Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2



Dziedziniec szkolny był duży i szeroki. Spokojnie zmieściło by się tu kilka dużych wozów strażackich , autobusów i karetek jednocześnie .Pewnie to po to by pomieścić wszystkich uczniów podczas apeli na zewnątrz. Z tego co mówił Will z Marcusem wiem że nauka trwa tu sześć lat , a na każdym są przynajmniej cztery oddziały :Wilczy , Wampirzy ,Magiczny i Mieszany gdzie trafiają niewiadomi i cała reszta która jest za mała na to by stworzyć oddział. Na przykład Trytony ,Duchy ,czy Elfy ... chociaż te ostatnie z tego co wiem to tak jak czarownice ,druidzi , wróżki czy driady ,lądują w Oddziale Magicznym. W każdym razie , główny dziedziniec prowadzi prosto do budynku szkolnego . Był to duży budynek z czerwonej cegły , o dwuspadowym dachu pokrytym ceramicznymi ,czarnymi dachówkami. Miał co najmniej cztery piętra . Duże szerokie okna na pewno wpuszczały do środka dużo światła ,a z drugiej strony było widać kawałki fioletowych zasłon . Dwu skrzydłowe drzwi były wykonane z ciemnego drewna . Było na nich pełno - kiedyś zapewne złotych, obecnie jednak wyblakłych - zdobień przedstawiających różnego typu symbole, których znaczenia nie rozumiałam. Nad drzwiami wisiał herb szkoły .A do drzwi prowadziły do nich kamienne schody które im wyżej się szło tym bardziej się zwężały . Za głównym budynkiem widać było jeszcze dwa inne budynki ,ale z tego co usłyszałam nie jedyne.

Zatrzymałam się przed olbrzymimi schodami wpatrując się w herb , dokładnie taki sam jak ten nad bramą , z jedną jedyną różnicą. Ten nad bramą wykonany był w całości z ciemnego metalu , a ten nad drzwiami był w kolorze. Czarny kruk na samym środku otoczony drzewami koloru ciemnej zieleni ,na całkowicie ciemnofioletowym tle .

Zauważyłam że chłopaki ruszyli wzdłuż lewej ściany budynku szkolenego, zupełnie zapominając o mojej obecności. Nie przeszkadzałoby mi to gdyby nie to że nie wiedziałam co dalej. Znaczy wiedziałam ze miałam iść do sekretariatu po klucz do pokoju i coś podpisać ,ale nie miałam zielonego pojęcia gdzie może się on znajdować . No i Will miał moja torbę . Najwidoczniej o tym zapomniał .

-Chłopaki czekajcie ! – krzyknęłam

Obydwoje odwrócili się do mnie w tym samym momencie, dość mocno zdziwieni. Możliwie że byli pewni że szłam cały czas za nimi , albo że już poszłam w swoim kierunku .Mimo to zaczekali aż do nich podejdę .

- o co chodzi ?- zapytał Marcus cały czas uśmiechając się miło

- Po pierwsze , nie wiem gdzie jest sekretariat, a po drugie – przerwałam wskazując na Willa- ty masz moją torbę

Wyglądał jakby faktycznie teraz to zauważył , czyli miałam rację że o tym zapomniał. Zdjął ją z ramienia i podał mi do ręki pasek. Gdy ją puścił pod wpływem ciężaru moja ręka poleciała trochę do dołu ,ale zaraz zarzuciłam pasek torby na ramię . Zapomniałam że była taka ciężka .

- yyy sekretariat jest na ... drugim piętrze ?

- nie na trzecim ?- zapytał Marcus ,na co Will wzruszył niepewnie ramionami.

Patrzyłam na nich w szoku . Chodzili to tej szkoły już dwa lata. Teraz zaczynali trzeci rok nauki a nie mieli pojęcia o tym gdzie jest sekretariat. Ja naprawdę rozumiem że szkoła jest ... no ogromna, wydaje mi się jednak że każdy uczeń powinien wiedzieć gdzie jest gdzie jest sekretariat. Albo przynajmniej na jakim piętrze.

- na pewno w korytarzu po lewej – stwierdził w końcu mój kuzyn

Załamałam ręce patrząc to na jednego , to na drugiego . Nie byłam pewna czy sobie ze mnie żartują , czy też nie .

-A co Nemo już ma się stawić u wicedyrektorki ? za co tym razem ?- trzeci głos zwrócił uwagę zarówno moją jak i chłopaków stojących przede mną. Zgodnie moi rozmówcy zgodnie odwrócili się w kierunku nie jednej, a dwóch osób zmierzających ku nam .

Właścicielem głosu musiał być dość wysoki ,czarnoskóry chłopak. Wzrostem mógł dorównywać Marcusowi ,ale raczej nie był od niego wyższy. Włosy miał ścięte równo prawie że na łyso. Ciemne szeroko rozstawione oczy ,szeroki nos i równie duży uśmiech . Przebrany już był w szkolny mundurek , składający się z białej koszuli , ciemnofioletowej marynarki z herbem szkoły , czarnych spodni i tego samego koloru butach.

Drugą osobą była dziewczyna o miodowych lokach opadających na ramiona . Głęboko osadzone oczy miały piękny niebieski kolor zupełnie jak wiosenne niebo . Twarz zdobił też jej zgrabny nos i wąskie uśmiechnięte usta. Jedyne co nie pasowało do tego obrazka to blizna ciągnąca się od połowy lewego policzka wzdłuż dolnej lini szczęki. Mimo to nie szpeciła jej ,lecz dodawała jakiegoś uroku. Była prawie tak wysoka jak Will i spokojnie można było ją nazwać szczupłą, mimo że nie była wychudzona , Miała figurę w kształcie klepsydry ,a więc szersze biodra i ramiona ,oraz wąską talię. W odróżnieniu od ciemnoskórego chłopaka miała na sobie koszulę w kolorze fioletu ,z białym kołnierzem ,ale pyzatym podobnie jak on czarne spodnie i lakierki.

-Louie !- Zawołał Marcus rozkładając ręce do męskiego uścisku .

Mój kuzyn westchnął zrezygnowany i również ruszył w kierunku znajomych .Miałam rację myśląc że ,jak mniemam , Louie nie jest wyższy niż rudy Marcus , do dało się zobaczyć podczas ich męskiego uścisku . Następnie rudzielec podszedł uściskać blondynkę , a Will i czarnoskóry wymienili się uściskami dłoni

-dlaczego jak ktoś ma iść do dyrektora to zawsze myślicie że to ja ?

- bo od pierwszej klasy pakujesz się w same kłopoty – odpowiedziała dziewczyna przytulając mojego kuzyna zupełnie tak jak przed chwilą Marcusa.

Miała przyjemny głos. Nawet bardzo. Na pewno gdyby miała do powiedzenia coś ważnego to każdy czułby się w obowiązku wysłuchać jej do końca.

Ja natomiast miałam wrażenie że podczas tego gestu Will nieznacznie się zarumienił . Ale równie dobrze mogła to być reakcja na jej słowa .

Czułam się trochę nieswojo. Gdy chłopcy podeszli nieco bliżej by się przywitać ja nawet nie ruszyłam się z miejsca ,i nie byłam pewna czy powinnam to robić , więc stałam w miejscu tylko im się przyglądając . W głowie pojawiło mi się jednak pytanie ,które wydawało mi się bardzo trafne na tą chwilę więc po prostu je zadałam

-Skąd wiedziałeś o czym rozmawiamy ? – wzrok wszystkich zwrócił się na mnie ,ale jakoś mnie to nie speszyło . Schowałam rękę do tylniej kieszeni spokojnym ruchem . Przecież ciekawość to nic złego. Chłopak zmierzył mnie wzrokiem cały czas się uśmiechając . Uśmiech dziewczyny na chwilę zmalał ,ale to sprawiło że wyglądał bardziej naturalnie i szczerze .

-Will ma bardzo donośny głos , i było go słychać na drugim końcu akademika – zażartował Louie

-Akurat – prychnął Will

-acha... - powiedziałam nie wiedząc co mam odpowiedzieć – to może ty mi powiesz gdzie jest ten sekretariat ?

Uśmiech natychmiast zniknął z jego twarzy ,a zastąpił go wyraz zakłopotania. Podrapał się nerwowo po karku

-Sekretariat...

-Drugie piętro, lewy korytarz trzecie drzwi po prawej ... wydaje mi się że to pokój 214 , ale tego pewna nie jestem- powiedziała dziewczyna ,patrząc na chłopców z politowaniem .

W myślach powtórzyłam instrukcję , po czym kiwnęłam kilka raz głową

-dzięki – powiedziałam powoli się odwracając

- nie ma za co

W stronę drzwi szłam dość szybkim krokiem ,a gdy wspinałam się po schodach praktycznie straciłam moich nowych „znajomych" z oczu , zanim jednak jeszcze weszłam do wnętrza budynku zdążyłam usłyszeć

- ej w widzieliście jakie ona ma oczy ?!- nie chciało mi się tego komentować .Po prostu zamknęłam za sobą drzwi.

Zaraz za drzwiami przywitały mnie szerokie schody , przez których środek leżał ciemnofioletowy dywan . Ten fam podłużny dywan ciągnął się również przez korytarz wyłożony panelami. Korytarz ciągnął się zarówno w lewo ,jak i prawo . Za schodami znajdowało się dwoje takich samych drzwi jak te przez które tu weszłam . Domyśliłam się że prowadziły one na zewnątrz. Ściany były otynkowane i pomalowane ,kiedyś zapewne ,Ana biało , teraz jednak ten kolor był bardziej szary .Wzdłuż ciągnęły się klasy . Tak jak zauważyłam wcześniej w oknach wisiały fioletowe zasłony . ściany między klasami były natomiast ozdobione przez wiszące na ścianach obrazy, gazetki szkolne, czy gablotki z trofeami. A było ich naprawdę dużo.

Powoli podeszłam do schodów . Również kamienna poręcz była śliska, gładka i nieprzyjemnie zimna w dotyku . Zresztą jak na razie cały budynek szkolny wydawał się zimny i surowy. Jakby nie miał zachęcać do nauki ,a odstraszać od tego miejsca. Możliwe że to było tylko moje wrażenie . W końcu spacer całkowicie pustą szkołą nigdy nie budził we mnie pozytywnych emocji. W nikim chyba nie budził.

Zatrzymałam się na drugim piętrze i rozejrzałam się w obie strony . Podobnie jak na pierwszym piętrze i na parterze, ściany w korytarzu ozdobione były gablotami z nagrodami, obrazami i jakimiś gazetkami które nie zmieniły się od wzeszłego roku. Gdy skręciłam w lewy korytarz zatrzymałam się przy jednej z takich gazetek. Znajdowała siętam informacja o zgubionym podręczniku do „Run i Hieroglifów" , ktoś znalazł parę wyjątkowo popisanych zielonych trampek w budynku sportowym i szukał właściciela ,Informacja od jednego z nauczycieli o potrzebie przesunięcia treningu z koszykówki , oraz o tym ,że kółko teatralne z chęcią przyjmie nowych członków.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy nie byłam dobrą aktorką. Ukrywanie uczuć zawsze dobrze mi wychodziło ,ale kłamanie ,czy odgrywanie ról? Nigdy mi to nie wychodziło . Lepiej mi wychodziło pisanie scenariuszy ,jeśli już jakoś miałam być powiązana z teatrem. Zresztą zawsze lubiłam pisać niestworzone historie . Przelewanie wyobraźni na papier zawsze mi wychodziło .

Odsunęłam się od gazetki i odliczyłam trzecie drzwi po prawej stronie .Tak jak powiedziała blondynka , były to drzwi z numerem 214. Wzięłam głęboki wdech, zapukałam w nie krótko, i weszłam. 

Wnętrze sekretariatu było dość ciemne i małe . Jedynym źródłem światła dziennego było jedno duże okno w rogu pomieszczenia . Do tego zasłonięte fioletową zasłoną. Obok okna stała komoda , na której stał jakiś zielony kwiatek. Miałam nadzieję że przynajmniej lubi zacienione miejsca. Zaraz obok stała duża szafa z ciemnego drewna . Wyglądała na starszą niż komoda ,ale idealnie pasowała do wnętrza . Po prawej skronie naprzeciwko szafy stała ciemna recepcja , na której stał telefon stacjonarny , jakiejś dokumenty i przybornik( nie zdziwiło mnie że i on był fioletowy) z długopisami, markerami, szpilkami i spinaczami biurowymi. Po lewej , pod ścianą naprzeciwko okna stało biurko , z komputerem i drukarką , gdzie przy obrotowym krześle siedziała sekretarka. Po lewej stronie nad biurkiem wisiała też gablotka z kluczami , a zaraz obok były również drzwi z tabliczką z napisem „dyrektor".

A sekretarką okazała się dość młoda , przynajmniej z wyglądu ,kobieta. Włosy w kolorze mysiego blond miała związane w ciasną kitkę , przez co odsłaniała swoje długie szpiczaste uszy. Miała okrągłe intensywnie zielone oczy , zupełnie jak świeże liście na wiosnę . Na zadartym nosie nosiła okulary o okrągłych oprawkach . Usta były pełne pomalowane matową czerwoną szminką . Szyję miała jak na mój gust trochę za długą, do tego była bardzo chuda i miała długie nogi. Miała na sobie białą koszulę , czarną ołówkową spódnicę i szpilki ,co w jej wypadku nie było konieczne .

Ze znudzeniem dała mi do podpisania statut szkolny , po krótce wytłumaczyła zasady panujące w akademiku i podała klucz do mojego pokoju. Zasady nie były bardzo skomplikowane. Były dwa budynki w których umieszczone były pokoje . Jeden budynek był dla dziewcząt, drugi dla chłopaków. Ogólnie nie było ustalonej godziny ciszy nocnej, ale po dwudziestej trzeciej zabronione było opuszczanie budynku , no chyba że miało się zgodę nauczyciela ,lub było się wilkołakiem. Próbowałam się też ze statutem szkolnym ,ale po przeczytaniu pierwszej strony zrezygnowałam. Szkoda mi było się z tym męczyć . Sekretarka wyjaśniła mi też ze mundurki , znajdują się już w szafie w pokoju ,więc o to nie muszę się martwić. Podziękowałam jej i opuściłam sekretariat z nieskrywaną ulgą.


Ze szkoły wyszłam tylnymi drzwiami , które jak się domyśliłam ,prowadził na wewnętrzny dziedziniec. Na środku rósł wielki, rozłożysty dąb. Pojedyncze liście u góry jego korony były już lekko żółte. Najniższe gałęzie , jak zauważyłam były na wysokości moich wyciągniętych ramion, więc domyśliłam się że uczniowie nie raz wdrapują się a jego gałęzie. Dąb rósł na prostokącie trawy który od deptaka oddzielony był jedynie cienkim betonowym krawężnikiem.

Po obu stronach deptaka , znajdowały się ławki dla uczniów i nauczycieli ,oraz po dwa budynki z obu stron. Jak powiedziała mi sekretarka ,pierwsze budynki , zarówno po lewej ,jak i po prawej to akademiki. Następnie naprzeciw siebie znajdowały się stołówka i biblioteka . A centralnie naprzeciwko szkoły stał budynek sportowy , częściowo zasłaniany przez dąb. Wszystkie budynki były wybudowane w podobnym stylu , jedynie stołówka była niższa od reszty.

Nie wiedziałam który akademik to budynek dla dziewcząt. Nie żebym o to nie zapytała, po prostu nie otrzymałam odpowiedzi. Więc chyba podświadomie skierowałam się do lewego budynku. Szłam powoli w końcu nigdzie mi się nie śpieszyło .

-KRA!

Zatrzymałam się , słysząc ten jakże charakterystyczny odgłos wydawany przez kruka.

-KRA !

Odwróciłam się w , poszukując źródła dźwięku . Nic jednak nie zauważyłam . Miałam się odwrócić gdy krakanie rozległo się znowu, ale tym razem zauważyłam jego źródło.

Nie powiem że gdyby się nie poruszył to najpewniej bym go nie zauważyła. Szczerze to nawet się zdziwiłam. Na jednej z gałęzi siedziały dwa kruki . Z czego jeden był cały biały . Miałam wrażenie ,że wlepiają swoje czerwone i czarne spojrzenie prosto we mnie.

Dotarło do mnie wtedy że jeszcze nigdy nie widziałam białego kruka. Znaczy wiedziałam że istnieją , ale nigdy jakoś nie myślałam o tym że gdzieś faktycznie mogę zobaczyć takie zwierzę . A jednak spotkałam. Dziwnym trafem to właśnie kruk był w herbie szkoły . Może nie było to bez powodu ?

Zauważyłam że już dłuższą chwilę stoję tak i wpatruje się w ptaki . Gdyby ktoś teraz tędy przechodził spokojnie mógłby to uznać za dziwne . Ruszyłam więc w dalszą drogę a za mną cały czas słyszałam skrzeczenie ptaków. A potem usłyszałam jeszcze trzepot skrzydeł. Lekko już zirytowana odwróciłam się w stronę ptaków.

Czarny kruk zleciał z gałęzi i teraz stał na betonowym krawężniku ,oddzielający deptak od trawy. Wpatrywał się we mnie swoimi czarnymi oczami jakby wyczekująco. Czułam się coraz bardziej nieswojo, a jednocześnie strasznie się irytowałam .Dlaczego zawsze ja. Najgorsze że to nie była pierwsza taka sytuacja z udziałem kruka , która mi się przydarzyła.

Kiedy byłam mała znalazłyśmy z mamą kruka na spacerze. Miał złamane skrzydło ,a ja uparłam się że trzeba mu pomóc. Zabraliśmy go do weterynarza , który opatrzył ranę. Do czasu aż nie wydobrzał, ktoś musiał się nim zajmować. I padło na mnie. Nie odstępował mnie na krok. Cały czas siedział mi na ramieniu nie ważne co robiłam , a gdy szłam spać siadał na ramie mojego łóżka , rozglądał się po pokoju a potem patrzył na mnie. Don stwierdził że to dziwne zachowanie dla dzikiego zwierzęcia. Zgodziłam się z nim . to było bardzo dziwne. Nawet gdy wydobrzał i wypuściłam go na wolność często widziałam jak obserwował mnie gdzieś siedząc na gałęzi ,albo przez okno mojego pokoju.

A potem nagle z dnia nie dzień zniknął.

- KRA! – zarzucił głową w drugą stronę.

Westchnęłam zakrywając oczy dłonią . Tym razem zupełnie zignorowałam oba ptaki i szybko wbiegłam po schodach . Zatrzymałam się przed drzwiami i ze zdenerwowaniem odkryłam , że to męski akademik . Informowała o tym tabliczka na drzwiach z napisem „boys" , ale również to że na całej powierzchni ktoś (zapewne sami mieszkańcy) namalował markerami różne godne cenzury teksty i rysunki.

Tym razem krakanie brzmiało zupełnie jak śmiech. Oba ptaki stały teraz na krawężniku . Miałam wrażenie że ich krakanie niesie się po całym dziedzińcu . Uparcie starałam się na niech nie patrzeć ,gdy ich mijałam .

- Bardzo zabawne – mruknęłam , gdy zamykałam za sobą drzwi drugiego budynku .

Z kieszeni bluzy wyciągnęłam klucz do pokoju, który wcześniej tak wrzuciłam, i spojrzałam na numer. Już wtedy wiedziałam że czeka mnie codzienna wspinaczka po schodach.

Na szczęście na każdym piętrze była tabliczka z informacją jakie numery pokoju się tu znajdują . Do tego na korkowej tablicy tuż obok było pełno informacji i próśb do innych mieszkańców danego piętra . Szczególnie spodobała mi się jedna z drugiego piętra „to że nie ma ciszy nocnej, nie znaczy, że możecie się drzeć o czwartej nad ranem (Sam!). Inne piętra też się skarżą ! Chyba wszystkie wiemy o kim mowa (Sam)! I Albo będzie spokój albo rozwiążemy to inaczej. Dziękujemy za przeczytanie pokój 206(tak mowa o pokoju zaraz obok)" a pod spodem dopisek „Chciałabym to zobaczyć (Barbie)! A i radzę nie nakładać takiej ilości tapety na twarz bo i tak już ci nie pomoże ! Pokój 207 przesyła buziaki"

Na nieszczęście trafił mi się pokój na czwartym piętrze. Oczami wyobraźni widziałam codzienne wbieganie i zbieganie w górę i dół gdybym zapomniała jakiegoś podręcznika. A to zdarzało się bardzo często.

Gdy odnalazłam wreszcie mój pokuj wsadziłam klucz do zamka i przekręciłam, jednak okazało się to niepotrzebne. Drzwi były otwarte. To znaczyło że moje współlokatorki są już w środku . Nacisnęłam klamkę i popchnęłam drzwi.

W środku było jasno .Ściany miały kremowy kolor, a na podłodze znajdował się okrągły ,puszysty dywan. Był dość duży bo sięgał do każdego z czterech łóżek ustawionych w rogach pokoju. Każde łóżko posiadało fioletową pościel . Nad nim wisiała dość wąska półka na rzeczy osobiste. Przed każdym z nich stała dość duża komoda o pięciu szufladach przed dużym oknem znajdującym się naprzeciw wyjścia stał stolik z dwoma krzesłami , a dwa kolejne krzesła stały między komodami po prawej stronie. W wąskim przedsionku w którym stałam po obu moich stronach stały wysokie szafy.

Jedna z moich współlokatorek stała przy łóżku po prawej od okna poprawiają pościel . Była może trochę niższa i szczuplejsza ode mnie. Miedziane włosy miała związane w koczka na czubku głowy. Miała też prostą grzywkę a czarne oczy schowane były za okularami o prostokątnych , czarnych oprawkach . Buzię miała szczupłą , i gdy tylko mnie zobaczyła jej usta wykrzywił uśmiech . Była ubrana już w mundurek: fioletową koszulę i czarną spódnicę. Patrząc na nią dotarło do mnie że widziałam już chyba wszystkie kombinacje mundurka i to jednego dnia.

- Cześć – powiedziałam wchodząc trochę w głąb pomieszczenia.

-Hej ! – niemal krzyknęła rzucając niedbale poduszkę i ruszając w moją stronę

- siema – mruknął cichy głos z drugiej strony .

Dopiero teraz zauważyłam drugą dziewczynę . Siedziała na łóżku ,zapinając białą koszulę . Widać było że podobnie jak ja dopiero przyjechała , bo na ziemi tuż obok jej łóżka stała walizka ,a obok niej leżały niedbale rzucone ubrania. Włosy miała krótko ścięte i przefarbowane na różowo ,ale widać już było jasne odrosty . Szare oczy były przymrużone i skupione na zapinaniu guzików. Przygryzała zdenerwowana dolną wargę podczas wykonywania czynności. Chyba denerwowało ją że aż tyle jej to zajmuje

Ruda wyciągnęła do mnie rękę uśmiechając się przyjaźnie ,co naprawdę próbowałam odwzajemnić, ale nie jestem pewna czy mi wyszło

-jestem Veronica, ale możesz mi mówić Ronnie , tak jak wszyscy

-Cara , a ty ? – zwróciłam się do dziewczyny siedzącej na łóżku

- Gwen – nawet na mnie nie spojrzała ,ale jakoś mnie to nie zdziwiło.

- mamy jeszcze kogoś w pokoju ?

- jak na razie nie ,ale to niewykluczone. Większość uczniów zjeżdża się na samo rozpoczęcie roku – poinformowała Ronnie

Minęłam ją i rzuciłam swoją torbę na łóżko po lewej od okna. Wyprostowałam plecy i przeciągnęłam się. Większość uczniów ,ale oczywiście nie mój kuzyn. Może chodzi o to że nie chce mu się potem śpieszyć, albo zwyczajnie woli wcześniej jeszcze na spokojnie porozmawiać ze znajomymi , przed szkołą.

-mundurki są w szafie tak ?

-tak ,ale może lepiej od razu przełóż swój komplet do komody

- dobry pomysł , dzięki Ronnie

- spoko... Cara , mogę mieć takie niedyskretne pytanie ? – zatrzymałam się przed szafą i spojrzałam prosto na dziewczynę , która właśnie siadała na łóżku. Nie musiała zadawać pytania bym wiedziała o co chodzi

-Nie , nie noszę soczewek – otworzyłam szafę i zajrzałam do środka.

W środku wisiały po dwie fioletowe i białe koszule, po dwie pary spodni i spódnic. Wyjęłam swój komplet i zgodnie z radą postanowiłam od razu schować je do komody . Wolałam mieć pewność że nikt poza mną nie nosi moich ubrań i z mundurkiem było podobnie .

- wybacz...

-nie szkodzi , wszyscy o to pytają – wzruszyłam ramionami, posyłając jej lekki uśmiech ,chcąc uświadomić że naprawdę nie chowam urazy.

Wyszczerzyła zęby w uśmiechu ,a ja schowałam ubrania do pierwszej szuflady komody . Na zewnątrz zostawiłam tylko białą koszulę i czarne spodnie , w które zamierzałam się przebrać. Otworzyłam moją torbę i zaczęłam się wypakowywać , czego w sumie nigdy nie lubiłam. Książki , w tym też pamiętnik mamy położyłam na razie na wierzchu , i skupiłam się na ubraniach .Jedyne buty jakie wzięłam ze sobą oprócz tych które miałam na nogach to czarne trampki które wrzuciłam pod łóżko ,tak samo jak pustą torbę. Książki ,zeszyty i parę innych przyborów szkolnych wrzuciłam do ostatniej szuflady .

Mimo że miałam taki zamiar nie wrzuciłam tam też pamiętnika mamy . Przez chwilę naprawdę walczyłam z samą sobą , aż w końcu się poddałam . Zamknęłam szufladę nogą i usiadłam na łóżku uparcie wpatrując się w okładkę. Bezsensownie go przekartkowałam, mimo to że wiedziałam że nic nie zobaczę. Zamiast tego wyciągnęłam z niego fotografie którą wsadziłam tam przed wyjazdem . Zdjęcie mojej mamy i mnie zrobione rok temu.

- co to ? – zapytała nagle Gwen przysiadając się obok mnie na łóżku . Palcem wskazywała pamiętnik ,ale widziałam też jej zainteresowanie zdjęciem

- pamiętnik mamy

- zakosiłaś mamie pamiętnik ? odważnie – zażartowała odchylając się do tyłu

- sama kazała mi go przekazać po swojej śmierci – odparłam spokojnie odkładając go na komodę.

-sorry ,nie wiedziałam ... to ona ?- zapytała zaglądając mi przez ramię . Podałam jej fotografię kiwając głową . Ronnie podeszła bliżej nachylając się nad zdjęciem .

Przez chwilę obie wpatrywały się w zdjęcie . Nie było jakieś szczególne . Znałam je na pamięć . Okoliczności tez znałam na pamięć . Mama siedziała na werandzie i czytała książkę a ja przyniosłam jej moje krótkie opowiadanie które dopiero co napisałam . Pod koniec wybuchnęła niepohamowanym śmiechem ,a ja wiedząc co przeczytała też się zaśmiałam. Wtedy znienacka pojawił się Will i zrobił nam zdjęcie.

W końcu Gwen oddała mi fotografię uśmiechając się lekko. Gdy to zrobiła od razu dało się zauważyć aparat na zębach . Ciekawe ,ale ten szczegół wcześniej mi umknął.

- mnie nie wolno było mieć zwierzątka , mama twierdziła że jestem zbyt nieodpowiedzialna , nawet rybek nie mogłam mieć

- rozumiem cię, ja też nie ,ale z innego powodu . Zwierzęta raczej za mną nie przepadają – przewróciłam oczami , a dziewczyny zmarszczyły brwi zdziwione

- a ten kruk ?

- Jaki kruk ?

- no ten na zdjęciu – wtrąciła Ronnie

Nie byłam pewna o czym mówią . Wpatrywałam się w to zdjęcie godzinami po śmierci mamy . Nie było na nim żadnego ptaka . Byłam tego pewna ,ale wzrok moich nowych znajomych sprawił że zwątpiłam. Po raz kolejny spojrzałam na zdjęcie.

Nic się nie zmieniło . Mama nadal siedziała w wiklinowym fotelu śmiejąc się do aparatu . Włosy miała rozwiane na wszystkie strony , w jasnych oczach widać było radość i matczyną miłość . Miała na sobie czerwony sweter, i czarne spodnie – czego już na zdjęciu widać nie było ale ja doskonale pamiętałam . Obok stałam ja , jak zwykle ze związanymi włosami w różowej koszulce z nadrukiem słodyczy i zwykłych dżinsach . Za nami widać było kawałek werandy i polanę przy której znajdował się nasz dom ,jednak nie było na nim kruka .

-jest tu, siedzi na oparciu fotela twojej mamy – dodała widząc że nadal nie wiedziałam o czym mówią

I faktycznie był. Siedział tuż obok ręki mojej mamy . Głowę miał obróconą bokiem przez co było widać tylko jedno czarne oko . Wyglądałby jak każdy inny kruk o czarnych skrzydłach ,gdyby nie blizna na skrzydle . Bardziej tego że wcześniej go na zdjęciu nie było, byłam pewna że to nie możliwe.

Bo to był ten sam kruk którego uratowałam jako dziecko. Ten który nie odstępował mnie na krok i który któregoś dnia tak po prostu zniknął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro