Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Alyss...

-Plumas et Pennas!- szary strumień zaklęcia pomknął w stronę tych matołków. Wszyscy wstrzymali oddech. Spokojnym krokiem ruszyłam z stronę Pottera. Cisza była wręcz gęsta, nikt się nie ruszał. Tylko ja sunęłam nędzy nimi jak w w ogrodzie marmurowych figur. Figur z nieruchomym wyrazem zachwytu i przerażenia. Nawet Black i James obserwowali każdy mój krok. Podeszłam do nich. Rozdziabili swoje paszcze, to był jedyny ruch, poza mruganiem. Uśmiechnęłam się lekko, tak lekko, że tylko ja wiedziałam o tym przejawie wesołości. Zrobiłam jeszcze kilka kroków. Stanęłam nad Potterem i podałam mu dłoń. On tylko na nią popatrzył i dalej leżał.

-Oj Potter, Potter, Potter. Wstawaj! A nie leżysz jak jakaś zakichana królewna- powiedziałam kpiąco- No wstajesz czy nie?- teraz szepnęłam do niego. Nic nie odpowiedział, jednak przyjął podaną mu przeze mnie dłoń. Wstaje powoli. Patrzy na mnie nieufnie, zresztą jak cały ten tłum.

Zaśmiałam się cicho. Gdy Potter stanął na nogach cofnął się o kilka kroków i patrzył na mnie z przerażeniem. Nie powiem, zrobiło mi się naprawdę smutno. Chyba zobaczył to w moich oczach bo jego wzrok zmiękł. Wzruszyłam ramionami i odeszłam. Potarłam zziębnięte ręce. Różdżkę wetknęłam za pasek od jeansów. Doszłam do miejsca w którym stały moje torby i usiadłam w pozycji Lotosu. Wszyscy patrzyli się to na mnie to na chłopaków. Nie powiem jest mi strasznie przykro. Wiem że zachowuję się podle i dokuczam chłopakom, ale to przez uraz z mojej poprzedniej szkoły! Ja na prawdę staram się byś miła ale chyba po prostu nie umiem być miła. Czasem mi się zdarzy, ale to rzadkość, np. zdziwiłam się, że nie dzisiaj nie nakrzyczałam na Dorcas za moje bliskie spotkanie z drzwiami. Zazwyczaj ten ktoś miałby już pełno siniaków albo jakąś klątwę na sobie. Nie wiem dlaczego tak reaguję, chyba już nie umiem zaufać ludziom... Zrobiło mi się bardzo zimno. Dopiero po chwili zauważyłam że pada deszcz. Westchnęłam ciężko. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę gdy poczułam miękki i ciepły materiał na moich ramionach. Zdziwiona podniosłam głowę i zobaczyłam chłopaka. Dość wysoki, ale niższy od tych glonomóżdżków Pottera i Blacka. Ma ładne, miodowe oczy i podobnego koloru, średniej długości włosy. No i bardzo ale to bardzo ładny uśmiech. Spojrzałam teraz na tkaninę, ładna szara bluza z kapturem. Z kierowałam spojrzenie na twarz chłopaka i przekrzywiłam lekko na bok głowę, w oczach zawarłam nieme pytanie. On uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej. Przewróciłam zniecierpliwiona oczami i wstałam. Sięgałam mu do brody. Westchnęłam znowu.

-Powiesz mi, czym że zasłużyłam sobie na ten gest życzliwości?- zapytałam z lekkim pół uśmiechem.

-No więc widziałem jak uratowałaś tego chłopaka a on nawet jadaczki nie otworzył żeby ci podziękować. A poza tym jest strasznie zimno a ty masz tylko koszulkę- kurcze dopiero teraz zauważyłam że on stoi w samej szacie czarodzieja- a tak w temacie, dlaczego nie masz mundurka?

-No bo, bez urazy, ale wszyscy tu zgromadzeni wyglądają... co najmniej śmiesznie.- powiedziałam...

Remus...

-Ha no może faktycznie... Tak w ogóle to jestem Remus- po cichu plułem sobie w brodę, że zapomniałem się przedstawić.

-O milo mi cię poznać- powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. Aha fajnie, ja się tu martwię a ta nawet się nie przedstawi. I jeszcze mówi dość dziwnym językiem, jak by była jakąś średniowieczną księżniczką a do tego ta fryzura i zachowanie. Nagle jej oczy zrobiły się strasznie zimne, co przy kolorowych oczach jest pewnie strasznie trudne, a uśmiech zamienił się w niemiły grymas...

Alyss...

-Uważaj sobie, nigdy ale to nigdy, nie nazywaj mnie księżniczką, jasne? Bo wiesz, ze mną nie chcesz mieć na pieńku- warknęłam zniesmaczona myślami miodowo-okiego. Zapomniałam wspomnieć, że słyszę myśli, dotyczące mnie, ludzi którzy ze mną rozmawiają. To czasem naprawdę przydatne, ale raniące przy okazji. Ściągnęłam bluzę chłopaka i rzuciłam mu nią w twarz. Złapałam bagaże i ruszyłam za olbrzymem , który widocznie zebrał już wszystkich świeżóchów. Przepchałam się na sam początek, a raczej przeszłam niczym Mojżesz, tylko ja przez ludzi. Co dziwne, olbrzym sprawiał wrażenie, nieświadomego poprzednich wydarzeń. W pewnym momencie odwrócił się w naszą stronę i huknął swoim tubalnym głosem:

-Wszyscy pierwszoroczni za mną! Torby zostawcie tam gdzie są!

Pokręciłam z niedowierzaniem głową, czy on myśli, że zostawię swoje manatki żeby "pewien ktoś" zabrał je do zamku?! Co to, to nie. Po kryjomu machnęłam różdżką w kierunku moich bagaży rzucając zaklęcie zmniejszające. Zadowolona płynnym ruchem zwinęłam je z ziemi i umieściłam w kieszeni. Poszłam do Hagrida i zaczęliśmy iść przez ciemny las...

Dorcas...

-Hej, nie wiesz co ugryzło Alyss? Bo kurcze miałyśmy razem iść a ona tak zwiała... a tak w ogóle jestem Dorcas – powiedziałam z uśmiechem skierowanym do rudej dziewczyny.

-Miło mi ja jestem Lily- powiedziała rumieniąc się lekko- a co do Al, to nie mam bladego pojęcia. Z tego co zdążyłam zauważyć, to ma zmienny humor. A nie przepada za ludźmi, jest wredna i niemiła- powiedziała ze smutkiem.

-Co? Niemożliwe! Dla mnie była bardzo miła, może faktycznie introwertykiem ale że wredna, nie powiedziałabym...

Alyss...

Po kilkuminutach marszu dotarliśmy do brzegu jeziora na którym unosiły się kruchełódki. Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Jest godzina 17.06 ale już nieboprzybrało ciemno granatową barwę. Gdzieś w eterze osadzone są migocące gwiazdy,księżyc jest teraz cienkim rogalikiem który skrył się pod aksamitną pierzyną zobłoków. Łodzie, którymi jak zgaduję mamy przepłynąć przez jezioro, są w wysokozużytym stanie. Ale nie mogę zaprzeczyć że są zachwycające. Smukłe, na bokachposiadają misternie rzeźbienia dotyczące roślin i zwierząt. Po dokładniejszychoględzinach stwierdziłam że wykonane są z jednego kawałka drewna. Hagridprzydzielał wszystkim środki transportu, ja miałambyć z miło wyglądającą dziewczyną. Z powody ograniczonego światła nie widziałamjej dokładnie. Jedyne co udało mi się ustalić,to to, że jest niewysoka ale mamiły głos. Przedstawiła się jako Anna Ferras. Może was to zdziwi, ale tym razemi ja się przedstawiłam. Gdy już wszyscy mieli swoje pary, olbrzym podchodził dodziewcząt aby pomóc im wsiąść do chwiejących się łodzi. Nadeszła nasza kolej,zwinnie wyskoczyłam do środka bez pomocy Hagrida. Usadowiłam się wygodnie nadziobie. Anna patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Po chwili pokrętła głową iprzyjęła pomocną dłoń olbrzyma. Po jej głośnym, nierównym oddechu wiedziałam,że bardzo boi się wejść do tej wiekowej „tratwy". Po kilku nieudanych próbachwysłałam gwałtownie co spotkało się ze zmuszonym okrzykiem rówieśniczki. Szybkoznalazłam się toż obok niej i podałam rękę żeby miała więcej punktów oparciapodczas wsiadania. Jej zimna rączka złapała się mojej kurczowo. Już trochępewniej Aneczka, ( no co? tak postanowiłam ją nazywać ;-)) zrobiłapotężnego kroka przez burtę. Jednak gdy chciała to zrobić z drugą, niefortunniezaczepiła o kant i przewróciła się. A na kogo? Na mnie. Pewnie sobie myślicie,co za niezdara z tej Anki. Ale widzicie, są gamonie i piapki. Piapki mają to dosiebie, że są urocze i takie zdarzenia dodają im uroku i słodyczy. WłaśnieAneczka jest tą uroczą ciamajdą bez której byłoby nudno. Zaczęłam się w duchuśmiać i żywić nadzieję że będziemy w tym samym domu, ba, cudownie by było gdybyw tym samym domitorium! Ale po co się oszukiwać? Taka kochana i pociesznaosóbka nie trafi do krwiożerczych węży. z bliska mogłam zobaczyćjej niesamowicie czerwone policzki. Ich kolor wynika pewnie zażenowania. Iznowu. Niektórzy wyglądają paskudne z czerwonymi plamami na twarzy, a tu co?Jej dodają tylko jeszcze więcej cukiewkowości.

Ja przypominałabym klowna gdybym się rumieniła. Dzięki bogom, różowe policzki mam tylko podczas gorączki. Anka szybko się pozbierała, jednak zapomniała że jesteśmy na wodzie więc łódka od gwałtownego ruchu zaczęła się chybotać. Podniosłam się do pozycji siedzącej i na widok przepraszającej miny panny Ferras machnęłam tyłka dłonią. Zauważyłam, że Hagrid już wsiadł do największej łodzie i macha łapskiem aby zwrócić na siebie naszą uwagę.
- Nic się nie bójcie! Lodki same zasady mną popłyną! Tylko cholibka nimi nie kiwać! Bo nawet ja nie chcę budzić Wielkiej Kałamarnicy.

- Ej! Ty rozczochrany! Po kiego hipogryfa wywróciłeś łódź koleżanek?! – Pytał zdenerwowany i zdezorientowany olbrzym. Delikatnie żeby nie wystraszyć Anny, wstałam. Jak mogłam się domyślić to te dwa łosie z mózgiem tasiemca, dla zabawy, zatopili pojazd jakiś dziewczyn. Sprawnie więc wyskoczyłam na brzeg i podeszłam do przemokniętych rówieśniczek. Bez słowa machnęłam różdżką, susząc ich ubrania i łódkę...

CDN...

858 słów. Znowu krócej. Przepraszam. Jak wam się podoba? Wolicie krótkie czy długie rozdziały? A ty Laniaania

Czasem nie spojleruj!

Wasza A.

Ps pozdrawiam
whitee_girl__
😉😉😉

Ps2 screen wykonała moją kochana Laniaania
A on sam przedstawia Annę 😉😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro