Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*8*

Obudziłem się obolały. Podparłem się na łokciach i rozejrzałem w około. 

-To zdecydowanie nie mój pokój. - mruknąłem, spoglądając na pomarańczową ścianę, na której widniały różne napisy.

Pomieszczenie było małe. Ściany były w kolorze świeżej pomarańczy, a napisy - wydaję mi się - że są napisane jakimiś hieroglifami lub innymi znakami, których nie mogłem rozszyfrować. Obecnie leżałem na małej beżowej leżance, a obok stał mały ciemny stolik. Natomiast na nim znajdował się kubek po brzegi wypełniony wodą i dwie tabletki, bodajże przeciwbólowe.

A może to pigułki gwałtu?

Pokręciłem głową, wypędzając głupie myśli, które napływały do mojego mózgu. Nagle uderzyło mnie wspomnienie, tego, co wcześniej zrobiłem. Momentalnie usiadłem i wyplątałem się z pomarańczowej kołdry.

Ktoś tu chyba przedawkował mandarynki. 

Od szybkiego wstania zakręciło mi się w głowie, a całe moje obolałe ciało dało o sobie znać. Oparłem rękę o ścianę i odetchnąłem. Spojrzałem na stolik. Chwyciłem dwie tabletki i szklankę z wodą. Połknąłem - mam nadzieję - leki i popiłem je bezbarwną cieczą. Po kilku chwilach ból głowy ustępował. Odruchowo przeczesałem dłonią włosy i przybliżyłem się do ciemnobrązowych drzwi. Chwyciłem za klamkę i wychyliłem głowę. Uważnie rozejrzałem się po korytarzu i przekroczyłem próg.

-Plagg, Plagg, Plagg... - szeptałem pod nosem, kiedy, nagle, na kogoś wpadłem.

Odbiłem się od tajemniczej postaci i upadłem na tyłek. Zawyłem z bólu i przekręciłem  się na brzuch.

-Ej, Adrien, nic ci nie jest? - zapytał mnie znajomy głos.

Uniosłem swój wzrok na kwami, które - zdecydowanie- nie było tą istotą.

-C-co? - wyjąkałem. -J-jak ty? Co? O kurde, teraz to chyba sen, co nie?  - Plagg pokręcił przecząco głową. - Nie? O kurwa.- wyszeptał.

-Adrien! Słownictwo. - upomniał mnie czarnowłosy.

-Słownictwo? Jak ty możesz mówić o słownictwie w tym momencie?! Na początku twój dziwny sen, Mistrz Fu, Wayzz, a do tego ty jesteś człowiekiem! No pięknie. - wyrzuciłem na jednym wdechu, na co Plagg położył swoje białe, wręcz mleczne , dłonie na moich  ramionach, a następnie uspokajająco je potarł.

-Cichaj. - wyszeptał ciemnowłosy.

Chciałem coś powiedzieć, ale chłopak posłał mi groźne spojrzenie.

-Zaraz pójdziemy do Mistrza, a on ci wszystko wytłumaczy. Wszyściuteńko. - powiedział łagodnie.

Pokiwałem głową. Plagg chwycił za moją dłoń i pociągnął w drugą stronę korytarza. Szedłem za nim potulnie, jak owca za pasterzem, czy to dobre porównanie? Cóż, sam nie wiem. Ja, do cholery, nic nie wiem! 

-Dlaczego zemdlałem? - zapytałem, ale czarnowłosy nie odpowiedział. - Ej, powiesz mi?- zadałem pytanie po raz kolejny.

-Nie. - burknął. - Wszystko wyjaśni ci Mistrz Fu.

-Dobrze. - mruknąłem, a wzrok skierowałem na swoje nogi pokryte czarnymi, opinającymi moje nogi, spodniami i białe skarpetki z Nike, które zakrywały moje bose stopy.

Co ja tu do cholery robię?

Nie zauważyłem, kiedy czarnowłosy zatrzymał się, a ja wpadłem na jego plecy. Wymamrotałem ciche przeprosiny i czekałem na ruch Plagg'a. Chłopak zapukał w ciemną pokrywę, a zza drzwi można było usłyszeć ciche: "Proszę".  Ciemnowłosy puścił moją dłoń i otworzył otwór. Przekroczyliśmy razem próg. 

Teraz znajdowaliśmy się w kuchni. Przy stole siedział niski starzec i zielonowłosy. Obydwoje posłali nam spojrzenia. Nie mogłem ich odczytać. To było takie inne, dziwne. 

-Usiądź, Adrienie. - odezwał się Fu, a ja jedynie kiwnąłem głową i usiadłem na przeciwko Wayzz'a.

Uśmiechnąłem się ciepło do zielonowłosego, ale ten nie odwzajemnił gestu.

-Posłuchajcie. - zaczął staruszek. - Jesteśmy tu, przede wszystkim, dlatego, że Plagg'a znowu zaczęły dręczyć sny. - odpowiedział mu cichy pomruk zgody. - Tak, jak wtedy. - dodał, a ja niekompletnie rozumiałem.

Wtedy, czyli kiedy? Jakie to sny?  Męczyło mnie tyle pytań, ale żadnego nie wypowiedziałem głośno.

-Zło nadchodzi. Ostatnio miraculum motyla zostało aktywowane, a akuma wyleciała w miasto, siejąc zamęt i przemieniając cywila w super złoczyńcę. Na dzień dzisiejszy, nie wiemy, gdzie jest antagonista i czy jest on w posiadaniu wielkiej księgi i miraculum pawia. - wytłumaczył Wayzz. - Adrienie... - zwrócił się do mnie, podniosłem wzrok z blatu stołu i wlepiłem wzrok w jego osobę. - jak mnie poznałeś? - zapytał. - Skąd znałeś moje imię? 

-Ja-um. - odkaszlnąłem i spojrzałem na zebranych. - Ja nie wiem skąd. Po prostu wszedłeś i, tak jakby to wyszło ze mnie. Nie widziałem cię nigdy, ale, to dziwne... - mruknąłem.

-To wybraniec. - oznajmił Fu. 

-Co? -zapytałem. - Dobra, koniec. - wstałem szybko. - Jesteście pijani, co nie? Ja pewnie też albo chorzy psychicznie? Hm? Tak, to pewnie to, ja muszę iść. Matka i ojciec czekają. - podniosłem ręce i zacząłem nimi wykonywać dziwne ruchy. - To cześć. - odwróciłem się, ale nie mogłem się ruszyć.

-Stój. - wycedził przez zęby Wayzz.

Mimo, że go nie pamiętam, znaczy pamiętam, ale... Ugh to skomplikowane. Chodzi o to, że wiedziałem, - nie wiem skąd - że zielonowłosy był spokojniejszy. Czysta oaza spokoju, ale tutaj, to, no nie powiedziałbym.

-Możesz mi nie czytać w myślach, proszę? - zapytał zdenerwowany, a ja otworzyłem szerzej oczy.

-Co? - wyrwało mi się. - Ja nic nie robię. - krzyknąłem spanikowany.

To dziwne. To skomplikowane. TO JEST CHORE.

C.H.O.R.E. 

-Usiądź. - rozkazał zielonowłosy, posłusznie wykonałem polecenie i zerknąłem na swoje blade dłonie. Bałem się.  - Teraz słuchaj nas uważnie, bo nie będziemy powtarzać, ani mi się waż uciekać. - kiwnąłem głową i spojrzałem na Plagg'a, który z grobową miną wpatrywał się w Wayzz'a. Przełknąłem zalegającą ślinę.

-To zaczęło się niespodziewanie. - zaczął Mistrz.

*

Świątynia przyjmowała wielu nowych uczniów. Miracula sprawowały się dobrze, a kwami nie narzekały na nudę, a ich bratnie dusze dobrze się z nimi dogadywały. Był jeden jedyny przypadek, w którym chłopak nie mógł porozumieć się ze swoim przyjacielem.


Tiberius był, jak na razie, najmłodszym z uczniów. Trafił do świątyni, kiedy miał zaledwie trzy lata. Jego ojciec uciekał przed rozbójnikami, którzy zabili jego żonę, czyli matkę chłopca. Podczas trudnej i katorżniczej wędrówki przez góry natrafił na świątynie. Kwami zajęły się starcem, a chłopiec trafił pod opiekę najstarszego z uczniów. Po tygodniu ojciec ciemnowłosego zmarł z wycieńczenia, jednak Tiberius został w świątyni, a nim zainteresowało się jedno kwami.


Plagg, bo tak było mu na imię, opiekował się, pomagał i chronił chłopca. Połączyła ich niesamowita więź, której żaden z kwami, ani z Mistrzów nie mogło wytłumaczyć, było to coś rodzaju yin - yang. Plagg pewnego dnia wystąpił do Mistrzów o to, żeby chłopiec dostał Miraculum kota. Pomysł został rozpatrzony pomyślnie, a oni stali się swoimi bratnimi duszami.


Przez lata razem dorastali, uczyli się i cierpieli. Byli, jak bracia. Czasami robili psikusy, a potem razem znosili kary. Pewnego dnia zmieniło się to. Tiberius przestał dogadywać się z kwami, jak dotychczas. To samo stało się z innymi magicznymi istotami i uczniami. Lecz Plagg tego nie dostrzegał. Był zaślepiony miłością do niego.

Następnym problemem było to, że uczniowie i Mistrzowie umierali i nic nie było w stanie tego powstrzymać. Pewnego dnia świątynia zajęła się ogniem. Nawet morskie kwami nie były w stanie ugasić pożaru. Ostatni Mistrz zdążył uratować szkatułkę z miraculami, ale przepadła jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Mianowicie wielka księga.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro