Rozdział V Dowód
North'owi zdawało się, że stoi na środku opustoszałej polany, a jedyne co mierzwi jego sierść, to wieczorny podmuch wiatru. To był jego szok. Koty, które go otaczały w tym jego przyjaciel, poczuli zapach jego strachu. North czuł na sobie spojrzenie wielu kotów, których znał, szanował i dzielił z nimi ten leśny teren. Przyjaciel szepnął do niego.
- No powiedz coś — miauknął Ismen i lekko trącił go swoim puszystym ogonem. North, który niemal odpłynął przez przeszywający go strach, trącony wrócił do rzeczywistości.
- Ja jestem North! - Kocur starał się zachować, jak najbardziej naturalny głos i z trudem mu się to udało. Rudy kot wychwycił go spośród tłumu i zeskoczył z wielkiej Skały Przemówień, po czym wymienili między sobą spojrzenia. North'a wzrok okazywał przerażenie a rudego kota niemalże stoicki spokój.
- Nie bój się — powiedział szeptem rudy, jakby te słowa chciał zachować tylko dla North'a. Po czym zniknął w ścianie milczącego tłumu. Nagle zza Skały Przemówień wyłoniły się dwa kocury. Pręgowane szare koty, przewyższały North'a wysokością i masywnością dwukrotnie, a swoje oblicza skrywali pod stalowymi maskami, zaprojektowanymi na kształt kociego pyska. Dobrze zbudowane łapy były skryte pod stalowym pancerzem, zakończonymi zakrzywionymi szponami, jak u orła- Gwardia Królewska.
Zatrzymali się przed nim. Ich kocie źrenice, mocno rozszerzone wpatrywały się obojętnie w North'a zza stalowych oczodołów maski.
- Król czeka na ciebie — Głos jednego z nich był tak samo obojętny, jak ich wzrok.
Bez dalszych ceregieli, lewy gwardzista zaszedł North'a od tyłu, a drugi odwrócił się, zmierzając w stronę lasu. North, odprowadzany wzrokiem tłumu, słyszał, jak gwardzista z tyłu depcze mu po piętach, czując niemiły uścisk w żołądku. Ismena już dawno stracił z pola widzenia. Gdy przebijali się przez tłum, koty rozstąpiły się, tworząc żywy korytarz. Wstąpili na leśną ścieżkę, która wiła się między drzewami- od razu można było poczuć soczysty zapach lasu. North zorientował się, że zachodząc za małym gładkim wzniesieniem, całkowicie stracił Skałę Przemówień z oczu. Słońce już schowało się za horyzontem, a na niebie zawitała srebrna tarcza księżyca w pełni. Rzucane jaskrawe światło przenikało przez przestrzeń między gałęziami ogołoconymi z liści, rozświetlało leśną polanę a rośliny znajdujące się w jego zasięgu, zdawały się pokryte srebrem. Na niebie były rozsiane, iskrzące słabym światłem gwiazdy, ale najjaśniej świeciła gwiazda polarna. Gwiazdozbiór przyciągnął wzrok North'a, który spojrzał w górę i westchnął cicho. Tylko gwiazdy w tym momencie potrafiły go uspokoić, kot wyregulował oddech, gdy jego strach mijał, a w jego głowie zaczęły się rodzić pytania. Czego Król oczekuje od takiego prostego kota jak on? Co jest w nim takiego nadzwyczajnego, że Władca zwrócił na niego uwagę? North zamknął oczy, starając się zakarbować w pamięci gwiazdozbiór, po czym kroczył w milczeniu za Gwardzistą, prowadzony tylko jego zapachem i odgłosem jego głośnego oddechu- dyszał, jakby przed chwilą zażył kocimiętki.
Gdy zachodzili w głąb lasu, posuwali się po nierównym zboczu, zaścielonym suchymi liśćmi. Czuli obecność nocnych drapieżników, w tym sowy, czyhające wśród drzew. Wiedział, że są przez nie obserwowani.
- North?
Kot otworzył oczy, mając przez chwilę w głowie obraz gwiazdozbioru, w którym nagle został zaklęty głos kota, wymawiający jego imię. Zauważył kroczącą obok siebie Scarlet, która była tak samo zaniepokojona, jak on wcześniej.
- Co ty tu robisz- zapytał spokojnie North. Scarlet towarzyszyła kolejna dwójka Gwardzistów.
- Sama nie wiem, szłam w stronę punktu zbornego, gdy nagle drogę mi zagrodzili ci dwaj. Mocno pokręcona sytuacja.
Jej zielone oczy były rozszerzone, niespokojne. North utkwił wzrok w ziemię, a w nim zaczęły się rodzić pewne podejrzenia co do spotkania z Królem. Może chodzi o tę akcję z lisem?
- Nie wiem- odpowiedział sobie w myślach młody kot. Czuł, jak niepokój wraca powoli i sieje zamęt w jego trzewiach, powodując, że North'owi robiło się niedobrze. Zręcznie, jak na koty przystało, zeskoczyli ze stoku do wnęki, porośniętej paprociami. North usłyszał cichy szelest- uciekający zająć o ile zdołał wywnioskować z zapachu, ale to nie czas na jedzenie. Zabrał wzrok z punktu, skąd usłyszał hałas i spojrzał w stronę Scarlet.
- Jak myślisz, daleko jeszcze?
Kotka, jakby wyrwana z rozmyślań, spojrzała na niego.
- Nie wiem- odparła przygnębionym tonem. Widać i słychać było, że była tym bardziej przejęta, niż North. Jeden z gwardzistów okazał się dość łaskawy i skrócił niepewność tej dwójki.
- Przed nami jeszcze płaskowyż i jesteśmy na miejscu!- warknął kocur zza stalowej maski. Głos gwardzisty spowodował, że North'owi zjeżyła się sierść. W tle pokrytej srebrem księżycowego blasku paproci słychać było orkiestrę świerszczy, którym nie przeszkadzała obecność kotów. Gdy przekroczyli teren wnęki, powędrowali ścieżką, która zaprowadziła ich na skraj lasu a tym samym, na płaskowyż.
- Jesteśmy już blisko!- ogłosił gwardzista z przodu, nie zatrzymując się.
- Dzięki Matko Naturo! - Westchnął z ulgą North. Zmęczyła go ta żmudna wędrówka, przez co zaczął odczuwać lekki ból w łapach. Już o wysiłku podczas warty szkoda wspominać. Sześć kotów zauważyło w oddali zagłębienie w ziemi. Przyspieszyli kroku, mając przed sobą głęboki rów, w którym płynął mały strumyk wody. North i Scarlet napili się orzeźwiająco zimnej wody, z uciechą ugasili pragnienie. Jednak nie wskoczyli do rowu, aby się napić. Gwardziści zatrzymali się, będąc o dwa ogony dalej od nich. Czekali cierpliwie. Stali przed otworem w ziemi, wielkości borsuczej jamy, ale North nie zwietrzył zwierzęcia. Podszedł i spojrzał w otwór, ziejący mrokiem, jakby prowadził do nicości. North wytężył wzrok, aby wychwycić jakikolwiek kształt, uwięziony za mroczną kurtyną. Nic z tego. Scarlet spojrzała na North'a a on przeniósł wzrok z utworu borsuczej jamy na jednego z gwardzistów.
- Co tak gały wywalasz? - Warknął zamaskowany kocur grubym tenorem- Wchodźcie za mną!- rozkazał, po czym podszedł do mrocznego otworu i pomimo swych pokaźnych rozmiarów, bez problemu przecisnął się, znikając w mroku.
North czuł, jak serce próbuje wyrwać się z jego klatki piersiowej, gdy wsunął głowę do dziury, rozglądając się. Sam po chwili uznał, że to nie ma sensu. Kot zaczął powoli czołgać się w stronę wąskiego tunelu o niskim sklepieniu, który rozciągał się w dół, a za nim podążała reszta kotów. Wibrysami pocierał o ścianę tunelu, dzięki temu, North był w stanie ocenić, kiedy powinien skręcić, czy poziom tunelu opada w dół, czy ciągnie się ku górze. Zapach gwardzisty przed nim podpowiadał mu, że skręcił on w lewy zakręt tunelu, tak samo i on zrobił, ocierał swoim futrem o wystające korzenie. Gdy minął kolejny zakręt, w oddali ujrzał słabe światło, przedzierające się przez coś. North poprowadzony zapachem Gwardzisty, posunął się dalej, ku nieznanemu mu blasku. Szafirowe światło sączyło się przez przestrzeń zasłon wystających korzeni. Odwrócił się przez ramię i ujrzał świecące się w mroku oczy Scarlet, która patrzyła na niego pytająco.
- Ruszcie się! - Warknął w tyle jeden z Gwardzistów. North spojrzał przed siebie, po czym, stawiając niepewne kroki, zbliżał się ku światłu.
Jego oczom ukazała się wielka okrągła sala, oświetlona szafirowym blaskiem, bijącym od ogromnego kryształu zwisającego ze sklepienia, jak stalaktyt, bądź sopel. W powietrzu mieszały się zapachy innych kotów. North prócz donośnych pomiaukiwań innych kotów, słyszał wyrazisty szum wody, ulewającej się z koryta do źródła, które biegło wzdłuż ściany. Kot zrobił kilka kroków, po czym Scarlet znalazła się przy jego boku, z najeżoną sierścią ze strachu. Przechodząc dalej, widział dwa przeciwległe wzniesienia, na którym siedziały (ważne osobistości w Gaju) koty, które niekoniecznie z miłym wyrazem, odprowadzały przybyszów wzrokiem. Pomiaukiwania zamieniły się w szepty. North widział, jak jeden z kotów szepcze coś do drugiego, a ten, patrzył się na czarnego kocura, kiwając głową. Co taki pospolity kot, jak on robi w tym miejscu? - Powiedział North w myślach, zastanawiając się, czy właśnie takie słowa padały z ust szepczących.
Przybysze zmierzali do najwyższego wzniesienia od pozostałych, znajdującego się na końcu sali. Na szczycie wzniesienia siedziały dwa koty tej samej rasy. Koty rosyjskie niebieskie czystej krwi. Król i Królowa. North spojrzał na władców z szacunkiem, kładąc uszy po sobie. Król, wyższy od swojej partnerki, siedział sztywno, uderzał gniewnie ogonem o podłoże, spoglądając bez wyrazu na zbliżających się ku niemu poddanych. Jego majestatyczna sierść znaczyła krew i poważne rany odniesione w boju- został zaatakowany podczas negocjacji z podziemnymi. Natomiast królowa, smukła, zgrabna kotka miała się lepiej od swego partnera. Jej niebieskie oczy pobłyskiwały łagodnością, ale i zaklęta w nich sprawiedliwość dała w nich o sobie znać.
Gdy podeszli wystarczająco blisko, Scarlet rzuciła pokłon, padając na ziemię. Pysk miała zbliżony do ziemi- zbyt przesadnie postąpiła- pomyślał North. Czarny kot wyprowadził prawą łapę do przodu, przed lewą, po czym ugiął głowę. Czekali. Gdy władca cichym miauknięciem pozwolił im powstać, North wyprostował się, po czym wbił w króla swój złoty wzrok.
- Jak się nazywacie?- rzucił król tonem typowego sceptyka- tylko krótko, żadnych zbędnych słów.
- North-powiedział szybko.
- Scarlet- wyrwała przerażona kotka.
Król uniósł lewy kącik ust, akcentując tym samym swój kpiący wyraz. Królowa siedziała spokojnie.
- Moja córka, Midnight, powiedziała mi, że pokonaliście podziemnych, czy to prawda?
North tak coś czuł, że o to chodziło królowi. Inne koty, gdy usłyszały mowę o podziemnych, spojrzały na North'a i Scarlet z zainteresowaniem.
North nawet nie drgnął.
- Tak, królu, to my.
Król Melior prychnął, ale królowa spojrzała na niego kątem oka. Widać, że nie rozumiała tak zawziętej nieufności u króla.
- A jaką ja mogę mieć pewność, że nie okłamujecie mojej córki?
North zdziwił się.
- Po co mielibyśmy okłamywać księżniczkę? Prócz tego była przy tym, widziała to.- powiedział North najspokojniej, jak mógł, siłując się z samym sobą, aby głos mu nie zadrżał.
Szepty stawały się coraz głośniejsze, Scarlet spojrzała w stronę tłumu.
- Umiałbyś to udowodnić? Zambini!
Po wypowiedzeniu nieznanego North'owi imienia, czarny kot wyczuł obecność jeszcze innego osobnika. Obok króla pojawił się pręgowany kocur o pięknej piaszczystej sierści. Jego brązowe oczy i napięte mięśnie łap symbolizowały gotowość do ataku. Do zabijania. Zambini stawiał pełne gracji kroki, pazury lśniły w blasku szafirowego światła.
Król, nie odwracając się do Zambini'ego, rozkazał.
- Zabij go!
Królowa parsknęła na Króla, tłum, który wreszcie doczekał się akcji, szepty zamienił na głośne dokazywanie. Zambini bez żadnej dyskusji, zeskoczył ze wzniesienia z obnażonymi pazurami w stronę ofiary. North z impetem przerzucił się na grzbiet, napiął mięśnie łap i czekał. Gdy Zambini wylądował na jego łapach, North wykorzystał tyle sił, ile mógł, po czym odepchnął przeciwnika do tyłu. Scarlet cofnęła się w cień. Kierował nią strach. Zambini upadł cicho na kamienne podłoże, sycząc gniewnie.
- Chcesz walczyć?! - Krzyknął North, chcąc dodać sobie odwagi- Graj melodio!
- Zapraszam do tańca-Prychnął Zambini.
Napastnik po wykonaniu czterech kroków rozpędził się w stronę North'a, jego oczy były głodne mordu. North stał w miejscu, wyciągnął pazury i czekał, aż napastnik zaatakuje ponownie. Zambini, stając dęba, uniósł łapę. North, uniknął cięcie, ale napastnik natychmiast wyprowadził następne, raniąc go w policzek. North poczuł ostre pieczenie, krew, która moczyła mu sierść. Tłum wrzał, Scarlet gdzieś zniknęła, a on sam musiał uporać się z wyszkolonym zabójcą, który na pewno znał wiele rozmaitych technik zadawania śmierci. Zambini, kierując kolejne cięcie, North skontrował jego atak, cięciem w nos. Zambini ryknął z bólu i cofnął się. Kierowany gniewem, skoczył ku North'owi, próbując gryźć go w szyję, ale kot odskoczył zwinnie.
- Zabij go, Zambini!- ryknął jakiś kot z tłumu.
Krzyki kotów podsycały Zambini'ego do dalszych ataków. Ku North'owi były wymierzane coraz to bardziej agresywne cięcia, które zwinnie unikał, próbował kontrować, ale przeciwnik nie dawał mu takiej możliwości. W końcu North stracił równowagę, a jego przeciwnik, wykorzystując to, złapał ofiarę za kark w żelazny uścisk swoich szczęk. Kot krzyknął z bólu, czując gwałtowne oddechy swojego wroga, po czym odniósł wrażenie, że jest odrywany od ziemi.
- Zostaw mnie! - Syknął North, próbując podjąć próbę uwolnienia się.
- Jak sobie życzysz! - Prychnął przez zaciśnięte zęby i lekko napinając się, cisnął North'em przez pół sali.
Odrzucony North słyszał odgłosy wiwatu dla Zambini'ego. Ostry ból zdezorientował North'a, tak, że nawet nie zauważył, jak jego oponent pojawia się tuż obok niego. Poczuł, jak szczęki wroga ponownie zaciskają się na jego karku, wzmacniając ból. Wgryzał się.
- Zabij go! Zabij go! Zabij go!- ryczał tłum.
North miał wrażenie, że coś moczy jego sierść. Krew. Bydlak chce go wykrwawić jak wieprza!!! North walczył! Próbował wykręcić się, aby chociaż ugryźć Zambini'ego w łapę. Nie dał rady. Wiedział, że przeciwnik trzymał się mocno i nie odpuści tak łatwo. Słyszał ryk tłumu i pogardliwy śmiech wroga.
North'owi powoli zamazywał się wzrok, jego organizm stawał się słaby z powodu ubytku krwi. Nagle poczuł mocne szarpnięcie, ale jak się okazało z pożytkiem dla niego. Zambini, trzymając dotąd North'a stał obok. North tyłem głowy, ugodził Zambini'ego w gardło, wywołując u niego zakrztuszenie. North odskoczył od wroga- krztusił się jego krwią. North, czując rwący gniew, złapał swojego oponenta za szyję i zaczął go ciągnąć w stronę źródła, o ile pozwolą mu na to jego resztki sił.
- Puszczaj, szczurze! - Syknął Zambini
- Jak sobie życzysz- warknął North. Napiął mięśnie szyi, wepchnął Zambini'ego do wody z głośnym pluskiem. Tłum warknął z niezadowoleniem.
North wpatrywał się piaszczystej postaci, płynącej w stronę brzegu, ale on nie zamierzał mu łatwo odpuścić. North postawił łapę na wynurzającej się głowie Zambini'ego, po czym ponownie wepchnął pod wodę. Słyszał ciche bulgotanie, częściowo zagłuszane przez krzyki innych kotów.
Chyba mu już wystarczy; North cofnął się od źródła i przyglądał się, jak zmoknięty koci kształt wyskakuje z żałosnym piskiem z wody. Zambini ociekający wodą wydał z siebie najgłośniejszy ryk, jakikolwiek North w życiu słyszał. Był to ryk najczystszej nienawiści i gniewu. Zambini odnalazł rozszalałym szałem wzrokiem swoją potencjalną ofiarę, po czym pognał w stronę North'a.
Myśl North, myśl... Na myślenie było już za późno. Ogarnięty niewyobrażalnym szałem Zambini odbił się od ziemi i mknął ku North'owi z wyciągniętymi pazurami.
- Zabij go wreszcie! - Ryknął biały kocur z tłumu. Ostatnie słowo zakończył głośnym syknięciem. North wydał z siebie gniewne parsknięcie, po czym biegł Zambini'emu na spotkanie. Pręgowany kocur wylądował przed nim z zamiarem wyprowadzenia ataku. North stanął dęba, po czym wbił pazury w szyję przeciwnika i powalił go. Czuł jego wyczerpanie.
- Nie chcę walczyć! - Warknął North, ale ten go nie słuchał. Zaatakował. North'owi udało się skontrować atak i ciął Zambini'ego w lewe oko. Pręgowany kocur wypełnił salę ogłuszającym krzykiem bólu. Tłum niemalże ucichł.
- Moje oko!- ryknął Zambini. North cofnął się na bezpieczną odległość. Widział, że pręgowany zabójca przegrał tę walkę, ale nadal był śmiertelnie niebezpieczny. Czuł to głęboko w kościach. Zambini leżał w kałuży wody, która ściekła mu z futra, zmieszanej z krwią. North dyszał ciężko, próbując się uspokoić-adrenalina w nim buzowała. Zaczął iść w stronę królewskiej pary, odprowadzany wzrokiem elity. Inni patrzyli na czarnego kota z uznaniem, inni jeszcze z szacunkiem. Byli też tacy, co cisnęli w North'a pogardliwe spojrzenia, ale on ignorował ich. Krew dalej upływała z jego karku, czuł, że łapy ma jak z waty, przed oczami miał mroczki. Serce waliło mu, jak młotem, miał zawroty głowy. Gdzie jest Scarlet?
Idąc, zostawiał za sobą ślady krwi, cieknącej mu z karku. W końcu stanął przed Królem i Królową.
- Czemu go nie zabiłeś?- zapytał Król - on zrobiłby to bez mrugnięcia okiem.
North powoli uniósł głowę w stronę władcy z widocznym grymasem bólu.
- Ponieważ nie jestem bratobójcą, jak on!
Król wytrzeszczał wzrok, a Królowa widocznie była dumna z jego słów.
- I tak nie musiałeś niczego udowadniać! - Po raz pierwszy odezwała się Królowa. Jej partner spojrzał na nią zdziwiony.
- Owszem musiał, Amnesio, dla mnie liczą się fakty,a nie puste słowa!
Królowa Amnesja otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale Król jej przerwał.
- I udowodnił swoją siłę, w przeciwieństwie do jego towarzyszki, która uciekła w popłoch, jak zając!
- Pomogła mu!
A więc gwałtowne szarpnięcie, to sprawka Scarlet.
- Scarlet nie jest tchórzliwa- North wydał z siebie drżący głos, po czym poczuł, że ziemia usuwa mu się spod łap. Ostatnią rzeczą, jaką widział, to czyjeś niewyraźne łapy, oraz głos jakiejś kotki.
- Stracił dużo krwi! Tato! On musi trafić do...
I zemdlał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro