Tom 2 ~13~
~Alex p.o.v~
Pakowałam właśnie ostatnie rzeczy do walizki. Już jutro wyjazd do Florencji. Mam nadzieję że nic złego się nie stanie podczas tego pobytu. Kayle i Chris błagali mnie żebym nie kłóciła się z kuzynem, jednak nie spodziewają się iż już jakiś czasem temu pogodziłam się z nim. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju. Na łóżku dostrzegłam robionego na szydełku pluszaka w kształcie trójkąta, był to Bill Cipher, którego dostałam od Rose niedawno. Także i jego wrzuciłam do torby podręcznej. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka. Od razu wyszłam z pokoju i zjechałam na dół po poręczy schodów.
- Alex mówiłem ci coś na ten temat. - Usłyszałam lekko rozbawiony głos wujka.
- Wybacz wujku śpieszę się. - Z przedpokoju zabrałam plecak i szybko założyłam czarne conversy, kiedy wybiegłam z domu o mało co nie wpadłam na Rose.
- Dlatego mówiłem Rose żebyś nie stała przy drzwiach. - Usłyszałam śmiech Chrisa. Zadowolona przywitałam przyjaciół. Ostatni dzień przed wyjazdem mieliśmy zamiar spędzić razem wygłupiając się i obżerać się żarciem.
- A więc naszym pierwszym punktem jest wesołe miasteczko, a tam zjemy pizzę, zaliczymy każdą atrakcję i wbijamy na ognisko do Morgany. - Kayle wymieniła wszystkie podpunkty naszego wypadu. Pomimo godziny dziesiątej już na dworze było niesamowicie gorąco. Dopiero gdy po ogłoszeniu wyjazdu do Florencji spojrzałam na datę zorientowałam się, że od dnia wycieczki pozostaną jedynie trzy tygodnie do końca roku szkolnego. Wszyscy byliśmy niezmiernie uradowani tym faktem. Żeby dostać się do wesołego miasteczka musieliśmy pojechać autobusem. Na ostatnią chwilę zdążyliśmy wsiąść do pojazdu i pojechać do naszego miejsca docelowego.
- To co Alex najpierw idziemy na kolejkę górską? - Spojrzałam na Chrisa i jego zadowoloną minę. Ten idiota dobrze wiedział że panicznie boję się ich od kiedy skończyłam dwanaście lat kiedy Rick zabrał mnie na nią kiedyś.
- Ja zostaję w bezpiecznej kawiarence wtedy, a wy narażacie swoje kruche nerwy na tą przejażdżkę. - Pokazałam mu język. Przez resztę drogi cały czas śmialiśmy się i żartowaliśmy aż do momentu kiedy opierniczyła nas jakaś stara babcia stwierdzając jaka ta młodzież niewychowana i głośna. O jedenastej byliśmy już na miejscu.
- Okej ekipa mamy jakieś 6 godzin dla siebie przed ogniskiem. Będę pilnowała czasu. - Zaoferowała się Rose. No to idziemy się zabawić.
*6 godzin później*
Właśnie gnaliśmy jak najszybciej żeby zdążyć na ognisko. Pomimo tego że Rose obiecała pilnować czasu przesiedzieliśmy za dużo czasu w wesołym miasteczku i gnaliśmy jak ścigani przez piekielne ogary do domu Morgany. Oczywiście przywitaliśmy znajomą i przepraszaliśmy za nasze spóźnienie. Oczywiście rozbawiona zaprowadziła nas na tyły domu. Wszyscy przywitali nas i dołączyliśmy do zabawy. Podczas spotkania zauważyłam brązowowłosą dziewczynę obserwującą mnie. Wydawało mi się jakbym ją skądś znała, jednak nie wiem sama skąd. Kiedy Morgana mnie zagadała i zgubiła dziewczynę z oczu więcej jej już nie zauważyłam. Po całej imprezie wróciliśmy zmęczeni do swoich domów po dwudziestej trzeciej. Padłam na łóżko, a Rick narzekał jedynie że tak późno wróciłam i martwił się o mnie.
*następnego dnia*
Wszyscy siedzieliśmy już w samolocie. Może to nie pierwsza klasa jednak dobre i tyle. Po wystartowaniu wszyscy obserwowali widoki z okien maszyny. Za każdym razem nie potrafię napatrzeć się na nie. Byliśmy ponad chmurami, pod nami mogliśmy ujrzeć miasta tętniące życiem i nigdy nie zwalniające tego pędu wszystkich dookoła ludzi. Przed nami około dziesięć godzin lotu. Już teraz większości nudziło się a samolot wypełnił się ich rozmowami, żartami i krzykami. Spojrzałam w mój telefon i widniejące w nim zdjęcie mnie, które ostatnio odkryłam. Czyżby coś jeszcze tu było? Postanowiłam przejrzeć wszystkie zdjęcia z 2012 roku. Prawie wszystkie były normalne oprócz pięciu. Na pierwszym siedziałam jakimś cudem z Dipperem, Mabel i Waddles'em na jakiejś polanie w środku lasu. Kolejne były podobne tylko siedziałam na nich z Fordem i Stankiem, Wendy i Soos'em. Dwa pozostałe to byłam ja w objęciach Billa, a obok nas stał jakiś pies, jednak coś mi mówiło że wabi się Demon. Dlaczego mam tą lukę w pamięci i to dziwne uczucie że o czymś zapomniałam.
- Alex grasz w makao?
- Hmm? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rose. Spojrzałam spokojnie na nią i pozostałą dwójkę przyjaciół.
- Znów się wyłączyłaś co? - Zażartowała ze mnie Kayle.
- Wybaczcie zamyśliłam się. To o co chodzi?
- Grasz w makao? - Rose ponowiła swoje pytanie roześmiana.
- Oczywiście. - Przez połowę lotu przegraliśmy w makao, zaś drugą przespaliśmy. Kiedy startowaliśmy z Nowego Jorku była godzina 10, a tu we Florencji 2 rano. Pod lotniskiem ledwo udało nam się dostrzec w ciemności dwa autobusy. Nasi opiekunowie zostawili nas obok pojazdów i poszli porozmawiać z przewoźnikami.
- Daję dychę że nie dogadają się z nimi. - Do naszej czwórki podszedł Rick. W oczach Chrisa zauważyłam iskierkę mówiącą że chętnie przyjmie zakład.
- Okej, zgadzam się. - Po pięciu minutach przyszedł pan Black i poprosił Rick'a o pomoc. Zrezygnowany Chris dał mu dychę, kiedy mój kuzyn odchodził. Razem z dziewczynami śmiałyśmy się i mówiłyśmy że nie warto było się z nim zakładać.
Po półgodzinie zajechaliśmy pod ogromną rezydencję obok stadniny. Z entuzjazmem przywitała nas pani domu. Zostaliśmy rozdzieleni do pokoi trzyosobowych. Oczywiście zajęłam z Rose i Kayle jeden z najlepszych i po ogarnięciu się poszłyśmy spać. Niestety takie są uroki zmiany stref czasowych.
*5 godzin później*
Spojrzałam na telefon lekko zaspana. Właśnie była siódma trzydzieści, co oznaczało że trwa właśnie śniadanie dla pracowników i rannych ptaszków. Przeciągnęłam się i wyszłam z pokoju zostawiając śpiące Kayle i Rose. Na korytarzu spotkałam kuzyna. Oboje zeszliśmy na dół do jadalni. Siedziało już tam tylko parę osób. Przywitaliśmy się ze wszystkimi i zaczęliśmy jeść śniadanie. Zanim pozostali uczniowie przyszliby na posiłek o ósmej trzydzieści poszliśmy w dwójkę do stajni.
- Alex gdzieś ty była co? O mało Kayle nie dostała zawału jak cię nie było w pokoju.
- Wcale że nie Rose. - Odpowiedziała jej oburzona dziewczyna.
- Spokojnie, zjadłam śniadanie wcześniej i poszłam się przejść. Nie musicie od razu dramatyzować. - Odpowiedziałam śmiejąc się przyjaciółką. Po śniadaniu wszyscy ruszyliśmy do stajni. Tam przywitała nas ta sama kobieta, która witała nas z samego rana. Razem z Rick'iem stanęliśmy poza kręgiem stłoczonym wokół niej.
~narrator p.o.v~
Cała sześćdziesiątka uczniów wraz z opiekunami stali stłoczeni wokół wysokiej czarnowłosej kobiety. Spojrzała uważnie na wszystkich zebranych i posłała im ciepły uśmiech.
- Miło mi was gościć wszystkich w tym miejscu. Nazywam się Paola La Volpe. Podczas waszego pobytu tutaj oprócz odpoczywania nauczę was jak opiekować się koniem i jak na nim jeździć. Przejdźmy bliżej stajni a tam opowiem wam dalszą część. - Cała grupa ruszyła za Paolą, jedynie Rick i Alex gdzieś zniknęli. Jedynie jej przyjaciele to zauważyli a niestety nie mogli dotrzeć do opiekunów z przodu żeby im o tym powiedzieć.
- W naszych stajniach oprócz naszych koni znajdziecie też te które przechowujemy dla innych ludzi na przykład dla tego że przenieśli się na inny kontynent. Każdy z was zostanie przydzielony do najspokojniejszego konia z naszych stajni.
- Co ma pani na myśli mówiąc "najspokojniejszego"?
- Ponieważ opiekujemy się tu także tak zwanymi przez nas "dzikimi" końmi. Jest tak ponieważ słuchają się tylko swoich właścicieli i nikt nie może do nich podejść i ich nawet dotknąć. Oczywiście konie uczone się że mogą podejść do nich tylko dwóch opiekunów zajmujących się nimi.
- Przepraszam bardzo. -Do kobiety zbliżył się pan Black.
- Dwójka naszych podopiecznych zniknęła.
- Spokojnie. Przejdziemy się do ogrodzenia i może tam się znajdą. - Cała grupa stanęła po paru minutach przy płocie. Po polanie biegały dwa konie.
- To są właśnie dwa "dzikie" konie. Ten kary to Carbo, a tamten gniady to Ignis.
- To przecież Alex. Ten koń ją zrzuci. - Każdy zaczął z niepokojem patrzeć na jeźdźców, z czego tym drugim był Rick. Paola zaczęła śmiać się z zebranych. Pomachała do kuzynostwa by ci podjechali. Oboje wykonali polecenie.
- Co wy sobie myśleliście odchodząc od grupy i wsiadając na te konie?! - Pan Black zaraz zaczął ich ochrzaniać.
- Spokojnie proszę pana. Te konie nic im nie zrobią ponieważ należą do nich. - Odpowiedziała radośnie kobieta na zdziwioną minę opiekuna.
Pozostałe dwa tygodnie minęły uczniom na zwiedzaniu miasta oraz nauce jazdy konno. Jedynie Alex i Rick wraz z panią La Volpe odwiedzali nocami zakon assassyn'ów i trenowali sztuki walki. Po powrocie do domu Alex zastała dziwną paczkę w swoim pokoju a razem z nią list i zdjęcie. W paczce był tradycyjny strój asasyna w stylu włoskim. Kiedy spojrzała na list jego treść bardzo ją zdziwiła.
"Wśród bliskich masz zdrajcę. Póki on nie wie kim jesteś pozbądź się go"
Pod spodem znajdował się symbol zakonu. Kiedy Alex spojrzała na zdjęcie jej serce zatrzymało się na chwilę z szoku. Cały czas powtarzała że to nie może być prawda.
Hej wszystkim. Mam nadzieję że rozdział spodobał wam się i pozostawicie po sobie mały komentarz, bardzo mnie to motywuje do dalszego pisania :3
Rysunek został wykonany przez wspaniałą DarkRose890
Rozdział dedykuje Laurentinaa13, oby wena szybko do ciebie wróciła ;)
Dodatkowo mam jeszcze jedno ogłoszenie parafialne. Postanowiłam ruszyć już z bodajże trzecią edycją "Q&A" tak więc zachęcam do zadawania pytań oraz dawania wyzwań naszym bohaterom :)
Myślę że z propozycjami będę czekała do następnej niedzieli, do świąt pojawi się również świąteczny specjal ^_^
Tak więc do zobaczyska kochani ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro