Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.

Ostrzegam!

Rozdział nie sprawdzony! Mogą wystąpić błędy. Dodaję go specjalnie dla whitee_girl__ 

Obiecuję, że zostanie on poprawiony w najbliższym czasie.

Miłego czytania,

Autorka

***rozdział już sprawdzony przez

KasiaWierczyska

(bardzo ci dziękuję za pomoc )



Tymczasem za pociągiem...

(...)

- Bardzo mi miło. Jestem Lily – posłała mi uśmiech dziewczyna.

- Emm... nie chcę być niemiła, ale widzę, że masz problem z bieganiem... może ci pomóc? – zapytałam nieśmiało. Lili miała już na policzkach czerwone rumieńce od wysiłku. Ja ledwo co miałam przyspieszony oddech. Lubiłam biegać, nie uwielbiałam, ale sprawiało mi to przyjemność. W tym momencie zauważyłam wielki, rozczochrany łeb. Tylko tyle, ale chociaż wiedziałam, że to człowiek, choć na początku myślałam, że to zarośnięty i przerośnięty kret.

-Ej! Ty rozczochrany! Pomógłbyś mojej koleżance? – zawołałam. Drzwi otworzyły się szerzej i teraz widziałam już dwa czarne łby. – Halo?! Zamurowało was czy co?

- Nie... po prostu...

- Wytłumaczycie się potem! To co? Pomożecie czy będziecie dalej gapić się jak ciele na malowane wrota? – zirytowałam się – No dawaj Lili. Może te rozczochrańce zdołają cię złapać. Rzucę na ciebie zaklęcie, a wy, macie ją złapać! – zwróciłam się do chłopców – Wingardium Lewiosa i już Lilka leciała w stronę chłopaków. Ci patrzyli na mnie z rozdziawionymi paszczami, jakby byli ziewającymi lwami. Szybko się otrząsnęli i złapali przerażoną Lili.

-A ty jak się tu dostaniesz?! Chyba na siebie tego zaklęcia nie rzucisz?

- „O mnie się nie martw ja sobie radę dam'' , tylko się odsuńcie – krzyknęłam – bo będziemy lewitować!

-Ale nie dasz sobie rady! Musimy ci pomóc! Nie zostawimy cię! – krzyczeli. Zaśmiałam się pod nosem i przyspieszyłam. Oddech mi przyspieszył, krew krążyła w żyłach niosąc zbawienny tlen. Z gracją gazeli przebierałam strasznie chudymi nogami, aby uchronić podróżnych przed wypadnięciem, po otworzeniu drzwi zamocowano barierkę. Szybko nadrobiłam odległość. Wspominałam wam, że uwielbiam survival i akrobatykę? Raczej nie... Muszę coś zrobić ze sklerozą. Złapałam mocno barierkę, podbiłam się stopami od torów. Rozluźniłam jedną dłoń, a drugą zacisnęłam mocniej na gładkiej od wiatru i deszczu rurce, złapałam ją odwrotnie niż dotychczas. Przeniosłam ciężar ciała na drugą stronę i delikatnie wylądowałam przed oniemiałym towarzystwem.

-Ale...

-Jak?

-Ty normalna jesteś? – dukali bez ładu i składu, jak stado papug, w którym każda umie tylko jedno słowo. Ja i moje cudowne skojarzenia. Stwierdzam że przedawkowałam Animal Planet.

-Będziemy tak tu stać cały dzień? Beleth pewnie się już nudzi... – nie doczekałam się żadnej reakcji z ich strony. Zirytowana czekałam, aż oderwą wzrok od barierki.

-Wesz co? Musisz dać mi kilka lekcji tego czegoś, cokolwiek to jest. JESTEŚ MEGA!!! – powiedziała z podziwem rudowłosa.

- A i sorry że musieliście łapać moją koleżankę, nie ogarnęłam jeszcze do końca zaklęcia – dodałam zawstydzona, że nie potrafię tak prostego zaklęcia.

-Co ty wygadujesz! Ja nawet nie wiedziałam, że istnieje takie zaklęcie! A do tego ten skok! Ty jesteś naprawdę zadziwiająca! – mówiła żywo Lili.

-Taaa, nie wygaduj głupstw kolorowa. My tylko staliśmy jak te mameje i gapiliśmy się – wyburczał ten wyższy, nie dużo ale wyższy od drugiego.

- Zgadzam się z moim przedmówcą – wypowiedział się niższy i błysnął uśmiechem. Mimowolnie podniosłam brew. Nie wyglądali na takich, którzy używają takich dość wyszukanych zwrotów. Obaj sprawiali wrażenie rozrabiaków. Ja też nie byłam święta,lecz dzięki mojej niepozornej posturze wyglądałam na milutką i potulną. Może warto ich poznać? Będę wtedy mieć ludzi od czarnej roboty. Mimowolnie moją twarz przyozdobił chytry uśmieszek. Wszystko trwało sekundę, więc nikt się nie zorientował że w mojej kolorowej głowie pojawił się arcy diabelski plan. Schyliłam się, żeby sprawdzić jak czuje się kój kiciuś. Myślałam że będzie niezadowolony a ten co?! Śpi jak kamień! Choć z drugiej strony, może przyzwyczaił się do dziwnych wydarzeń. W moich papirusach, jest pełno niesamowicie ciekawych i niesamowicie trudnych eliksirów. Moi przybrani rodzice mają aptekę, więc mam nieograniczony dostęp do składników. Oczywiście w rozsądnych ilościach, ale jednak. Z tymi chytrymi myślami chwyciłam zwoje tobołki i odchrząknęłam znacząco, że chcę przejść. Po kilkudziesięciu sekundach chłopcy załapali o co chodzi. Marny wynik, ale to są chłopcy. Szybciej od nich żaba skuma o co chodzi.

- Nie no, nie wygłupiaj się. Dawaj te torby – zaoponował wyższy. Widziałam, że robi to tylko z grzeczności. I tak bym odmówiła, ale jego niechęć w szarych oczach utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Najdziwniejsze było to, że tylko Lili patrzyła mi w oczy. Może oni wiedzieli, że ONI są moimi prawdziwymi rodzicami? Nie, nie popadaj w paranoję. Bo niby jak by mnie rozpoznali? A jeśli nawet, to trudno. Przecież nie zależy ci na ich znajomości. I tak się od ciebie odsuną, gdy trafisz do Węży.

- Obejdzie się,jednak jeśli palisz się tak do pomocy, to możesz wziąć torby Lili – powiedziałam chłodno i poszłam szukać przedziału. Pociąg osiągnął już swoją maksymalną prędkość. Przeszukałam najbliższe pięć przedziałów. Niestety, był tylko jeden wolny. Reszta pękała w szwach. Ale zrobiłam głupstwo! Oni pewnie zastanawiają się skąd ja potrafię takie rzeczy, lecz przecież nie wpadną na to że to jest TO, prawda? Weszłam zmarnowana do przedziału, który należy prawdopodobnie do tych chłopaków. Próbowałam ulokować moje bagaże nad siedzeniami, ale wzięłam za dużo książek i nie dałam rady. Usiadłam i rozejrzałam się po przedziale. Był bardzo nowoczesny. Nie przepadam za takimi wnętrzami. Z mojej niedużej torebki, w której mam różdżkę i najciekawsze i pomocne kartki z zaklęciami, wyjęłam mój magiczny patyk i po chwili szperania mały, zgnieciony świstek. Przeczytałam uważnie inkantację i powtórzyłam powoli ruchy jakie mam wykonać aby poprawnie rzucić zaklęcie. Jeszcze nie do końca rozumiem łacinę, ale wydaje mi się że to co wymruczałam znaczy zmiana pod moją wadzą czy coś. Wyobraziłam sobie wnętrze mojego wymarzonego przedziału i voilà. Siedzę na pięknej starodawnej, pikowanej, czerwonej kanapie. Półki nade mną są podtrzymywane przez zdobione w ornamenty podpórki. No po prostu wszystko piękne i stylowe. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że znowu będą zadawać pytania. Trudno, skarciłam się. Powiem że, no ale że co im powiem? Koniec z tym mówieniem do siebie, bo nawet teraz moje myśli są nieskładne.

Posłucham muzyki z mojego mugolskiego telefonu. Nie wiedziałam czemu go dostałam od Wiktorii, ale nie powiem, korzystałam z niego często. W dodatku były tam zapisane wszystkie informacje z moich książek do nauki. Będę mogła korzystać sobie z niego na lekcjach. Jest cienki i łatwy do przetransportowania. Nie przejrzałam jeszcze wszystkich możliwości, bo zwyczajnie nie miałam czasu. Hmmmm, ciekawe czy wszyscy mówią do siebie? No, ale nie zapytam bo jeśli jestem jedyna to będzie dziwnie. Usłyszałam głosy z korytarza. Żałuję że nie nauczyłam się jeszcze zaklęcia podsłuchującego.

No wiesz? Nie ładnie jest podsłuchiwać.

Kim jesteś?

Witaj, to ja, sumienie.

To ja cię mam?

Oczywiście.

To dlaczego wcześniej milczałeś/aś? Jesteś nim czy nią?

Oczywiście, że nią. To byłoby dziwne gdybym była nim i znała twoje myśli.

Zaraz zaraz. To jest i tak bardzo dziwne, czy inni też mogą rozmawiać ze swoim sumieniem? A i dlaczego teraz się odzywasz?

Czy inni tak mają nie wiem. Prawdopodobnie tylko ty jesteś tak świrnięta, że rozmawiasz ze mną. A odzywam się dopiero teraz, bo taki mam kaprys. Gdyby sumienie miało się zawsze wtrącać, gdy człowiek ma zrobić głupotę to byłoby nie fair. Ja też mam prawo do odpoczynku!

Po pierwsze chyba to WŁAŚNIE POWINNO ROBIĆ SUMIENIE! A po drugie to dlaczego z tobą rozmawiam? Nic nie słyszę. W mojej głowie nie ma żadnego dziwnego głosika, który jest tak wkurzający jak śliniący się buldog. Odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam, że Lili weszła do przedziału.

Przed odejściem kolorowej nastolatki...

- Dzięki za pomoc. Jestem Lili. – nieśmiało wyciągnęłam rękę do chłopaka z orzechowymi oczami. Ten z uśmiechem odwzajemnił gest.

- Jestem James. Miło mi cię poznać. Podejrzewam że na pierwszy rok? – zapytał mnie.

- Tak, ale ze mnie gapa nie przedstawiłam się, jestem Lili Evans. Przepraszam za moją koleżankę nie wiem co jej się stało. Mam nadzieję, że nie jest taka cały czas. Dopiero co ja poznałam, ale wydawała się miła – zaczęłam mówić bez oddechu – przepraszam, że tak dużo mówię, ale zawsze tak mam jak kogoś nowego poznam. Jeszcze raz przepraszam. – zakończyłam zawstydzona.

- Nie masz za co przepraszać. Masz bardzo ładny głos i przyjemnie się ciebie słucha. Ej, stary, nie gap się tak w ten korytarz i przedstaw się. – ja spłonęłam rumieńcem. Spojrzałam ukradkiem na chłopaka z zimnymi szaroczarnymi oczami. Nie chciałam się gapić, ale nigdy nie spotkałam osoby z takimi oczami. Drgnęłam na dźwięk jego wyniosłego głosu.

- Black, Syriusz Black.- rzucił nie patrząc na mnie. Cały czas parzył w stronę gdzie zniknęła... ja i moja pamięć. Jak ta dziewczyna ma na imię? No przecież jej o to nie spytam bo to nie grzecznie. Spróbowałam ogarnąć moje bagaże. Wcześniej różowo-włosa wzięła kilka moich toreb. Mam mnóstwo książek . James widząc moje mizerne próby złapał wszystkie tobołki a mi pozostawił maluteńką torebkę z lekami i bandażami, i przysmakami dla sów. Swojej nie mam, ale czytałam że można korzystać z sów szkolnych. Bardzo lubię zwierzęta i nie chciałam ich wykorzystywać i postanowiłam im płacić za usługi w formie ciasteczek.

-Dziękuję, sama nie dałabym rady. Jeszcze raz dziękuję James. – podziękowałam zawstydzona. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy nie byłam taka wstydliwa. Nie lubię być w centrum uwagi, ale... może naprawdę jestem skryta?

- Nie ma za co. Ale te twoje torby są strasznie ciężkie – wysapał – oczywiście jak dla takiej drobnej osoby jak ty. Dla mnie to pestka –zapewniał. Widziałam jednak, że jest bardzo zasapany.

- Jak myślicie, gdzie ona mogła pójść?- zapytałam lekko zaniepokojona o kolorowo-oką.

- Na pewno do naszego przedziału, bo w reszcie nie ma miejsca – zdołał powiedzieć James.

- Sary, dawaj te torby, bo zaraz ducha wysapiesz – zaśmiał się Syriusz. Jego śmiech był bardzo dziwny, niepokojący. W ogóle cały był straszny. Dziwiłam się tej dziewczynie że miała odwagę spojrzeć mu w lodowate oczy i wypowiedzieć choćby słowo. A ona do tego mu się postawiła! Podziwiałam ją za jej odwagę. Och, co ja bym dała by mieć choć ułamek jej odwagi!

- Nie, dam rad... – nie dokończył do Black zabrał mu dwie z toreb.

- Przepraszam za kłopot. Wcześniej to ona pomogła mi je nieść – przyznałam się zakłopotana.

-Co? Ta drobna kolorowa dziewczynka dźwigała swoje torby i kilka twoich? Robi się coraz dziwniej. Aaaaaa już wiem.

-Podziel się z nami swoim odkryciem, bo zaraz zapomnisz, nie możemy przecież przeoczyć żadnych twoich fantastycznych spostrzeżeń – powiedział z ironią szarooki.

- Może ona nie jest pierwszoroczna? Może ona już jest na trzecim roku, ale nie wygląda? – powiedział James nie zważając na wcześniejszą uwagę przyjaciela.

- Nie, chyba jednak jest na pierwszym. Gdy ją spotkałam stała przed wejściem od strony niemagicznej i zastanawiała się czy na pewno wie jak wejść poprawnie bez rozbicia głowy o cegły – stwierdziłam.

- Trzeba będzie się jej zapytać, co nie Syriusz?- Black nie odpowiadał koledze, szedł tylko za nami zamyślony. Ciekawe czy zawsze tak się zachowuje? – A oto nasz przedział. To znaczy chyba...

-Co to znaczy chyba? Właź a nie korek robisz – warknął zirytowany Syriusz.

- Dobra, dobra. Sam zobacz jak takiś mądry – zaproponował James. Szarooki wmaszerował do przedziału z pewną miną, jednak gdy jego postać znalazła się w przedziale to stanął i przetarł z niedowierzaniem oczy.

- Jak? Kiedy? Coooo??? – dukał zdezorientowany. Miałam wrażenie, że tylko ta kolorowo-włosa osoba potrafi doprowadzić go do takiego stanu.

- A to? Różdżką. Przed chwilą. – odpowiedziała spokojnie. Spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem. Co ona mówi? Westchnęła i powiedziała.

- Odpowiadam na pytania. Jak- różdżką. Kiedy-przed chwilą. Jednak nie rozumiem pytania „ Coooo???". Zmieniłam wygląd przedziału, ponieważ nie przepadam za nowoczesnymi wnętrzami użytkowymi. Wolę tradycyjne lub staromodne. Co, będziecie tak stali czy wchodzicie? – mówiła spokojnie, ale z triumfalnym uśmieszkiem.

- Yyyy, no chyba tak – powiedział wciąż wstrząśnięty Black – ale jak? Jak ona to...to niemożliwe – mamrotał do siebie. – Słuchaj no, do której klasy idziesz?- zapytał zdezorientowany.

- No. do pierwszej. Tak jak wy – powiedziała również zagubiona – a co myśleliście? – oszołomiona usiadłam na przeciwko niej, tyłem do strony jazdy, ale koło okna. Wyłączyłam słuchanie ich rozmowy i podziwiałam widoki. Czułam, że będę żałowała, że nie słucham, ale krajobraz był taki cudowny, że ahhhh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro