19. Nadal nic nowego.
Remus...
- Nadal jestem przy tym, aby pójść po nauczyciela. A najlepiej, po dyrektora. Nam przecież też może się coś stać! - próbowałem ich przekonać. Na domiar złego, zabraliśmy jeszcze Dorcas. Teraz nikt nie powiadomi profesorów jest coś nas pożre.
- A ja nadal twierdzę, że ona robi sobie tylko żarty albo zasnęła w lesie. Nic strasznego nie może być w lesie. Nawet jeśli jest magiczny, ponieważ jest koło szkoły! A jeśli pójdziemy i opowiem im całą historię a moja teoria będzie prawdziwa, to i nam się oberwie i jej. Koniec tematu. - Syriusz naprawdę jest wyprany z empatii i emocji. Niestety ma też rację.
- Ale jeśli jej nie znajdziemy i nie będzie jej na śniadaniu, to od razu idziemy do wicedyrektora. - Poparła na mnie Lily. Chociaż ona wydaje się odpowiedzialna.
Akurat doszliśmy niezauważeni przez woźnego do skraju boru. Dziwne. Chyba nasz obecny dyrektor troszkę sobie nie radzi, albo nie było jeszcze w tych murach takiej bandy hunców. Z chłopakami weszliśmy już kilka metrów w las ale dziewczyny chyba się wystarczyły. Stoją na brzegu i patrzą wielkimi oczami na coś za nami. Ej...
- Em chłopaki? - przełknąłem głośno ślinę - Czy, czy coś może za nami być?
- Co ty Remus wymyślasz? Pękasz jak panienka? Daj spokój. - wytknął kpiąco Syriusz. Może i tak. Ale nie mam zamiaru zostać pożary przez jakieś paskudztwo. Na pewno nie. Usłyszałem cichy trzask gałązek a następnie coś między odetchnięciem, piskiem i zachłyśnięciem się.
- Reremii mimiałł raraccję. Tuttaj nnappprawwdedę ccośś jest - wydukał niewyraźnie James. Syriusz gwałtownie się obejrzał i powiedział to zdanie :
- Proponuję uciekać. - I popędził gdzie pieprz różnie. My również pospiesznie wróciliśmy do zamku. Taak. Pospiesznie...
James...
My to mamy pecha... Powinni rozdawać mapki na dzień dobry! A nie... uczniowie się potem gubią. Jeszcze te wędrujące schody... Jeszcze ten woźny... Uh, kiedyś zrobię mapę tego zamczyska! Uroczyście przysięgam! Kurcze, znowu to miauczenie! To kocisko jest jakieś takie podłe. Nie ma w sobie nic z tych miłych, włochatych kulek, na widok których dziewczyny piszczą i wzdychają. Szkoda, że nie zdychają, wtedy tylko kupić zwierzaka, pokazać babie i.... PUF. Po kłopocie, ale nie...
- James! – ktoś w ciemności szturchnął mnie w ramię,
- Co?
- Ten... futrzak. On coś kombinuje! Łazi za nami i miauczy. Jeszcze ten sprzątacz się napatoczy i wlepi nam szlaban! Pobijemy wtedy chyba rekord szkoły... i w szybkości i ilości osób. – no fakt. Jeszcze chyba nikt nie dostał kary... i to jeszcze w raz... trzy... sześć... siedem osób? Coś koło tego. Nie lubię matematyki o świcie.
- Damy radę Remus! Jak będzie trzeba, to sprzeda się kopa i tyle kota widzieli. – słysząc te słowa Lily podeszła do mnie i trzepnęła mnie w potylicę . – Ała! Za co to?!
- Za podłość. Lepiej przestańcie dyskutować i właźcie do wierzy! – o, nie zauważyłem, że doszliśmy do siedziby naszego domu... coś tutaj nie gra, chociaż z drugiej strony, to dobrze, że nas nikt nie złapał. Tylko jeszcze sprawa Allys. Dziewczyny pewnie będą chciały zawiadomić McGonagall. Ehh. Ja najchętniej zostawiłbym ją w lesie i poczekał aż sama wróci.może by nas wtedy nie wsypała. A tak? Trzeba będzie się przyznać dlaczego ona wyszła i skąd o tym wiemy. Łee. I tak źle i tak niedobrze! Dobra, tym się będę później martwił. Teraz najważniejsze to się wyspać.
Allys...
Ledwo udało mi się otworzyć oczy. Czuję się, jakby ktoś zakleił mi je jakąś gumą. Ciało mi tak przemarzło, że nawet nie jest mi zimno. W głowie czuję tępe pulsowanie i jestem pewna, że coś zaschło mi na szyi, wolę nie myśleć co.
Widzę, że księżniczka postanowiła wstać, no brawo!
Aha przezwiska na dzień dobry, rewelacja... Podejrzewam, że Intuicja?
We własnej osobie! A teraz uciekaj! Chyba, że wolisz randkę z potworkiem, hmm?
Yyy raczej nie skorzystam, ale nie mogę tak po prostu wstać i uciec. Ono pewnie tutaj gdzieś krąży i może mnie rozszarpać!
Nic się przecież tragicznego nie stanie! Ja na przykład nie będę po tobie płakała.
Czy jesteś świadoma, że jeśli ja zginę to automatycznie też?
Oj, emm, no to ten tego ten... To wcale nie jest takie pewne ale... nie będę ryzykowała, nigdy nie jej lubiłam, i zrobię sobie wolne... pa!
Zaraz... co?! Ej no! Wracaj! To ja jeszcze mam kolejny głosik Ryzyko? Halo? Świetnie.
Znowu coś powiedziała i uciekła. Już wolę koty, te przynajmniej od początku nie są jakieś pomocne ale wiesz to wcześniej. A ja mam tylko magiczny patyk i... zaraz! Mam różdżkę! Może i nie da ona mi za wiele ale zawsze jest to coś. W ostateczności mogę wydłubać oko tej poczwarze.
Spokojnie Allys, wdech i wydech. Poradzisz sobie, prawda? oczywiście, że tak! ale skończ już może rozmawiać naprawdę sama ze sobą bo to jest jeszcze bardziej niepokojące niż piski w twojej głowie. Chociaż...? Nie, jednak one są dziwniejsze. STOP! Koniec. Teraz spróbujesz się niezauważenie rozejrzeć czy nikogo nie ma i w dość szybo się stąd ewakuujesz.
Ostrożnie przekręciłam głowę ale tuż przy uchu usłyszałam odgłos pękania a potem nieprzyjemne ciepło przesuwające się po ciele. Starając się zignorować dyskomfort zaczęłam z przesadną fascynacją obserwować pracę mrówki, która bezowocnie starała się przeciągnąć gdzieś kawałek jakiegoś liścia. Niestety po sekundach na insekta spadła kropla jakiejś czerwonej cieczy. Bezwiednie głośno przełknęłam ślinę gdy domyśliłam się co to jest, a co gorsza, czyja ta ciecz jest. Krew, moja z prawdopodobnie rany na karku. Zacisnęłam mocno szczękę starając się nie pozwolić panice przejąć kontroli. Tak odbiegając od tematu, to chyba wolałabym żeby to była krew Utoplaszczka niż moja ale najwidoczniej nie mogę mieć wszystkiego.
Odetchnęłam jeszcze raz głęboko i ignorując wszelakie zbędne odczucia, usiadłam. oczywiści zakręciło mi się w głowie ale jedno machnięcie różdżką i po sprawie. obejrzałam ręce i nogi szukając ewentualnych złamań czy, nie daj Merlinie, ugryzień. Szczęściem miałam tylko parę siniaków i niegroźnych otarć, nie niwelowałam ich bo szkoda na to czasu. Niestety z raną na szyi nie mogę nic zrobić bo nie wiem jak ona wygląda. Rzuciłam tylko jakieś podstawowe zaklęcie przeciw bólowe i z największą ostrożnością wstałam. Oczywiście potwór nie mógł zostawić mnie w jakiejś dziupli albo pod krzakiem, no bo jak! Lepiej zaciągnąć biedną dziewczynę do gniazda, a gdzie to gniazdo?! Na samym środku jeziora! I jak ja mam się teraz wydostać?! No jak?!
Lily...
Nie mogę zrozumieć, jak oni wszyscy mogą spać gdy Alli jest sama w magicznym lesie! A co jeśli jej się coś stało? Jeśli czeka, liczy na naszą pomoc? Do śniadania jeszcze cztery godziny. Skoro oni się poddali, ja poszukam Allys choćby sama! I nie ważne, że w borze są potwory! Jestem w końcu z Gryffindoru! Czas wykazać się odwagą! Idę! A może jednak nie... Och przestań, dasz radę!
Nie wiem czy wygrałam, czy przegrałam walkę ze sobą ponieważ nie wiem też, która strona była lepsza. Trudno, podjęłam decyzję i idę! Może poproszę któregoś z chłopaków... Syriusza na pewno nie, Remus jest zbyt logiczny i na pewno nie pozwoli mi iść. Petera nawet nie biorę pod uwagę... Czyli zostaje mi James? Tak na dobrą sprawę... jest chyba dość odważny i raczej nie odmówi żeby się nie zbłaźnić. Co wcale nie jest takie pewne co zdążyłam zauważyć. Jedno jest pewne, sama iść za bardzo się boję. Lily no! Nieraz chodziłaś w nocy z Peti na plac zabaw a teraz się cykasz! Dosyć, wstajesz, bierzesz sweter i różdżkę, zakładasz buty a potem wychodzisz.
Nawet nie pamiętam jak dotarłam do wieży chłopaków a potem do konkretnego dormitorium. Trzęsącą się dłonią chciałam zapukać gdy pomyślałam o tak oczywistej rzeczy. Wtedy wszyscy się obudzą! Zawstydzona swoją głupotą delikatnie otworzyłam skrzypiące drzwi. Też się wam wydaje, że w nocy wszystko skrzypi, trzeszczy i świszcze a w dzień nic? Dlaczego tak jest?
Na brodę Merlina, jak oni zdążyli już tak tutaj naśmiecić? Z trudem przeprawiłam się przez morze papierków, brudnych ubrań i zgniłych kanapek (pewnie z podróży). Gdzie ten Potter ma łóżko? To najmniej zagracone to pewnie Lupina, no oczywiście to jest Pettigrewa bo słodycze się wręcz z niego wysypują. czyli to gdzie ja miałabym łóżko jest jego? Albo tam gdzie Allys. Uhh muszę sprawdzić. (zapomniałam wspomnieć, że ich dormitorium jest identyczne jak nasze, no bez tych śmieci oczywiście.) Zdenerwowana powoli rozsunęłam kotary. Uf. To tutaj. Nawet śpiąc ma strasznie rozczochrane włosy. Aż chciałoby się je samemu poprawić... zaraz, co?! Lily musisz być już bardzo zmęczona.
- James... - wyszeptałam ale on nawet nie drgnął - Potter - nadal nic. obeszłam łóżko tak aby znaleźć się bliżej jego głowy. - James, proszę. Potrzebuję pomocy. - tym razem lekko potrząsnęłam go za ramię. Jak można mieć tak głęboki sen? odetchnęłam ciężko i zbliżyłam usta do jego ucha. Prawie go dotykając powtórzyłam jego imię. - James.
To poskutkowało i chłopka leniwie otworzył oczy po czym rozejrzał się zdezorientowany. Gdy jego wzrok spoczął na mnie, zrobił zdziwioną minę i gwałtownie usiadł. w pośpiechu zrobił ręką jeszcze większy nieład we włosach. Przewróciłam oczami, znam go tak krótko a już mnie ten odruch denerwuje.
- James, ja... - kurcze, to co zrobiłam było strasznie głupie. I co ja mu powiem? " Hej James, budzę cię w nocy bo chcę żebyś poszedł ze mną do ciemnego lasu szukać prawdopodobnie ciężko rannej koleżanki. Och zapomniałam dodać, że krąży tam coś, co i nas może zaatakować!"
- Lily? Co się stało? Martwisz się o Allys? Chcesz porozmawiać? - Nie powiem, zaskoczył mnie. nie sądziłam, że on może tak dojrzale zareagować - Oj nie smuć się tak, siadaj i powiedz co cię gryzie, ja na pewno nie. - uniosłam zdziwiona brew ale klapnęłam na skrawek łóżka. On niespodziewanie objął mnie ramieniem i poczułam miłe ciepło i zapach mokrej trawy i drewna. niepewnie położyłam głowę na jego ramieniu i nie panując nad językiem zaczęłam mu wszystko opowiadać. Nie wiedzieć czemu zaczęłam od mojej kłótni z Petunią.
(wspomnienie pochyłą czcionką)
- To był tak zwykły dzień. Jedyne co mnie zaniepokoiło to to, że wstałam o wiele później niż zwykle. Zeszłam do kuchni wiedziona zapachem tostów z serem i herbaty cynamonowej i nawet zapomniałam się przebrać, ale to raczej często mi się zdarza. Z uśmiechem przywitałam się oczywiście z mamą i usiadłam koło siostry. Ona szturchnęła mnie lekko łokciem w żebra i zapytała szeptem.
- I co? Pospało się dzisiaj? A mówiłam, żebyśmy dokończyły rozmawiać jutro? Ale moja mała Lily oczywiście nie mogła usnąć nie dokończywszy debaty na temat zastąpienia samochodów rowerami parowymi. - zachichotała na wspomnienie dyskusji a ja lekko się zaczerwieniłam. Często w nocy zaczynam miewać dziwne pomysły... No ale nie przedłużając...
- Jak dla mnie to możesz mówić aż do świtu. - przerwał mi szeptem James przez co zarumieniłam się po uszy. Machnęłam ręką i kontynuowałam, ale zdziwiłam się, że James zwykle taki... dziecinny potrafi być całkiem poważny i pomocny.
dopiero wtedy zrozumiałam dlaczego spałam tak długo i dlaczego bolą plecy. Zawsze jak robiłyśmy sobie "nocki" z Peti to siedziałam ściskając poduszkę i opierałam się o grzejnik. Rozpromieniłam się bo dawno Petunia nie miała dla mnie czasu. A to nocowała u koleżanki, a to ona zapraszała kogoś na noc albo zamykała się w pokoju na klucz i robiła jakieś niewiadome rzeczy. Moja siostra ma wielki talent plastyczny ale się wstydzi. Ja wiem o tym tylko dlatego, że kiedyś szukałam książki i weszłam do jej pokoju. Zazwyczaj było tam bardzo czysto ale tym razem wszędzie były kartki, pędzle i plamy po farbach. Książki oczywiście nie znalazłam ale odkryłam nową część siostry. Nigdy się nie przyznałam, że zobaczyłam jej inną stronę. Bałam się, że będzie na mnie zła i przestanie odzywać...
- Och jaka ja jestem głupia! Bardzo cię przepraszam. co ciebie może interesować moja rodzina? Uhh. Już mi trochę lepiej... Pójdę już... Branoc James
- Lily! Zaczekaj! Proszę nie idź jeszcze bo i tak już nie zasnę! Zostań. - zaczął wołać szeptem. Ale ja czuję się strasznie głupio. Tak się właśnie kończy rozmowa o czymś, o czym rozmowy zawsze unikałaś. Oj Lily, ty idiotko!
James...
Lily pokręciła chyba zażenowana głową ale z powrotem usiadła. Znowu mogę poczuć ten czarujący zapach pomarańczy i jakiejś przyprawy do ciast... tych świątecznych. Jak to było...? Anyż! Tak, chyba to to. Evans odetchnęła kilka razy, spojrzała mi w oczy. Nigdy nie spotkałem osoby z tak niezwykłym kolorem oczu. Zielone jak trawa na wiosnę albo świeże liście na drzewach. A wokół tej czarnej kropki pomarańczowe refleksy idealnie pasujące do jej marchewkowych włosów. Przez to jej obserwowanie zapomniałem słuchać co dalej mówi. Głupi brak niepodzielnej uwagi!
- No i mama wtedy powiedziała, że dostałam jakiś list. Przyznała się, że próbowała go otworzyć ale jej się nie udało. Zdziwiona dokończyłam śniadanie i poszłam na półkę na której zawsze leżą listy. Koperta była dziwnie stara. Papier, to raczej nie był papier, był sztywny. zamiast zwykłego zamknięcia na klej była zaopatrzona czerwoną pieczątką a obok niezwykłym, zielonym tuszem ktoś zgrabnie napisał moje imię i nazwisko. Żadnego adresu ani nic. Zapatrzona w list usiadłam na podłokietnika fotela w salonie. Obok zaraz oczywiście znalazła się Tunia równie zaintrygowana co ja...
- Co to znaczy zaitrygowana? - przerwałem jej trochę zawstydzony swoją niewiedzą. Lily jest taka mądra, używa takich słów z których połowy znaczenia nie jestem pewny.
- Zaintrygowana? To znaczy zaciekawiona i zdziwiona jednocześnie. - wytłumaczyła cierpliwie swoim miękkim głosem. I kontynuowała opowieść...
CDN...
Witam. Rozdział pisany na laptopie więc dlatego dłuższy niż zazwyczaj. Ponad 2160 słów.
Cztery i pół strony dwunastką w Wordzie. Wile osób się bardzo go domagało... więc jest. Chcę wam tylko powiedzieć, broń boże nie mam do tych osób nic, ale komentarze typu "kiedy następny" są dla mnie bardzo przykre. Jeśli już bardzo chcesz się dowiedzieć, to napisz chociaż czy podoba ci się rozdział? Co ewentualnie zmienić, wskaż błędy. Wszystkim bardzo dziękuję i mam nadzieję, że następny rozdział przeczytacie dużo wcześniej.
Mało akcji, ale dużo Jamesa i Lily. W następnym będzie się trochę działo... :D
Wasza A.
PS Bardzo polecam posłuchać chociaż kawałka piosenki z mediów. Może nie każdy lubi taką muzykę ale chociaż spróbujcie i napiszcie czy się wam podoba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro