? – W głosie Sandry brzmiała irytacja.

– Nie uważasz, że to komiczne? Zamieniłyśmy się ciałami, jak w filmie i wyglądamy jak karykatury samych siebie. Ty wystroiłaś się jak na wesele, a ja ubrałam się jak strach na wróble.

Zakryła dłonią usta i nieudolnie próbowała przybrać poważną minę. Sandra zamrugała nerwowo. Wzięła przyjaciółkę za barki i szarpnęła kilkakrotnie.

– Maryla! Skup się! Musimy działać, to nie pora na żarty.

– Nie dostrzegasz tego absurdu? Dalej masz włączony tryb zadaniowy?! Zachowujesz się jak perfekcyjna pani manager, a zobacz, co się stało! Tu nie ma miejsca na racjonalne rozwiązania, to nie kolejny projekt, który masz wykonać! Potrzebujemy czegoś więcej niż dobrej organizacji pracy. Zamieniłyśmy się życiami. – Ostatnie zdanie wyszeptała.

– Uspokój się! Nie chcę twojego, to znaczy... ja się na to nie pisałam. Z pewnością nie w ten sposób. To nie moja wina.

– A czyja? Ja też tego nie chciałam. Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto dla sportu zamienia się ciałami? Taka nowa rozrywka pomiędzy wieszaniem prania a wkładaniem garów do zmywarki.

– Też się o to nie prosiłam. Mam ważniejsze sprawy na głowie! Wymyślmy coś, zanim się wszyscy zorientują i zamkną nas w szpitalu psychiatrycznym. Wtedy to już na pewno nie wrócimy do swoich ciał.

Maryla przybrała poważny wyraz twarzy i z całych sił próbowała się skupić. Emocje, które jej towarzyszyły, szybowały raz w górę, raz w dół. Wydawało się jej, że wsiadła do pędzącej kolejki bez hamulców. Nie spodziewała się po sobie takiego wybuchu. Zwykle trzymała nerwy na wodzy. Nie była sobą, a Sandrą tym bardziej nie.

– Już wiem! Tu trzeba specjalnych rozwiązań. Może chodzi o jakiś rytuał jak w filmie?

– O czym ty mówisz? Mamy oglądać jakieś bzdety? Nie możemy siedzieć bezczynnie! Pomyślmy logicznie! Tak, logika nas uratuje! Wolałabym wrócić do siebie, ale nie wiem jak. – Sandra rozłożyła bezradnie ręce.

Maryla po raz pierwszy od dawna usłyszała w głosie przyjaciółki niepewność. Sandra rzadko pytała kogoś o zdanie, a jeszcze rzadziej wątpiła w swoje siły. U niej wszystko było na tip-top.

Odetchnęła głęboko i przymknęła oczy. Policzyła do dziesięciu i dopiero odezwała się ze spokojem:

– Skoro mamy myśleć logicznie, to przeanalizujmy, co robiłyśmy po spotkaniu w kawiarni. Musi być jakieś wyjaśnienie tego, co się stało.

– W końcu mówisz do rzeczy! Zostałam w restauracji jakąś godzinę. Wieczorem oglądałam komedię romantyczną, beznadzieją swoją drogą. Wcześniej wzięłam prysznic. Otworzyłam na chwilę laptopa... i zasnęłam około północy.

– Ja strasznie zmokłam i strasznie długo się myłam. Potem sprzątnęłam mieszkanie, położyłam spać dzieci i dokończyłam pakowanie. Przed północą przyszłam do sypialni i rozmawiałam z Tomkiem.

– Poza porą snu i prysznicem nie mamy punktów wspólnych. To musiało się zdarzyć, gdy położyłyśmy się do łóżek.

– Pomyślmy. Czy stało się wczoraj coś dziwnego przed snem?

– To głupie, ale jest jedna rzecz – W głosie Sandry wybrzmiało wahanie. – Wczoraj w łazience, dosłownie przez sekundę, wydawało mi się, że widzę twoje odbicie w lustrze.

– To faktycznie bardzo dziwne, bo miałam takie samo wrażenie... Przetarłam ręką lustro i pomyślałam o tobie.

– Cała sytuacja jest nietypowa. Zrobiłam dokładnie to samo.

– Może gdybyśmy odtworzyły to jeszcze raz, to udałoby się nam zamienić z powrotem? – zapytała z nadzieją.

– Może jeszcze kąpiel z pianą do tego? – zakpiła Sandra.

Maryla popatrzyła na nią z ukosa i odparła piskliwym tonem.

– Po co ten sarkazm? Masz lepszy pomysł? Jak ci się nie podoba, to sama coś wymyśl.

– Nie poznaję cię. Od kiedy jesteś w bojowym nastroju? To moja działka.

Maryla wzięła głęboki wdech. Ćwiczenie oddechów do porodu na coś się przydało. Spuściła wzrok i wpatrywała się w swoje buty. Atmosfera stała się gęsta, a cisza nieznośna. Nie lubiła kłótni i unikała konfrontacji. Dziś coś w nią wstąpiło.

– Ja siebie też, szczególnie w lustrze. To jakieś szaleństwo. Uszczypnij mnie, to się obudzę. – Maryla zwiesiła ramiona.

– Niestety to nie sen. Spróbujmy z tym prysznicem – odparła pojednawczo Sandra.

– Od czegoś trzeba zacząć. Jak to zrobimy?

– Myślę, że dokładnie tak jak wczoraj. Jedź do mnie. Jeśli się uda, nie będziesz potrzebowała taksówki, ale wiesz, że mam auto? – Uśmiechnęła się niepewnie.

– Tak... Nawet o tym nie pomyślałam. Nie byłabym w stanie prowadzić.

– Mnie to relaksuje.

– Zajrzę najpierw do dzieci.

Biegała w te i w te. Wszystko zapięła na ostatni guzik, choć pewnie teściowa będzie innego zdania. Zawsze znajdowała coś, do czego mogła się przeczepić...

Przed salonem zatrzymała się w progu. Dzieci siedziały jak zaczarowane. Często toczyła z Tomkiem sprzeczki o bajki, jednak w tych okolicznościach przymknęła oko na grający telewizor. Zacisnęła pięści, a w serce zakuło ją boleśnie.

Nie mogę tak po prostu ich przytulić. Sandra tak nie robi. Ona trzyma dystans i co najwyżej głaszcze je po głowach.

– Dzień dobry! – Jej głos zabrzmiał obco. D

Dzieci na sekundkę oderwały wzrok od ekranu. Spojrzały nawzajem na siebie, a potem na nią i odpowiedzieli tym samym.

– Co tam oglądacie?

– Psi patrol. – Wyrwała się z odpowiedzią Malwinka.

– Podoba się wam?

– Tak. – Tym razem odezwał się chłopiec.

Próbowała jeszcze o coś zapytać, ale odpowiadali jej półsłówkami. Czyżby straciła zdolności do porozumiewania się z nimi? Serce wyrywało się jej, żeby stać się na powrót ich mamą. Rola przyszywanej ciotki jej nie odpowiadała. Dziś nie była żadną z nich.

Sandra nie wygląda tak... Nawet ich nie zagaduje, a ja umiem z nimi rozmawiać. A może to nie tak? To ja jestem złą matką. – przemknęło jej przez myśl.

Czas płynął, a Maryla denerwowała się coraz bardziej. Wytarła spocone dłonie i przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, w obawie, że wyrwie się jej z piersi. Przez moment przyglądała się jeszcze dzieciom i zamówiła w aplikacji taksówkę.

Wyskoczyła z auta jednym susem i pobiegła do mieszkania Sandry. Już w progu zdjęła ubrania. Odkręciła prysznic i zaskoczył ją chłód. Leciała na nią lodowata woda. Wzdrygnęła i nieudolnie próbowała zakręcić wodę.

– Cholera jasna! Co za ustrojstwo! – Słowa wydobyły się z jej ust tak niepostrzeżenie, jakby nie wyszły od niej.

W końcu jej się udało.

Letnia... Coś było nie tak.

Wczorajsza kąpiel była gorąca, aż lustro zaparowało. Szybko odkręciła kurek z cieplejszą wodą, aż łazienka wypełniła się subtelną mgiełką. Lawendowy żel pod prysznic pachniał uspokajająco. Owinęła się ciasno ręcznikiem i wyszła na mięciutki dywanik. Podeszła do eleganckiego zwierciadła. Przetarła je ostrożnie dłonią.

Więc to tak być tobą – szepnęła.

Z ciekawości otworzyła szafę. Od ilości kosmetyków zakręciło się jej w głowie. Zmarszczyła brwi. Coś tu nie pasowało, ale nie była pewna co. Zamknęła drzwiczki zawstydzona. Nie powinna grzebać w rzeczach Sandry. Gdyby zastanowiła się dłużej, pewnie dostrzegłaby, że wśród tych wszystkich rzeczy, nie było ani jednego męskiego drobiazgu.

Przypomniała sobie swoje wczorajsze słowa: „Tak, chciałabym mieć to, co ty". Jak na ironię dostała życie przyjaciółki na własność i wcale jej to nie uszczęśliwiło.

Kąpielowy rytuał nic nie zmienił. Założyła szlafrok i tym razem staranniej wybrała ubrania. Pociągnęła usta czerwoną szminką i wytuszowała rzęsy. Zrobiła to mechanicznie, choć na co dzień rzadko się malowała. Odbicie nadal pokazywało zadbaną twarz Sandry. Dotknęła gładkiego policzka i ściągnęła usta. Tym razem bardziej przypominała przyjaciółkę.

Usiadła na kanapie i westchnęła. Nie powinna użalać się nad sobą, trzeba działać. Wstała i wzięła do ręki telefon:

– Chciałabym zamówić taksówkę.

Wreszcie przyzwyczaiła się do nowego głosu.

*

Sandra na chwilę zapomniała o swoich problemach. Opieka nad dziećmi zajmowała myśli. Ciągle krążyły w jej mimowolnie głowie. Wczuła się w swoją rolę. Poświęciła na to mnóstwo energii, ale nie była pewna efektów.

Może to nie było takie trudne? Bajki, animator, place zabaw, jakoś to ogarnie. To po prostu nowy projekt.

Usiadła na kanapie i zerknęła na telewizor. Marcel i Malwinka podśpiewywali pod nosem piosenkę z „Psiego patrolu". Nie zwracali na nic uwagi.

Sandrze wpadła w ucho fraza „Radę da". Ona też zawsze dawała radę. Tak będzie i tym razem. Komplikacje i chwila zwątpienia nie staną na jej drodze.

Wymknęła się do łazienki.

– Cholera! Co jest!? – wrzasnęła, gdy zimna woda oblała ją strumieniem.

Nie znosiła chłodnych pryszniców. Okropność! Chwilę trwało, zanim udało się jej ustawić odpowiednią temperaturę. Nic się nie zadziało.

Wyszła z pomieszczenia z poczuciem klęski. Nic się nie zmieniło, ale w jej głowie tliła się jeszcze nadzieja.

Pod drzwiami czekała już na nią Malwinka. Odskoczyła zaskoczona.

Ile ta mała tu stała? Po co? Przecież miała bajki i przekąski. Nawet przyniosłam te dziwne bidony z jakimiś naklejkami.

– Załóż Marcelowi komplet. – poleciła dziewczynka.

– Co? – zapytała rozkojarzona Sandra.

– Ten z żółwiem, z komody.

– Ach tak, masz rację. Musiałam zapomnieć, że go tu położyłam.

Malwinka spojrzała na matkę po raz kolejny ze zdziwioną miną.

– Zawsze tu go kładziesz. Nie jesteś dzisiaj sobą.

– Nawet nie wiesz jak bardzo – szepnęła bardziej do siebie niż do dziewczynki.

– Poproszę o sok jabłkowy.

Sandra podreptała do kuchni i rozejrzała się za napojem. Nie zauważyła go na wierzchu. W końcu odkryła go w jakimś zakamarku. Czyżby picie soku nie było codziennością.

– Lepiej naleję ci wody. – Sandra wypełniła płynem różowy kubek.

– Teraz mówisz jak prawdziwa mama. – Chwyciła go i dodała. – Już myślałam, że ktoś cię podmienił.

Tym razem Sandra wbiła zaskoczony wzrok w dziewczynkę. Ta mała była bystra, należało mieć się na baczności. Niewiele brakowało, a wypadłaby z roli.

W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Sandra pobiegła do drzwi. Otworzyła je z głośnym przywitaniem:

– W końcu jesteś...

Zamilkła. Pomyliła się, to nie Marylka. Za drzwiami stała para staruszków. Widziała ich kilka razy w życiu, ale była pewna, że to teściowie Marylki: Beata i Janusz. Zamarła na kilka sekund.

Teściowa cmoknęła z niesmakiem. Poprawiła misternie ułożony kok. Trąciła Sandrę łokciem i wparowała z impetem do środka. Najwyraźniej, czuła się w domu synowej jak u siebie. Intensywny zapach perfum powędrował z nią do środka. Dusił w gardle. Nie pasował do kościstej, niskiej kobiety w letniej sukience.

– Marylko co z tobą? Nie zaproponujesz nawet chłodnego napoju? Jest tak gorąco – powiedziała głośno do Sandry. Potrząsnęła teatralnie wachlarzem, po czym szepnęła do męża. – Ona widocznie potrzebuje urlopu, skoro jest taka nieprzytomna.

Janusz uśmiechnął się półgębkiem i wtrącił:

– Piękną mamy pogodę.

Przestępował z nogi na nogę. Wyglądał na kogoś, kto wylądował w niewłaściwym miejscu i chciał w niego jak najszybciej uciec. Obok Beaty prezentował się wręcz zabawnie. Wysoki i niezgrabny, nie wiedział, co zrobić z rękoma. Dysproporcja między ich wzrostem aż raziła w oczy. Jego bielutkie włosy kontrastowały z jej kruczą czernią loków po ondulacji.

– To ja pójdę do dzieci – bąknął Janusz niepewnie i zniknął w salonie.

– Może wody? – Sandra wyciągnęła szklanki. Uff. dobrze, że stoją w witrynie.

– Wody? Nie masz czegoś innego? Soku na przykład? – zapytała Beatka.

– Mam, ale to sporo cukru.

– Cukier krzepi. Nie słyszałaś?!

Sandra zawahała się, najchętniej powiedziałaby kilka słów tej nieprzyjemnej kobiecie. Zacisnęła usta. Przeczucie mówiło jej, że lepiej nie wchodzić z nią w dyskusje. Nalała kobiecie soku, który wyjęła z kryjówki. Odpowiadała półsłówkami, co najwyraźniej nie zdziwiło teściowej.

– Ty jak zwykle niewiele masz do dodania. Przybyliśmy z odsieczą. Gdy tylko Tomeczek powiedział, że musi popracować, od razu zaproponowaliśmy, że się z wami zabierzemy. Mam nadzieję, że okażesz trochę wdzięczności. Dobrze wiesz, że dla nas podróż to kłopot, ale czego się nie robi dla dzieci i wnucząt – trajkotała, a jej głos wwiercał się nieznośnie w uszy Sandry.

Ledwo powstrzymała się przed ciętą ripostą. Westchnęła cicho i uniosła oczy do góry.

Co powiedziałaby Marylka? Ach tak, ona jest miła dla tej...baby – przemknęło jej przez myśl, a głośno odparła tonem pełnym słodyczy. – Oczywiście jesteśmy wdzięczni. Jeśli to kłopot, to nie będziemy was narażać na niedogodności. Poradzę sobie sama...

Beata zignorowała ostatnie zdanie i wtrąciła:

– Janusz ma problem z kręgosłupem, a to długa podróż. Czy nie powinniśmy już niedługo wyjeżdżać? Wszystko spakowane?

Pokiwała głową. Spakowane walizki stały smętnie w kącie sypialni na górze. O mały włos się o nie potknęła. Zaklęła pod nosem.

Kto miał je znieść? Ona? Bo pewnie nie Janusz... Tomek coś rano o nich wspominał i zapomniał.

– Co za dziad! Wiedziałam, że złamas z niego – pomyślała Sandra.

Marylka zadbała o rzeczy dla całej rodziny. Tylko gdzie teraz była? Sandra machała nerwowo nogą. Granie roli przyjaciółki kosztowało ją sporo cierpliwości. Najchętniej pozbyłaby się tego babsztyla. Niby taka niepozorna, a kąsa bez przerwy.

– Marylko, zrób jakieś kanapki na drogę! – krzyknęła teściowa.

W lodówce stały śniadaniówki przygotowane na wyjazd. Otworzyła jedną z nich. Do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach pieczonej owsianki z aromatycznym cynamonem. Na blacie, w miejscu, którego nie dało się przegapić, stały bidony z wodą i pakunek z napisem: „torba podręczna".

– Mam owsiankę – odparła.

– I jak mam to jeść w drodze?

– Jest pieczona, można...

– Lepsze będą kanapki. – weszła jej w słowo Beata.

Sandra znów westchnęła. Skoro teściowa chciała kanapki, to je dostanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro