14. Z deszczu pod rynnę
Sandra weszła do willi i zamknęła za sobą drzwi. Jej wzrok padł na serwetkę, zapisana poprzedniego wieczoru przez Marylkę i Janka. Przeczytała ją pospiesznie i miała ochotę zmiąć. Pakt przyjaźni? Co to miało być?
Zawsze ceniła w Janku szczerość. Czemu nie powiedział wcześniej? Maryla z pewnością by jej przekazała...
Rzuciła serwetką na podłogę, ale po chwili podjęła ją z powrotem. Irytowała ją własna naiwność. Niewiele brakowało, a dałabym mu wymarzoną szansę. Ba, nawet przez chwilę uwierzyła, że ich spotkanie nie było przypadkowe. Na myśl, że mógł przylecieć tutaj z żoną, zrobiło się jej niedobrze.
Co ty sobie wyobrażałaś? Myślałaś, że rzucicie się sobie w ramiona, jak w jakiejś romantycznej komedii? Dorośnij Sandra! Ty miałaś tu być z Leo – skarciła się w myślach.
Kobieta przemierzała nerwowo pokój. Jak miała to wszystko poukładać? Dopadło ją uczucie dezorientacji. Spotkanie z Jankiem wywołało w niej mnóstwo emocji, z którymi nie potrafiła sobie poradzić. Wstydziła się ich, kpiła z własnej głupoty.
Sandra aż odskoczyła, gdy usłyszała charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości.
Nigdy nie przestałem Cię kochać najdroższa Sandro. Nasze rozstanie było największym błędem mojego życia. Byłaś piękna i idealna, a ja doceniłem Cię dopiero po stracie. Powiedz tylko słowo, a będę zawsze przy Tobie.
Twój Leo
Tak, jeszcze tego jej było trzeba: kolejnego mężczyzny. Same z nimi problemy. – pomyślała.
Zamknęła wiadomość. Nie zamierzała odpisywać. Nie wzięła tego wyznania na poważnie. Po alkoholu Leo wypisywał i wydzwaniał do dawno niewidzianych znajomych, kuzynów, a także byłych dziewczyn. Zapewne tak było i tym razem, a następnego dnia nie będzie nawet o tym pamiętał. Zresztą przecież miał kogoś. Tym razem nie przeniknęło jej ukłucie zazdrości. Podeszła do tego na chłodno. Przynajmniej w tej kwestii nie targały nią wątpliwości.
Po czasie dotarło do niej, że połączyło ich korporacyjne środowisko, a poza nim nie mieli ze sobą zbyt wiele wspólnego. Nawet nie lubili tych samych filmów ani książek, nie mieli wspólnych pasji. Kochała go na swój sposób, ale do stworzenia dobrego związku potrzebowali czegoś więcej. Jej uczucia jeszcze nie wygasły, ale nie wystarczyły, żeby byli szczęśliwi. Żywiła przekonanie, że nie potrafiła być z Leo. To nie było to. Brakowało jakiejś iskry.
Sandra odpędziła myśli o mężczyznach. Przez ostatnie wydarzenia straciła z oczu swój najważniejszy cel: awans. Włączyła laptopa i z przerażeniem odkryła, że skrzynka mailowa pękała w szwach. Jej firma na oficjalnych stronach promowała work–life blance. W praktyce, prowadząc dużą kampanię i chcąc pozyskać klienta, ta równowaga nie istniała.
Powrót do spraw zawodowych uspokoił ją. W końcu na czymś panowała. Praca, choć wymagająca, w gruncie rzeczy była przewidywalna. Prezentacja dla klienta była dawno gotowa, ale zawsze można było dopieścić detale.
W sferze zawodowej czuła się pewniej niż w życiu osobistym. Od dawna stawiała pracę na pierwszym miejscu i była w niej dobra. Zazwyczaj wystarczyło, że umówiła się na kolację z klientem i przekonywała go do swojego pomysłu. Nie brakowało jej determinacji i samozaparcia. Mało kto potrafił oprzeć się jej urokowi osobistemu. Z taką samą łatwością zjednywała sobie kobiety, jak i mężczyzn. Tym razem było inaczej. Martwił ją wspólnik klienta. Gdy próbowała się czegoś o nim dowiedzieć, zapadało niezręczne milczenie.
Ciekawe jak poszło Maryli? – pomyślała.
Jej stabilne życie wydało się nagle banalnie proste, ba nawet lepsze od jej. Ona błądziła gdzieś pomiędzy myślami o byłych i niedoszłych miłościach. Nie była zachwycona tym, na jakim etapie życia się znajdowała. Nie chciała narzekać na pracę, ale pochłaniała ją bez reszty.
Nocne czytanie maili i ostatnie poprawki w prezentacji wyczerpały jej siły. Czuła piasek pod oczami. Trudno było jej zdecydować, czy kłaść się spać, czy wstać i wypić filiżankę kawy lub dwie.
– Inni mają lepiej – zawyrokowała słabym głosem.
W końcu zasnęła nad ranem z laptopem na brzuchu, skulona w nienaturalnej pozycji. Tej nocy śniła jej się Maryla, która wyciągała ku niej rękę. Chwyciła dłoń przyjaciółki z lekką obawą o to, co będzie dalej. Złote drobinki zawirowały w przestrzeni.
Sandra była przekonana, że usnęła na chwilę. Do jej uszu zaczęło dobiegać głośne chrapanie. Poza tym nieznośnym dźwiękiem panowała cisza.
Zdziwiona otworzyła oczy i usiadła na łóżku. Nie sądziła, że znów obudzi się w domku w Łebie obok męża przyjaciółki. Zatkała sobie dłonią usta, żeby stłumić pisk. Ugryzła się w dłoń. Ból ją otrzeźwił. Skupiła się i powtarzała w myślach zdanie:
Chcę wrócić do swojego ciała, chcę wrócić do swojego ciała. Oddychaj Sandra, już przez to przechodziłaś. To da się odwrócić.
Jednak nic się nie zdarzyło. Wstała bezszelestnie i wymknęła się do łazienki. Weszła pod prysznic i długo puszczała wodę. Łkała cicho, gdy usłyszała dźwięk telefonu.
*
Maryla poczuła dziwne mrowienie. Z pewnością usnęła w niewygodnej pozycji. W pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Czyżby wszyscy jeszcze spali? Wywołało to w niej niepokój, a za nim pojawiała się gonitwa myśli.
Przetarła oczy i usiadła na łóżku. Znów znajdowała się w tym samym miejscu, co poprzedniego ranka. Wyjrzała przez okno, piękna błękitna woda otaczała jej luksusowy domek.
Warknęła ze złością i kopnęła poduszkę, która spadła na ziemię. Nie miała siły płakać i użalać się nad sobą. Jej irytacja rosła z każdą minutą. Wolałaby być z dziećmi i mężem.
Wczorajsze rozczarowanie wieczorną katastrofą wydawało się jej teraz błahe i niepotrzebne. Jak mogła być tak głupia! W głębi serca sądziła, że był jakiś powód, dla którego nadal tkwiła w ciele przyjaciółki. Ciągłe zamiany przyprawiały ją to o ból głowy.
Maryla usłyszała głośny dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się napis Szef. Wzdrygnęła i odebrała.
– Sandra to dziś! – Usłyszała donośny, męski głos w słuchawce – Cokolwiek robisz, bezzwłocznie przerwij swoje plany. Conrad ze wspólnikiem są właśnie na Sri Lance w hotelu w Colombo i chcą się spotkać. Wszystkie szczegóły masz w mailu. Załatw tę sprawę, a potem możesz odpoczywać do woli. Jeśli przekonasz tego człowieka, spełnię swoją obietnicę. Zrozumiałaś? – zapytał na koniec.
– Tak – odparła Maryla. Inna odpowiedź z pewnością nie wchodziłaby w rachubę.
– Dobrze. Liczę na ciebie. Postaraj się!
Nieprzyjemny ton mężczyzny sprawił, że przeszły ją ciarki po plecach. Nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdy ten się rozłączył. Potrzebowała chwili, żeby dojść do siebie. Nie była pewna, co bardziej ją rozstroiło ta rozmowa czy zamiana z Sandrą.
Maryla wybrała numer przyjaciółki.
– Cześć! Wstałaś już? To znów się stało! Nic z tego nie rozumiem. Motyla noga! Ile można?! – zaczęła pełnym niepokoju głosem.
– Jestem taka wściekła! To wszystko jest popieprzone! Wydawało mi się, że zamknęłam oczy na chwilę, a przebudziłam się znów w Łebie. Czemu to znów się stało? Jedyny plus, że ta się to odwrócić – odparła Sandra.
– Muszę ci coś powiedzieć i nie wiem, od czego zacząć.
– Najlepiej od złych wiadomości.
– Wczorajszy wieczór skończył się katastrofą. Dach przecieka, teściowie wrócili w środku nocy i jedziemy do cioci Halinki do Gdańska. W porównaniu z nią Beatka to skarb, a razem są nieznośne, Do tego dzwonił twój szef. Mam jechać do Colombo – wyznała jednym tchem.
– Co? Tego nie było w planach... Mój wieczór też się nie udał, ale o tym innym razem... Musisz zająć się kampanią. Postaram ci się wszystko wytłumaczyć.
– Zamieniam się w słuch.
Sandra wyjaśniła Marylce niezbędne kwestie dotyczące klienta, umowy i prezentacji.
– Od tego projektu zależy moja kariera. Obiecaj, że dasz z siebie wszystko – zakończyła.
– Postaram się.
– Jeszcze jedno: bądź miła dla klienta, nawet jeśli okaże się gburem albo podrywaczem.
– Eh, to będzie trudniejsze niż twoja prezentacja. Wiesz, jak nie lubię namolnych typów.
– Oni zwykle chcą z tobą zatańczyć i postawić ci drinka. Nic poza tym. Jesteś perfekcyjną profesjonalistką, pamiętaj!
– Dobra, myślę, że dam radę. Lekcje dodatkowego angielskiego w końcu na coś się przydają. Może nie będę musiała nic robić, bo uda się nam znowu zamienić.
– Rozgryziemy to. Tymczasem wkuwaj prezentację.
– Tylko uważaj na ciocię Halinkę. W ubiegłym roku mieliśmy nieprzyjemną sytuację i...
– Co się stało? – przerwała Sandra.
– To głupia historia, ale powinnaś wiedzieć. Malwinka rozbiła porcelanowego słonika z kolorowymi kamyczkami. Zrobiła się z tego straszna awantura. Ciocia nie chciała pieniędzy ani przeprosin. Mam nadzieję, że dzieci zapomniały... Prosiłam, żeby nic nie ruszały, ale ciekawość zwyciężyła.
– Szykuje się nam uroczy dzień.
– Operacja Cejlon dla ciebie, a huragan Halina dla mnie.
– Kończę, bo kogoś słyszę. Powodzenia!
– Tobie również!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro