Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Najgorsze na weselach było żegnanie i dziękowanie gościom za przybycie na nasz najważniejszy dzień. Gdyby to był mój najważniejszy dzień w życiu nie zrobiłabym takiej kwaśnej miny, jak w tej chwili. Jednak to nie ja sobie życzyłam pierścionka z wielkim diamentem i złotej obrączki. Cud było tym, że chociaż przyjęcie weselne wyglądało tak jak sobie ja zaplanowałam w dzieciństwie. Wraz z moimi rodzicami staliśmy przy wejściu sali i po kolei dziękowaliśmy gościom jakby od tego zależało nasze życie. Mój mąż poczuł się jak u siebie i szczęśliwy rozmawiał z moją rodziną jak i swoją. Dziwne było to, że nie zauważyłam jego rodziców i rodzeństwa. O ile ma jakieś. Patrzyłam zniesmaczona na ten jego cały teatrzyk udającego wspaniałego świeżo poślubionego męża. Prychnęłam i spojrzałam na swoją starszą siostrę, która stała przede mną z uniesioną brwią. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co jej chodzi. Gestem głowy wskazała na róg za ścianą, za którą nikt nas nie usłyszy. Ramię w ramię udaliśmy się w tamtą stronę, żeby na spokojnie porozmawiać.

- Co cię gryzie? - zapytała od razu.

- Co ma mnie gryźć? - wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że przed Clarie, niczego nie ukryje, ale to całe małżeństwo przez jakiś czas muszę zataić przed bliskimi. Prawdę o małżeństwie.

- Obserwowałam cię przez całe przyjęcie. - wyjęła ze swojej kopertówki paczkę papierosów i odpaliła jednego od razu zaciągając się nim. Obserwowałam jak wydmuchuje dym, który zgromadził się w jej buzi. - Nie wyglądałaś na zbyt szczęśliwą. - spojrzała na mnie. - Ten ślub był prawdziwy?

- Oczywiście, że tak. - pisnęłam. - Dlaczego sądzisz, że było inaczej? - w myślach obgryzałam swoje paznokcie z nerwów, że moja siostra może być za bystra dochodząc sama do prawdy.

- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Po prostu martwię się o ciebie. - zaciągnęła się po raz ostatni i wyrzuciła papierosa do popielniczki, która leżała na stoliku. - Wiesz, że skrzywdzę każdego kto choćby cię tknie lub skrzywdzi. - w jej oczach zobaczyłam szczerość i gniew. Clarie, jako najstarsza ubzdurała sobie, że to ona będzie mężczyzną w rodzeństwie. Szkoda, że rodzice nie postarali się jeszcze o syna, przynajmniej miała bym starszego lub młodszego brata. - Chodźmy. - chwyciła mnie pod ramię ciągnąc do rodziców i Christophera. - Pora na twoją podróż poślubną. - przewróciłam oczami na wspomnienie o jeszcze jednym cyrku. Na pewno nie oddam się mu tak łatwo dzisiaj. W ogóle nie zamierzam uprawiać z nim seksu, bo mnie kompletnie mężczyzna nie interesuje. I tak uważasz, że jest piekielnie seksowny. Już wolałabym umrzeć niż przyznać, że pociąga mnie jego uroda.

***

Godzinę temu wyjechaliśmy z przyjęcia, które na moje szczęście  skończyło się już. Pożegnałam się ze swoimi siostrami, szwagrami i rodzicami. Obiecałam im, że po podróży odwiedzę ich jak najszybciej. Mam nadzieje, że ta podróż nie potrwa długo i będę mogła w spokoju zamknąć się w swoim pokoju i wychodzić dopiero z niego jak Christophera, nie będzie w domu. Nie wiedziałam gdzie jedziemy, bo mój drogi mężulek nie raczył wspomnieć mi o tym. Towarzyszył nam ochroniarz Christophera, Arthur White. Wysoki szatyn z ciemnymi oczami i lekkim zarostem. Jego budowa ciała było podobna do mojego męża, ale gdy zerknęłam na chwilę na klatkę piersiową męża, która była zasłonięta biała koszulą od garnituru stwierdziłam, że to Chris, ma bardziej wyrzeźbioną niż Arthur. Chciałabyś ją dotknąć. Boże nie! O czym ty myślisz Saro? Pamiętaj, że to przez niego twoje wszystkie plany legły w gruzach i wszystko co sobie do tej pory zaplanowałaś już nie wypali. Poczułam jak Christopher, chwyta moją dłoń. Spojrzałam na jego gest. Przyłożył moją dłoń do swoich ust i pocałował wierzch dłoni. Spojrzał w moje niebieskie oczy i uśmiechnął się. Myśli, że kilka miłych słówek, które czasami mi powie, albo, że będzie się tak potulnie zachowywał to wpadnę mu w ramiona jak jakaś zakochana nastolatka. Jesteś jeszcze nastolatką, masz dziewiętnaście lat. Matko święta! Mój umysł ma racje. Wyszłam za dużo starszego od siebie mężczyzny o którym nic kompletnie nie wiem. Wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i przysunęłam się bliżej swoich drzwi, odwracając wzrok na szybę. Niech ten dzień już się skończy.

***

Byłam oczarowana pięknym domem, który stał przede mną. Wybudowany z prawdziwego drewna, który przypominał mi moje klimaty, które kochałam. Nie byłam jak te inne dziewczyny, które marzyły o księciu z bajki, dużym domu jak willa i pieniądzach, które będą mogły wydawać codziennie. Z pomocą, którą zaoferował mi Arthur, wyciągając do mnie swoją dłoń, wyszłam z samochodu. Z uśmiechem podziękowałam mu. Dookoła domu były drzewa i kwiaty, które zapierały dech w piersiach. Chyba znalazłam swój azyl, w którym będę się zamykać, żeby nie widywać swojego męża.

- Chodź, pokaże ci jak wygląda w środku. – wyszeptał tuż nad moim uchem. Pokiwałam na znak głową i ruszyłam razem z nim w stronę wejścia. Christopher, otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Staliśmy na środku korytarza, w którym znajdowała się komoda i wielka szafa, w której można było zmieścić wiele ubrań. Arthur, wszedł z dwoma wielkimi walizkami do środka i zamknął za sobą drzwi. – Zanieś moje i mojej żony walizki do naszej sypialni. – kiedy usłyszałam słowo ,,sypialnia" od razu zareagowałam odruchowo.

- Sypialni? –przeniósł swój wzrok  na mnie.

- Tak. – odwrócił się do mnie przodem i uśmiechnął się. – Myślałaś, że będziemy po ślubie spali osobno? – uniósł brew do góry, a mnie było jedynie stać w tym momencie na przytaknięcie głową. Zaśmiał się krótko i zbliżył się co nie podobało mi się. – Przecież dobrze słyszałaś moje zasady.

- No tak...

- Więc nie zaprzeczaj i niczego nie zmieniaj. – przerwał mi swoim podniesionym głosem. – Mój dom, moje zasady, moja władza. – podszedł do mnie bliżej. – I moja żona. – szepnął mi w usta, które po chwili pocałował. Nie odwzajemniłam pocałunku z zaskoczenie i ze złości na niego. Myślał, że odpuszczę mu tak łatwo? To się grubo mylił. Rodzice nauczyli mnie walczyć o swoje i zamierzam tak zrobić, gdybym nawet musiała ponieść za to wysoką karę. Kiedy się ode mnie oderwał, jego płomiennym wzrok i diabelski uśmiech paraliżowali mnie od razu. – Te cztery zasady zapamiętaj, a bardziej drugą i czwartą. – ostatni raz spojrzał na mnie i udał się na górę. Popatrzyłam na Arthura, który patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, po chwili odchrząknął i chwycił obie walizki. Westchnęłam. Dzisiaj sobie odpuszczę, bo jestem bardzo zmęczona po tym przyjęciu, ale niech nie myśli, że wygrał tą wojnę.

- Zaniosę do sypialni. – przytaknęłam głową. Nie patrząc na mnie skierował się w stronę schodów. Patrzyłam na drzwi wejściowe, które były ogromne w białym kolorze  . Od dziś, a raczej od wczoraj moje życie się całkiem zmieniło. Nie jestem już Sarą Redmayne tylko Sarą Carsson. Nieszczęśliwą żoną Christophera Carssona. Wzięłam głęboki oddech i udałam się do „mojego" pokoju.

****

Układałam swoje ubrania na swoją stronę w wielkiej szafie. Garderoba była wielka i podzielona na dwie części. Lewa należała do mnie, a prawa do Christophera. Odwróciłam się i spojrzałam na puste pułki. Jako żona i pani domu należy do mnie aby pomóc we wszystkim Christopherowi, nawet ułożyć mu idealnie ubrania na swoich miejscach, ale nie zamierzam udawać potulnego baranka przed nim. Jeśli jest taki cwany to niech sam to zrobi, a mnie zostawi już w spokoju. Westchnęłam i wróciłam do swojej przerwanej pracy. Od dzisiaj będę mieszkała pod jego dachem, ale nie zamierzam się dostosowywać do jego kilku zasad.

- Wygląda smutno jak jest pusta. – nie musiałam się odwracać by spojrzeć na osobę, która to powiedziała. Przewróciłam oczami  nie przestając układać swoich ubrań.

- W sypialni jest twoja walizka. – mój głos był cichy. Usłyszałam jak się powoli do mnie zbliża. Gdy już był blisko czułam na swoim karku jego oddech. Czasami przerażał mnie swoją osobą. Przerażał cię zawsze. Moja podświadomość miała racje, ale postanowiłam, że nie pokaże Christopherowi, że boje się go.

- Jesteś moją żoną, więc powinnaś to ty zrobić. – zacisnęłam dłonie w pięści na swojej koszulce. Uśmiechnęłam się sztucznie i odwróciłam się do niego przodem.

- Masz racje. - przytaknęłam głową. - Jestem twoją żoną, ale nie służącą. – warknęłam. Zaśmiał się odchylając głowę w tył.  Kiedy spojrzał na mnie zobaczyłam jego uśmiech, który był zmieszany z gniewem i rozbawieniem.

- Masz racje. – założył ręce pod piersią. – Ale jako pani domu dbasz o porządek i spokój. – uśmiech znikł, a na twarzy wróciła dawna mina, którą zapamiętałam na naszym drugim spotkaniu i której piekielnie się bałam. – Jeśli myślisz, że z paru zadań wywiniesz się to się grubo mylisz. – przez chwilę mierzyłam go wzrokiem. Kiedy jego mina się nie zmieniała, postanowiłam że zrobię to co każe, bo wiedziałam, że nie odpuści i nie zostawi mnie w spokoju dopóki nie wykonam jego rozkazu. Odłożyłam koszulkę na półkę i poszłam po jego walizkę. Byłam pewna że jak wrócę z nią jego już nie będzie, ale widać że woli mnie pilnować. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy otworzyłam walizkę i wyjęłam jego świeżą i pachnącą jego perfumami koszulę. Zawiesiłam ją na wieszaku na w jego części garderoby. Kątem oka widziałam jak podchodzi do mnie, kiedy był już obok mnie nachylił się i pocałował mnie w usta. Nie miałam zamiaru odwzajemniać pocałunku. Nie czułam takiej potrzeby, a po za tym nie mógł mnie zmusić do tego. Oderwał się od moich ust i spojrzał mi w oczy. – Pamiętaj o czterech zasadach. – szepnął i wyszedł z garderoby. Westchnęłam i usiadłam na fotelu, który był w kącie pomieszczenia. Schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego to jest takie skomplikowane? Sądziłam, że gdy założę rodzinę będę szczęśliwą żoną, a za nie długo matką. Wszystko jednak się zmieniło wraz z wtargnięciem Christophera Carsona do mojego życia. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę urządzenia grającego Side to Side Ariany Grande. Podeszłam do swojego telefonu i odebrałam połączenie od Lily.

- Siema! – odsunęłam telefon od ucha bo blondynka za głośno krzyknęła, a moja głowa pękała z bólu.

- Hej. – uśmiechnęłam się słabo.

- Jak tam podróż poślubna? – byłam pewna że jak to wypowiadała to miała skwaszoną minę. Wiedziałam, że nie polubiła Christophera. Nie dziwie jej się skoro jest takim potworem.

- Jeśli chcesz nazwać jego domem podróżą poślubną, to się dziwie. - przewróciłam oczami.

- Jak to?

- No tak to. – westchnęłam. – Nie pojechaliśmy na żadną wycieczkę ani nic tylko do jego domu. – położyłam dłoń na biodrze. W sumie to mnie zastanawiało dlaczego mój drogi mąż nie zabrał nas do Hiszpanii lub na jakąś inną plaże. Miał pieniądze więc było go stać. Nie kocha cię więc po co miałby to robić? Więc w takim razie po co brał ze mną ślub?

- Chciałaś powiedzieć wasz dom. – zaśmiałam się. Lily, zawsze wiedziała jak poprawić mi humor kiedy miałam zepsuty.

- Daleko mi do tego. – usiadłam na łóżku. Przejechałam po delikatnym materiału, który był ciemny jak niebo w nocy.

- Przecież jesteś jego żoną i masz do wszystkiego prawo. – przewróciłam oczami.

- Jakbym była to inaczej by się zachowywał.

- Co znów zrobił? - usłyszałam westchnienie z drugiej strony.

- Nic, nic. – westchnęłam. – Spotkamy się?

- Jasne, u mnie?

- No pewnie. – uśmiechnęłam się. - Wezmę od Christophera, samochód, a jak się nie zgodzi to po proszę szofera żeby mnie podwiózł.

- Nie ma sprawy, zadzwoń do mnie jak będziesz blisko.

- Oki, do zobaczenia. – wstałam i wyszłam z sypialni.

- Pa. – rozłączyłam się i zeszłam ze schodów. Podeszłam do komody, która stała w holu przy ścianie. Zajrzałam do szklanej miseczki, w której pomyślałam, że będą klucze od samochodu Christophera, ale ich tam nie było. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę schodów zamiarem pójścia do góry. Ujrzałam Arthura, który schodził z nich. – Panie Arthurze? – zawołałam na co mężczyzna od razu zareagował.

- Tak.

- Mógłbyś mnie odwieźć pod dom mojej przyjaciółki?

- Nie wiem czy to dobry pomysł. – zmarszczyłam brwi.

- Boisz się że mój mąż się nie zgodzi? – na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Założyłam ręce pod piersi.

- Pani Carson, dbam o pani i pani męża bezpieczeństwo i bez jego zgody nie mogę tego zrobić.

- Ale nie tylko jego słuchasz. – pisnęłam. Westchnęłam. Miałam dość tego, że nawet prywatny ochroniarz i szofer był przeciwny moich odwiedzin. – Arthurze, muszę się spotkać z Lily, muszę z nią porozmawiać. – złożyłam ręce jak do modlitwy. Mężczyzna oglądał się na obok i za sobą. Nerwowo przecierał ręce i brał kilka oddechów. Westchnął i spojrzał mi w oczy z dobrocią.

- Zaczekam w samochodzie. – podskoczyłam z radości i rzuciłam się mężczyźnie na szyje całując go w policzek.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. – oderwałam się od niego i pobiegłam po swoją torebkę. Szybkim tempem, żeby nie ujrzał mnie Christopher, wsiadłam z uśmiechem do samochodu i czekałam aż Arthur, odwiezie mnie do Lily.

****

- Rozwiedziesz się z nim? – patrzyła na swój parujący kubek, który obejmowała dłoniami. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w jej dłonie.

- Wiesz, że nie chciałam tego małżeństwa. – odparłam. – Boje się go. – spojrzałam w jej oczy. – Sądziłam, że moim mężem będzie mężczyzna, którego pokocham i on mnie też. – poczułam w swoich oczach łzy.

- I tak będzie. – położyła swoją ciepłą dłoń na mojej. - Kto wie, może w trakcie tego beznadziejnego małżeństwa poznasz jakiegoś mężczyznę w którym się zakochasz. - wzruszyła ramionami.

- Przecież on mi nie da rozwodu. – przyłożyłam swoją wolną dłoń do szyi.

- Skąd możesz o tym wiedzieć? Może wydarzy się cud i uwolni cię od tego koszmaru. -uśmiechnęła się. Nie potrafiłam odwzajemnić tego uśmiechu choć bardzo tego chciałam.

Lily, wyznała mi , że na moim ślubie poznała mężczyznę, który od razu wpadł w jej w oko. Cieszyłam się jej szczęściem. Chociaż ona z naszej paczki była szczęśliwa i nic jej nie zagrażało. Moje całe plany, które snułam wyobrażając sobie swoją dużą rodzinę legły w gruzach. Jeszcze do tego jego była narzeczona. Jej słowa nie dawały mi spokoju. „Widocznie mnie nigdy nie kochał, żeby uznać mnie jako swoją żonę".  Co raz bardziej jestem ciekawa tej kobiety jak i przeszłości Christophera. Czyżby żadnej kobiety nie darzył uczuciem? Skoro tak, to dlaczego akurat wybrał mnie na swoją żonę?

- A co z Amandą? – zapytała z ciekawości.

- Z nią? – zabrała swoją dłoń z mojej i patrzyła mi głęboko w oczy. – Wiem tylko to, że jak opuściliście przyjęcie, ona do kogoś dzwoniła i z tego co wywnioskowałam to się z kimś pokłóciła, a potem odeszła i już ją nie widziałam. – wzruszyła ramionami. Przytaknęłam głową. – Dlaczego o nią pytasz? – zmarszczyła brwi.

- Sama nie wiem. – wzruszyłam ramionami. – Ta kobieta nie daje mi spokoju.

- Prześladuje cię?

- Nie. - pokręciłam głową. - Rozmowa którą z nią przeprowadziłam była tak ciekawa, że chciałabym się więcej czegoś o niej dowiedzieć.

- Może poszukaj jej. – zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Lily.

- Przecież tak od razu nie zdobędę jej adresu zamieszkania albo numeru telefonu.

- Jak to nie? – zmarszczyła brwi. – Przecież w internecie możesz znaleźć wszystko. Wystarczy, że wpiszesz imię i nazwisko jej. – uniosłam brew do góry.

- Może masz racje. Być może coś to pomoże.

- Być może znajdziesz odpowiedzi na swoje pytania. - skosztowała ostatniego kawałka swojego ciasta, po czym odłożyła łyżeczkę na pusty mały talerzyk.

- A jeśli nie znajdę? - spojrzałam na nią. - Jeśli nie odpowie mi na pytania, a powie tylko, żebym zapytała o wszystko Christophera?

- Więc wtedy zapytasz jego. - wzruszyła ramionami.

- A jak mi on nic nie powie?

- Wtedy ja z nim pomówię. – szepnęła. Patrzyłam przez chwilę na nią w milczeniu. Bardzo bym chciała, żeby na wszystkie moje dręczące pytania odpowiedziała Amanda. Nie zamierzałam pytać o nic Christophera, bo wiedziałam, że zdenerwuje się i wpadnie w szał. Lub zagrozi ci czymś. Przytaknęłam i uśmiechnęłam się do przyjaciółki.

****

Weszłam do środka i odłożyłam torebkę na komodzie. Arthur, zamknął za nami drzwi i udał się jak zgaduje do swojego pokoju. Ciekawe jak będzie wyglądała dzisiejsza noc? Nie chcę dzielić z nim jednego łóżka. Wolałabym mieć swoją sypialnie, albo spać na kanapie. Kiedy ściągałam buty usłyszałam podniesiony głos, już po chwili słyszałam go wyraźnie. Nie musiałam zgadywać od której osoby wydobywał się.

- Gdzie ona jest?! – wściekły Christopher, wrzeszczał po całym domu. Kiedy ujrzałam go na szczycie schodów, lekko się przestraszyłam. Jeszcze nie widziałam do tej pory takiej furii na jego twarzy. Mężczyzna kiedy mnie zobaczył zacisnął dłonie w pięści. Jego oczy ściemniały co bardziej mnie przekonało, że teraz mam kompletnie przejebane. Nie czekając na jego jakikolwiek ruch i chcąc uciec przed jego przeszywającym spojrzeniem, udałam się do kuchni. Słyszałam za sobą jego ciężkie kroki. – Zatrzymaj się! – nie posłuchałam jego rozkazu i podeszłam do lodówki by wyjąc sok i nalać sobie do szklanki. – Gdzie byłaś?! – wypiłam kilka łyków soku po czym spojrzałam na męża.

- Nie krzycz, nie jestem głucha. – odparłam ze spokojem. Przybliżył się do mnie.

- Kpisz sobie ze mnie? – zmarszczył brwi. Jego wzrok się nie zmienił, nadal widziałam czarne oczy jak noc. Oczy, które zmieniał jak pogodę. Gdy był w dobrym humorze jego oczy świeciły, a gdy był cholernie wściekły zmieniały kolor na czarny. Odłożyłam pustą szklankę na blat. Spojrzałam przez chwilę na niego i nie mówiąc nic skierowałam się do sypialni. Szedł za mną. – Sarah! Sarah! Zatrzymaj się! – otworzyłam drzwi i trzasnęłam nimi przed jego nosem. Zatrzymałam się przy wielkim oknie. Westchnęłam mając dosyć tego wszystkiego. Jeszcze nie minął tydzień, a już chciałabym umrzeć. Christopher, wszedł do środka i stanął za mną. – Odpowiedź mi kurwa na pytanie! – przyłożyłam dłonie do obu uszów. Miałam dosyć jego krzyków. Potrzebowałam odrobinę spokoju, a on nie zamierzał mi tego dać. Złapał mnie za nadgarstki i odwrócił do siebie przodem. – Odpowiedź mi! – potrząsnął mną.

- U Lily! – wrzasnęłam.

- Po co?  - ścisnął jeszcze bardziej moje nadgarstki. Otwarłam usta z bólu i poczułam w swoich oczach łzy.

- Puść mnie to boli. - próbowałam się szarpać, ale to nic nie dawało.

- Pytam się, po co?!

- Bo potrzebowałam się komuś wyżalić! 

- A może poszłaś do swojego kochanka, z którym mnie zdradziłaś! – po raz drugi potrząsnął mną. Otworzyłam szeroko oczy.

- Nie zdradziłam cię. - szepnęłam.

- Bo jeszcze uwierzę! – odepchnął mnie tak, aż zrobiłam kilka kroków do tyłu. Zaczęłam pocierać dłońmi w obolałe miejsca.  – Jesteś taka jak inne, najpierw szukają frajera z kasą, a potem go zdradzają, o tak. – pstryknął palcami. – Myślałem, że jesteś inna.

- Co? - uniosłam brew do góry. - Przecież to ty chciałeś tego małżeństwa nie ja. - nic nie odpowiedział. - A po za tym nie jestem jak inne!

- Kłamiesz! – krzyknął mi w twarz. – Jakbyś była inna to byś mnie nie zdradziła.

- Nie zdradziłam cię! Czy to dojdzie do twojej tępej głowy?! - mój głos zapewne był słychać po całym domu. Mało powiedziane. Nawet sąsiedzi mogli usłyszeć. Gdyby jacyś tutaj byli.

- Ale nie zaprzeczysz, że miałaś ku temu okazje. – założył ręce na piersi i uśmiechnął się złowieszczo.

- Tak. – przytaknęłam głową. - Ale nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że zrobisz coś mojej rodzinie.

- Jednak, aż taka głupia nie jesteś. – prychnął. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. Dało mi to czas na przemyślenie kilku sytuacji. Jedną z nich był wybuch Christophera, na moją nieobecność w domu, a drugą, że nie widziałam żadnego drugiego domu obok naszego. Może wywiózł cię gdzieś na odludzie z dala od innych. Pokręciłam lekko głową, żeby odgonić od siebie złe myśli. Nie zrobiłby tego. Zobaczyłam, że jego wzrok złagodniał.  - Kocham cię. – szepnął. Otworzyłam szerzej oczy zaskoczona jego wyzwaniem. Nie spodziewałam się tego. Nie spodziewałaś się, że Christopher Carson, pokocha cię? Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. Jedyne na co było mnie stać to uciec z tej przeklętej sypialni i zaszyć się w swojej kuchni.

[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro