Prolog: Kropla Krwi
Silny wiatr wzniósł kolorowe liście, które spadły na jesień i poprowadził je ku niebu. Książę poczuł jak wibrysy na jego policzkach, uginają się pod wpływem wiatru. W oddali wydobywał się donośny szum, płynącej wody w rzece. Książę był czystej krwi kotem rosyjskim, o pięknych niebieskich oczach, czuł niepokój, gdyż przyszło mu przechadzać się po lesie, w towarzystwie członka Podziemnego Królestwa. Co jakiś czas stroszył sierść.
- O co chodzi, Książę?- Mruknął mieszaniec kota bengalskiego z syjamskim. Jego zielone oczy, świeciły w nocy, niczym samochodowe reflektory.- Boisz się ciemności?
Książę prychnął i zmrużył oczy w cienkie szparki.
- Wiesz, że nie ufam ci, Amesso, a poza tym, czego oczekujesz ode mnie, z takimi sprawami zwróć się do mojego ojca, to on włada tą ziemią.- Rzekł Książę i skierował wzrok na Amesso, pełny nieufności i podejrzeń.
- Wasze tajemnice... Sekrety tego Gaju, są zbyt wspaniałe, aby posiadał je byle kto.- miauknął Amesso, po czym odwrócił wzrok. Księciu nie spodobała się ta gadka Amesso, wydobył z siebie groźne mruknięcie.
- Dobrze wiesz, że Tajemnice tego Gaju są dla nas świętością i nie oddamy ich za żadne skarby, choćbyście nie wiem, co nam proponowali, możecie od nas liczyć tylko odmowę- A teraz koniec tematu o tym, czy tylko z tego powodu do mnie przychodzisz? Gdyby to ode mnie zależało, nie oddałbym ci ich i tak! Wbij to sobie do głowy.
Amesso przekrzywił pyszczek, zaczął udawać wielkie rozczarowanie.
- Wiesz, że tym samym wypowiadasz wojnę? Drugi raz nie poproszę!- I on wydobył z gardła złowrogie mruknięcie. Książę nastroszył sierść.
- Grozisz mi?
Amesso zaśmiał się obrzydliwie.
- Wiesz, że tak- Kot zwinnym skokiem zagrodził drogę Księciu. Potomek władcy Królewskiego Gaju odczytał z oczu Amesso, że nie żartuje, co do tej kwestii. Cofnął się o dwa kroki.
- Jeśli zagrozisz moim poddanym, ojcu i całemu Królestwu, wiedz, że w tym przypadku mam prawo Cię zabić!- Ostrzegł Książę, grożąc mu głośnym parsknięciem. Amesso zasyczał jak wąż.
- Wiesz, że nie dajesz mi wyboru, Książę, zdecyduj, nie jest jeszcze za późno!- Zacisnął mocno zęby, które zalśniły w świetle księżyca w pełni. Wiatr zagwizdał wśród drzew, miotał pozostałymi liśćmi jak marionetkami. Stali tak oko w oko.
- Moje ostateczne i nieodwołalne słowo brzmi "Nie"- Książę bał się reakcji Amesso, dlatego wysunął haczykowate i ostre pazury. Amesso, widząc, że już nic nie wskóra, wydobył z siebie głośne syknięcie. W oddali słychać było wycie wilka, głośne i dumne... Amesso, wykorzystując dezorientację Księcia, wilczym wyciem ciął szponami w gardło przeciwnika. Nie było to głębokie rozcięcie, ale z rany wyciekła krew. Królewski potomek cofnął się szybko, oszołomiony bólem, znaczył krwią liście, patyki leżące na ziemi. Dławił się. Amesso wiedział, że ma przewagę nad Księciem, zbliżył się do niego i zadał mu kolejne cięcie w policzek. Książę zasyczał gniewnie. Poczuł, jak krew spływa po policzku, jak moczy jego sierść. Miał mroczki przed oczami, oszołomienie uniemożliwiło mu jakiejkolwiek obrony, czuł jak z powodu dużej straty krwi, jego organizm słabnie. Ugiął się pod łapami, śmierć głaskała go po policzku. Amesso chcąc już pozbyć się przeciwnika, zacisnął swoje szczęki na szyi Księcia, wbijając kły jak nóż w roztopione masło. Książę odnosił wrażenie, że wróg unosi go bez problemu, jakby ważył tyle, co poduszka wypchana pierzem, po czym z ogromną siłą uderzył grzbietem o drzewo. Wiedział, że Amesso rzucił nim jak szmacianą lalką. Ze śladów po kłach Amesso krew wypłynęła obficie ... Ciało Księcia przeszywało zimno, jego oczy stawały się coraz cięższe, ich piękny kolor powoli wygasał. Wydobył z siebie ostatnie tchnienie, ale przed tym szepnął ochryple.
- Nigdy...- I wyzionął ducha. Amesso oblizał krew z policzków i spojrzał na nieruchome ciało Księcia. Poczuł jak duma i adrenalina ogarnia jego ciało, zmuszała go do głośnego krzyku. Jednak uświadomił sobie, że jest na obcym terenie, nie chciał ściągnąć na siebie uwagi. Odwrócił się od ciała, po czym z pełną gracją jak na kota przystało, zniknął między drzewami, za sobą zostawiając drogę splamioną krwią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro