Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*7*

Kiedy na następny dzień przyszedłem do szkoły wszystkie spojrzenia wycelowane były we mnie, a dokładnie w moją siną i poobijaną twarz. No, bo halo! Model, syn Ariane i Gabriela Agreste'a z siniakiem na pół twarzy! 

Do tego cała Francja trąbiła o zamaskowanym bohaterze. Większość wymyślała durne teorie spiskowe, które zawierały cały stek bzdur i kłamstw. Może to kosmita z nadprzyrodzonymi mocami? Skąd się pojawił? Co on tu robi? Czy grozi nam niebezpieczeństwo? Pewnie nas uratował, żeby zdobyć zaufanie, a potem zniszczy całe państwo! 

W szatni zdjąłem kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku. Wyciągnąłem z kieszeni okrycia telefon i słuchawki, a następnie wcisnąłem je do czarnej torby przewieszonej przez moje obolałe ramię. Odwróciłem się i poszedłem w stronę szafek. Tam zostawiłem niepotrzebne książki i skierowałem się do klasy.

Swój wzrok miałem skupiony na rozwiązanych sznurowadłach swoich butów i popękanej, szarej podłodze. Ludzie, w których wpadałem, posyłali mi poirytowane spojrzenia lub wyklinali pod nosem na mnie. 

Kiedy doszedłem pod klasę wydobywały się z niej krzyki. Chwyciłem za klamkę i wszedłem do pomieszczenia. Rówieśnicy krzyczeli na siebie podzieleni na dwie grupy. Po prawej stali: Nino, Alya, Marinette, Rose, Juleka, Nathaniel, Max, Ivan, Mylene, Alix i Victoria - dziewczyna, która nie zdała i powtarza tę klasę, po drugiej jednak stronie stali: Chloe, Kim, Sabrina i Lila. Z tych wrzasków mogłem wyłapać pojedyncze słowa: "Dziwka!", "Złodziejka". Kompletnie nic nie rozumiałem. Podszedłem do przyjaciela i stuknąłem go w ramię. Mulat odwrócił się do mnie, a na mój widok uśmiechnął się lekko.

-Co tu się dzieje? - zapytałem.

Okularnik złapał mnie za łokieć i odciągnął na druga stronę sali. 

-Chloe oskarżyła Victorię o kradzież. - wyjaśnił. - A te grupy, to podzielone zdania. Tak jakoś. Nawet nie wiem, co Lila robi po stroni Burgeois 

-A co zginęło? - Nino zmarszczył brwi, a usta zacisnął w wąską kreskę. - No, co? - szturchnąłem go w żebra. 

-Jakiś łańcuszek. - wymamrotał. - A tak w ogóle, co ci się stało w twarz? - zapytał zdziwiony wskazując na mój posiniaczony policzek.

-Eeeee... wpadłem na drzwi w nocy! Wiesz chciałem iść do toalety i tak jakoś. - wytłumaczyłem przerażony.

-Mi to wygląda na cios od kogoś, kto ma więcej siły niż nasza dwójka. Bez kitu, wyglądasz okropnie. - wyrzucił mulat.

-Wiesz? Dzięki. - mruknąłem pod nosem.

***

-Plagg, obudź się! Plagg, co się dzieje? - krzyczałem trącając kwami palcem wskazującym.

Stworzenie, co chwilo trzęsło się się, płakało, krzyczało, jęczało, wypowiadało jakieś słowa w nieznanym mi języku. Bałem się o niego. 

-Plagg, błagam cię. - ściszyłem ton do szeptu. 

Nagle kwami otworzyło swe zapłakane, zielone ślepia. Wrzasnął przestraszony i zaczął odsuwać się ode mnie. Próbowałem się przybliżyć, ale Plagg cały czas krzyczał i bał się mnie. 

-Plagg, co się dzieje? To ja, Adrien. - sam miałem łzy w oczach. 

Co mu się dzieje? 

Nagle magiczne stworzenie wytrzeszczyło oczy. Poleciał  w górę i wtulił się w mój fioletowy policzek.

-Musimy iść do Mistrza. - powiedział Plagg.

-Ale, że teraz? - zapytałem zdziwiony.

Co prawda nie było późno, bo dochodziła dopiero godzina osiemnasta, ale odwiedziny u jakiegoś Mistrza, prawdopodobnie starszego mężczyzny, który o tej godzinie mógł być zmęczony całym dniem. Dlatego byłem trochę słabo nastawiony do tego pomysłu.

-Musimy. - powiedział zrozpaczony i przerażony Plagg. 

Kiwnąłem głową w odpowiedzi i przemieniłem się w Czarnego Kota. Otworzyłem pilotem okno i wyskoczyłem przez nie, kierowany przez kwami do domu Mistrza Fu.

Kiedy stanąłem przed drzwiami, Plagg rozkazał przemienić mi się w moja postać cywilną. Wykonałem polecenie, gdy przemiana dobiegła końca, potarłem zimne ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka. 

-Zapukaj. - szepnął kwami, na co pokiwałem tylko głową i zapukałem.

Czekałem kilka sekund, a po tym czasie drzwi otworzył mi niski staruszek. Ubrany był w szorty i hawajską koszulę, do tego posiadał skośne brązowe oczy i krótką, kozią bródkę. Do mojej głowy wpadło jedno ze wspomnień. 

  Byłem skupiony na starcu w czerwonej koszuli w białe w kwiaty. Leżał i próbował dosięgnąć laski, która leżała kilka centymetrów przed nim.  

-T-to p-pan. - wyjąkałem.

Staruszek jedynie uśmiechnął się i pokiwał głową. Odsunął się i teatralnym ruchem ręki wskazał, abym wszedł w głąb mieszkania. Prze krótką chwilę stałem osłupiały i wpatrywałem się w starca, który nadal uśmiechał się miło do mnie. Nagle podskoczyłem, budząc się z transu. Kiwnąłem głową i przekroczyłem próg. Mistrz Fu zamknął za mną drzwi i nakazał ściągnąć kurtkę, co uczyniłem. Odwiesiłem ubranie na wieszak.

-Chodźmy. - powiedział.

Wkroczyliśmy do dużego salonu? Tak, chyba tak mogłem to nazwać. Co prawda nie było tu żadnej sofy, krzeseł czy dużego kominka z palącym się drewnem. Za to na środku rozścielona była pomarańczowa mata, a pod ścianą stały dwie komody i jedna, średniej wielkości szafa. Brązowooki zajął miejsce na 'dywaniku'. Usiadłem na przeciwko niego.

-Co cię tu sprowadza? - zapytał starzec marszcząc brwi. 

-Eee, sen, znaczy Plagg. Śniło mu się coś i zachowywał się niepokojąco, a jak go obudziłem  kazał mi tu przyjść. - wytłumaczyłem. - Tak w ogóle, to gdzie on jest?- zapytałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. 

-Zaraz przyjdzie. -  wyjaśnił Fu. - Słyszałeś coś podczas jego snu? Mówił coś interesującego?

-No... o jakimś śnie, Toki? Tikki? - zastanowiłem się. - Tak, Tikki! Do tego płakał, a na początku nie poznał mnie, jak go obudziłem i zaczął się ode mnie odsuwać. - westchnąłem. - Nie wiem, o co chodzi. - dokończył.

-Mistrzu. - zza drzwi drugiego pokoju wyszedł zielonowłosy chłopak, który pokłonił się przed starcem. - mamy problem.

-Adrienie... - zwrócił się do mnie Fu, ale to było, tak jakbym go nie usłyszał.

Z rozdziawionymi ustami i rozszerzonymi do granic możliwości oczami, przypatrywałem się nieznajomemu. Co dziwne, kojarzyłem go. I nie, nie mówię, że widziałem go na ulicy, chociaż trudno było by przejść obok chłopaka o tak bardzo zielonych włosach, bez spojrzenia na niego. Chodziło o to, że ja go kojarzyłem... Nie potrafię tego wyjaśnić. Znałem go, ale nigdy nie widziałem.

-Wayzz? - szepnąłem.

I teraz nie tylko ja byłem zdziwiony. Mistrz Fu i zielonowłosy wymieniali ze sobą zaniepokojone i oniemiałe spojrzenia, a mnie nagle zabolała klatka piersiowa. Krzyknąłem, zacząłem tracić oddech. Oczy mi się zamykały, a ja wrzeszczałem i rzucałem się w jedną i druga stronę. Ostatnie, co pamiętam to zielone i brązowe tęczówki.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro