Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.Strzyga i dropsy


Allys...

Ocknęłam się z tępym pulsowaniem z tyłu głowy. Jak najdłużej, choć wiedziałam, że to idiotyczne, odwlekałam moment otworzenia oczu. Niejasno wspomnienia ostatnich wydarzeń łopotały się mi na granicy pamięci. Nagle wszystko wróciło bolesną falą. Potwór, krew, bajoro i przejmujące zimno. Wciągnęłam głęboko powietrze i poczułam, o dziwo, delikatny zapach kwiatów i lata. Ciepła trawa, słońce i mocna woń kwiatów. Niezwykłe. Otworzyłam oczy i ujrzałam delikatny baldachim upleciony z jasnozielonych, wiosennych listków poprzeplatane różowymi, fioletowymi i błękitnymi... no właśnie, czym? Kawałkami szkiełek tak delikatnych jak skrzydła ważki? Czy to tak niezwykłe rośliny? Nie wiem, ale efekt jest powalający. Gdy ból trochę zelżał, spróbowałam usiąść jednak zakręciło mi się w głowie. Już prawie znowu upadłam na trawę, gdy poczułam coś ciepłego na ramieniu a zapach stał się jeszcze bardziej intensywny. Powoli obróciłam głowę i zobaczyłam niezwykle błękitne oczy, ich kolor był najbardziej zachwycający, kolor letniego nieba. A osadzone były w głowie konia, ale jego sierść była... srebrna. O Merlinie... Natychmiast uklęknęłam na kolana a czoło oparłam na soczystych źdźbłach trawy. To jest niemożliwe. Nie wierzę w to. Na policzku poczułam ciepłe powietrze. A może jednak?

Remus...

- Ej słuchajcie! Coś jednak mam! Tutaj, kartka się skleiła, chyba sokiem z dyni. – zawołałem uradowany, że czterogodzinne wertowanie ksiąg grubych jak pustak jednak nie pójdzie na marne.

- Naprawdę? Chodźcie! Zobaczcie, ale ten obrazek jest odrażający! – powiedziała głośno Dorcas. Rzeczywiście, rycina była wyjątkowo paskudna. Ukazywała przykurczoną postać z czerwonymi oczami, zielonkawą, prawdopodobnie łuszczącą się skórą. Długie szpony czerwone od krwi i brudno brązowe, sztywne kłaki. Chude ciało okryte starą szmatą kiedyś może koloru lnu. Gnaty pokryte strupami i jakimiś bąblami. Pomarszczona twarz, nos jak u świni i elfie oczy. Paskudną gębę dopełnia rozwarta gęba pełna ostrych jak igły kłów zaciśniętych na jakimś kawałku mięsa. Błe.

- Dobra, to kto czyta? Może ja? – zaproponowała Anna. Ochoczo skinąłem głową i podałem dziewczynie księgę. Zaczęłam czytać na głos.

Strzyga mieszkająca w lesie Hogwartu. Historia potwora.

„To żeński demon o stare,j jeszcze prasłowiańskiej genezie...

- Praco? Gdzie to? Co to? – zapytał zdezorientowany James.

- Podejrzewam, że chodzi o jakiś obszar. Przedrostek -pra i kontekst wskazuje, że jest to bardzo stary obszar, ale gdzie jest on dokładnie? Nie mam pojęcia... – zamyśliłem się przez chwilę a Ann wznowiła przerwaną czynność.

Jego nazwa pochodzi prawdopodobnie od rzymskiego słowa strix- czyli puszczyk. Starożytni wierzyli, żę pod postacią tych ptaków zmarli wracają na ziemię, by wyssać krew z dzieci.

- Że co? Fuj! Jak można pić krew! – zaprotestowała słabo pobladła Dorcas.

Strzygami stawali się ludzie o dwóch sercach i – co za tym idzie- dwóch duszach. Po śmierci jedna z nich odchodziła w zaświaty, a druga ożywiała ciało nieboszczyka i zmieniała go w żądnego krwi demona. Każdej nocy strzyga wstawała z, by nasycić swój głód. Chude, ale umięśnione ciało, blada cera, zapadnięte, czerwone oczy, podwójny rząd ostrych zębów i długie na sztych pazury, ten widok był dla wielu ostatnim w życiu.

- Koniec, nie dam już rady. To jest zbyt okropne. – zbuntowała się brązowowłosa i z trzaskiem odłożyła tomisko na stolik. Nikt z nas nie kwapił się za bardzo do tej roli. Dorcas westchnęła ciężko i drżącą dłonią sięgnęła do księgi.

Istniały dwa sposoby na powstrzymanie bestii: jeden dla odważnych – trzeba było przeleżeć w jej legowisku aż do świtu twarzą do ziemi – drugi dla rozważnych – należało spalić ją w chwili, gdy pozostawała uśpiona."*

Dokończyła tekst roztrzęsionym głosem. Popatrzyliśmy po sobie a James powiedział co myśleliśmy wszyscy.

- Allys nie miała szans. Oczywiście gdybym to ja był na jej miejscu, potwora pokonał bym jednym paluszkiem! – zaczął się przechwalać. Będzie z tego kłótnia...

Dorcas...

- A ja to niby nie? Ja zrobiłbym to jednak w o wiele lepszym stylu... – próżnie powiedział Syriusz.

- Że co? Dlaczego niby to ty lepiej byś to zrobił co? – zaczął podskakiwać James zaciskając pięści, chyba próbował udawać mugolskiego boksera...

- A dlatego panie Potter, że poczwara mogłaby co najwyżej paść od widoku twojej gęby niż Śmiercionośnego Paluszka Zagłady Jamesa. Chyba, że byłby to palec od stopy, wtedy zdechła by ze smrodu. – zakończył ze śmiechem Black.

- Ach tak?! Ty gadzino! Ty psie! – orzechowooki rzucił się na czarnowłosego ale do naszego stolika podeszła pani bibliotekarka i posłała im litościwe spojrzenie. Westchnęła rozbawiona i zapytała, czy cokolwiek znaleźliśmy.

- Coś mamy, ale nie jesteśmy pewni, czy na cokolwiek się przyda... części też nie możemy zrozumieć... A pani co uważa? – zapytała Ann podtykając kobiecie pod nos fragment tekstu. Jej oczy rozszerzyły się w zmartwieniu i czym prędzej kazała iść do profesora Dumbledora.

Lily...

Już któryś kwadrans błądzimy w poszukiwaniu domniemanego bajora. Zaczynam mieć wątpliwości, czy rzeczywiście mój sen miał jakikolwiek sens. Ale przecież pani profesor mówiła, że faktycznie w lesie jest jezioro... Najbardziej boję się o to coś, co sprawiło, że Allys wyglądała na tak przerażoną. Faktycznie, jest niemiła i wrednawa, ale suma sumarum uratowała Jamesa i Syriusza... Potrafi się śmiać gdy się zapomni i proponowała zacząć naszą znajomość od nowa... Uważam, że każdy zasługuje na kolejną szansę. Z takimi myślami zagapiłam się i nie spostrzegłam, że oddaliłam się trochę od dorosłych. Wystraszona zaczęłam iść na oślep gdy weszłam w jakąś wielką kałużę... ale zaraz! Przecież to właśnie jest to bagno! Znalazłam je!

- Profesor McGonagall! Panie gajowy! Znalazłam! Jest to jezioro! – wrzeszczałam uradowana, już zaraz znajdziemy także Allys! Przynajmniej taką mam nadzieję.

Syriusz...

Doszliśmy do Sali transmutacyjnej która należy do profesora Dumbledora i profesor McGonagall ponieważ tam, jak poinformowała nas bibliotekarka, mieliśmy szansę go zastać. Zestresowana Ann ściskała kurczowo księgę a z pomiędzy kartek wystaje kawałek czerwonej wstążki służącej chyba do zaznaczania stron. Dorcas żywiołowo zastukała z masywne, obite metalem drzwi. Chyba i jej wydawało się, że zrobiła to zbyt mocno, bo ze strachem odsunęła się i przycisnęła dłoń do ust. Przez kilka długich sekund patrzyliśmy się jakby zaraz przez próg miałby powitać nas smok albo inny golem. Na szczęście profesor nie wyglądał na rozeźlonego (za to słowo zostałem wyśmiany przez Dorcas bo chyba powiedziałem je pod nosem ale dlaczego ją tak rozśmieszyło?) wręcz przeciwnie. Gdy zobaczył trzymaną przez blondynkę książkę, rozpromienił się i zaprosił do klasy. Opowiedzieliśmy mu wszystko (tą kłótnię w bibliotece jednak sobie odpuściliśmy). Słuchał nas bez przerywania i z zamyśloną miną. Gdy Ann skończyła swój wywód w sprawie z prawdopodobieństwem bytności potwora w lesie przy zamku powiedział jedno zdanie.

- Chcecie dropsy?

CDN...

* Bestiariusz Słowiański - Paweł Zych, Witold Vargas

1038 słów. Przepraszam za zakończenie ale nie mogłam się powstrzymać. Nasz kochany drops <3 Za dziewięć gwiazdek i pięć komentarzy następny. (przypominam, że szantaż stosuję tylko podczas maratonu!) zmniejszam ilość bo coś wam nie idzie 😉

Wasza A. ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro