Rozdział III Rekonesans
Głośny trzepot palmojadów i ich wyrazisty zapach zwrócił uwagę North'a. Padlinożerne ptaki latały nisko, zataczały okrąg w locie. Kocur przyjrzał się temu zjawisku bliżej. Zszedł ze zbocza, odbił się i wylądował na miękkiej ściółce i wbił wzrok w puchaty nieruchomy kształt, leżący wśród leszczyn. Padlinożerne ptaki krążyły nad ciałem. To nie był zając ani bóbr czy też świstak. North obszedł trupa szerokim łukiem, jakby podejrzewał, że martwe zwierzę nagle powstanie, jak Książę w krypcie i rzuci się na niego. Zatrzymuje się, ugina się pod łapami, przyległ do ziemi. Czołgał się powoli, pocierając brzuchem po gęstej trawie, poczuł zapach świeżej krwi. To był kot. Młody, młodszy od North'a. Odkąd wiadome już było Królowi, kto stoi za śmiercią jego syna, ogłosił przedwczesny trening kociąt, które ukończyły już miesiąc. Ten wyglądał na półtorarocznego. North wypatrzył na jego szyi świeże rany, z której sączyła się krew. Umarł niedawno, a rany miały kształt kłów. Nie kocich. Psowatych, ale za małe jak na wilka. To były zęby lisa. Wstał i zadarł głowę wyżej i wodząc wzrokiem po złotej od słonecznego blasku polanie, wypatrywał rudego zabójcę. Zapach był intensywny i świeży. North wziął głęboki wdech i głośnym warknięciem wezwał swój oddział dziennego patrolu. Odgłos rozniósł się echem po polanie, a od strony lasu pędziło pięć kotów wystrzelonych niczym strzały, które po chwili przecięły polanę. Słyszał ich ciężkie oddechy, szybko bijące serca, jak konie, rwące się do cwału. Jednym z członków oddziału była Scarlet, którą North bardzo dobrze znał, jednak wiedział, że jego relacje z nią są, jak dwa magnesy o tych samych biegunach.
- Trzeba powiadomić o tym dowództwo, że na naszych terenach grasuje lis, ale tego, co zabił tego ucznia- North wskazał ruchem nosa, oczy miał pełne gniewu.- Jest bardzo doświadczony w boju.
Członkowie warty kiwnęli głowami, prócz Scarlet, która przyglądała mu się uważnie.
- To, co teraz?- zapytała Scarlet, gdy członkowie jej oddziału popędzili z powrotem do lasu. Jej zielone oczy były przenikliwe, ale jak na kotkę łagodne.- Idziesz szukać tego...zabójcę?
North westchnął cicho i mruknął coś pod nosem, tak, aby Scarlet nie usłyszała. Potem powiedział z lekką ironią.
- A co? Chcesz zapolować na lisią kitę?
Scarlet wyczuła to.
- Niepotrzebna ironia, North, jeśli chcesz, abym sobie poszła...
- Nie, nie...zostań już, jak musisz- odpowiedział North, tym razem lekkim tenorem, po czym spojrzał na świeżego trupa ucznia.- Będzie trzeba młodego pochować, nie mam zamiaru już więcej pałętać się po Krypcie.- dodał z niesmakiem w głosie.
North i Scarlet udali się na południe, według zapachu, który zostawił za sobą drapieżnik. Woń doprowadziła ich do jaru, gdzie szumiąca rzeka oddzielała jeden ląd od drugiego. Zapach prowadził w dół wydłużonego zagłębienia, tam, gdzie płynął strumień słodkiej wody. Lis musiał przeprawić się na drugą stronę. North stawiał ostrożne kroki, pewne i bezszelestne. Scarlet zatrzymała się, tuż przed wodą i nie myślała nawet, aby ruszyć dalej.
- Co z tobą?- zapytał North i wszedł do wody. To było do kota niepodobne.
- North, rzeka- Scarlet spojrzała na naturalny ściek wodny o płytkim dnie. Kocur zaśmiał się.
- No tak, Scarlet, rzeka, no i co w związku z tym?
- Czy ty musisz wiecznie ironizować? Nie wejdę do wody, zapomnij- kotka cofnęła się o dwa kroki. North czuł, jak woda przyjemnie mierzwi jego brzuch, czując orzeźwiający chłód. Obrócił oczami i spojrzał na nią.
- Jak tam chcesz, możesz poczekać, albo wracać do naszych, dla mnie nie robi to różnicy.- odparł kocur, po czym bez problemu przeprawił się na drugą stronę. Otrząsnął się z nadmiaru wody, wystrzeliwując setki a może tysiące małych kropel. Scarlet nie zamierzała odchodzić. Chyba wolała poczekać. North bez słowa spojrzał na stok, zaścielony uschniętymi liśćmi, po czym wspiął się po nim. Za stokiem jak kocur zauważył, znajdowała się sucha dolina o stromych zboczach... tutaj kończyła się granica Kociego Gaju. North wiedział, że nie ma sensu zapuszczać się poza tereny, za drapieżnikiem, ale to zwierze miało na sumieniu młodego kociaka, który dopiero wchodził w dorosłe życie. Uniósł głowę i wzrokiem przeczesał okolicę, po czym wiatr mocno zawiał. Wiał, a wraz ze sobą przywlókł obce zapachy. Nie lisa, nie wilka ani borsuków. To były zapachy innych kotów. Obcych. Źrenice pod wpływem narastającej adrenaliny zaczęły się rozszerzać, bicie serca przyspieszyło, napiął mięśnie i psychicznie przygotowywał się do walki.
Scarlet wiedziała, że nie powinna wchodzić do wody... To było sprzeczne z jej naturą, więc nie mogła wyjść z podziwu, jak North bez najmniejszego wahania przeprawił się na drugą stronę. Uniosła łapkę i zaczęła ją lizać, aby potem nawilżyć uszy, pyszczek. Po wykonanej szybkiej toalecie rozejrzała się dookoła.Widziała, jak rzeka płynęła spokojnie, cicho chlupocząc. Skowronki, przesiadujące na gałęziach wierzby, śpiewały łagodne i wesołe dla uszu melodie. Wszystko by do siebie pasowało, gdyby nie to, że Scarlet zauważyła drobny ruch w zaroślach. Jej kocie oczy były przystosowane do takich możliwości. Zaniepokoiła się. Kotka wstała i zaczęła się zbliżać do źródła ruchu, powoli i bezszelestnie... czuła jak jej sierść się jeży na grzbiecie a mięśnie napinają, gotowe do działania. W powietrzu wychwyciła obce zapachy, niepokojące... Była już coraz bliżej i bliżej...aż nagle... z leszczyny wyłoniła się miedziana główka, nakrapiana białymi kropkami, a obok niej kolejna. Ta druga należała do szarego kocura o wyłupiastych szarych oczach. Szli ramię w ramię, aż nagle okazało się, że szary kocur był większy od miedziaka. Oboje mieli groźny wyraz. Scarlet zamarła w bez ruchu, starając się ocenić strategię walki, która może się odbyć, i na którą jest już gotowa. Wydawało jej się, że szum wody rzeki zamarł, a ptaki wśród drzew przestały śpiewać, nastała kompletna cisza. A przynajmniej adrenalina, która buzowała w jej ciele, tłumiła wszelkie odgłosy. Miedziak zatrzymał się, a szarak zrobił jeszcze dwa kroki i uczynił to samo, co jego towarzysz. Łypnął na Scarlet.
- Co my tu mamy, zagubiony ptaszek tego zapchlonego Gaju!- rzucił pogardliwie kocur. Jego wyłupiaste oczy, imitujące wieczne zdziwienie, przyprawiały Scarlet o dreszcze. Miedziak parsknął gniewnie. Scarlet westchnęła cicho, cofając się. Intruzi reagowali na każdy jej ruch, nawet jak był najmniejszy.
- Czego tu szukacie?!- syknęła kotka i starała się, aby w jej głosie było jak najwięcej jadu. Szarak zaczął przesuwać się w bok, a masywne mięśnie jego łap były napięte... Scarlet oceniła jego muskulaturę i uznała, że on może być wymagającym przeciwnikiem. Miedziak zaczął się zbliżać. Słyszała drapanie jego pazurów o spotkane przez niego kamienie. Zacisnęła zęby i przygotowywała się do skoku.
- Nasz lisek jednak nie wykonał tego, czego oczekiwaliśmy, ale chętnie się z tobą zabawimy, płomyczku!- parsknął szary kocur, a miedziakowi wydał rozkaz do ataku. To był ułamek sekundy, gdy kotka wylądowała na ziemi, przygnieciona o dziwo ciężkim cielskiem miedzianego kocura. Oszołomiona strachem, Scarlet zaczęła się wierzgać pod żelaznym uściskiem przeciwnika.
- Przestań się wiercić, to szybciej z tobą skończę!- warknął kocur, próbując jednocześnie zdać śmiertelny cios. Wszystko skończyłoby się dla Scarlet beznadziejną sytuacją, gdy nagle nad nią i jej napastnikiem przeleciał czarny i smukły kształt, zrzucając go z niej. Poczuła, jak odzyskuje władzę nad ciałem. Wstała i rozejrzała się. Po lewej stał Szary intruz z nastroszoną sierścią, a po prawej... North, który walczył z miedzianym przeciwnikiem. Uchylił się przed jednym ciosem, a drugi zablokował, po czym zwinnym ruchem skontrował, powalając kocura. To było imponujące!
- Nie macie dość dużo honoru, że rzucacie się na kotkę!- syknął North, tnąc pazurami w policzek napastnika. Jego krwią naznaczył uschnięte liście oraz pomniejsze krzewy. Miedziany kocur syknął niczym jadowity wąż. Scarlet odwróciła wzrok na przeciwnika z lewej, który pędził ku North'owi. Poczuła dreszcz, który spowodował, że jej mięśnie się napięły i popędziła przed siebie, przecinając drogę między North'em a pędzącym przeciwnikiem. Wykonała półobrót, aby odzyskać równowagę i się odbiła. Wsadziła w to tyle siły, ile potrafiła, po czym staranowała przeciwnika. Szaraka odrzuciło, jakby został zdzielony pałką do krykieta. W powietrzu ustawił się w poziomie, po czym wylądował miękko na ziemi, drapiąc pazurami o ziemię. Scarlet zaczęła się cofać, powoli i pewnie. Za sobą słyszała ogromną szamotaninę, między North'em a intruzem. Szarak podniósł się, po czym jeszcze bardziej wytrzeszczył swoje oczy.
- A wy nie macie dość odwagi, aby stawić nam czoła bez wsparcia?!
Słowa wypowiedziane przez kocura wytrąciły Scarlet z pantałyku, po czym się odwróciła. Na grzbiecie stoku stał mur kotów, wszelkiej maści i rasy... które były w każdej chwili gotowe na rozkaz DO ATAKU! Sprawiali wrażenie w blasku słońca, jakby byli wysłannikami niebios. North spojrzał na nich. Całej tej armii przewodziła Midnight, która stanęła przed szereg i krzyknęła.
- Członkowie Królestwa Podziemnego! Czemu złamaliście prawo i przebywacie na naszym terenie, nie macie tu czego szukać- jej władczy ton wzbudziłby respekt, nawet u wściekłego niedźwiedzia.- Jeśli natychmiast nie opuścicie tego miejsca, to nie zawaham się wydać rozkazu, aby mój oddział was zabił! Wybór należy do was!
Scarlet spojrzała na intruzów, którzy wyglądali na przelękniętych widokiem przewagi liczebnej ich wrogów. North i jej towarzyszka wiedzieli, że nie trzeba mi powtarzać dwa razy, bo nie minęło nawet pięć sekund, a zniknęli wśród krzewów. Słychać było tylko głośny bieg i mocne bicia ich serc.
- Wiecie, co się stało?- zapytała Midnight, która wbiła spojrzenie w płynącą rzekę. Armia kotów za nią, lojalnie czekali na księżniczkę. North siedział pod drzewem z paskudną krwawiącą raną na policzku oraz paroma siniakami. Scarlet lizała łapkę i kontynuowała swoją toaletę.
- Wykorzystali grasującego lisa na naszym terytorium, abyśmy skupili na nim uwagę. Wtedy oni mogliby przeprowadzić na naszym terenie mały rekonesans. Na pewno wierzyli, że ten przekręt zapewni im pozytywny przebieg ich misji, jednak przeliczyli swoje szanse.- odpowiedział North, ignorując piekący ból na policzku. Czuł, jak krew spływa mu po policzku, ale na jego czarnej sierści było to niemal niewidoczne.
Midnight zacisnęła gniewnie zęby i warknęła.
- Sukinkoty! Nie odczepią się.- Księżniczka odwróciła się do nich, po czym spojrzała na swój oddział.- Wracajcie do Gaju! I tam czekajcie!
Jeden kot wyszedł przed szereg. Był to młody...nieco starszy od North'a. Miał bujną lekko rdzawą sierść. Odpowiedział.
- Księżniczko, twój ojciec a nasz Król, kazał nam cię nie opuszczać.
Midnight wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć, ale postanowiła nie unosić się dumą.
- Wykonać!
Reszta kotów widziała, że sprzeczka z Księżniczką prowadziła donikąd, więc odwrócili się i odeszli. Zostali we troje. Scarlet wydawało się, jakby wszystko wróciło do normalności. Zadarła wzrok do góry i spojrzała na krążące w powietrzu padlinożerne ptaki. Ptaki, które dały jej do myślenia, że nie chciałaby teraz tu leżeć martwa.
~~~~~~~~~
Hej, ten rozdział jest nieco krótszy, ale nie bijcie xD
Za to, North odkicknie widowiskową walkę z Cindy xDDD
https://youtu.be/iVaYInC1-Tg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro