Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Z góry baaardzo bardzo przepraszam, że tak długo to trwało, ale szkoła i obowiązki mnie przytłoczyły. Postaram się następnym razem pisać krótsze rozdziały i dodawać je częściej
Miłego czytania ❤❤
------------------------------------------------

Znów znajdowałam się w pokoju z zeszłej nocy, lecz tym razem nie było ciemno. Obok mnie stała wielka złota lampa której blask widziałam już przez zamknięte oczy. Byłam zdezorientowana, wstając zamiast poczuć chłód betonu, moje nogi zanurzyły się w czymś zniewalająco miękkim. Na całej podłodze rozłożony był dywan, który delikatnie łaskotał moje stopy. Podeszłam do okna żeby zobaczyć czy nie widać ognia który wczoraj pochłaniał budynek. Za szybą nic się nie paliło, było zaskakująco cicho i spokojnie, dopiero teraz mogłam dostrzec jak piękna była ta budowla, ściany pokrywał piękny kanarkowy kolor a przed wejściem stały ogromne dwa filary, wszytsko było zrobione z dużą dokładnością, całe zdobienia wyglądały jakby ktoś robił je ręcznie. Nagle mój wzrok przykuł pokój w którym zapaliło się światło, nie mogłam za wiele dostrzec bo wielkie zasłony przykrywaly cały widok, jedynie widziałam zarysy człowieka i jakby pochodzących od niego skrzydeł, przeraziło mnie to więc odeszłam od okna. Odwróciłam się a na szafie, ogromnej szafie która była w podobnej konwencji jak całe pomieszczenie, czyli bogato zdobiona, wisiała biała, posypana brokatem sukienka a obok na stoliku leżała jakaś kartka na której było napisane moje imię.

„ Droga Nadio
Mam nadzieję, że sukienka spodoba Ci się i będzie pasowała. Gdy się ubierzesz wyjdź z pokoju i idź prosto aż do ogromnych drzwi"

Ale Kto to napisał? U kogo ja jestem? Jak ja mogłam tu trafić? Tyle pytań kłębiło się w mojej głowie, wszystko wydawało się być takie realne...

Po chwili namysłu postanowiłam się ubrać w rzecz która była dla mnie przygotowana. Już napisałam na klamkę gdy za oknem usłyszałam jakiś hałas, podbiegłam tam szybko plącząc się o długą suknię. Zobaczyłam jak dzieci które posiadały skrzydła szarpały się w powietrzu i śmiały w niebogłosy, przetarłam oczy ze zdziwienia, nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Ludzie i skrzydła? Przecież anioły nie istnieją, ani żadne inne stworzenia, to nie może być możliwe. Cofnęła się ostrożnie i usiadłam na łóżku, starałam sobie wszystko poukładać w głowie, pragnęłam wyjść z tego pomieszczenia i dowiedzieć się o co tu chodzi, ale bałam się, bałam się, że coś mi się stanie, że to co zobaczę namiesza mi w głowie, ale z drugiej strony serce mówiło idź, inaczej nie dowiesz się prawdy... Rozum też dał się we znaki i odradzał wyjście. Nie wiedziałam co miałam zrobić, w końcu wstałam i otworzyłam drzwi.
Stałam w nich chyba z 5 minut z otwartą buzią. To co zobaczyłam, to co tam było przechodziło ludzkie pojęcie. Korytarz był zupełnie inny od pokoju, wszystko było przezroczyste, chociaż gdy się przyjrzałam można było jednak zauważyć delikatny niebieski kolor. Patrząc pod nogi było widać chmury, nie mogłam w to uwierzyć, z każdym krokiem byłam coraz bardziej przerażona, wydawało mi się że zaraz spadnę.
Stawiając ostrożnie stopy szłam przed siebie do wyznaczonego celu. Cisza, zniewalająco przyjemna, panowała na całym korytarzu. Po bokach były rozwieszone obrazy, jakby zawieszone w powietrzu, przedstawiały one różne sytuacje jak jakieś walki skrzydlatych z jasnymi skrzydłami  tymi z ciemnymi, koronacje, wielkie uroczystości itp. Wszystkie były umieszczone w pięknych złotych ramach. Odwracając wzrok od wiszących arcydzieł zorientowałam się, że w końcu doszłam do drzwi przedstawionych na kartce. Były one przeogromne i w przeciwieństwie do przezroczstego otoczenia były niebiesko złote. Nie musiałam czekać długo a otwarły sie same. Weszłam do środka.  Przede mną stał ogromny stół do którego przystawione były złote krzesła wyglądające jakby pochodziły z jakiegoś pałacu. W pewnym momencie poczułam się jak księżniczka.  Usiadłam na miejscu podpisanym "Nadia". Przyjęłam już wygodna pozycję na moim siedzeniu kiedy rozbrzmiały trąbki na których dźwięk podskoczyłam.  Do pokoju weszło 12 skrzydlatych postaci. Wstałam z przerażoną miną a oni wszyscy ukłonili się mi. Nie powiem,  trochę mnie to zdziwiło, nie wiedziałam o co im chodzi, przecież nie jestem nikim ważnym.. Możliwe że mają taki zwyczaj, w końcu nie znam ich świata...  Mężczyzna który wszedł pierwszy był wysoki, potężny,  zajął on miejsce na przeciwko mnie lecz znajdował się dość daleko bo stół był bardzo długi. Reszta rozsiadla się po bokach i wtedy zapytał spoglądając na mnie :
-Pewnie masz wiele pytań dziecię Anioła? 
Eeee... Dziecię anioła?  Że co?  Nie rozumiem nic z tego... Po chwili z zdezorientowana otwarłam usta
- Kim jesteście?  Dlaczego ja tutaj jestem? 
Przesunął się trochę aby spojrzeć mi w twarz.
- Zacznijmy od tego że jestem Michael i jestem ar....
Nie zdążył dokończyć zdania a do pokoju wlecieli ciemno szkrzydlaci,  Ci którzy znajdowali się na obrazach. Poczułam strach,  gniew,  wszystkie negatywne emocje zebrały się we mnie, nie mogło do mnie dojść nic z zewnątrz,  widziałam tylko, że wyciągnęli miecze i przystąpili do ataku. W tym momencie film mi się urwał i znalazłam się w swoim łóżku z dziwnym uczuciem..

Super ! Po prostu extra!  Leżałam zrezygnowanana na łóżku uderzając o nie ze złości. Znów nic się nie dowiedziałam,  dlaczego zawsze budzę się w najważniejszym momencie?  Kim byli Ci ciemni i co chciał powiedzieć mi Michael? 
Całe szczęście, że szkole miałam dziś dopiero na 10. Mogłam do tego czasu ochłonąć i przypomnieć sobie parę rzeczy na biologię. Jak już zeszłam na dół mama była jeszcze w domu. Miałam zmartwioną minę bo sama nie wiedziałam co się dzieje w moim życiu, więc Margaret ( tak każe mi na siebie mówić bo czuję się wtedy młodziej)  podeszła do mnie ze zmartwieniem zauważalnym w oczach
- Córciu co Ci jest?
- Nic...  Nabrałam głęboki oddech - miałam ciężką noc
Mama patrzyła  na mnie z zainteresowaniem -jakieś koszmary?
- Tak,  ale to nieważne, one minęły
- Przyniosę Ci ze sklepu melise,  może pomoże Ci na te ciężkie sny-pocalowala mnie w czółko i nalała mi ciepłego kakao do kubka.

Dobrze wiedziała co poprawia mi humor,  byłam jej za to bardzo wdzięczna. Wychodząc z domu, obróciłam  się i pomachałam ręka mamie,  ona patrząc na mnie śmiała się, dawno jej takiej rozbawionej nie widziałam. Chwyciłam klamkę od drzwi, ale spojrzałam jeszcze w lustro i tam zobaczyłam wąsa z mleka nad moimi ustami. Dlatego miała taki ubaw gdy patrzyła na mnie..
Uśmiechnęłam się i z udawanym grymasem złości krzyknęłam:
-Mamo!  Jak mogłaś mi nie powiedzieć?!  Wszyscy by się ze mnie śmiali!  Pobiegłam do niej przytuliłam twarz i wytarłam moja brudna buzie w jej bluzkę. 
- Masz,  za karę! 
Wyleciałam na dwór jak rakieta żeby tylko mi za to nie oddała.
W świetnym nastroju zaczęłam ten poranek. Idąc wesoło w stronę szkoły znów miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi..  W lesie zauważyłam kawałek ciemnego skrzydła i cichy głos który wypowiadał moje imię. Podskoczyłam ze strachu.  Stałam jak wryta, nie mogłam się ruszyć.  Postać z lasu wpatrywała się we mnie złotymi oczami zachęcając żebym szła w jego stronę. Już stawiałam nogę na jezdni gdy zaczął trąbić samochód. Ocknęłam się, a mężczyznę którego widziałam moment wczesniej,  zniknął.  Czułam pewien niepokój.  Czy on chciał żebym wpadła pod auto?  Czy ktoś chce żebym zginęła?  Te negatywne myśli kumulowały się  w mojej głowie tak bardzo,  że myślałam że zaraz mi ona wybuchnie. Na szczęście zobaczyłam czekająca Lare przed gmachem szkoły. Niestety humor który dopisywał mi wcześniej opuścił mnie.
     Zamiast myśleć na sprawdzianie z biologii zastanawiałam się czy powiedzieć L ( mówię tak bardzo często na Lare)  o wszystkim co mnie się przytrafiło przez ostatnie dni. Rysując długopisem kółka na stole, usłyszałam stłumione " kszy-kszy",  ten gryps zawsze używałyśmy z L na jakiś zaliczeniach. Po mału obróciłam się a ona wymachiwała dłońmi w zapytaniu o drugie zadanie. W tym momencie zorientowałam się, że do końca zostało tylko 15 minut a przecież nie miałam jeszcze nic napisane. Uniosłam ramiona w geście, że" nie wiem" i zabrałam się w końcu za zadania. Sprawdzian skończyłam nawet 2 minuty przed końcem i byłam zadowolona z siebie, że nawet tak dobrze mi poszło. Lara przy wyjściu z sali spojrzała na mnie dziwnie
- Nadia, co Ci jest? 
Nie chciałam na razie mówić jej co się dzieje,  nie wiedziałam czy mnie zrozumie więc postanowiłam powiedzieć jej, że sprawdzian źle mi poszedł, ale jakoś nie chciała  mi w to uwierzyć.
Żeby  odbiec od tematu spytałam się czy wie coś więcej o Macie.
Gdy te słowa wpłynęły z moich ust pojawił się on. Nie wiem jak to robił,  że zawsze zjawiał się  wtedy kiedy o nim myślałam lub chciałam porozmawiać z kimś o nim.
- Część Nadia! - oczywiście jego biały, równy rząd zębów zwalił mnie z nóg. A te jego ramiona..  Ah mogłabym w nich utonąć...
Nadio? -przechylil trochę twarz żeby mi się bardziej przyjrzeć,  wyglądał jeszczesze bardziej słodko
- Przepraszam.. zamyśliałam  się,  Co u Ciebie?
Jego oczy chciały przewiercić mnie na wylot.
- W porządku, zapisałem się do drużyny piłkarskiej bo w poprzedniej szkole mi dobrze szło. Za dwa tygodnie mamy już mecz a jak dobrze pójdzie będę w nim grać, jeśli tak będzie, przyjdziesz? 
- Eeeee. .  Mogę ze sobą zabrać Lare?  Zamrugałam uwodzicielsko
-Jasne!  Po meczu będzie impreza,  możecie wpaść!
Lara zapiszczała ze szczęścia a ja obdarowałam ją szerokim uśmiechem.
Mat się pożegnał, ale gdy odchodził włożył mi karteczkę w dłoń.
Odeszłyśmy trochę na bok i ostrożnie zaczęłam otwierać wiadomość która znajdowała się w mojej dłoni. Nie wiedziałam czego się spodziewać, myślałam że mi serce zaraz wyskoczy.  Na kawałku papieru znajdował się jego numer z dopiskiem żebym zadzwoniła.
L też chciała się dowiedzieć co tam mam więc wydarła mi ją z ręki i zaczęła huczeć jak sowa , skakać wokół mnie niczym kangur a po chwili zamieniła się w kotka który mruczał "zakochana para to Mat i Nadia " zrobiłam sie czerwona i szturchnęłam ją łokciem żeby się przymknęła. 

Wyszłam na dwór.  Śnieg sięgał aż po kostki.  Miałyśmy 20 minutową przerwę więc poszłyśmy po kawę do naszej ulubionej kawiarni która była bardzo blisko. Wychodząc z budynku przed nami jak z podziemia wyrósł brunet,  tak się wystraszyłyśmy, że prawie nasz napój wylądował na ziemi.
- Cześć ! Jestem Emanuel, ale mówcie do mnie Em.  Wiecie może gdzie jest szkoła? - jego wypowiedź była pełna energii, jakby zaraz mógł zacząć latać
Obie spojrzałyśmy na siebie z niedowierzaniem.
Skąd on się tutaj wziął? Patrząc na Ł odniosłam wrażenie, że myśli o tym samym co jak. Moją  uwagę przykuły jego ciemne włosy które powiewały na wietrze z taką precyzja,  a z drugiej strony,  wiatr chciał zburzyć tą idelność robiąc bałagan na jego główie. Jego ubranie składało się wyłącznie z czarnych rzeczy. Płaszcz okrywający jego postać, sprawiał ze wydawał się on być jeszcze bardziej tajemniczy. Następnie mój wzrok zatrzymał się na jego oczach czarnych jak smoła które były najbardziej intrygujące bo czasem przedzierały się przez tą czerń  złote strzały.
On Skrywa jakiś sekret, widziałam to od razu. Po chwili,  gdy zdążyłyśmy wnikliwie go zbadać powiedziałyśmy równo że szkoła jest tuż za rogiem i zaczęłyśmy się śmiać.
Wydawało mi się, że Em cały czas  wpatrywał się w Lare.
- Wiecie  jestem tutaj nowy,  przyjechałem  2 tygodnie temu i teraz muszę wszystko załatwić.  Pomożecie mi?
Już otwierałam buzie żeby powiedzieć, że nie mamy czasu bo czułam się niepewnie w jego towarzystwie,  lecz L mnie ubiegła i z radością w głosie stwierdziła, że bardzo chętnie. Widząc błagania w jej oczach kiwnełam głowa na zgodę.
- Super! Prowadźcie,  dobrze, że na was trafiłem,  poklepał nas po ramionach i ruszyliśmy.

Po wejściu do szkoły czułam, że coś się wydarzy, jakby pojawiły się wokół nas złe mocne a w środku   czekało coś dobrego żeby nas ochronić.  Zaprowadziłyśmy  EM do sekretariatu, czekając przed drzwiami z zaskoczenia pojawił się Mat.  W jego oczach widziałam złość, gniew ale też troskę.
- Nadia czy wszystko w porządku? 
- Tak. Oczywiście, a dlaczego miałoby być coś źle? - to właśnie od niego czułam to dobro które biło
- Po prostu się martwię -skrzywił się jakby powiedział o jedno słowo za dużo i wszedł do sekretariatu.
Stałam z rozdziawioną buzią.  Czemu on się o mnie martwi?  Przecież nie zna mnie... I ten gniew który rysował się na jego twarzy,  czyżby powodem był Em? Ale skąd on mógł wiedzieć, że on tam jest,  wszystko jest jakieś dziwne,  coś się dzieje,  czuję to,  ale nie mogę  opisać co to jest..
Myśli przerwał dźwięk trzaskajacych drzwi,  z zanich wyszedł Emanuel a za nim Mat, miał ściśnięte pięści, widziałam, że ledwo nad sobą panował. Omineli mnie i L  tak jakby w ogóle nas nie znali.  Wybiegli na zewnątrz a my spoglądając na siebie chwyciłyśmy kurtki i pobiegłyśmy za nimi, jednak na dworze nikogo nie było.   Zdążyłam tylko zobaczyć skrawek czarnego skrzydła ,ale nie wiedziałam czy to stało się naprawde . Lara miała okropnie smutna minę ( zawsze łatwo mogłam odgadnąć w jakim jest nastroju bo wszytskke emocje malowały się na jej twarzy). Wychodzi na to, że Em ją zauroczył,  ale kto by się L nie podobał... Tym razem chyba było inaczej,  dostrzegłam w jej oczach złoty płomień.  Czy można tak szybko kogoś polubić? Sama byłam w rozsypce,  na samą myśl o Macie grunt pod nogami mnie się  osuwał.
Chwyciłam L za rękę i weszłyśmy z powrotem do szkoły. Najchętniej to zerwałabym się z zajęć, niestety  nasza Pani od Polskiego jakoś nie bardzo nas lubiła więc potulnie powędrowałyśmy do sali.
Po lekcjach miałam się pożegnać z Lara, ale ona cały czas była zmartwiona.  Nie chciałam jej takiej zostawiać
- Słoneczko moje kochane, Laruś,  proszę Cię uśmiechnij się bo mi serce pęknie!  Zrobiłam minę słodkiego pieska z dużymi oczami
- Oj Nadia!  Rzuciła mi sie na szyję - nigdy nie widziałam jej w takim stanie, zrobiło mi się jej strasznie żal
- Chcesz do mnie przyjść?  Zrobimy sobie kakao, upieczemy babeczki, porzucamy sie mąką,  pogadamy,  zgódź się,  proszę!!
-No dobrze!  Tymi babeczkami mnie przekupiłaś!
Chwyciłyśmy się za ręce i poszłyśmy w stronę mojego domu przy okazji wstępując do sklepu po potrzebne nam składniki

Będąc już na miejscu szybko nastawiałam piekarnik żeby zdążył się nagrzać,  nachylając się w odbiciu szyby zauważyłam Emanuela,  podskoczyłam, przetarłam oczy ale jego już nie było.  W tym czasie L  zeszła na dół,  nie chciałam dać poznać
po sobie, że właśnie stało się coś dziwnego więc rzuciłam w nią foremką od muffinki żeby rozluźnić atmosferę i wtedy zaczęła się nasza bitwa w kuchni.
Gotowe już muffinki i inne smakołyki zaniosłyśmy do mojego pokoju i usiadłyśmy na łóżku włączając sobie jakąś muzykę.
-Nadia, muszę Ci coś powiedzieć
-Zamieniam się w słuch - przybliżyłam się do niej
- Wiem, że to dziwne, ale Em bardzo mi się podoba, nie wiem dlaczego.. Coś mnie do niego przyciąga, czuję jakbym się w nim zakochała..  Ale to chyba niemożliwe prawda? - zrobiła smutną minę
Chciałabym jej teraz powiedzieć wszystko co się u mnie dzieje, ale nie chciałam jej jeszcze bardziej zamartwiać
-Kochana, rożnie bywa,  ale tak szczerze jakoś mu nie ufam,  wiesz jednak, że  i tak będę  Cię wspierać w każdym momencie twojego życia - przytuliłam ją mocno
- jesteś najlepsza ale nie rozumiem co ty widzisz w nim złego,  przecież był taki miły i uroczy - jękła  pod nosem
- Oj widzę,  że ktoś tu się faktycznie  zabujał!  A to rano wokół mnie latałaś, że ja i Mat..  O matko zapomniałam wpisać jego numer do telefonu!
-Przestań! Może tak miało być. Pewnie teraz umiera ze zmartwienia,  już już szukaj!

Wywróciłam  całą  torbę do góry nogami i już myślałam, że zgubiłam tą malutką karteczkę gdy włożyłam rękę do tylnej kieszeni spodni i znalazłam mój cenny kawałek papieru.  Położyłam się obok przyjaciółki i zaczęłam pisać smsa : Cześć Mat, tutaj Nadia wszystko u Ciebie dobrze?  Szybko uciekłeś ze szkoły,  odezwij się.
Pokazałam treść  L  która zaakceptowała ją  i niepewnie wdusiłam guzik "wyślij '.  Czekałyśmy tak 20 minut wsłuchując się w piosenki, lecz nic nie odpisywał,  razem stwierdziłyśmy, że zadzwonię. Jednak gdy wybrałam numer usłyszałam, że jest on nieosiągalny, zaczęłam się martwić..  Tylko dlaczego? 
-Czujesz coś do niego?  L spojrzała na mnie z ukosa
- Sama nie wiem..  Chyba nas coś łączy. W swoim czasie się  okaże co z tego będzie
-Uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała po ramieniu spoglądając na zegarek-jejku!  To już ta godzina muszę iść!!
- Zostań!  Możesz u mnie spać!
- Wybacz ale obiecałam mamie, że jej jutro z rana jej pomogę-innym razem zostanę
-No dobrze- mruknęłam
- Trzymaj się i daj mi znać co z Matem - wzięła kurtke do ręki, przytuliła mnie i poszła

Wzięłam długi prysznic i położyłam się do łóżka. Spojrzałam na telefon z nadzieją, że czeka tam na mnie wiadomość, niestety niemile się rozczarowałam.  Przez chwilę nie mogłam jeszcze zasnąć,  myślałam o Macie, L  i Em.  Co się wydarzy w kolejnych dniach, pogrążając się w moich filozoficznych przemyśleniach nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi i męski cichy zarazem delikatny głos który już gdzieś słyszałam..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro