*8*
Obudziłem się obolały. Podparłem się na łokciach i rozejrzałem w około.
-To zdecydowanie nie mój pokój. - mruknąłem, spoglądając na pomarańczową ścianę, na której widniały różne napisy.
Pomieszczenie było małe. Ściany były w kolorze świeżej pomarańczy, a napisy - wydaję mi się - że są napisane jakimiś hieroglifami lub innymi znakami, których nie mogłem rozszyfrować. Obecnie leżałem na małej beżowej leżance, a obok stał mały ciemny stolik. Natomiast na nim znajdował się kubek po brzegi wypełniony wodą i dwie tabletki, bodajże przeciwbólowe.
A może to pigułki gwałtu?
Pokręciłem głową, wypędzając głupie myśli, które napływały do mojego mózgu. Nagle uderzyło mnie wspomnienie, tego, co wcześniej zrobiłem. Momentalnie usiadłem i wyplątałem się z pomarańczowej kołdry.
Ktoś tu chyba przedawkował mandarynki.
Od szybkiego wstania zakręciło mi się w głowie, a całe moje obolałe ciało dało o sobie znać. Oparłem rękę o ścianę i odetchnąłem. Spojrzałem na stolik. Chwyciłem dwie tabletki i szklankę z wodą. Połknąłem - mam nadzieję - leki i popiłem je bezbarwną cieczą. Po kilku chwilach ból głowy ustępował. Odruchowo przeczesałem dłonią włosy i przybliżyłem się do ciemnobrązowych drzwi. Chwyciłem za klamkę i wychyliłem głowę. Uważnie rozejrzałem się po korytarzu i przekroczyłem próg.
-Plagg, Plagg, Plagg... - szeptałem pod nosem, kiedy, nagle, na kogoś wpadłem.
Odbiłem się od tajemniczej postaci i upadłem na tyłek. Zawyłem z bólu i przekręciłem się na brzuch.
-Ej, Adrien, nic ci nie jest? - zapytał mnie znajomy głos.
Uniosłem swój wzrok na kwami, które - zdecydowanie- nie było tą istotą.
-C-co? - wyjąkałem. -J-jak ty? Co? O kurde, teraz to chyba sen, co nie? - Plagg pokręcił przecząco głową. - Nie? O kurwa.- wyszeptał.
-Adrien! Słownictwo. - upomniał mnie czarnowłosy.
-Słownictwo? Jak ty możesz mówić o słownictwie w tym momencie?! Na początku twój dziwny sen, Mistrz Fu, Wayzz, a do tego ty jesteś człowiekiem! No pięknie. - wyrzuciłem na jednym wdechu, na co Plagg położył swoje białe, wręcz mleczne , dłonie na moich ramionach, a następnie uspokajająco je potarł.
-Cichaj. - wyszeptał ciemnowłosy.
Chciałem coś powiedzieć, ale chłopak posłał mi groźne spojrzenie.
-Zaraz pójdziemy do Mistrza, a on ci wszystko wytłumaczy. Wszyściuteńko. - powiedział łagodnie.
Pokiwałem głową. Plagg chwycił za moją dłoń i pociągnął w drugą stronę korytarza. Szedłem za nim potulnie, jak owca za pasterzem, czy to dobre porównanie? Cóż, sam nie wiem. Ja, do cholery, nic nie wiem!
-Dlaczego zemdlałem? - zapytałem, ale czarnowłosy nie odpowiedział. - Ej, powiesz mi?- zadałem pytanie po raz kolejny.
-Nie. - burknął. - Wszystko wyjaśni ci Mistrz Fu.
-Dobrze. - mruknąłem, a wzrok skierowałem na swoje nogi pokryte czarnymi, opinającymi moje nogi, spodniami i białe skarpetki z Nike, które zakrywały moje bose stopy.
Co ja tu do cholery robię?
Nie zauważyłem, kiedy czarnowłosy zatrzymał się, a ja wpadłem na jego plecy. Wymamrotałem ciche przeprosiny i czekałem na ruch Plagg'a. Chłopak zapukał w ciemną pokrywę, a zza drzwi można było usłyszeć ciche: "Proszę". Ciemnowłosy puścił moją dłoń i otworzył otwór. Przekroczyliśmy razem próg.
Teraz znajdowaliśmy się w kuchni. Przy stole siedział niski starzec i zielonowłosy. Obydwoje posłali nam spojrzenia. Nie mogłem ich odczytać. To było takie inne, dziwne.
-Usiądź, Adrienie. - odezwał się Fu, a ja jedynie kiwnąłem głową i usiadłem na przeciwko Wayzz'a.
Uśmiechnąłem się ciepło do zielonowłosego, ale ten nie odwzajemnił gestu.
-Posłuchajcie. - zaczął staruszek. - Jesteśmy tu, przede wszystkim, dlatego, że Plagg'a znowu zaczęły dręczyć sny. - odpowiedział mu cichy pomruk zgody. - Tak, jak wtedy. - dodał, a ja niekompletnie rozumiałem.
Wtedy, czyli kiedy? Jakie to sny? Męczyło mnie tyle pytań, ale żadnego nie wypowiedziałem głośno.
-Zło nadchodzi. Ostatnio miraculum motyla zostało aktywowane, a akuma wyleciała w miasto, siejąc zamęt i przemieniając cywila w super złoczyńcę. Na dzień dzisiejszy, nie wiemy, gdzie jest antagonista i czy jest on w posiadaniu wielkiej księgi i miraculum pawia. - wytłumaczył Wayzz. - Adrienie... - zwrócił się do mnie, podniosłem wzrok z blatu stołu i wlepiłem wzrok w jego osobę. - jak mnie poznałeś? - zapytał. - Skąd znałeś moje imię?
-Ja-um. - odkaszlnąłem i spojrzałem na zebranych. - Ja nie wiem skąd. Po prostu wszedłeś i, tak jakby to wyszło ze mnie. Nie widziałem cię nigdy, ale, to dziwne... - mruknąłem.
-To wybraniec. - oznajmił Fu.
-Co? -zapytałem. - Dobra, koniec. - wstałem szybko. - Jesteście pijani, co nie? Ja pewnie też albo chorzy psychicznie? Hm? Tak, to pewnie to, ja muszę iść. Matka i ojciec czekają. - podniosłem ręce i zacząłem nimi wykonywać dziwne ruchy. - To cześć. - odwróciłem się, ale nie mogłem się ruszyć.
-Stój. - wycedził przez zęby Wayzz.
Mimo, że go nie pamiętam, znaczy pamiętam, ale... Ugh to skomplikowane. Chodzi o to, że wiedziałem, - nie wiem skąd - że zielonowłosy był spokojniejszy. Czysta oaza spokoju, ale tutaj, to, no nie powiedziałbym.
-Możesz mi nie czytać w myślach, proszę? - zapytał zdenerwowany, a ja otworzyłem szerzej oczy.
-Co? - wyrwało mi się. - Ja nic nie robię. - krzyknąłem spanikowany.
To dziwne. To skomplikowane. TO JEST CHORE.
C.H.O.R.E.
-Usiądź. - rozkazał zielonowłosy, posłusznie wykonałem polecenie i zerknąłem na swoje blade dłonie. Bałem się. - Teraz słuchaj nas uważnie, bo nie będziemy powtarzać, ani mi się waż uciekać. - kiwnąłem głową i spojrzałem na Plagg'a, który z grobową miną wpatrywał się w Wayzz'a. Przełknąłem zalegającą ślinę.
-To zaczęło się niespodziewanie. - zaczął Mistrz.
*
Świątynia przyjmowała wielu nowych uczniów. Miracula sprawowały się dobrze, a kwami nie narzekały na nudę, a ich bratnie dusze dobrze się z nimi dogadywały. Był jeden jedyny przypadek, w którym chłopak nie mógł porozumieć się ze swoim przyjacielem.
Tiberius był, jak na razie, najmłodszym z uczniów. Trafił do świątyni, kiedy miał zaledwie trzy lata. Jego ojciec uciekał przed rozbójnikami, którzy zabili jego żonę, czyli matkę chłopca. Podczas trudnej i katorżniczej wędrówki przez góry natrafił na świątynie. Kwami zajęły się starcem, a chłopiec trafił pod opiekę najstarszego z uczniów. Po tygodniu ojciec ciemnowłosego zmarł z wycieńczenia, jednak Tiberius został w świątyni, a nim zainteresowało się jedno kwami.
Plagg, bo tak było mu na imię, opiekował się, pomagał i chronił chłopca. Połączyła ich niesamowita więź, której żaden z kwami, ani z Mistrzów nie mogło wytłumaczyć, było to coś rodzaju yin - yang. Plagg pewnego dnia wystąpił do Mistrzów o to, żeby chłopiec dostał Miraculum kota. Pomysł został rozpatrzony pomyślnie, a oni stali się swoimi bratnimi duszami.
Przez lata razem dorastali, uczyli się i cierpieli. Byli, jak bracia. Czasami robili psikusy, a potem razem znosili kary. Pewnego dnia zmieniło się to. Tiberius przestał dogadywać się z kwami, jak dotychczas. To samo stało się z innymi magicznymi istotami i uczniami. Lecz Plagg tego nie dostrzegał. Był zaślepiony miłością do niego.
Następnym problemem było to, że uczniowie i Mistrzowie umierali i nic nie było w stanie tego powstrzymać. Pewnego dnia świątynia zajęła się ogniem. Nawet morskie kwami nie były w stanie ugasić pożaru. Ostatni Mistrz zdążył uratować szkatułkę z miraculami, ale przepadła jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Mianowicie wielka księga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro