Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Srebrne plamy.

Wiem. Ja też nie lubię notatek przed rozdziałem. Ale chcę wam przekazać kilka ważnych dla mnie informacji. Po pierwsze dziękuję :

Tak. Zmieniłam gatunek ponieważ zauważyłam, że kategoria ff tonie od opek o sławnych ludziach. A że moje bardzo słabo nawiązuje do prawdziwego ff to... Rozumiecie prawda? No i dziękuję za tyle gwiazdek i wejrzeń. Komów jest około 515 za co też strasznie jestem wdzięczna.
Mam do was jeszcze pytanie, czy chcecie muzykę z HP w mediach? Bo nauczyłam się ją dodawać na telefonie. Więc piszcie. A poza tym, wszystko co chcecie. Zaznaczajcie momenty które was bawią, podobają się, zapadają w pamięci. Oraz odżywcze te mniej idealne żebym wiedziała czego unikać. Pozwólcie mi się rozwijać i sprawić, że ta opowieść będzie lepsza. Bardzo mi na tym zależy. Jeśli nie macie takich uwag, wystarczy kropka, emotka czy jedno słowo. Będę wtedy świadoma waszej obecności.
Nie przedłużając.
Zaczynamy!
A.

James...

Mamy z chłopakami ogromne wyrzuty sumienia. Allys leży w Skrzydle Szpitalnym a my odwiedzamy ją codziennie. To znaczy tak jakby. Pielęgniarka obstawiła ją parawanem i zabrania jej oglądać. Nie wiemy czy się obudzi. Od wypadku minął prawie tydzień. Nauczyliśmy się wielu zaklęć i poznaliśmy zasady sporządzania eliksirów. I już wiem jedno, te zupy to moja największa zmora. To idiotyczne, że trzeba pilnować tak dokładnie ilości składników, ich równowagi i liczyć te durne okrążenia łyżką. Pierwsza lekcja latania została odwołana z powodu wielkiej wichury i choroby nauczycielki - pani Hooch. Właśnie w jako takiej ciszy jemy obiad. Potem mamy już wolne. Jest piątek więc weekend przed nami jednak chyba nikogo to nie cieszy. Dziewczyny się śmiertelnie obraziły. My również zdajemy sobie sprawę z błędu. Kary jeszcze nie dostaliśmy bo czekamy aż Allys wzbudzi się ze śpiączki. Z Syriuszem stwierdziliśmy, że wypadałoby ją jakoś przeprosić. To znaczy mnie my na to wpadliśmy. Dyrektor musiał powiadomić naszych rodziców. Moi w odwecie wysłali wyjca... Do tej pory huczy mi w uszach. Matka i ojciec wysłali pieniądze i kazali kupić za nie najlepsze słodycze z Miodowego Królestwa i inne drobiazgi. Starzy Blacka natomiast wysłali list z naganą za splamienie honoru rodziny za przydzielenie do Gryffindoru. Zniechęcony odłożyłem sztućce z szczękiem na talerz. Postanowiłem udobruchać dziewczyny które co rusz próbują zamordować nas wzrokiem. Najlepiej idzie to Evans przez kolor oczu. Przeszedł mnie dreszcz.
- Dobra to ten... Bo my, znaczy Syriusz i ja... - dostałem porządnego kopniaka pod stołem od wspomnianego czarodzieja - chcemy przeprosić jakoś Allys.
Za wypowiedzenie tego imienia zostałem obdarowany trzema nienawistnymi spojrzeniami. Westchnąłem ale musiałem kontynuować.
- Wy miałyście szansę poznać ją lepiej. Chcemy kupić trochę słodyczy które kupiła w pociągu ale przydałoby się coś jeszcze. Czy moglibyście nam pomóc?
Nie podpowiedziały tylko spojrzały na siebie. Wyglądało to jakby porozumiewały się telepatycznie. Po chwili swoją uwagę skupiły na mnie i kiwnęły w zgodzie głowami. Uff.

Allys...

Przekręciłam się na drugi bok i próbowałam znowu zasnąć. Westchnęłam zirytowana i otworzyłam oczy. Pisnęłam z przerażenia. Znowu jestem TAM. A TAM muszą być i ONI. Zimna, wilgotna klatka i stary, zapleśniały koc. Przeszedł mnie dreszcz. Wstałam ostrożnie i podeszłam do metalowych prętów. Złapałam je i chciałam oprzeć na nich głowę by chłód pomógł mi się do końca obudzić. Jednak nie udało mi się to i wypadałam na zewnątrz. Potarłam obolałe miejsca i zdziwiona podniosłam się. Więc to sen. Dobra. Wesołym krokiem ruszyłam w stronę schodów prowadzących na piętro. Zobaczyłam tą ICH idealną rodzinę siedzącą przy masywny stole. W dłoniach trzymali srebrne sztućce i zajadali się kolejnymi potrawami przygotowanymi przez skarzaty domowe. Podeszłam kilka kroków ale poczułam czyjąś dłoń na policzku. Chyba czas się obudzić. Ale jeszcze tutaj wrócę. Możecie być pewni.

Anna...

- Ally? All?! Allys! Proszę pani! Ona się obudziła! - Wrzeszczałam jak opętana gdy za parawanem usłyszałam jęki i kaszl.
- Natychmiast macie wyjść! I migusiem mi po dyrektora! - Odpowiedział nam, Lil, Dor i mi, nieznoszący sprzeciwu krzyk. Wystraszone wypadłyśmy na korytarz i zderzyłyśmy się z chłopakami. Opowiedziałyśmy całe zamieszane wydarzenie i pobiegliśmy wszyscy po profesora Dumbledora. Przy okazji przewróciłam się kilka razy na schodach ale to szczegół.

Allys...

Otworzyłam przerażona oczy. Zobaczyłam nad sobą dość pulchną kobietę około trzydziestki, na twarzy uspokajający uśmiech, za uchem granatowa różdżka a na jasnorudych włosach czepek pielęgniarki.
- Spokojnie kochaniutka. Jesteś w skrzydle szpitalnym. Nie stało się nic bardzo poważnego ale lepiej się jeszcze nie ruszaj. Teraz dam ci dwa eliksiry. - Zaczęła tłumaczyć jak małemu dziecku, ale to akurat było miłe - Ten pierwszy będzie o ohydny prawdę mówiąc ale musisz wypić go do końca. Inaczej będziesz piła raz jeszcze. Następny będzie lepszy. Nie przepyszny ale do zniesienia.
- Oczywiście. - Wychrypiałam zaschniętym gardłem. Drżącą dłonią chwyciłam zimną fiolkę z brzydkozielonym kolorem. Odkorkowałam ją i przystawiłam do ust. Poczułam zapach zielonej wody i fioletowych liści. Przysunęłam oczy i przechyliłam naczynko. Nie smakowało, wbrew ostrzeżeniu, tak tragicznie. Zdarzało mi się żywić gorszymi paskudztwami. Pielęgniarka zdziwona obserwowała uważnie moją twarz. Zapewne w przypadku innych uczniów następowała seria jęków i zażaleń. Ja zadałam tylko jedno pytanie:
- Jakie efekty ma przynieść ten eliksir? -
Zdziwona kobieta wyjaśniła, że ma uzupełnić elektrolity i składniki odżywcze,  między innymi sole mineralne oraz witaminy. Drogi napój smakował spalonymi ciastkami i zbyt gorzkim kakaem. Zapytałam się, skąd pomysł na taki dziwny smak.
- Profesor Slughorn zmodyfikował go tak, aby pacjent czuł swoje ulubione potrawy, napoje czy słodycze. - odpowiedziała zdezorientowana. Nie wiem, dlaczego akurat te smaki. Nie pamiętam. Kobieta zapytała się z troską wymalowaną na pulchnej twarzy ponieważ profesor Dumbledore chciałby zadać mi kilka pytań.
- Dobrze. Czuję się już bardzo dobrze. - Skłamałam podle - Chciałabym zostać na chwilę sama.
- Oczywiście kochaniutka. Już cię zostawiam. Wrazie potrzeby, wołaj. - siostra zrobiła szparę w parawanie ale zdałam jej najbardziej istotne dla mnie pytanie. Ile tu jestem. Otrzymałam dziwną odpowiedź.
- Tydzień.

...

Potem rozmawiałam z profesorem Dumbledorem. Powiedziałam mu wszystko dokładnie. Odmówiłam jednak oddania mojego wspomnienia do Myśloodsiewni. To jest niepokojące, że ktoś może zobaczyć wszystko to, co przeżyłeś. Zdecydowanie nie. Profesor przyjrzał się moim kosykom i oczom. Stwierdził, że widać w nich iskierki, jakby plamki koloru srebra. Powiedziałam mu również o prawdopodobnym zamieniu. On opowiedział o szukaniu informacji i zaangażowaniu Lily w poszukiwania. Wyjaśnił, jak Evans ustaliła moje miejsce pobytu. Ja byłam w stanie tylko przytakiwać. W pewnym momencie natłok informacji był zbyt duży. Poprosiłam o dokończenie rozmowy jutro, lub gdy opuszczę Skrzydło Szpitalne. Oczywiście zgodził się pod wpływem piorunującego spojrzenia pielęgniarki. Uparła się towarzyszyć w rozmowie by bliżej zapoznać się z genezą moich obrażeń, nielicznych z resztą.

Przed snem dostałam jeszcze tylko drobną kolację, ciepłą owsiankę i sok pomarańczowy na wzmocnienie. Potem już zasnęłam.

Umieram. Szkoła ssie.
Zdycham.
Dlatego krótko. Mam nadzieję, że mimo to was nie zawiodłam. Liczę na odpowiedzi zadane przez rozdziałem.

Wasza A.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro