Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 1


Mama zawsze była mistrzynią podchodów. Gdy w dniu urodzin dostałam aktualnie trzymany w dłoni list i pamiętnik- teraz ukryty głęboko w mojej torbie- nie wiedziałam czy jestem bardziej wściekała , czy może zawiedziona .Całe życie mnie okłamywała . Wiedziałam o tym i pozwoliłam na to . Nie raz pytałam się jej o przeszłość . O ojca, o to dlaczego nigdy nie odwiedzamy dziadków ,dlaczego mieszkamy na odludziu... Zawsze odpowiadała że jestem za mała by to zrozumieć ,więc nie naciskałam. A może powinnam. W końcu zawsze byłam dociekliwa we wszystkim. Gdy tylko się czegoś dowiedziałam chciałam wiedzieć wszystko . od początku do końca . Dlaczego więc gdy kłamała mi w żywe oczy pozwalałam jej na to ? Dlaczego nie drążyłam tematu? Gdybym mogła cofnąć czas na pewno bym to zrobiła.

Krajobraz za oknem nie zmienił się od dwóch godzin. Samochód jechał szosą w środku lasu . Po obu stronach , za szybą , drzewa i krzewy pod wpływem prędkości zlewały się w jedną bezkształtną , niewyraźną ,zielono-szarą smugę. Na niebie ciemne chmury przesuwały się pod wpływem wiatru w dość szybkim tempie, zwiastując nadchodzący deszcz. Zapowiada się piękny początek nowego roku szkolnego. A to dopiero jutro.

- Za niecałą godzinę będziemy w Ravenwood ,a stamtąd do szkoły to już tylko kwestia paru minut ...może zatrzymamy się we wsi na coś do jedzenia ?-Zapytał Will z uśmiechem

Nie odpowiedziałam mu . zamiast tego jedynie wzruszyłam ramionami. Uśmiech zniknął z jego twarzy ,a z ust wyrwało się głębokie westchnienie

-no tak...

To nie tak że go nie lubiłam . Wręcz przeciwnie . Uwielbiałam mojego kuzyna . Spędzał u nas prawie każde wakacje . Nigdy nie przeszkadzała nam różnica wieku . Zachowywał się trochę jak mój starszy brat. Nigdy nie pozwalał dzieciaką na obrażanie mnie ,ciągle mi w czymś pomagał ,nawet gdy tego nie potrzebowałam . Podobnie jak ja teraz ,gdy on skończył szesnaście lat dostał stypendium w Ravenwood Academy . W pierwsze wakacje po roku szkolnym przyjechał na dużo krócej ,ale też coś się w nim zmieniło. Nie tyle z wyglądu , co może trochę bardziej z charakteru i zachowania. Nadal był zabawny i dowcipny ,bronił mnie przed wszystkimi nawet tymi najgłupszymi zagrożeniami ,ale był jakiś przygaszony .Do tego mniej rozmowny ,a tematu szkoły unikał jak ognia. Następnego lata było to samo ,a w tym roku gdy przyjechał po mnie by zabrać mnie do szkoły ,zachowywał się jak kiedyś . Ta nagła zmiana dodatkowo mnie rozdrażniła. Przez połowę drogi opowiadał mi o szkole ,cierpliwie odpowiadając też na moje pytania ,ale gdy zapytałam go o rasę do jakiej należy zmarkotniał . Bąknął jedynie ciche „trytonem" i zamilkł mimo że od razu zarzuciłam go gradem pytań . Do tej pory nie odpowiedział na ani jedno .

- masz zamiar milczeć resztę drogi ?

-a zamierzasz odpowiadać na pytania ?- odfuknęłam odwracając się w jego stronę. Na moment podłapał mój wzrok ,by po chwili znowu spojrzeć a niekończącą się szosę. Nie odpowiedział – no właśnie

Telefon mojego kuzyna zaczął wibrować położony na desce rozdzielczej . Przez pierwsze kilka sygnałów nie reagowałam . Szczerze mówiąc myślałam że Will odbierze. Jednak tego nie zrobił. Spokojnie skręcił w lewo ,gdzie drzewa zaczęły się powoli przerzedzać ukazując szare niebo . Gdzieś ciągle daleko zza linią drzew było widać zarysy wzgórz .

Telefon przestał wibrować ,i poza cichym dźwiękiem silnika we wnętrzu samochodu panowała cisza. Bardzo ciężka cisza . Często tak się działo gdy byłam na kogoś zła. Zwykle po prostu opuszczałam pomieszczenie ,lecz nie miałam takiej możliwości . Więc milczałam . Miałam nadzieję, że taka gaduła jak mój kuzyn długo tak nie wytrzyma i w końcu zrobi coś by przerwać tą ciągnącą się cisze. Co by oznaczało że musiałby odpowiadać na moje pytania .

Ale jego komórka nie dawała za wygraną. Mimo to Will nie wyglądał na zdenerwowanego , czy zirytowanego telefonem. Wręcz przeciwnie . Był tak spokojny jak zawsze gdy tłumaczył mi że w szafie nie ma potwora i to tylko i wyłącznie moja wyobraźnia. Miałam wrażenie przyglądając mu się że on nawet nie słyszy telefonu . Ale było niemożliwe. Nawet ja słyszałam to denerwujące brzęczenie ,a mam raczej słaby słuch .

- Will , telefon ci dzwoni

-no i ?

Zmarszczyłam brwi zdziwiona jego spokojną odpowiedzią

- nie odbierzesz ? nie ciekawi cię kto to ?

- pewnie Marcus ,mamy zgarnąć do ze wsi jak już tam będziemy , pyzatym nie wiem czy zauważyłaś, ale prowadzę samochód

-acha ...- nie wiedziałam co innego mogę odpowiedzieć .Zapytałam bo po prostu byłam ciekawa. Jak zwykle – A długo będzie tak dzwonił?

-zwykle nudzi się po dziesiątym sygnale – wzruszył ramionami- ale jak ci przeszkadza to możesz odebrać i powiedzieć że za jakieś czterdzieści minut będziemy

Przez chwilę rozważałam wszelkie ,za i przeciw . W końcu to nie koniecznie musiał być ten jego ... no właśnie . Przyjaciel ?kolega? A z drugiej strony to w sumie pozwolił mi odebrać . Więc nie będzie to nic złego .Możliwe że bałam się tego , kogo mogłam usłyszeć po drugiej stronie. Nie wiedziałam czego się spodziewać . Mimo to uparcie wpatrując się w telefon -moja ciekawość zwyciężyła – wyciągnęłam po niego rękę .

Na wyświetlaczu ,było zdjęcie uśmiechniętego Willa i wysokiego rudego chłopaka . włosy miał rozczochrane ,ale było widać że wcześniej były ułożone na żelu. Zielone oczy były lekko przymrużone z powodu szerokiego uśmiechu wykrzywiającego jego usta. Nie patrzył jw aparat w momencie robienia zdjęcia. Jednym ramieniem obejmował szyję Willa , a drugą ręką czochrał mu włosy . Obydwoje mieli na sobie sportowe fioletowe koszulki sportowe ,z dwoma szarymi paskami po bokach i godłem szkoły na piersi. Z tyłu było widać kawałek boiska i ścianę lasu . Gęstego lasu ,który mimo tego że zdjęcie zostało zrobione w dzień wyglądał mrocznie i niepokojąco .

Przesunęłam zieloną słuchawkę z lewej do prawej i przyłożyłam telefon do ucha . Myślałam że zdążę się chociaż przywitać , z chłopakiem po drugiej stronie ,ale on od razu zaczął mówić nie dając mi dojść do głosu

-stary ! gdzie ty jesteś do cholery ?! powinieneś być tu pół godziny temu! Ja wiem że lubisz się spóźniać , przez trzy lata zdążyłem to zauważyć ,ale bez jaj ! Louie dzwonił do mnie pół godziny temu że podjeżdża pod szkołę , razem z Moną i...

-Will prowadzi samochód i prosił żebym odebrała

Przerwałam jego monolog , przy okazji odsuwając rękę od drugiego ucha , które zakryłam gdy chłopak po drugiej stronie aparatu zaczął krzyczeć do słuchawki. Widziałam , że Will uśmiecha się złośliwie ,ale wzrok uparcie wlepiał w drogę przed nami. Przez chwilę po drugiej stronie panowała całkowita cisza

-czekaj ... to z kim ja rozmawiam ?! Pani Hamilton ?!! Matko strasznie panią przepraszam nie spodziewałem się że... -Zaśmiałam się na te słowa ,a chłopak po drugiej stronie znowu zamilkł .

Will spojrzał na mnie przelotnie ,nie kryjąc zdziwienia, a ja nie mogłam opanować śmiechu. Odkąd dowiedziałam się o śmierci mamy nie śmiałam się. Nie tak prawdziwe. Często udawałam śmiech ,gdy ktoś próbował mnie rozbawić, czy rozweselić by nie sprawiać mu przykrości .Nic mnie jednak nie bawiło tak jak kiedyś . Wzięłam kilka głębokich wdechów by się uspokoić, po czym znowu wybuchnę łam śmiechem tylko bardziej kontrolowanym .

-mama odwoziła cię do szkoły ?- zapytałam Willa gdy już trochę ochłonęłam

-uparła się – warknął cicho ,a ja ponownie się zaśmiałam

-halo ? to z kim rozmawiam ?-odezwał się głos w słuchawce , przypominając o swojej obecności

-z... panną Hamilton, Will informuje że będziemy za czterdzieści minut – i rozłączyłam się odkładając telefon na wcześniejsze miejsce .

Widziałam jak Will kręci głową z niedowierzaniem ,ale nie skomętował mojego zachowania w żaden sposób. Może dlatego ,że nie chciał, równie dobrze mógł nie znaleźć słów którymi mógłby to zrobić .Zachowałam się trochę dziecinnie ,ale czasem każdemu się to zdarza.

Las który do tej pory nas otaczał ,zaczął ustępować miejsca fioletowym wzgórzom, całkowicie porośniętymi wrzosami. Wznowiły się one i opadały wzdłuż drogi. Wyglądały dość ponuro . Zresztą cała atmosfera była dość ponura. Nawet mnie patrząc na nie zrobiło się smutno i tak trochę nieswojo. Jedynie z radia wydobywały się wesołe i energiczne dźwięki jakiejś piosenki. Willowi bardzo przypadła do gustu bo wybijał delikatnie rytm palcami o kierownicę.

Odarłam głowę o szybę , wzdychając cicho. Jeszcze w Sumers Valley* zarzekałam się podczas rozmów z mamą ,że prędzej nauczę się pływać niż wyjadę do szkoły z internatem. A teraz? Niedość że wyjechałam do tej samej szkoły co Will to jeszcze dobrowolnie. Nawet Don był zdziwiony gdy mu o tym powiedziałam.

Spotkaliśmy się wtedy na polanie Na drugim końcu wsi ,niedaleko jego domu. Trawa zawsze była tam zielona , a za ogrodzeniem pasły się konie. Nigdy nie podchodziły blisko, konie mnie nie lubiły. Czasem miałam wręcz wrażenie że się mnie boją . Nie przeszkadzało nam to jednak w obserwowaniu ich . Lubiłam siadać na drewnianym ogrodzeniu a Don ,jak to miał w zwyczaju, opierał się przedramionami zaraz obok mnie. Zwykle to było nasze ulubione miejsce do tego by się na chwilę oderwać . Pogadać , powygłupiać ... jak to dzieciaki.

Ale tamtego dnia gdy z nim rozmawiałam ... nie byliśmy już dziećmi .

Niby nic się nie zmieniło , słońce świeciło mocno, wiał lekki ,ciepły wiatr , a konie pasące się na polanie nie zwracały na nas uwagi. Don próbował żartować ,ale mu nie wychodziło. To znaczy żarty były śmieszne ,ale to był ledwie miesiąc od śmierci mojej mamy i nic mnie nie bawiło. Czasem uśmiechnęłam się słabo, wręcz wymuszenie , by nie robić mu przykrości . Wiedziałam że się starał .W końcu wyczuł że coś jest na rzeczy . Gdy zapytał o powód , powiedziałam mu o stypendium. Dokładnie takim samym jakie dostał Will dwa lata temu i tym że do tej szkoły chodziła też moja mama. Był pewny że nie pojadę . Był pewny że razem z nim rozpocznę ten rok szkolny w Liceum Św. Augusta , tak jak większość nastolatków z naszej wsi . Był tego tak pewny że zaczął się śmiać.

-Pojadę tam – Powiedziałam wtedy po raz pierwszy będąc tego pewna.

Bo wcześniej nie byłam . Zastanawiałam się czy jest jakikolwiek sens, by z tam tond wyjeżdżać. To było miejsce które znałam od małego . Każdy krzak , każdy kamień, drzewo czy kałuża. Domy ,ulice ludzie wszystko to było znajome i przez całe życie zarzekałam się że z tam tond nie wyjadę. Co się zmieniło że się zdecydowałam?

-Żartujesz sobie? Czemu ?- Sama chciałam znać odpowiedź na to pytanie .

Podświadomie czułam że to właśnie przez mamę .Gdyby żyła pewnie nie miałabym nic do powiedzenia w sprawie wyjazdu i po prostu by mnie tam wysłała. Pewnie długo bym się z nią kłóciła ,a w dzień wyjazdu zamknęła się w pokoju i groziła że z niego nie wyjdę . Jednak nie żyła. Chodź czasem zdawało mi się że ją widzę jak stoi gdzieś niedaleko mnie .Przygląda mi się uważnie jakby samym spojrzeniem chciała mi dać do zrozumienia że mam iść do tej szkoły . Nie mam pojęcia ile racji w tym było ,ale gdy zdecydowałam że pojadę nie widziałem jej więcej .

Byłam tak pogrążona we własnych myślach że nawet nie zauważyłam jak wzgórza zaczęły odsłaniać wioskę. Po chwili wjechaliśmy na trochę mniej równą ,żwirową drogę główną nieznanej mi wsi. Było tu pełno pomalowanych na biało domków -zarówno jednorodzinnych jak i bliźniaków – o czerwonych lub brązowych dwuspadowych dachach . każdy był ogrodzony zwykłym metalowym ogrodzeniem ,gdzie znajdowały się ogródki z kwiatami różnych kształtów i kolorów. Do każdego prowadziła zwykła metalowa furtka. Gdzieniegdzie było widać nawet mieszkańców , głównie dzieci i starsze osoby , które mimo niezbyt przyjemnej pogody . Chociaż nie było chyba jeszcze aż tak zimno na dworze jak mi się wydawało . Na podwórkach biegały też psy , udało mi się wypatrzeć jednego kota, a na pastwiskach pasły się krowy . Kilka koni też udało mi się zobaczyć . Bardzo mnie to ucieszyło , bo z tego co mówił Will zaraz za wsią znajduje się Ravenwood* , a kilka minut drogi dalej i nasza Akademia. Miło było wiedzieć że niedaleko szkoły znajduje się coś znajomego.

Ravenwood Academy nie znajdowało się w mieście . Z opowieści Willa wywnioskowałam że znajduje się ono za miastem. Samo miasto też nie było duże . Mieściły się w nim jeszcze dwie inne placówki szkolne, szpital, dwa kina, kilka barów , jakiejś restauracje fast-food (których nazw nie mogłam zapamiętać) i jakieś kawiarenki , biblioteka miejska , urząd miasta... i cała reszta. Ponadto oczywiście osiedla mieszkalne . Przed miastem jakiejś dziesięć minut drogi pieszo znajduje się wieś przez którą właśnie przejeżdżamy. Raven Village*. Mieszkańcy wioski utrzymywali się głównie z cotygodniowego targu, lub co niektórzy pracowali w mieście. A z tego co wiem dzieciaki chodziły tam do szkoły.

Moją uwagę zwrócił chłopak stojący przy jednej z furtek. Z niecierpliwością wpatrywał się w wświetlacz swojego telefonu. Przez chwilę mu się przyglądałam gdy dotarło do mnie że to chłopak ze zdjęcia .Nie było na nim widać jego wzrostu ,ale teraz wyraźnie widziałam że jest wyższy od Willa . Nie miał też na sobie fioletowej sportowej koszulki. Zamiast tego miał na sobie czarną bluzę z długim rękawem i dżinsy . Przez ramię miał przerzuconą brązową torbę sportową . Gdy zauważył samochód schował telefon do kieszeni i założył ręce na piersi wyraźnie dając do zrozumienia że jest mocno zirytowany , albo po prostu zdenerwowany.

Mój kuzyn zatrzymał samochód tuż obok chłopaka. Teraz z bliska mogłam zobaczyć że włosy ma starannie ułożone na żelu ,a pod czarną bluzą miał wściekle żółtą koszulkę. Podszedł bliżej pewnym krokiem po czym zapukał kilka razy w moją szybę. Opuściłam ją do samego dołu . Chłopak chyba tylko starał się wyglądać poważnie ,bo jego oczy zdradzały delikatne rozbawienie. Oparł się przedramionami o drzwi i spojrzał groźnie na Willa.

-„w tym roku się nie spóźnię", tak? To jest twoim zdaniem punktualnie co rybciu ?-zapytał ironicznie .

Will nie bardzo się tym przejął , zamiast tego jedyne wzruszył ramionami i wskazał na mnie głową

- to nie ja miałem tym razem problemy ze wstaniem z łóżka

-nie zwalaj na mnie – powiedziałam poważnie patrząc na niego groźnie – to ty nie mogłeś znaleźć swojego szczęśliwego długopisu przed wyjściem ,a ja mówiłam że musimy już wyjeżdżać

-serio stary ? nadal piszesz sprawdziany tym długopisem – zapytał z wyraźnie słyszalna kpiną

Tym razem to Will spojrzał na niego groźnie po czym jedynie wskazał na tył swojego samochodu .

-jedziesz z nami czy chcesz iść do szkoły z buta ?

-jadę , nic się nie martw , nie zostawię z tobą przecież tego biednego dziecka- powiedział pakując się na tylnie siedzenia samochodu . Ja natomiast powrotem zasunęłam szybę od strony kierowcy . Może i nie było bardzo zimno na zewnątrz ,ale ciepło też nie było . A ja raczej wolę ciepło – panna Hamilton tak ? jesteś jego siostrą ?

-kuzynką – odpowiedzieliśmy w tym samym czasie

-Ok. ok. łapię , a jakieś imię ? czy do końca szkoły mam do ciebie mówić panna Hamilton?

- możesz mi mówić Cara – powiedziałam patrząc na niego przez ramię

Chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku u uśmiechem . Po chwili wahania ją uścisnęłam

-w takim razie jestem Marcus

Droga do miasta , jak i przez samo miasto była nudna. Chłopcy co prawda całą drogę zawzięcie o czymś dyskutowali ,ale gdy spytałam ich o temat rozmowy ... tego było za dużo. Chciałam wiedzieć jak najwięcej ,ale gdy dopytywałam ich o szczegółu to dowiadywałam się jeszcze więcej zbyt skomplikowanych informacji których nie potrafiłam ze sobą połączyć. Było to zbyt zawiłe jak na razie. Marcus obiecał że wszystko się wyjaśni w ciągu najbliższych dwóch lat szkolnych. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko w to wierzyć .

Zatrzymaliśmy się na dość dużym parkingu na samym końcu miasta. Spojrzałam ciekawa na chłopaków . Marcus bez słowa podał Willowi swój telefon a ten razem ze swoim schował go do skrytki pod fotelem kierowcy po czym spojrzał ma mnie wyczekująco .

- o co chodzi ?- zapytałam

-Na terenie szkoły ogólnie nie można mieć telefonów, dlatego nie warto ich nawet wnosić na teren szkoły ,a zostawianie ich na widoku w aucie to głupota- powiedział na co wyjęłam mój telefon z kieszeni i podałam kuzynowi. Zanim jednak zdążył mi g zabrać przytrzymałam go mocno marszcząc brwi

-co znaczy to ogólnie?

- to – zaczął spokojnie Marcus- że regulamin zabrania ,ale zawsze po rozpoczęciu roku jeden z nas tu po nie wraca i przenosi na teren szkoły

Pokręciłam z niedowierzaniem głową po czym puściłam komórkę . Mój kuzyn schował ją w ko samo miejsce co pozostałe dwa telefony ,a następnie opuściliśmy samochód. Marcus zabrał z tylniego siedzenia swoją torbę , a Will nasze bagaże wyciągnął z bagażnika. Mimo tego że byłam w stanie sama nieść swoją torbę , krojem bardzo podobną to tej rudzielca, Will stanowczo stwierdził że poniesie ją w drodze do akademii. Niby nie powinnam ,narzekać ,ale jakoś uderzyło to w moją dumę.

Droga do akademii na początku prowadziła przez polanę , bo jak to tłumaczyli chłopcy to droga „na skróty" . Potem wchodziliśmy go dość lasu , który im głębiej się szło , tym bardziej gęstniał. W pewnym momencie drzewa rosły tak gęsto ,że przez liście nie przedzierały się nawet najsłabsze promienie słońca , przez co zdawało się dużo ciemniej i później niż było w rzeczywistości. Później las znowu zaczął się przerzedzać. Odetchnęłam z wielką ulgą gdy w końcu wyszliśmy na asfaltowy podjazd. Ze wszystkich stron otaczały go drzewa. Był bardzo długi i szliśmy nim kilka ładnych minut

- czegoś nie rozumiem, skoro nie możemy tu podjechać samochodem to po co wylali tu asfalt ?

- dla karetek , autobusów , straży pożarnej... - wzruszył ramionami Marcus uśmiechając się lekko. – wiesz w razie gdyby coś się stało

- jasne, głupie pytanie ...

- czy ja wiem nie ma głupich pytań , co najwyżej odpowiedzi mogą być głupie , co nie Nemo ?

Mój kuzyn prychnął słysząc swoją ksywkę ,ale chyba się już do niej przyzwyczaił bo nie skomentował tego inaczej . Zamiast tego zatrzymał się patrząc do góry . Zatrzymałam się i podążyłam za jego wzrokiem

Staliśmy przed wysoką ozdobną bramą , pomalowaną na czarno . z obu jej stron rozciągało się kamienno-metalowe ogrodzenie . Na łuku bramy znajdował się duży napis „Ravenwood Academy" a nad nim herb szkoły. Kruk otoczony kilkoma drzewami umieszcziny na tarczy . Przypomniałam sobie ten sam herb był na koszulkach chłopaków ze zdjęcia ,ale nie potrafiłam sobie przypomnieć w jakich był kolorach . Zaraz za bramą rozciągał się szeroki dziedziniec ,a zanim gmach szkolny .

Przełknęłam głośno ślinę gdy Will położył mi rękę na ramieniu

-gotowa na przygodę życia ?- ruszył do przodu ciągnąc mnie ze sobą

Nie było już odwrotu





*nazwy wymyślone przeze mnie  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro