33. Niecne plany!
Przedostatni rozdział "Tajemniczej"... boję się!
***
- Allys, proszę cię! Postaraj się nie nadwyrężać regulaminu. – prosiła szczerze zaniepokojona Lily.
- Nie trzęś szatą Lilka! – zaśmiała się.
- I tak się kończy chwilowa słabość i uleganie emocjom... - westchnęła już nie tak pewna swojej decyzji.
- Popieram Lil, James nie jest wart narażania się na jakiś odrażający szlaban. – przytaknęła Dorcas przerywając szukanie ulubionych puchatych kapci.
- A niby Thomas Sherrel był, co? – parsknęła niebiesko włosa na wspomnienie z trzeciej klasy...
Był piękny, wiosenny dzień. Lekki, górski wiatr przynosił słodycz nadciągających wakacji. Przyjaciółki siedziały nad brzegiem jeziora, jednak skryte w cieniu pobliskiej czarnej morwy. Niestety upajający klimat nie dosięgał ich, bowiem sielankę zakłócał szloch Dor oraz jej sporadyczne dmuchanie nosa.
- Ii oon mnie taak po prostu wystawił! – zawyła żałośnie, pokładając się na kolanach All. Ta bezwiednie gładziła czekoladowe włosy przyjaciółki.
- Dor, mówiłaś, że jak on miał na imię? – zapytała w zamyśleniu Lily.
- Thomas Sherrel... - teraz Dor przestała się mazać na rzecz szarpiącej czkawki.
- Allys, chodź no... - westchnęła Lily i kiwnęła na Anę, aby ta pilnowała roztrzęsionej Meadowes.
- Nie mam pojęcia, co się stało – przyznała zmartwiona zielonowłosa. – Pierwszy raz słyszę o tym gościu.
- Ja również, tylko pozostaje jedno pytanie: Czy Dor nie powiedziała o nim, bo tak jej na nim zależało, czy był to kolejny naiwny? – zadumała się.
- Jedno jest pewne. Trzeba go ubić, zaszlachtować jak... - zawiesiła głos – zaszlachtować, jak zrobiłabym to z Blackiem. – wzruszyła ramionami, widząc zaniepokojoną twarz koleżanki.
- Tak drastycznie? Może najpierw byłoby warto go wybadać? – zasugerowała.
- Skoro tak wolisz. – zgodziła się lekko zawiedzona Allys. A już czuła jak jego nos pęka pod jej ciosem!
Istotnie Sherrel dostał należytą nauczkę, jednak nos pozostał w stanie nienaruszonym ku rozgoryczeniu Allys. Biedny Puchon przez dwa tygodnie nie mógł uporać się z paskudnym czarem. Co biedak by nie założył, szatę czy spodnie, te rozdzierały się w najmniej odpowiednich momentach. Najbardziej pamiętny był epizod, gdy idąc do tablicy na transmutacji „przypadkiem" spodnie pękły mu ukazując zachwycające bokserki w niuchacze.
- Nie przesadzaj All, je ciebie o to nie prosiłam. – mruknęła zażenowana szatynka.
- Dobra, ale radochę to ty też miałaś! – wypomniała Allys.
- Do rzeczy Allys, jaki masz plan?
- Nie będzie to jakieś spektakularne i wybuchowe – zaczęła opowiadać, wyczarowując notatnik i przywołując samonotujce pióro – ale całkowicie niespodziewane i destrukcyjne dla spokoju Jamesa. Mam tylko pytanie.
- Mam się bać? – zaśmiała się niepewnie Lily widząc powagę na twarzy Allys – Dawaj.
- Czy chcesz zaryzykować jego zdrowie psychiczne, ale jednocześnie uwolnić się od niego na dobre? – zapytała z błyskiem w oku.
- Tylko za jaką cenę? Co ci chodzi po głowie All? – zapytała przezornie Dor. Upór Jamesa Pottera był wręcz legendarny! Dziwne więc było, że Allys od, tak odkryła złoty środek.
- Poświęcenie i wyrzeczenie – odparła lekko. – Musisz znaleźć sobie dziewczynę.
- CO?! – wykrztusiła Lily a Ana wybuchła niespodziewanym chichotem.
- Co cię tak śmieszy, hm? –zapytała wstrząśnięta Evas.
- Wybacz Lily, ale wątpię, abyś nadawała się do takiego związku...
- Niby jak miałoby to pomóc w sprawie tego pacana? – rzuciła Dor, widząc potencjał planu.
- Nie będzie to jakiś wieczny efekt, ale zanim wszystko rozgryzą, minie trochę czasu. – wyjaśniła Allys dosiadając się na poduszkę Dor. Lily zajęta zażartą dyskusją z Aną, nie doceniłaby teraz geniuszu planu. – James, widząc, że kompletnie nie jest sprostać wymogom Lil, - uśmiech zadrgał na ustach – na jakiś czas zaprzestanie amorów.
- Dlaczego na jakiś czas? – zdziwiła się Dorcas. Plan wydawał się nie mieć wad.
- Obawiam się, że jego chory umysł mógłby podsunąć mu jakieś obleśne rozwiązania... - Allys skrzywiła się a Meadowes otrząsnęła z dreszczy.
- A jak Lily się z tego wywinie?
- Powiemy mu prawdę.
Dorcas zaniosła się niepowstrzymanym śmiechem.
***
- Allys, a kto będzie drugą połową Lil? – zapytała ze zmarszczonymi brwiami Ana.
- O tym nie pomyślałam – przyznała z konsternacją – a ty Dor?
- Ja? Odpada. Chłopaki od razu coś wywęszą.
- No tak... A ty An, chciałabyś przyczynić się do tego przekrętu semestru?
- A niekoniecznie. – z uśmiechem wykaraskała się z Ana.
- Lily! Moja ukochana! Blasku słońca! – zawołała Allys rzucając się na pannę Evans.
- Oho, moja dziewczyna się znalazła. – mruknęła Lily, przytulając All.
- Idziemy podbić Hogwart! – zawołała Allys podekscytowana.
- A jak wytłumaczymy to całej szkole? Wiesz, że nie jestem w stu procentach akceptowana z powodu pochodzenia. – przypomniała Evans z niejakim żalem.
- Nie będziemy tego rozpowiadać – wyjaśniła, obejmując troskliwie przyjaciółkę – raczej nikt nie afiszowałby się z odmienną orientacją.
- W sumie... zgodziła się Lily.
- Ruszamy na śniadanie – zarządziła Allys zawiązując zielone sznurówki glanów – umieram z głodu.
***
- Nie, nie ma mowy! To po prostu pogwałcenie praw ludzkich! – lamentował James z rozszerzonymi oczami i niekontrolowanymi ruchami na widok Allys pożerającej frytki z gorącym toffi.
- No co? To naprawdę dobre! - zaprotestowała i z błogą miną pałaszowała nietypowe śniadanie. - Chcesz spróbować Liliś? - zapytała słodkim głosem. Syriusz zmarszczył lekko brwi i zerknął ostrożnie na dziewczynę. Taki ton u All zawsze zwiastował coś niedobrego.
- O-oczywiście Ali - zająknęła się rudowłosa i z czerwonymi policzkami zjadła frytkę podawaną przez Allys. Evans z zaskoczeniem zauważyła, że włosy dziewczyny przybrały jaśniutki odcień różu, a oczy nabrały fiołkowych refleksów. Wyglądała jak słodki kupidyn albo zakochana podczas Walentynek.
- Coś nas ominęło? – zapytał ostrożnie Remus. Peter jakoś nie przejął się zachowaniem koleżanek, a raczej zaintrygował połączeniem smażonych ziemniaków z brązowym cudem. Powolnymi ruchami przygotowywał sobie porcję nowego przysmaku.
- Nie... ale chciałyśmy z Lily zaprosić was dziś wieczorem do pokoju wspólnego na małą imprezę. – oznajmiła Allys z przesadnym uśmiechem. Dor patrzyła na jej twarz z oniemieniem. Na twarzy czarownicy nigdy dotąd nie zawitał tak szeroki i prawdziwy uśmiech! Chociaż może była tak doskonałą aktorką?
- Ej, to naprawdę robi się dziwne... - otrząsnął się James i spoglądając na Lily, zagaił:
- Liluniu, miałabyś ochotę wybrać się ze mną na spacer? Po obiedzie... - w Hogwarcie nastał dzień cudów. James Charles Potter zaprosił Lily Evans w cywilizowany sposób. Alys spojrzała na rudowłosą z urazą i ścisnęła jej dłoń.
- Wybacz James, ale nie mogę się z tobą umówić. To skomplikowane... wszystkiego dowiecie się na spotkaniu. - wydusiła Lily i dokończyła pośpiesznie śniadanie. Dziewczyny nie chcąc nadwyrężać nerwów przyjaciółki, również zebrały się i wspólnie ruszyły na wróżbiarstwo.
- Na brodę Merlina! Allys, ty naprawdę jesteś przerażająca! - wyszeptała roztrzęsiona Lily.
- Co? Niby dlaczego? - zdziwiła się dziewczyna.
- Nikt inny nie wymyśliłby tak pokręconego planu i z taką wprawą go realizował! – wysapała Lily, ponieważ były już w u szczytu Wieży Północnej.
- E tam. Trochę praktyki i już... - zaśmiała się i dopadła do zamykających się już drzwi pieczary Kasandry Trelawney.
- Zasiądźcie dziewczęta i oddajcie się pradawnej mocy, być może uda się wam dostąpić łaski i zerknąć na rąbek swojej przyszłości! – wymamrotała starsza kobieta całkowicie owinięta w różnorakie szale i pasy materiału.
- Oho, założę się, że dziś zrobimy kk. – wyszeptała znudzona Allys. Dziewczyny posłały jej niewyraźne spojrzenia. Kobieta od dawna mówiła, że ten rodzaj wróżbiarstwa jest szczególnie czuły i trudny dla czarodziei bez naturalnego, trzeciego oka.
- Nie ma szans. Kryształowe kule miały być pod koniec roku. EWENTUALNIE. – zaznaczyła zdezorientowana Lily.
- Więc o co chcecie się założyć? – szepnęła wojowniczo Allys nie zwracając uwagi na szurniętą z lekka nauczycielkę.
- A może o... - zamyśliła się Dorca.
- Przestańcie, bo zaraz Trelawney się wkurzy i wyleje na nas fusy! – Ana starała się uciąć spór.
- O perfumy z Hogsmeade! – palnęła Dor, a Al tylko wzruszyła ramionami.
- Stoi – rzuciła tylko i zwróciła uwagę na nauczycielkę.
- Moi drodzy! Dziś jest idealna faza księżyca, ponadto perseidy ułożyły się w idealnym miejscu wszechświata! Dlatego też odstąpimy od zwyczajnego planu lekcji i zajmiemy się zgłębianiem wiedzy z czytania w kryształowych kulach! – mówiła z rzadkim dla siebie zapałem.
- Ha! – szepnęła zwycięsko Allys i po raz setny dostała zaszokowane i niedowierzające spojrzenia od przyjaciółek.
- Al, ty jesteś kosmitką. – Lily pokręciła głową, oczywiście musiała zaraz tłumaczyć koleżankom, kim są owi „kosmici". Allys w tym czasie odniosła wrażenie, że chyba nie jest na miejscu. Nie chodziło o przyjaciółki czy szkołę, Merlinie broń! Czasem po prostu czuła, że coś jest nie tak.
- No więc kochani, poproszę kilkoro z was, żeby podeszli do mnie. – nauczycielka wybrała Pottera, Blacka, Evans, oraz Allys, ponieważ to oni wykazywali największą chęć rozrywki na tej lekcji. James, Syriusz i Al to jasna sprawa, ale Lily całkowicie nie pojmowała wróżbiarstwa. Przedmiot całkowicie uzależniony od szczęścia i całkowicie nie dokładny, absurd!
Jamesowi profesor przewidziała w przyszłości pomarańcz, czerń i zieleń, co całkowicie chłopaka zaszokowało. Pomarańcz ... może Lily? Ale czerń i zieleń?
Nad Syriuszem Trelawney pobiadoliła, posmęciła i w najbliższym czasie obiecała śmiertelne niebezpieczeństwo i bezbrzeżne poczucie winy. Chłopak jednak całkowicie się tym nie przejął i wszystko skwitował pogardliwym prychnięciem. Gdy kobieta jednak dodała, że osoba z jego najbliższego otoczenia zginie, lekko zbladł. Zbliżał się Turniej, a jego przyjaciele na pewno zechcą się zgłosić. Na jego sercu osiadł zimny koc.
Evansówna całkowicie spokojnie przyjęła wiadomość i orzechowej miłości (co na ganie Merlina to znaczy?), płacz po tęczy i czarny zawód. Ta wariatka naprawdę miała coś nie tak z głową!
Allys podeszła niepewnie. Kobieta z długim milczeniem wpatrywała się w lśniącą kulę.
- W tobie dziecko, widzę coś, czego nikt nie jest w stanie nazwać. Twój czas się kończy – szeptała gorączkowo – Bardzo wyraźnie widzę ponuraka... a może zwykłego psa? W każdym razie – kontynuowała – wiele dla niego poświęcisz.
Po klasie rozniosły się szepty, gdy nauczycielka skrzywiła się w bólu i oznajmiła, że muszą przełożyć lekcję. Uczniowie nie protestowali, ale rozmowom na korytarzu nie było końca.
- Mam dosyć tego dnia – oznajmiła Allys i mając w głębokim poważaniu kolejne lekcje, skierowała się do dormitorium – Idę spać, wymyślcie coś, nie wiem. Może boli mnie głowa? Albo coś w tym stylu. Liczę na was.
Gdy gryfonka oddaliła się, jej koleżanki spojrzały się na siebie i z niemej rozmowy wiedziały, że dzieje się coś złego.
***
* - Zabawny morwowy epizod spotkał Anglię. Na początku XVII wieku, na rozkaz króla Jakuba I, sprowadzono do Anglii milion sadzonek morwy. Drzewa rosły znakomicie, ale gąsienice jedwabników nie przepadały za nimi. Nici uzyskiwane z kokonów miały złą jakość - rwały się. Okazało się, że zamiast morwy białej posadzono morwę czarną. Był to albo błąd angielskich ogrodników, albo wynik najzwyklejszego oszustwa.
Morwa czarna opanowała Wyspy Brytyjskie, rosnąc niemal w każdym obejściu. Jako że jest drzewem długowiecznym (nawet przewrócona przez wicher potrafi przeżyć - wspiera się na starych konarach i wypuszcza z pnia nowe pędy), wiele drzew zasadzonych w Anglii w XVII w. żyje i nadal owocuje. Dwa najstarsze rosną w Syon House, w Brendford, gdzie zasadzano je w 1548 r.
Taka mała ciekawostka ode mnie :)
***
mam nadzieję, że jest ok
dajcie znać co wy uważacie ;)
kocham was :***
natalia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro