Rozdział 16
Syriusz...
Przeklęta, mała, podstępna... Uhh! Najchętniej to bym jej natłukł do tego kolorowego łba! Po prostu kiedyś wezmę i ją zabiję!
James...
No po prostu nie wytrzymam ze śmiechu. Myślałem, że ta tajemnicza Allys, tylko udaje taką odważną lewicę, a tu z niej niezłe ziółko! Do tego potrafi być miła, uratowała Syriuszowi tyłek!
Myślę, że będzie się dało z nią dogadać.
- Syri! Co taką masz smutną minę? Przecież cię potwór nie zjadł! - zaśmiałem się z towarzysza. Ten tylko zaczął burczeć coś o braku solidarności i tym podobne. Pokręciłem tylko głową i skierowaliśmy się do wierzy naszego nowego domu.
Anna...
- Ana! Proszę cię bardzo, czy mogłabyś wziąć moje książki? - pokiwałam głową - Jesteś wspaniała! - usłyszałam jeszcze niewyraźny krzyk bohaterki dzisiejszego dnia. Pokornie podniosłam książki i powoli dreptałam do mojego domitorium.
Peter...
Jak to możliwe, że będą tylko trzy posiłki dziennie?! I do nie mogę znaleźć kuchni. Zaraz się rozpłaczę. Ale, jeśli JA jestem głodny, to nawet z pod ziemi wydobędę coś do spałaszenia. No.
Syriusz...
Wchodzę do Pokoju Wspólnego a tam co? Impreza. Ale nie dla mnie, że żyję. Tylko dla tej całej A L L Y S. Mam jej teraz naprawdę, serdecznie dość! No jak tak można! Wściekły rzuciłem się w stronę schodów do mojego domitorium. Niestety, chyba świat postanowił mnie dzisiaj udupić.
- Syriusz! A ty gdzie się wybierasz? Nie podziękujesz mi za uratowanie twojego nędznego tyłka? - wrzeszczała 'bohaterka' ażeby przekrzyczeć głośną muzykę.
- NIE!!! - wywarczałem zły.
- Oo księżniczka się obraziła? Ojejku! - zakpiła sobie ze mnie kolejny już raz.
Wiecie co właśnie sobie uświadomiłem? Że jest dzień, a urządzili imprezę, za oknem nie wiem jak, zrobiło się ciemno. Co do... A z resztą. Mam już wszystkiego dosyć.
James...
No dobra... Może faktycznie przesadziłem w dokuczaniu Syriuszowi. Ale ta chora sytuacja jest naprawdę śmieszna! Jednakże chyba przesadziłem, bardziej niż ogrodnik. Zobaczę co u niego...
Allys...
- Dobra, koniec przedstawienia. Postacie mnie. - mam już dosyć tej szopki. Jak ja nie lubię imprez! Najchętniej zaszyłabym się w pokoju i poczytała książkę, albo jeszcze lepiej i poćwiczyła zaklęcia na pojedynek... Wyrwałam się więc ze ścisku ludzi i skierowałam się do dormitorium.
- Cześć dziewczyny! Bardzo was przepraszam za wcześniejsze zachowanie, nie wiem dlaczego taka byłam... zaczniemy od nowa? - zapytałam z udawaną nadzieją. Tak na prawde nie potrzebuję przujaźni. Nie chcę tylko, aby uważały mnie za jakąś dzikuskę. Zazwyczaj nie interesuje mnie za bardzo zdanie innych, ale bedę z nimi żyła prawdopodobnie 8 lat. Warto więc żyć w zgodzie. Może kiedyś, w bardziej sprzyjająvych okolicznościach będę miała prawdziwe koleżanki? Choćby na chwikę? Było by pięknie... ale moje życie z zasady nie może być kolorowe. Zostają jednak jeszcze marzenia.
- Oh Allys! Oczywiście! To znaczy, my nie musimy zaczynać od nowa, bo zaczełyśmy dobrze... - zawołała ochoczo Dorcas. Na jej słowa uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam wyczekująco na resztę dziewcząt. Ann już otwierała swoje intensywnie czerwone usta, gdy z dołu usłyszałyśmy głośny trzask i jęk. Zaśmiałyśmy się wszyskie razem. Tak, nawet ja. No co? Trzeba żyć chwilą! Zamilkłyśmy słysząc niewesołe wrzaski. Pokazałam dzieczynom aby było cicho i bezszelestnie podpełzłam do dzwi, a następnie przez korytaż do szczytu schodów. Zabaczyłam prawdziwe pobojowisko. Ale to nie było zbyt zaskakujące. Najlepsze było to, że pośród tego wszstkiego stała wściekła McGonagall wymachująca ręcami we wszystkie możliwe strony. Nawet nie wiedziałam, że można aż tak! Aby nie uronić nawet sekundy cennego zdarzenia, wyciągnęłam z kieszeni moje cudeńko i właczyłam opcje nagrywania. Po chwili zaczęło się przedstawienie.
- Ja chyba osiwieję zanim zakończę pierwszy rok szkolny! Jak można się tak zachowywać! Wasze całe pokolenie jest pozbawione nawet cienia inteligencji! - kawałek tortu na jej głowie zachwiał się niebezpiecznie. Ups. Zapomniałam wspomieć, że prawdopodobnie wybuchła wojna na jedzenie i nieszczęsna psorka oberwała ciastem w gołowę i teraz wypiek zastępował jej tiarę. Musilałam bardzo mocno przygryść wargi aby nie wybuchnąć śmiechem. To samo dotyczyło chyba starszych uczniłów. Niektłórzy chyba użyli Silencio, tak na wszelki wypadek. A skąd to wiem? Po charakterystycznym kolorze zaklęcia. Bo widzicie, niektóre uroki mają naprawdę rozpoznawalną barwę, jak Avada Kedavra. Jednak jeśli jest się w jakimkolwiek stopniu artystą to rozpoznaje się nawet nikłe różnice kolorów. Uh! Zauważyliście moją tendejncę to odbiegania od wątku?
McGniewna rzucała się po całym pokoju wszystkich obryzgując lukrem, kremem i biszkoptem. Jej krzyki są chyba magiczne, bo po kilku minutach w przejściu pojawiło się kilku nauczycieli i rozbawiony Drops. Polubiłam go tak nazywać, cały czas gdy byłam u niego wpychał mi dropsy i inne cukierki. Jak dla mnie, nadaje się bardziej do roli świrniętego wójka albo dziadka niż majestatycznego zastępce dyrektora szkoły Hogwart. A wiecie cojest najlepsze? Że Minerwa chcąc opuścić całe pobojowisko, uprzednio wlepiając całą masę tygodniowych szlabanów, z resztakami ciasta na głowie wykonała energiczny zwrot... i reszta ciukierniczego wyrobu znalazła się na profesorskich wdziankach. Siedząc w wysokim miejscu miałam idealny widok na minę zatrworzonej nauczycielki. Zdezorientowana patrzyła oniemiała na grono pedagogiczne i otwierając, to zamykając usta bez jakiegokolwiek dźwięku patrzyła na ich niedowierzające twarze. Dumbledore poważniejąc momentalnie kazał kobiecie opuścić pobojowisko i oznajmił, że jeśli w przeciągu pięciu minut cały bałagan nie zostanie usunięty, Gryffindor straci 150 punków. Uczniowie rzucili się to do bezefektownego sprzątania, to , ci bardziej przytomni, do szukania różdżek. Jednak pod taką warstwą jedzenia nic nie mogli znaleźć. Nawe jeśli natknęli się na magiczny patyk, po upewnieniu się, że nie są właścicielami, odrzucali przedmiot. A dlaczegóż to? Ponieważ różdżka słócha tylko i wyłącznie swojego właściciela. Albrus zaczął odliczać kolejne sekundy. Nagle przypomiałam sobie, że przecież i ja mam po coś takie drewniane coś. Zbiegłam szybko na dół i w ostatnie sześć sekund wrzasnęłąm.
- CHŁOCZYŚĆ!!! - wszystko zamigotało rożowawą mgięłką i PUF. Nie ma. Zniknęło. Wszyscy patrzyli zdezorientowani, kto rzucił zaklęcie. Nie chcąc znowu znaleźć się w centrum uwagi, zaczęłam powoli cofać się do pokoju. Niestety jak na moje szczęście dyrcio to zauwarzył, posłał mi ciepły uśmiech i zawołał.
- I znowu, cały dom lwa ocaliła ta sama osoba. I do tego jednego dnia! Wszyscy podziękujcie tej pierwszoroczniaczce przytomności umysłu! Dla niewiedzących, chodzi mi o tą niepozorną dziewczynkę stojącą na schodach. Dzięki niej przyznaję wam kolejne 20 punktów! A i mam prośbę. Zaproście mnie na następną imprezę. - powiedziawszy to zachichotał i opuścił nasz pokój wspólny. Nawet nie czekałam, aż wszyscy się ockną i błyskawicznie wróciłam do domitorium. Zamknęłam drzwi z hukiem i przyparłam do nich plecami. Spojrzałam na dziewczyny, nie mając siły poopwiadać im całego zamieszania, puściłam im nagrany przeze mnie film. usiadłam na swoim łóżku przy oknie i pogrążona w myślach nad pojedynkiem przestałam słuchać chichotów koleżanek.
Witajcie moi mili!
Rozdział myślę, że udany. Ale wy to oceńcie w komentarzach. 1077 słów! Brawo dla Pani Weny! I mam (chyba) doskonałą wiadomość! Znalazłam miejsce w którym mam największy zasięg Weny! Pierwsze rozdziały pisałam właśnie tutaj. Potrafiłam wtedy napisać nawet 2000 słów dziennie więc... możecie liczyć na częstsze rozdziały! W następnym, będzie długo wyczekiwany pojedynek Syriusza i Allys! przepraszam za przecinki ale, albo długie rozdziały na laptopie z błędami, albo wymuskane ale rzadkie i krótkie bo na telefonie. Jak już wolicie. Liczę na wasze opinie i gwiazdki.
Wasza szczęśliwa i pełna weny A.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro