Rozdział IV Siła słowa
North zbudził się z drzemki, z której wyrwał go intensywny zapach stęchłej wilgotnej ziemi. Poniedziałkowy dzień był słoneczny, lekko mżyło. Wynurzył swoją kruczoczarną głowę, z gęstej kępy zarośli i się rozejrzał. Leżał w cieniu, chroniącym go przed słońcem, pod zawalonym konarem sosny, opartym o skalny nawis. Nastawił uszy na sztorc, usłyszał intensywne bzyczenie pracowitej koloni pszczół, których ul zwisał z gałęzi pobliskiej lipy. Oblizał wargi na myśl o słodkim miodzie. W powietrzu, prócz stęchłego zapachu wilgotnej ziemi oraz liści, ulatniała się też przyjemna woń świeżych owoców leśnych. Wchłaniał zapachy sporym pociągnięciami nosa,aż zawróciło mu się w głowie. Podniósł się i wyprostował kończyny, ziewając przy tym głośno. Wygiął się w łuk i przeciągnął leniwie. Zapach owoców stawał się coraz silniejszy, wydobywający się z kępy wysokich paproci obok, ale to nie one tak pachniały. North, poprowadzony podejrzliwościami, podszedł cicho i powoli w kierunku paproci, spod której nagle wyłoniła się szkarłatna kita, niczym łeb jadowitego węża. North zajrzał w głąb i wodził wzrokiem, od ogona, po zwiniętą kuleczkę, zakończoną pyszczkiem wtulonym w grubo ułożonej ściółce. Kocura zalała fala zmieszania i wstydliwego gorąca, jakie zakuło go pod futrem. Jednocześnie mocno zdziwiony obecnością Scarlet.
- Na twój ogon i wszystko co święte, Scarlet, co ty tu robisz?!- syknął North, instynktownie napiął mięśnie. Scarlet nie uniosła głowy. Wciąż była wtulona w ściółkę.
- Śpię, nie widzisz?- wymruczała i zakończyła zdanie cichym ziewnięciem.
- Ale tak... tutaj? Ze mną? Czemu?- North nie wiedział, które pytanie najpierw zadać.- Czy ty często zakradasz się, do czyjegoś legowiska?
- Nie lubię spać sama, miewam wtedy koszmary. Mam nadzieję, że to nie było dla ciebie krępujące?
North nawet nie drgnął. Zabił mocno ogonem o ziemię.
- Ależ skąd, śpij sobie gdzie chcesz.
- To dobrze. Pomyślałam, że jak się tak do ciebie wprosiłam, to nie wypada przychodzić z pustymi łapami. Przygotowałam dla ciebie jedzenie.
North odwrócił wzrok w kierunku elegancko ułożonego mchu i ujrzał mały stosik tłustych oraz smakowitych myszek. Na ich widok, North'owi zaburczało w brzuchu.
- Dziękuję- Podszedł do martwych myszek, wziął jedną i rozebrał czterema kęsami, po czym połknął. Wziął kolejną, ale nie zjadł jej. Trzymając ją tak w pysku, podszedł do leżącej Scarlet, ledwo widocznej wśród gęstej paproci. To kotka tak pachniała leśnymi owocami.
- Scarlet- wypowiedział jej imię niewyraźnie, ze względu na myszkę, zwisającej mu z pyska. Kotka drgnęła, wyłoniła swoją szkarłatną głowę, zamrugała szmaragdowymi zaspanymi oczami. North, stawiając łapy łagodnie, utorował sobie przejście do Scarlet. Swoim miłym wzrokiem zachęcił ją, aby zjadła myszkę. Kotka zrozumiała przekaz, po czym przyjęła martwą zwierzynę z pyszczka North'a, czując jego zimny i łagodny oddech. Scarlet kiwnęła głową i zaczęła jeść.
- Smacznego, najedz się, a ja już muszę iść- skwitował North i zanim się odwrócił, Scarlet odezwała się pośpiesznie.
- Gdzie idziesz?
- Za niedługo muszę objąć wartę, o ile mi wiadomo z chmur- Spojrzał na błękitne niebo, zasłane chmurami, podpowiadające mu to, że nadeszło już południe. Przestało mżyć.
- Ja obejmę wartę nocą. Powodzenia.
North uśmiechnął się miło i kiwnął głową na pożegnanie. Scarlet odkiwnęła i wróciła do posiłku. North odwrócił się, mając już na widoku piękne góry, zasłaniające horyzont. Słońce wzeszło wysoko na niebie, promienie mocno paliły North'a w futro, przyprawiając go o znużenie, ale nie mógł teraz spać. Przeciął łąkę na wskroś, przesuwając się przez wysoką trawę, lśniącą w świetle słońca, od mżawki. Poczuł, jak wilgotna trawa głaszcze jego sierść i gdy znalazł się na skraju łąki, North był kompletnie mokry. Wstrząsnął sierścią i rozejrzał się. Znajdował się nad stokiem, usłanym uschniętymi liśćmi, prowadzący do lasu, gdzie miał być punkt zborny dla wartowników.
Informacja o ataku kotów Podziemnego Królestwa, szybko dotarła do obecnie panującego Króla Gaju i zarządził ścisłą ochronę. Ściślejszą aż nadto. Warta składała się teraz z pięciu kotów, na określonym terenie. North znalazł się na błotnistym terenie, więc gdy zbliżał się, do swojej grupy, wilgotna ziemia mlaskała pod naciskiem jego łap, zostawiając za sobą wodniste ślady. Wiatr przemierzał między drzewami, wiodąc ze sobą leśne intensywne zapachy. Był tak mocny, że kocurowi zabrakło tchu. Punkt zborny odbył się pod Starym Dębem, obok legowiska medyczki, skąd wydobywały się mocne zapachy ziół i naparów. Czując je, wracały wspomnienia ostatniej wizyty u Mai, ten ohydny smak eliksiru, jaki dostał na regenerację organizmu, po zatruciu jadem grzechotnika.
- Dzielimy się na pięć grup!- warknął główny dowódca warty, aby wszyscy go mogli usłyszeć. Masywny i dwa razy większy od North'a kocur o szaro-popielatej sierści, wodził swoim przenikliwym wzrokiem po zgromadzeniu przed sobą. Patrząc w jego piękne niebieskie oczy, wydawałoby się, że potrafią zabić jednym mrugnięciem. Zwał się Queto.- Dzisiejszymi dowódcami patrolu będą...- Zamrugał ciężko oczami- Tavin- Po wymówionym imieniu przeskakiwał wzrokiem na kolejną potencjalną ofiarę- Klaus, Assami, Yerto i...North!
North wytrzeszczył oczy na głównego dowódcę warty. Zacisnął zęby z gniewu!
- Czemu! Byłem dowódcą tydzień temu!- zawołał w tłumie North. Queto zmierzył swoim zimnym wzrokiem czarnego kocura. Wyglądał, jakby miał zaraz wypowiedzieć najbardziej plugawe słowo na świecie.
- Jestem twoim przełożonym! Dostałeś rozkaz objąć dowództwo nad swoją grupą!- ryknął kocur. Krzyki Querta bardziej wpieniało North'a zamiast ustawić go do pionu.- Więc albo zrobisz to, co ja ci karzę, albo wylądujesz w Krypcie, do której osobiście cię tam zatargam! Zrozumiałeś przekaz! Pchlarzu!?
North przyszpilił go swoim wzrokiem. Zacisnął mocno zęby i uderzył gniewnie ogonem. Nie zwracał uwagi na to, że wszyscy się na niego gapią.
- Tak jest!- syknął przez zaciśnięte zęby, North, akcentując ostatnie słowo mocnym jadem. Szaro-popielaty kocur podniósł dumnie podbródek, gdy usłyszał to, co chciał usłyszeć, po czym zabrał swój wzrok z North'a.
- Cieczkę ma, czy co?- szepnął cicho North tak, aby Główny Dowódca go nie usłyszał. Natomiast usłyszał go ktoś inny. North usłyszał ciche parsknięcie śmiechu. Nagle wiatr zerwał się gwałtownie, jakby odpowiadał na gniew North'a, unosząc uschnięte, złote liście niczym bezwładne marionetki. Querto, przechodząc do drugiej części spotkania, przyznawał dowódcom patrolu inne koty, jako ich podwładnych. W końcu zatrzymał wzrok na czarnym kocurze.
- North! Twoimi podwładnymi będą Ray, Sunrine, Ismen i Raven!
Jedynym pocieszeniem jego dzisiejszego stanowiska było takie, że chociaż będzie patrolował okolicę ze swoim najlepszym przyjacielem. Gniew z czasem zaczął słabnąć, jego przyjaciel podszedł z promieniującym uśmiechem, a za nim trójka innych kotów.
- Jesteśmy gotowi, dowódco!- zasalutował Ismen żartobliwie, chichocząc pod nosem. North uśmiechnął się do przyjaciela i do kotów, którzy mu teraz podlegali.
- To dobrze, idziemy na zachód, od Króliczego Uskoku... - pochylił się do swoich kolegów i szepnął, aby Querto nie usłyszał.- Tam jest dużo zwierzyny, jakby co, polujcie śmiało!
North miał rację. Na zachód, od Króliczego Uskoku, rzeczywiście było sporo zwierzyny, ale gdy przyszło na coś zapolować, często napotykali większe zwierzęta. Natychmiast zrezygnowali z polowania na większe zwierzęta i w trakcie patrolowania, wypatrywano innej, mniejszej i słabszej ofiary. North, prowadząc swój oddział, dokładnie zbadał teren, niuchając zapachy niesione przez wiatr. Jaskółki nisko latały nad ziemią, wykonując w powietrzu łuki i niesamowite manewry, pośpiewując głośno. North ocenił prędkość lotu tych ptaków, snujących się po błękitnym niebie. Słońce zakryte częściowo białym puchem chmur rzucało snop światła na ogołocone z liści gałęzie drzew lasu, nieopodal z którego snuł się zapach zwierzyny. Raven na sygnał czarnego kocura, wraz z Ray'em popędzili w stronę lasu i zniknęli za wysokim pagórkiem.
Ciepło słoneczne lało się strumieniami z nieba, nad łąkami unosił się przyjemny zapach kwiatów, zachęcający do życia. North chłonął je głębokimi wdechami, wypełniając tym samym swoje nozdrza do granicy możliwości. Kocur uniósł lekko głowę i ujrzał podejrzany ruch wśród krzaków, częściowo ogradzające skraj lasu. Wyłoniła się kocia głowa, która coś trzymała. Raven wywlokła się z krzaków, ciągnąc ze sobą jakiś kształt przypominający borsuka, ze względu na jego czarno białe ubarwienie, który bezwładnie wlókł się po ziemi. Za nią wygramolił się utykający Ray, z krwawą raną po ugryzieniu borsuka. Smolista kotka postawiła zwierzynę na wydeptanej ściółce, a Ray zaczął ją rozbierać ze skóry. Wszyscy poczuli świeży zapach krwi i surowego mięsa, który rozwlekł się już po lesie. Koty zatopiły zęby w borsuczym mięsie, mlaszcząc przy tym głośno i ze smakiem. North siedział, milczał, obserwował w ciszy. Sunrine jako jeden z największych i masywnych kotów, który swoją muskulaturą mógł spokojnie dorównać Querto'wi. Był to korat o popielatej, gęstej sierści, która zamieniła się w czyste srebro, gdy padało na nie snop światła. Jego szare oczy, skupione w tym momencie na pożywieniu, tryskały agresją, gniewem i niewyobrażalnym bólem. North miał nadzieję, że to tylko pozór. Jego uszy były postawione na sztorc. Miały coś z rysia, gdyż uszy kończyły się ciemnymi długimi pędzelkami. North z Sunrine'a wzrokiem przeskoczył na kota obok. Ray. Był to szczupły i mniejszy od Sunrine'a o śnieżnej sierści, gdzieniegdzie znajdowały się czarne łatki. Miał piękne żółte oczy, skąd na lewym była rozlana czarna łatka. Obok Ismena siedziała Raven. Natomiast ona była drobną kotką o czarnej jak smoła sierści, uwydatnionej hebanowymi cętkami. Gdy North przyjrzał się jej bliżej, zobaczył, że jej piękne błękitne oczy tryskały łagodnością i inteligencją. Drobna, zgrabna kotka w świetle słońca olśniewała North'a swoją urodą. Że też on wcześniej tego w niej nie zauważył. North cieszył się, że miał dar maskowania swoich emocji, otrząsnął się i starał o wszystkim zapomnieć. Gdy jego podopieczni się najedli, zaczęli snuć opowiadania na różny temat. Głównie o tym, jak Querto ostatnimi czasy się zmienił, nie traktował ich tak wcześniej, jak przy punkcie zbornym. Wszyscy konwersowali, prócz Sunrine'a, który siedział, ze wzrokiem wbitym w borsucze kości klatki piersiowej, ogołocone z mięsa. Nawet nie oblizał się z krwi. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Nikt, prócz North'a. Czarny kocur podszedł do towarzyszy i usiadł obok Ismena, na prawo od Surine'a. Przyjaciel uśmiechnął się do niego.
- O czym rozmawiacie? - North tak naprawdę wiedział,o czym oni konwersują, ale chciał tej sytuacji nadać inny kierunek. Wtopić się w rozmowę. Ismen po przełknięciu kawałka mięsa, zmienił temat.
- Wiecie, że naszego króla już nie ma, od trzech dni? Mam nadzieję, że negocjacje z Podziemnymi przebiegną pomyślnie.
Ray spojrzał na niego.
- Z Podziemnymi nic nie wiadomo, oni zawsze dopną swego, czy po dobroci, czy też za pomocą pazurów.
No tak!- pomyślał North. Król wraz ze swoim oddziałem i córką jako negocjatorka udał się na pokojowe obrady, związane z tym, co się stało tydzień temu. Afera z lisem i nieproszonymi gośćmi z Podziemi. Tyle było mu wiadome, ale przysłuchiwał się dalej.
- Wojna z nimi wisi na włosku, wystarczy jeden niemądry ruch ze strony któregoś z władców! A potem posypią się głowy, mnóstwo ofiar!- powiedział Ismen, omal oburzony całą tą sytuacją. Było słychać, jak nuta w jego głosie była ożywiona.
- Nie gadaj tak, bo się wyda!- mruknął Ray. Sunrine spojrzał na North'a swoimi uważnym wzrokiem.
- Podobno pokonałeś Podziemnego.
Wszyscy odwrócili oczy w stronę czarnego kocura. North'a zalała fala beznadziejności, a wygadał pewnie jeszcze bardziej głupio-tak pomyślał. Raven zareagowała na tę informację cichym mruknięciem.
-Nie pokonałem, tylko zraniłem, tak jak on mnie-powiedział North i wskazał miejsce na policzku, gdzie został ugodzony pazurami. Od razu przypomniał sobie piekący ból i krew, moczącą jego sierść.
- North, nie bądź taki skromny, proszę, opowiedz nam! - rzucił Ismen błagalnym tonem, a reszta zamieniła się w słuch. Nawet Sunrine.
- Tu nie ma dość szczegółów, ale jednak czułem, że tamten dzień przysporzy nam problemy. Dwójka Podziemnych miała wykorzystać fakt, że cały Gaj był zajęty grasującym lisem po naszych terenach. Do tego zabił jakiegoś kociaka...
- Ten kociak był moim uczniem- przerwał mu Sunrine ponurą nutą. North spojrzał mu w oczy, które teraz tryskały żalem i jeszcze większym gniewem. North współczuł jak reszta z grupy. Na prawdę mu współczuł. Kontynuował.
- Wdarli się na nasze terytorium, aby w spokoju mogli przeprowadzić rekonesans, ale ich pech polegał na tym, że wpadli w moje i Scarlet łapy. Ostatecznie zostali przegnani przez naszą księżniczkę i jej waleczną armię. I to na tyle z opowiadania.
Gdy tak opowiadał, nikt nie spuszczał go z oczu. North spojrzał jeszcze raz na Sunrine'a.
- Przykro mi z powodu twojego ucznia.
- Przed jego śmiercią, skarciłem go, bo nie umiał prawidłowo przybrać pozycji łownej. Gdybym go teraz spotkał to...- wszystkie jego słowa były wypowiadane w bolesnych katuszach żalu. - Pogratulowałbym mu za to, że spojrzał śmierci w oczy. Kiepski ze mnie nauczyciel.
- To nie twoja wina, że jesteś surowym nauczycielem. Czasem trzeba być stanowczym mentorem, aby uczeń mógł pokornie pozyskiwać wiedzę, jaką chcesz mu przekazać.
Raven wtrąciła się.
- Właśnie.
- Dobrze mówi- rzucił Ray.
Sunrine mrugnął.
- To dla mnie był wielki cios, gdy dowiedziałem się, że Glen nie żyje.
Ismen miauknął pocieszająco.
- Dla każdego z nas był to wielki ból, gdy jeden z młodszych umarł, ale dla nauczyciela pewnie jeszcze gorszy. Rozumiemy Cię, Sunrine.
North sam nie wierzył w to, co teraz zobaczył. Sunrine uśmiechnął się, lekko unosząc kąciki ust. Miauknął.
- Dziękuję.
Było późne popołudnie, gdy North i jego drużyna zakończyła patrol. Sunrine i Ray odeszli razem, rozmawiając cicho. Natomiast North, Ismen i Raven udali się w stronę Zwalonej Topoli, gdzie zazwyczaj znajdowało się siedlisko starszych kotów. W tym celu pokonali strome rumowisko porośnięte gęstą paprocią, tworząc ścisłą kępę zieleni. Przyjaciele zanurzyli się morze zarośli, gdzie rosa już dawno zdążyła wyparować, więc nie musieli się martwić, że ich sierść niepotrzebnie zmoknie. Bo po co? Słońce już prawie dotykało horyzontu, a niebo przez to przybrało piękny czerwony kolor. North zadarł głowę do góry. Na niebie nie widział żadnych chmur. Gdy pokonali wysoki pagórek, ich oczom ukazało się zawalone drzewo, więc nie bez powodu nazwano to miejsce Zawaloną Topolą. Przewrócone drzewo, oparte na skalnym wzniesieniu, tworzyło idealne miejsce na spokojny spoczynek dla starszych.
- Moja babcia potrzebuje towarzystwa- powiedziała Raven, gdy Ismen spojrzał na kotkę pytająco. - Obiecałam, że po patrolu pójdę ją odwiedzić.
Ismen wzruszył tylko ramionami. North i jego przyjaciele mieli już pognać w dół stoku, gdy nagle od strony Skały Przemówień rozbrzmiewał głośny bas. Jakby ktoś dmuchał w róg, który nawoływał koty, aby posłuchać ogłoszenia. Przyjaciele wymienili między sobą spojrzenia.
- Idźcie, ja idę odwiedzić babcię- powiedziała Raven i pognała wśród zarośli, natomiast kocury udali się w stronę Skały Przemówień. Droga nie była długa, ale gdy dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się ogromny tłum, który oblegał ogromną skałę, na której mówca wykrzykiwał ogłoszenia. Mruknęli razem z niepokojem i przepchnęli się przez tłum, słysząc gdzieniegdzie słowa oburzenia.
- Nie pchać się!- rzucił jakiś kot.
Z upływem czasu, tłum zaczynał się robić zwarty, w powietrzu mieszały się intensywne zapachy innych kotów. W uszach North'a kotłowały się odgłosy miauczenia i szeptów, brzmiące niepokojąco. Nagle na szczyt wielkiej skały wskoczył rudy mówca. North i Ismen zadarli głowy w górę, w stronę kota. Mówca odchrząknął, a wokół nagle nastała cisza. Rudy kocur powiódł wzrokiem, po całym zgromadzeniu kotów wszelkich ras i maści, które w milczeniu wpatrywały się w niego, oczekując na przemówienie.
- Mieszkańcy Kociego Gaju!- warknął kociak, posępnym tonem.- W tym dniu powrócił do nas, nasz obecnie panujący władca z pokojowych obrad! Obrad, które zamieniły się w krwawą bójkę, gdzie Król został poważnie zraniony!
Tłum wysyczał szepty oburzenia, inne koty warknęły gniewnie.
- Precz z Podziemnymi!- warknął ktoś z tłumu.
- To skandal!
Mówca stał tylko i czekał, aż zgromadzenie się uspokoi. Machał tylko powoli swoim wąskim ogonem, od czasu do czasu też uderzał nim o skałę.
- Wasz gniew jest tutaj doskonale rozumiały!- zawołał ponownie rudy kocur.- Właśnie zachowanie sługusów Podziemnego Królestwa jest godny potępienia, gdyż tym samym złamali prawo nietykalności członków pokojowych obrad- złamali prawo nasze! Wszystkich kotów! Mamy na to pozwolić?!- Uniósł głos jak u prawdziwego rewolucjonisty.
- Nigdy!Nigdy!Nigdy!- wrzeszczał tłum. Echo odbijało się od ścian drzew, tym samym North z przerażeniem wodził wzrokiem, po rozjuszonym tłumie. Mówca oddychał ciężko, wiadomo, że i on był oburzony tą sytuacją, ale musiał zachować zimną krew.
- Nasz Król, obecnie nam panujący, ogłosił zwiększenie ochrony naszych terenów. Każdy członek Podziemnego Królestwa, który ośmieli się wtargnąć na teren Kociego Gaju, zostanie bez żadnego rozkazu zabity! Tu chodzi o wasze i Króla bezpieczeństwo, jak i jego potomków!
Tłum dalej wsłuchiwał się w mówcę, ale niektórzy kierowani gniewem, ciskali przykre słowa, zakończone parsknięciami. Wiatr przemknął między drzewami, sygnalizując swoją obecność głośnym świstem, jakby odpowiadał na gniew zgromadzenia, a wraz z nim mknęła śnieżna płomykówka, która z dumnie rozpostartymi skrzydłami, przecinała pasma złotego światła zachodzącego słońca, przenikające przez przestrzeń między gałęziami. Zgromadzenie obserwowało z podziwem majestatycznego ptaka, który jak gdyby nigdy nic, usiadł na grzbiecie rudego kocura. Ptak ten był smukły a jego opierzone nogi prezentowały ostre, zakrzywione szpony, co ku zdziwieniu North'a, mówcę w ogóle to nie bolało, gdy sowa wszczepiła je w skórę. Oczy miała czarne jak węgielki, otoczone śnieżną szlarą w kształcie serca. Koty wiedziały, iż to była Królewska Sowa, która pełniła rolę posłańca, przemawiająca w imieniu władcy. Sowa wykręciła głowę w stronę rudego mówcy i dziabnęła go w ucho- a przynajmniej z perspektywy North'a tak to wyglądało. Tłum znowu szeptał.
- Ciekawe, co ona mu tam szepcze- mruknął cicho Ismen, do North'a.
North obawiał się, że zaraz się wszyscy dowiedzą. Mówca słuchał uważnie szeptów płomykówki, od czasu do czasu przytakiwał. North usilnie próbował odczytać z oczu kota, jakie nim kierują emocje. Nie zdołał. Dziób ptaka oddalił się od ucha kocura, rozpostarła skrzydła i odbiła się od jego grzbietu. Koty śledziły wzrokiem lot płomykówki, która później zniknęła im z oczu między drzewami. Rudy kocur odchrząknął, a tłum odwrócił wzrok w jego stronę.
- Mieszkańcy Kociego Gaju!- zawołał ponownie.- Czy jest wśród was taki kot! Kot o imieniu North!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej wam moje kociaki <2 tekst ma 2862 słów. Jeśli wam się podoba- gwiazdka jest mile widziana, jeśli chcesz się ze mną czymś podzielić, lub zwrócić uwagę na ewentualne błędy, komentarzem nie pogardzę.. proszę odezwijcie się, by wiedzieć, czy jest sens pisać kolejny rozdział. Wasza szczera ocena mnie motywuje do dalszej pracy.
https://youtu.be/k7dlKZGaGL4
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro