Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*3*


-Jakie jest twoje marzenie? - zadała pytanie dziewczyna, leżąc obok mnie na kocu. Rozmawiamy już kilka godzin. Teraz czujemy się obok siebie swobodnie.

-Moje? - zmieszałem się. Zwykle nie myślałem o sobie, tylko o moich bliskich. - To... chcę, aby pewna dziewczyna była szczęśliwa.- uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc w ciemne niebo zasłane gwiazdami.

-Kto to? - Marinette podparła się łokciami i spojrzała na mnie zaciekawiona.

-Taka jedna znajoma z klasy. - odparłem, a w myślach krzyczałem: To ty!

-Musi być wspaniała. - rzekła rozmarzona.

-Jest. - pokiwałem głową i spojrzałem w niebieskie oczy ciemnowłosej. To dziwne, ale czułem po między nami taką energię. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale to nas do siebie ciągnęło. Niepowtarzalne. - A jakie jest twoje marzenie?

-Mam dwa. - powiedziała, spojrzałem na nią i uniosłem brew do góry. Westchnęła cicho. - Chciałabym zostać projektantką mody i chciałabym, żeby wszystko się ułożyło. - zdziwiłem się. Wszystko się ułożyło? Co się ułożyło? Co się dzieje? Milion myśli na minutę wypełniało moją głowę.

-Co się ułożyło? - pytanie wyszło z moich ust. 

-Sprawy rodzinne. - odparła szybko. - Dobra to teraz ja zadaje pytanie. - zmieniła temat i zagryzła wargę. O kurde, ale ja chciałbym to zrobić. - Od kiedy jesteś super bohaterem? - zapytała.

-Od trzech godzin. - odparłem zgodnie z prawdą i roześmiałem się. Bo prawda była strasznie śmieszna.

-Okey? - parsknęła śmiechem, a po chwili oboje zwijaliśmy się ze śmiechu. 

Próbowałem uspokoić oddech, ale co chwilę z moich ust wydobywała się kolejna salwa śmiechu. Przetarłem rękoma oczy i ogarnąłem. Po chwili to samo zrobiła Marinette. Siedzieliśmy cicho, wpatrując się w nieboskłon. 

-Jakie to są problemy rodzinne? - szepnąłem.

-Nie chcę o tym mówić. - odpowiedziała cicho.

-Dobrze. To mieszkasz tu od urodzenia? - zadałem pytanie. Nigdy nie miałem nawet okazji dowiedzieć się, czy pochodzi z Francji.

-Trzy lata temu mieszkałam w Niemczech, ale urodziłam się w Chinach. Umiem francuski, bo mój ojciec jest francuzem. - opowiedziała, a ja słuchałem z zafascynowaniem.

-A mama? - zapytałem zaciekawiony. Ciemnowłosa szybko wciągnęła powietrze do płuc.

-Nie żyje. - a mi zrobiło się głupio.

-Marinette, ja prze...

-Nic nie szkodzi. - przerwała mi i zamknęła oczy

-Jak umarła? - zapytałem po chwili ciszy.

-W wypadku samochodowym. - odpowiedziała.

***

Po wczorajszej rozmowie z Marinette byłem przygnębiony. Szkoda było mi dziewczyny. Tego, że jej matka zginęła i tego, że coś ukrywa. Mówiąc o rodzinie w jej oczach widać smutek i ból. Chciałbym wiedzieć o, co chodzi. lecz nie z czystej ciekawości. Po prostu chciałbym choć trochę odciążyć ją z problemów. Tak po prostu. Bo tak się chyba robi, gdy się kogoś kocha?

-Siema stary! - moje rozmyślenia przerwał Nino. 

-Hej. - burknąłem.

-Masz chemię? - zapytał i usiadł tuż obok. Wyciągnąłem zeszyt z tego przedmiotu i mu podałem. - Dzięki, co się stało? - zapytał i zmarszczył brwi.

-Nie przespana noc. Znowu nie było rodziców. Nawet nie powiedzieli, gdzie są. - wytłumaczyłem.

-Musisz z nimi poważnie porozmawiać. - poradził mi, odrabiając zadanie domowe z chemii. Zagryzł ołówek i patrzył na jedną liczbę. - Co tu pisze? Trzy czy osiem? - zapytał. Spojrzałem na kartkę.

-Sześć, idioto. - powiedziałem i zaśmiałem się.

-Ta jasne. Twoja ósemka wygląda, jak sześć, a piątka, jak dwa. - wytłumaczył oburzony.

-Ojoj, nie obraź się. - uderzyłem go w ramię.

-Auć! To boli. - chwycił za rękę i zaczął się masować w miejscu uderzenia.

-Ojć, przepraszam. Nie wiedziałem, że jesteś taki delikatny. - zaśmiałem się, a mulat mi zawtórował. 

***

Siedziałem, a moje spojrzenie skierowane było w ciemne włosy Marinette. Wyglądała dzisiaj obłędnie. Jej długie włosy spływały falami po plecach, a oczy były bardziej roześmiane, niż zwykle. Nagle przede mną pojawiła się kartka papieru. Rozwinąłem papierek i spojrzałem na zawartość.

[Ty i ja, mój dom. LIILA] 

Spojrzałem na szatynkę, która wręcz rozbierała mnie wzrokiem. Mrugnęła do mnie i zarzuciła nogę na nogę. Oblizała usta i zagryzła wargę. Ohyda. Wzdrygnąłem się i napisałem szybko odpowiedź. Rzuciłem do niej karteczkę i obserwowałem jej reakcję. Wkurzyła się. Dobra, nie. Wkurwiła się. Z oczu rzucała gromami. Spojrzała na mnie, a mnie popchnęło chyba moje alter ego, bo pokazałem jej środkowego palca. Lila oburzyła się i obrażona odwróciła w stronę tablicy.

-To było epickie. - szepnął Plagg spod mojej koszuli. Mimo, że poznałem te stworzonko wczoraj, staliśmy się nierozłączni, a dogadujemy się wspaniale.

-Racja. - wystawiłem do niego wskazującego palca, a on swoją małą łapką przybił mi piątko-jedynkę? Nie wiem, jak to nazwać. 

-Adrienie Agreste! - ryknęła nauczycielka. - Może ty chciałbyś rozwiązać te równanie? - wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie. Nawet niebieskie tęczówki spoglądały na mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się do Marinette.

-Dobrze. - rzekłem spokojnie.

Wstałem od ławki i podszedłem do tablicy. Spojrzenia wędrowały za mną. Nauczycielka podała mi kredę. Stanąłem przed płytą i zacząłem rozwiązywać równanie. Po trzech minutach było gotowe, a zdziwione spojrzenia klasy było rzucone właśnie na mnie. Uśmiechnąłem sie tylko zawadiacko i podążyłem do ławki. Serio, to nie jestem ja. 

***

-Adrien! - zatrzymał mnie mój ulubiony głos na tej planecie.

-Tak? - zapytałem rozmarzony.

-Miałeś dzisiaj przyjść na korepetycje z historii. - przypomniała, a ja miałem ochotę zakopać sie pod ziemię. ZAPOMNIAŁEM!

-O matko... zapomniałem. O której? - zadałem pytanie.

-Po szkole możemy pójść. - zaproponowała.

-J-jasne. - zająknąłem się.

-To do zobaczenia. -rzuciła i przytuliła mnie na pożegnanie. 

Stałem i patrzyłem się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. O kurde blaszka.

-No stary gratulacje. - powiedział Nino i zaklaskał.

-Umm... dzięki? - to był zdecydowanie bardzo dziwny dzień.

_____________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro