Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dodatek 2

Allys...

Obudziłam się. I zastanawiałam dlaczego. Po co co rano się budzić i wieść taką egzystencję? Bo życiem to nazwać nie mogę. Moi "rodzice" zostawili mnie tu jakieś... cztery miesiące temu? Ale w sumie to dobrze. Nie potóżą się już te okropne seanse ze Ślepą Kikurą, ta to jest ohydna... zupełnie jak sufit nade mną. Obleśny, zagrzybiały już dawno niebiały. ONI wybrali specjalnie taki, żebym cierpiała. Dokładnie nie wiem za co, ale się im udało. Przez te kilka miesięcy mam kilka, ba kilkanaście blizn. Wszyscy mnie tu nienawidzą. Wspominałam już że ten sierociniec jest mugollski? Nie? Najbardziej nie cierpi mnie Kllarisa i ten Fansua. Bliźniaki. O-kro-pień-stwo! Cały czas mi dokuczają. A to podpalą mi włosy, a to zatną nożyczkami albo podłoża nogę na schodach. Uczę się naprawdę nie najgorzej. Byłoby lepiej, ale boję się za bardzo nie wyróżniać. Dzisiaj ma przyjść do nas nowa opiekunka, będzie uczyła przyrody...

-Wstawaj dziwolągu!!!! Co się obijasz!- usłyszałam znienawidzony wrzask.

-Ta, właśnie! Rusz tyłek! Nie myśl, że jesteś księżniczką! –odpowiedział mu podobny skrzek.

- Mam do was pytanie... dlaczego mnie tak nienawidzicie?- zapytałam zrezygnowana.

-Ty już dobrze wiesz popaprańcu!- zaczęli wrzeszczeć. Zalałam się łzami. Tak bardzo nie lubię płakać ale ten słony płyn daje mi ukojenie. Nagle usłyszałam kroki. Zakopałam się po uszy w pościeli bo obawiałam się, że to Roumalda. Ta baba tak bardzo mnie nienawidzi, że...

-Co tu się dzieje? No już uciekać mi stąd!- usłyszałam nowy, dziwnie łagodny głos pomimo rozkazu- Hej, spokojnie, już sobie poszli. To co?

Pokaż swoją twarz!
Pokaż ile w sobie masz.

Skąd ona może wiedzieć, że lubię cytaty z piosenek?nie ważne jakie, ale byle nie Disco Polo. Ughłłee... Zaintrygowana nową postacią odgrzebałam się spod pościeli. Ale tylko żeby zobaczy tą panią...

Ona...

Zobaczyłam pośród fałd materiału malutki nosek i błyszczące w ciemności oczy. Kolor ich był tak niespotykany, że nie mogę go nazwać. Z zaciekawieniem czekałam na rozwój wypadków...

Allys...

Uważnie obserwowałam nową osobę. Nie odezwałam się jednak anie słowem. Zaobserwowałam, że ma średniej długości włosy koloru ciepłego karmelu. Do tego skrzące czarne oczy. Rumiane pełne policzki zdobiły przyjemną twarz. Przechyliłam głowę, żeby zobaczyć ją z innej perspektywy. Przyznam szczerze, że obecna pozycja sprawiła, że zdrętwiała mi ręka. Ostrożnie żeby nie zburzyć mojej kryjówk, wysunęłam dłoń z pod materiału. Zauważyłam, że ten ruch przykuł jej wzrok. Wcześniej rozprostowane palce odruchowo zacisnęłam z malutką piąstkę...

Ona...

Uważnie obserwuję to ciekawe stworzenie. Bardzo zmartwił mnie ten odruch zaciskania dłoni. Ta dziewczyna bardzo przypomina mi wystraszonego liska. Odchyliłam się ostrożnie w stronę "norki". Jednak Lisek cofnął się nieufnie w głąb tak, że straciłam z nią kontakt wzrokowy...

Allys...

Przerażona nagłym ruchem kobiety uciekłam do dalszej części kryjówki. Zatrzęsłam się. Przeważnie reagowałam bardzo agresywnie ale tym razem wyczuwałam tą samą energię która towarzyszyła IM. Tak, przestałam ich nazywać ich rodzicami. Nie zrobiłam tego złośliwie, to był raczej długotrwały proces. Wyczułam ruch. Zadrżałam. Skuliłam się w najmniejszą kulkę jaką potrafię. A potrafię skulić się naprawdę bardzo. Zacisnęłam skostniałe ze strachu palce na poszarzałej ze starości poszewce. Przeszył mnie dreszcz. Usłyszałam ciężkie westchnienie...

Ona...

Zrezygnowana spojrzałam na zegarek, godzina 9.06. Siedzimy tu już pół godziny. Na prawdę mieli rację. Ta dziewczynka jest dziwna. Ale się nie poddam. Przecież jestem psychologiem dziecięcym! Będę to siedzieć do skutku!

-Jestem Wiktoria. Jak byś chciała to możemy pogadać...-zaczęłam ale widocznie dziewczynka nie ma ochoty na rozmowę...- opowiem ci coś o sobie dobrze?- zaproponowałam. Nie sądziłam, że opowiem jej dosłownie wszystko...

Allys...

Słuchałam jej. Liter, głosek, sylab. One układały się w słowa. Słowa w zdania. Zdania w historię. Nie pamiętam kiedy ktoś ostatnio powiedział do mnie ponad dwa zdania w których nie było polecenia, groźby czy kpiny. Dreszcze powoli ustały. Pozwoliłam energi rozlać się po kościach. Teraz czuję przyjemne ciepło. Nie mam pojęcia ile czasu spędziłam słuchać...Wiktorii. Stwierdziłam, że jest to bardzo... interesująca kobieta. Bardzo ją podziwiam za siłę i dobroć która nie przegrała z pechem i niesprawiedliwością. Wiktoria została psychologiem dziecięcym po tym, gdy dowiedziała się, że nigdy nie będzie mieć własnej pociechy. Wyjaśniła jednak natychmiast, że nie jest tu tylko ze względu na mnie. Skończyła swoją opowieść z kolejnym smutnym westchnięciem. Po kilkudziesięciu minutach bezruchu, zaczęłam powoli wynurzać spod pierzyny. Okazało się, że Wiktoria usnęła. Za oknem było już ciemno. Uznano wcześniej, że jestem niebezpieczna dla rówieśników, więc miałam oddzielny "pokój'' bo tak naprawdę był to schowek na miotły z łóżkiem i dwoma szafkami. Bliźniaki, gdy chciały mnie obudzić, skakały po schodach, dok którymi znajdował się ów schowek. Budowniczy tego budynku nie pomyślał, że w tym pomieszczeniu ktokolwiek będzie spał. Zadrżałam. Tym razem nie z powodu obecności energii a z przejmującego chłodu. Ale nie ma się co dziwić, w końcu jest styczeń. Mróz często nawet -23. Delikatnie nakryłam ją kołdrą po uszy. Sama sięgnęłam po stary, wytarty koc. Położyłam się w rogu łóżka, ponownie zwinęłam kłębek z myślą, że jestem strasznie głodna.

Pół roku później...

Pół roku. Jestem w tym miejscu pół roku. Dzisiaj jest 18 luty. To dzień dawno przeze mnie zapomniany. Niestety Wiktoria o nim pamięta. Powiedziała, że dzisiaj są moje... urodziny. Już nawet nie wiem, co to znaczy i na czym polega. Ale ona uparcie twierdziła, że tylko zmyślam. Chciałbym. Przez te dwa miesiące bardzo ją polubiłam. Tak mi się przyjemniej wydaje. Ledwo kojarzę, co to znaczy odczuwać pozytywne emocje. Powoli jednak budzą się. Ciekawe jak to jest kochać? Może kiedyś się dowiem.

Oho.

Bliźniaki już wstały. Wiki (tak kazała się nazywać) trochę je ułożyła ale nadal są nieznośne. Nie będę opisywała mojego nędznego poranka. Rutynowo odcinki rodzeństwa, bezsmakowe jedzenie i szare, workowe ubrania. Ktoś puka do drzwi. Na pewno pani Wiktoria. Tylko ona puka. Czas dowiedzieć się co to znaczy mieć... Urodziny.

Pod koniec dnia...

Leżę na posłaniu. Wspominam. Wiedzieliście, że mieć urodziny to znaczy świętować dzień w którym przyszliście na świąt? Niesamowite. Dostałam piękny, puchaty koc. Żebym nie marzła. Jest Wiki jest najmilszą osobą jaką znam. Powiedziała, że to nie koniec niespodzianek. Jednak dla mnie to co już się wydarzyło to za dużo.

Z tymi myślami powoli zasypiam.

Pierwszy raz, zasypiam z uśmiechem na moich ustach. Niesamowite.





Hejka wszystkim.
Taki króciutki dodatek. Nie będę opisywała urodzin bohaterki, ponieważ to będzie później. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.

Wasza A.

(ZEDYTOWANY)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro