2#
Pov. Sarah
Nie spałam pół nocy, Indri znowu nawiedzał mnie w snach. Czasami mam go już po prostu dość. Przechadzałam się po ratuszu i wstąpiłam do archiwum. Ciekawe ile kłamstw o nas tutaj przechowują...
Czytanie oderwało moje myśli i po jakiś dwudziestu minutach zaczęłam przysypiać. Obudziłam się leżąc na jednej z ksiąg archiwalnych. Rozejrzałam się i tylko gdy spojrzałam w stronę okna oślepiło mnie jasne światło, był już ranek a archiwum było całe rozświetlone światłem słonecznym.
Gdy szłam odnieść księgę na półkę, z której ją wzięłam zobaczyłam chłopca, który był tak zapatrzony w jedną z grubych ksiąg, że mnie nie zauważył. Podeszłam do niego i spytałam.
- Hej, co robisz tutaj robisz o tak wczesnej porze?
- Oh, nie zauważyłem pani, bardzo lubię przychodzić tutaj rano, gdy mój tata wychodzi do pałacu załatwiać "swoje sprawy". Lubię wtedy przeglądać księgi o pradawnych nadnaturalnych stworach takich jak, np. wilkołaki czy skalne olbrzymy.
- Nie musisz zwracać się do mnie 'pani', wystarczy Sarah.
- Miło cię poznać Sarah, ja jestem Simon.
- Simon? Ten 8-letni syn Cyrtiusa?
- Dokładnie ten, a ty jesteś strażniczką laski Indriego, potężnego artefaktu, który w nieodpowiednich rękach potrafi zniszczyć równowagę w naturze.
- Jesteś całkiem bystry jak na 8-latka.
- Służę pomocą, jak będziesz chciała znaleźć coś w archiwum to nie radzę szukać pomocy u kogoś z ratusza tylko poprosić o pomoc mnie. Większość urzędników zajmujących się archiwum potrafi się zgubić w sekcji "Magiczne rośliny i zioła", a przez nią trzeba przejść, żeby dostać się do dalszych, ważniejszych i ciekawszych sekcji.
- Dzięki młody. Zrób coś dla mnie i jak będziesz miał wolny czas to odłóż tą książkę do odpowiedniego działu. - Podałam mu książkę i wyszłam z archiwum. Skierowałam się do wyjścia.
Gdy już byłam na placu przed ratuszem widziałam bardzo szczęśliwą społeczność elfów, z której płynęły śmiechy dzieci bawiących się, rozmowy przechodniów oraz przekrzykujących się sprzedawców z targowiska obok. Lakartos za każdym razem jak tutaj przebywałam tętniło życiem oraz mieszkańcy byli bardzo mili. Po wejściu na targowisko przy jednym ze stoisk zauważyłam rozmawiających Cyrtiusa i Belle, podeszłąm do nich i powiedziałam, że musimy wyruszać w drogę. Mieliśmy się spotkać przy stajniach Erizabela za placem musztry.
Po przygotowaniu koni wyruszyliśmy w drogę. Wyjechaliśmy za miasto i przy granicy królestwa zatrzymałam konie.
- Dlaczego stoimy? - zapytała Belle
- Musimy się rozdzielić, zostało dwóch naznaczonych i jeden, którego ja muszę wybrać. - Belle chciała mi przerwać, ale ją uprzedziłam. - Ty Belle pojedziesz do Interis, to miasto w Królestwie Kerios. Cyrtius ty jedziesz do Karmanossy, wiesz gdzie to?
- Tak, bywałem tam.
- No i świetnie, ja jadę z powrotem do Corte. Jak już ich znajdziecie to jedźcie do Faranty w Kerios tam się spotkamy. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami powinno nam to zająć jakieś 2 dni. Ja was już zostawiam i jadę.
Kierowałam się do Corte tylko po to, żeby zabrać ze sobą Meriona, syna Arthura. Nie myślałam zbyt długo nad tym kogo wybrać.
Pov. Belle
No i zostałam sama z nudnym elfem. Pozostają mi tylko dwie opcje, pojechać prosto do miasta albo jechać razem z nim. Ewidentnie opcja pierwsza.
- Ja jadę prosto do miasta, trzymaj się!
- Czek-
Ruszyłam galopem przez las i nie słyszałam już niczego co mówił. Do miasta powinnam dotrzeć za kilka godzin, a znalazienie kogoś z blizną na skroni nie będzie chyba trudne.
Pov. Cyrtius
Zostałem sam. Dlaczego zawsze jak jest opcja zostaw elfa ratuj siebie to każdy to wybiera... No cóż takie wady bycia innej rasy, nic na to nie poradzisz. Teraz tylko pozostaje mi dotrzeć do miasta i znaleść wybrańca. Nie będę się spieszył, mój cel jest blisko...
Po 2 godzinach jazdy dotarłem do Karmanossy, piękne miasto położone nad kryształowym jeziorem. Mieszkańcy tego miasta słyną z biżuterii zrobionej z kryształów jeziora, im więcej bibelotów tym wyżej osoba jest postawiona.
Przechadzając się po ulicach napotkałem druida, zapytałem czy widział kogoś z blizną na skroni. Na moje szczęście druid potwierdził to, że widział kogoś takiego, jeden ze zbieraczy ziół ma bliznę jelenia z jednym porożem. Druid zaprowadził mnie do świątyni gdzie przebywał naznaczony.
Po wskazaniu przez druida wybranej osoby moim oczom ukazał się szczupły, wysoki młodzieniec. Miał długie do ramion, splecione w warkocz, blond włosy i niebieskie oczy, na sobie miał fartuch zielarski, koszule i spodnie. Gdy zaczął zdejmować fartuch i koszule zobaczyłem ogromny tatuaż na jego plecach i ramieniu, przedstawiał on kwitnące kwiaty na ramieniu i stopniowo usychające kwiaty na plecach.
- Czegoś pan potrzebuje? - zapytał chłopak
- Nie, przyszedłem po ciebie, zostałeś wybrany na nowego strażnika artefaktu. - odpowiedziałem
- To dlatego blizna pojawiła się tak z dnia na dzień?
- Dokładnie, a teraz się zbieraj. Następnego dnia jedziemy do Faranty, a tam poznasz resztę.
- No dobra, innego wyjścia nie mam.
Po krótkiej rozmowie z mnichami pozwolili mi oni przenocować w świątyni. Została mi reszta dnia, więc postanowiłem wyjść pozwiedzać trochę miasto oraz okolice kryształowego jeziora...
Pov. Sarah
Po kilku godzinach dotarłam do Corte, Merion od śmierci Arthura ukrywa się w mrocznych lasach. Musiałam znaleźć jego chatę myśliwską i modlić się o to, żeby tylko kwardylierzy mrocznych lasów mnie nie zaatakowali. Eh... Im dalej w las tym więcej przeszkód...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro