*17*
- Czy to możliwe, że Władca Ciem współpracuje z demonami? - zapytałem zaniepokojony.
- To całkiem prawdopodobne.
- Co jest prawdopodobne? - do pokoju wszedł Wayzz. - Co mu się stało? - krzyknął, patrząc na leżącego Plagga.
- Jest wykończy. - oznajmiłem. - Zmęczył się podczas walki z wspólnikami Tiberiusa. - wyrzuciłem na jednym wdechu, a Weji zbladł.
- Co? - pisnął i usiadł na podłodze. - To niemożliwe. Nie zabiliśmy ich wszystkich? Przecież... zrobiliśmy to.
- Niektórzy uciekli, Wayzz. - Mistrz Fu podrapał się po policzku. - Musimy znaleźć ich kryjówkę. Mamy podejrzenia, że współpracują z Władcą Ciem, że to on je wezwał.
- Ale, skąd on miałby o tym wiedzieć.
- Wydaję mi się, że Władca Ciem jest nie tylko posiadaczem Miraculum motyla. Jest kimś groźniejszym i o wiele starszym. - wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę. - Myślę, że Władca Ciem był na miejscu bitwy, jako ktoś inny. - usłyszeliśmy przeciągły jęk.
Plagg budził się, turlając się z jednego miejsca do drugiego. Otworzył powoli swoje zielone ślepia i spojrzał na zebranych. Zdziwił się, widząc przerażonego Weji'a.
- Co się dzieje?
- Prawdopodobnie Władca Ciem tworzy armię demonów. - przełknąłem gulę w gardle. - Tak, jak zrobił to kiedyś Tiberius. - ciemnowłosy wytrzeszczył oczy.
- To niemożliwe. - wstał natychmiast, łapiąc się za głowę i rozmasowując skronie. - Tak się nie da. Nie, nie, nie. - szeptał do siebie.
Wayzz wstał i złapał w swoje ramiona kwami kota.
- Chyba wiem, gdzie może być jego kryjówka. - oznajmił Plagg, wtulony w koszulkę, wyższego od niego Weji'a.
- Jak?
- One mi powiedziały.
- Kto?
- Demony. - wyszeptał.
///
Staliśmy przed wejściem do katedry Notre Dame, wpatrując się w wielkie okrągłe okno. Nie rozumiałem, dlaczego tu, dlaczego potwory powiedziały o tym Plaggowi. Czy to zasadzka?
- A jeśli to pułapka? - zapytałem.
- Przekonamy się w środku. - oznajmił Weji.
Chwycił za rękę Plagga, a potem mnie.
Wnętrze katedry.
Staliśmy pomiędzy ławkami ze złączonymi dłońmi. Czas zwiedzania zakończył się i w środku nikogo nie było.
- Jak wejść do podziemi?
- Nie wiem, ale możemy poszukać. - kiwnęliśmy zgodnie głową i ruszyliśmy.
Chodziłem i dotykałem wszystkich obrazów. Badałem ich fakturę, obramowania. Potem sunąłem ręką wzdłuż ściany, lecz niczego nie znalazłem. Schyliłem się i zauważyłem małą, czarną strzałkę narysowaną tuż przy podłodze. Kilkadziesiąt centymetrów dalej była następna, potem kolejna i jeszcze jedna. Zaprowadziły mnie do chrzcielnicy. Była potężna, wykonana zapewne z betonu, pomalowana była na biało, a wokół niej narysowane były jakieś piktogramy. Na samym dole, prawie że niewidoczny był krzyżyk. Przejechałem po nim palcem. Coś było nie tak. Przycisnąłem rękę do niego. Usłyszałem przesuwanie się jakiś ścian. Nagle nie było ołtarza. Tylko schody prowadzące w dół.
- Wayzz, Plagg! Znalazłem. - krzyknąłem.
Kwami podeszły do mnie i spojrzały w dół.
- Okropnie zimno tutaj teraz. - oznajmił Plagg.
- I strasznie. - dopowiedział Wayzz, pokiwałem głową.
- Idziemy?
Spojrzeliśmy na siebie. Ciemnowłosy powoli pokiwał głową. Weji wyczarował kulę światła i przesunął ją w dół. Zaczęliśmy schodzić po schodach. Były brudne, całe w pajęczynach, śliskie i na pewno nieużywane przez jakieś stulecia. Czyli jest jeszcze jedno wejście albo ktoś siedzi tam przez stulecia, chociaż ta druga teoria jest raczej niemożliwa. Oby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro