Rozdział 33
Minęły dwa dni, a ja nadal nie wiedziałam co miałam robić. Z Christopherem nie rozmawiamy od tamtej dziwnej dla mnie kłótni. Oglądałam z tysiąc razy zniszczone zdjęcie, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Chciałam porozmawiać z nim na temat tego co zobaczył na fotografii, ale bałam się, że znowu wybuchnie jak w gabinecie. Na szczęście rodzice i siostry wrócili do siebie domyślając się, że potrzebujemy z mężem trochę prywatności i odpoczynku. Do Clary nie odzywam się, żeby bardziej nie zdenerwować Christophera, ale korci mnie, żeby dowiedzieć się co z jej ojcem, jaki jest jego stan. Chciałam wyszukać w internecie jej brata , ale Christopher zabrał swojego laptopa do gabinetu, w którym siedzi, żeby wymigać się od rozmowy. Westchnęłam. Lily ma racje. Powinniśmy wyjechać na wakacje. Pobyt u dziadków dobrze mi zrobi zwłaszcza, że znów zaczyna się psuć między mną, a Christopherem. A dopiero co zaczęło się układać, nieprawdaż? Wyszukałam w kontaktach numer przyjaciółki i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Hejka. - usłyszałam jej melodyjny głos po drugiej stronie.
- Hej, co porabiasz? - oparłam się o blat. Spojrzałam na swoje kapcie w kształcie króliczków.
- Leże i oglądam film, a ty? - usłyszałam jak przeżuwa jakieś jedzenie.
- Myślę. - przygryzłam wargę.
- Nad czym? - zapytała z pełnymi ustami. Zaśmiałam się cicho.
- Nad tym jak ci powiedzieć, że za kilka dni jedziemy do moich dziadków. - usłyszałam pisk po drugiej stronie. Musiałam odsunąć na chwilę telefon od swojego ucha czując, że uszkodziła mi moje bębenki.
- Na prawdę?
- Tak. - uśmiechnęłam się. - Inaczej bym ci tego nie mówiła.
- Ale fajnie. - zaśmiała się. - Odwiedzimy inne miasto, może poznamy jakiś przystojniaków. - już sobie wyobraziłam jej minę, gdy wspominała o przystojnych mężczyznach. Przewróciłam oczami. Lily nie myśli o niczym innym jak o przystojnym mężczyznach.
- Ty znajdziesz. - westchnęłam ciężko. - Ja już mam. - spojrzałam przez chwilę na schody.
- No tak. Sandra Carson. - szepnęła. - Nawet ci to nazwisko pasuje. - zaśmiałam się lekko i odwróciłam wzrok na dębowe panele.
- Dziękuję.
- Spoko, musimy pojechać jeszcze na zakupy przed wyjazdem. - wyobraziłam sobie jak celuje we mnie ostrzegawczym palcem. - Wiesz, że muszę sobie kupić kilka rzeczy?
- Tak, wiem. - odkąd znam Lily, to za każdym razem, gdy miała gdzieś jechać na tydzień, czy na kilka dni, robiła zakupy w galerii. Duże zakupy.
- No także w sobotę wracaj do Nowego Jorku, bo musimy się wybrać na zakupy, a poza tym tęsknie za tobą. - poczułam w kącikach oczów łzy. Ja też tęskniłam za moją przyjaciółką. Odkąd wyszłam za Christophera, mało spędzamy czasu. Praktycznie wcale.
- Nie wiem, czy Christopher chcę wrócić. - oparłam się jedną ręką o blat. - Wiesz kim jest i po co tu jest. - szepnęłam. Nie miałam odwagi ukrywać faktu przed Lily, że mój mąż jest bossem największej mafii.
- Tak, ale nie rozumiem po co ty tam jesteś. - wzruszyłam ramionami. - Jeśli mu zależy na twoim bezpieczeństwie to powinien cię stamtąd zabrać.
- Ma obsesje na moim punkcie i wątpię w to, że mnie zostawi samą w Nowym Jorku.
- Ale kto powiedział, że samą? Przecież ja jestem, twoi rodzice i siostry.
- Znasz Christophera. - westchnęłam.
- Oj i to za bardzo. - na mojej twarzy pojawił się grymas. - Martwię się o ciebie. - ściszyła głos. - Bije cię znowu?
- Nie. - skłamałam.
- Sarah, nie kłam. - wiedziałam, że wyczuje.
- Nie kłamię, mówię prawdę. - uśmiechnęłam się choć wiedziałam, że ona tego nie widzi. Usłyszałam westchnienie po drugiej stronie.
- Gdyby coś się działo. - zrobiła pauzę, żeby nabrać powietrza. - Proszę dzwoń o każdej porze, ja nawet zdołam wsiąść w samochód i przyjechać do ciebie. - uśmiechnęłam się szeroko na jej wyznanie. Cieszyłam się, że miałam w życiu taką osobę jak Lily. Nie traktowała mnie jako przyjaciółkę, ale jako siostrę. Na mnie tak samo mogła liczyć.
- Obiecuje, że to zrobię. - usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Spanikowana, że to Christopher postanowiłam zakończyć rozmowę z Lily. - Muszę kończyć, zadzwonię jeszcze do ciebie jakbym miała wracać do Nowego Jorku.
- Trzymam cię za słowo, kochana.
- Pa. - nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni dżinsów. Odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni. W progu stał Christopher ze zmarszczonymi brwiami. Ulżyło mi widząc go. Przynajmniej wiedziałam, że jest z nim dobrze. Przełknęłam ślinę widząc jego ciemny wzrok. Oparłam się plecami do blatu patrząc w jego oczy. Bałam się odezwać pierwsza bo w sumie to nie ja zaczęłam naszą kłótnie tylko on. To on tak zareagował widząc to zdjęcie, ale mam wielką ochotę zapytać go co tam było takiego strasznego, że się wściekł. Spuściłam wzrok na podłogę. Usłyszałam jak zbliża się do mnie. Nie zareagowałam. Nadal mój wzrok był utkwiony w podłogę. Poczułam jego ciepłą i dużą dłoń na swoim policzku. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego rękę, poddając się swojej słabości. Spojrzałam mu w oczy, które już nie były ciemne, ale wypełnione miłością i szczęściem.
- Przepraszam. - szepnął nie odrywając ode mnie wzroku. Uśmiechnęłam się do niego lekko i pogładziłam go po policzku. - Jestem totalnym dupkiem, który cię za każdym razem krzywdzi. - zacisnął ręce w pięść. Złapałam go za obie dłonie.
- Jesteś totalnym dupkiem. - utkwiłam wzrok w jego niebieskie tęczówki i przyznałam mu racje. - Ale moi dupkiem. - szepnęłam. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który stał się od dzisiaj moim ulubionym. Zarzuciłam ręce za jego szyje - Jesteś też moim Diabłem. - przybliżyłam się do jego twarzy i wpiłam się w jego usta.
- Jesteś ze mną szczęśliwa? - zapytał kiedy oderwał się od moich ust.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
- Jutro wrócimy do Nowego Jorku. - mój uśmiech poszerzył się.
- Na prawdę? - podskoczyłam w miejscu. Przytaknął głową.
- Nie mamy co tutaj robić. - rozejrzał się po pomieszczeniu. - Tam jest nasz dom, rodzina, przyjaciele.
- A kto się zajmie tym domem, a twoja baza? - odstawił mnie delikatnie na podłogę.
- Domem zajmie się nasza gosposia. - chwycił mnie za ręce. - Będzie tutaj przychodzić dwa razy w tygodniu i dbać o czystość, a o gang się nie martw. - mrugnął okiem. - Mogę ją przenieść do Nowego Jorku.
- A o firmę już nie jesteś zły? - przechyliłam głowę w bok.
- Nie. - westchnął. - Muszę zdecydować czy być biznesmenem, czy mafiozom.
- Myślałam, że wybierzesz to pierwsze.
- Ludzie, którzy mnie doprowadzili do takiego stanu w jakim jestem, jeszcze są na tym świecie. Dopóki ich się nie pozbędę, nie wyrzeknę się morderczego życia.
- Jako twoja żona będę cię wspierać we wszystkim, nawet w tym. - uśmiechnął się do mnie i złożył na moich ustach pocałunek. - Choć nie podoba mi się takie twoje życie.
- Ciesze się, że nie brzydzi cię moje życie.
- To jest teraz nasze życie. - objęłam go mocno, opierając głowę o jego tors i zamknęłam oczy.
*****
Kolejnego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie, gdyż po południu mieliśmy samolot do Nowego Jorku. Wreszcie spotkam się z Lily, za którą tęskniłam. Zjedliśmy pyszne śniadanie przygotowane przez Christophera, jajecznica z bekonem. Nie było śladu już po złym Christopherze. Cieszyłam się, że wczoraj porozmawialiśmy na spokojnie, bez krzyków i przemocy. Nawet udowodnił mi poprzedniej nocy jak dla niego jestem ważna. Do teraz mam rumieńce na twarzy. Po śniadaniu postanowiłam wstąpić na chwilę do Amandy, z którą się bardzo zaprzyjaźniłam. Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale ciesze się, że ją poznałam. Pomogła mi bardzo kiedy Christopher trafił do szpitala, kiedy Christopher mnie uderzył i przybiegłam do niej, żeby ukryć się przed rodziną. W dniu ślubu kiedy ją zobaczyłam spodziewałam się, że będzie wobec mnie oschła i za wszelką cenę będzie chciała mi odebrać męża. Nie spodziewałam się, że taka była przeszłość Christophera i Amandy. On mnie kochał kiedy był z nią. Uśmiechnęłam się. Nigdy nie przestanę wierzyć w to, że kiedyś miłość Christophera wygaśnie do mnie. Zapukałam delikatnie w białe drzwi i zrobiłam krok w tył. Amanda razem z nami wróciła do Londynu, żeby być blisko swojego narzeczonego. Za kilka miesięcy mieli wziąć ślub i dlatego woleli wszystko załatwić jak najwcześniej. Oblizałam suche wargi i schowałam dłonie do kieszeń od czarnej skórzanej kurtki. Drzwi otworzyły się i ujrzałam szatynkę ubraną w kremową sukienkę sięgająca jej tylko do ud. Kiedy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Sarah. - rzuciła mi się na szyje jakby dawno mnie nie widziałam. Zaśmiałam się z jej ruchu. - Miło cię znów widzieć. - odsunęła się ode mnie. - Wejdź, proszę. - zrobiła mi miejsce, żebym mogła wejść do przedpokoju. Rozejrzałam się dookoła. Był to malutki dwupiętrowy domek. Budynek został wybudowany rok temu. Znajdowało się w nim dwie łazienki, jedna u góry druga na dole. Trzy sypialnie, kuchnia, salon z jadalnią, strych i piwnica. - Coś się stało, że nie ma Christophera?
- Przychodził do ciebie kiedyś? - spojrzałam na nią.
- Nie, ale sądziłam, że jako małżeństwo przyjdziecie do mnie razem. - schowałam dłonie do tylnych kieszeniach spodni.
- Christopher musi załatwić jakieś sprawy związane z mafią zanim wyjedziemy. - machnęłam ręką i skierowałam się za Amandą do salonu. Tak, Amanda także wiedziała o drugim życiu Christophera. Traktowałam ją jak przyjaciółkę, a nawet jak siostrę, więc nie potrafiłam przed nią ukrywać największego sekretu Christophera.
- Wyjedziemy? - zmarszczyła brwi i odwróciła się do mnie. - Co to ma znaczyć?
- Christopher i ja wracamy do Nowego Jorku, na zawsze. - przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Amanda spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie zobaczymy się już nigdy? - wydusiła z siebie.
- Oczywiście, że się zobaczymy. - ukucnęłam przy niej i chwyciłam jej ręce, żeby odsunąć od twarzy. Ujrzałam jej zapłakaną twarz. Zdziwiłam się, że tak zabolało ją ta informacja.
- Obiecujesz? - nie oderwała wzroku od podłogi.
- Obiecuje. - uśmiechnęłam się i złożyłam na jej czole pocałunek.
- Sarah. - złapała mnie za ręce i spojrzała mi w oczy. - Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie jak młodsza siostra. - jej łzy nie przestały spływać po policzkach. - Nie mam rodzeństwa, a zawsze pragnęłam mieć i Bóg mnie wysłuchał. - uśmiechnęła się krzywo.
- Amanda, co ty wygadujesz? - zaśmiałam się krótko. - Przecież masz pewnie przyjaciółkę, która jest dla ciebie jak siostra.
- Ty nią jesteś. To dziwne, prawda? - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi. - Powinniśmy się nienawidzić, bo ja jestem ostatnią byłą dziewczyną, a ty jesteś ostatnią żoną Christophera. - spojrzała na swoje palce. - Ale chcę, żebyś wiedziała iż od początku cię polubiłam, a nawet pokochałam jak siostrę. - jedna łza spłynęła po moim policzku. - Cieszę się waszym szczęściem i pomogę ci jeśli chcesz, wydostać Christophera z ciemności.
- Amando. - przetarłam swoje mokre oczy i policzki. - Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek to usłyszę z twoich ust. - złapałam jej twarz w dłonie. - Dziękuję i jeszcze raz dziękuję. - spojrzałam jej w oczy. - Oczywiście, że chcę, żebyś mi pomogła z Christopherem. Bez twojej pomocy nie dam rady. - pokręciłam głową z uśmiechem. Kobieta rzuciła się mi na szyje i objęła mnie mocno.
- Będę za tobą tęsknić. - szepnęła w moje włosy.
- Odwiedzaj nas razem z Thomasem kiedy tylko chcesz. - zamknęłam oczy. - Drzwi do naszego domu są zawsze dla was otwarte. - oderwałam się od niej i przetarłam jej zapłakane oczy. - Nie płacz już, bo się obrażę. - zaśmiałyśmy się. Poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i odblokowałam go.
Od Christopher:
Czekam na podjeździe.
Uśmiechnęłam się na wiadomość od męża. Spojrzałam na przyjaciółkę, która spoglądała nadal smutnym wzrokiem przed siebie. Westchnęłam.
- Christopher po mnie przyjechał, może chcesz się z nim pożegnać? - odwróciła na mnie wzrok.
- Mogę?
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłam się szerzej i wstałam na równe nogi wyciągając przy okazji do niej rękę. - Chodź. - przez chwilę przyglądała się mojej wyciągniętej w jej stronę rękę bijąc się z własnymi myślami. Pewnie bała się Christophera. Nic dziwnego, była z nim, a też ja jej opowiedziałam o swoim życiu jakie wygląda z nim. Chwyciła moją rękę i uśmiechnęła się dając mi tym samym znak, że była gotowa na spotkanie ze samym Diabłem. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie już stało czarne Audi Q7. Amanda, przystanęła na chwilę wąchając się czy ma podejść. Spojrzałam na nią. - Nie masz się czego bać. - szepnęłam i uśmiechnęłam się. - Nic ci nie zrobi nie pozwolę mu na to. - szatynka spojrzała na mnie i przytaknęła głową. Ruszyliśmy w stronę czarnego samochodu z którego po chwili wysiadł Christopher. Stanęliśmy naprzeciwko niego.
- Witaj Amando. - jego zachrypnięty głos rozniósł się echem po mojej głowie.
- Witaj Christopherze. - szepnęła kobieta wyraźnie zdenerwowana.
- Dziękuję ci, że tamtego dnia zajęłaś się moją żoną. - schował ręce do kieszeni i spojrzał przez chwilę na mnie, a potem odwrócił wzrok gdzieś przed siebie. - I także za dni w których byłem w szpitalu.
- Nie ma problemu. - odwróciła wzrok na mnie. - Sarah jest dla mnie jak młodsza siostra. - uśmiechnęłam się do niej i spojrzałam na męża, wyglądał na takiego co by chciał coś powiedzieć, ale nie mógł tego zrobić.
- Słuchaj. - zaczął patrząc na swoje buty. - Przepraszam cię za to, że cię tak traktowałem, gdy byliśmy razem. - jego wzrok na chwilę przeniósł się na Amandę. - Ale nie mogłem się zmusić do pokochania ciebie, kiedy kochałem już inną.
- Rozumiem cię, nie mam ci tego za złe. - uśmiechnęła się ściskając moją rękę. - I jestem szczęśliwa, że tak dbasz bardzo o Sarę, wypełniając ją swoją miłością codziennie. - przytuliłam się do jej boku dziękując jej za te piękne słowa, które skierowała do Christophera.
- Na nikim innym mi tak nie zależy jak na szczęściu własnej żony. - spojrzał mi głęboko w oczy. Uśmiechnęłam się nie odrywając wzroku od jego oczów.
- I tak powinno być Christopherze. - spojrzała na mnie i przytuliła mnie do swojego boku. - Nie będę wam już odbierać czasu, musicie jeszcze dolecieć bezpiecznie do Nowego Jorku. - stanęłam naprzeciwko Amandy i złapałam ją za ręce.
- Obiecaj mi, że będziesz do mnie dzwonić o każdej porze, godzinie, kiedy tylko sobie zażyczysz. - zobaczyłam w jej oczach kolejne łzy, które już po chwili zaczęły spływać po jej policzkach.
- Obiecuje. - rzuciła się na moją szyje obejmując mnie mocno. Czułam na swoich plecach palący wzrok Christophera. Nie lubił czekania, a ja zwlekałam z pożegnaniem. Oderwałam się od szatynki i uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
- Sarah, spóźnimy się na samolot. - usłyszałam władczy głos Christophera. Spojrzałam na niego przez ramię. Stał przy samochodzie i trzymał otwarte dla mnie drzwi. Westchnęłam i puściłam ręce Amandy.
- Do zobaczenia, Amando. - szepnęłam i odwróciłam się w stronę samochodu. Czekałam na Christophera, który już po chwili zasiadł za kierownicą i odpalił swój samochód.
****
Przez całą drogę na lotnisko, nie odezwaliśmy się ani jednym słowem. Co parę minut obserwowałam męża, który z zaciśniętymi palcami na kierownicy i skupionym wzrokiem na drodze, prowadził samochód. Westchnęłam dzisiaj po raz kolejny. Czasami jego zachowanie mnie denerwowało. Nie można było się wtedy z nim dogadać, albo w ogóle porozmawiać. Tak jak teraz. Brunet zatrzymał się przed swoich samolotem, który już czekał na nas. Nie czekając na niego, wyszłam pierwsza z samochodu i weszłam do samolotu. Wystrój jaki był w środku, nieco mnie zdziwił. Myślałam, że będzie tutaj panował wyłącznie kolor czarny, ale tym razem Christopher mnie zaskoczył. Skórzane fotele były w kolorach białych, stoliki, które były przy nich były w dębowym kolorze, a na podłodze została położona wykładzina w kolorze kremowym. Z wrażenia aż usiadłam na jednym z foteli.
- Podoba ci się? - usłyszałam nad sobą głos Christophera. Odwróciłam wzrok na niego. Stał nade mną z dłońmi w kieszeniach. Nasze bagaże zostały wniesione przez Arthura, który także z nami wracał do domu.
- Mało powiedziane, że się podoba. - wstałam. - Jest przepięknie. - rozejrzałam się na około. - Ale sądziłam, że będą tutaj tylko panowały kolory czarne. - usłyszałam jego cichy śmiech.
- Ten samolot niedawno kupiłem i kupując go myślałem o tobie. - odwróciłam się do niego. - Wiem, że lubisz takie kolory. - rozejrzał się na około.
- Twój samolot jest naprawdę piękny.
- Nasz, to wszystko jest nasze. - uśmiechnęłam się do niego. Podszedł do mnie i chwycił moją twarz w obie ręce. Zajrzałam głęboko w jego niebieskie oczy, w których ujrzałam szczęście, miłość, radość. Nadal nie mogę uwierzyć, że taki facet stoi przede mną, trzymając mnie w swoich ramionach i do tego jest moim mężem. To jakby nagroda wygrana na loterii. - Nad czym tak myślisz? - jego zachrypnięty głos zawsze mnie podniecał, za każdym razem gdy go słyszałam czułam na swoim ciele dreszcze.
- Nie mogę nadal uwierzyć w to, że nasze życie zmieniło się i to wszystko należy do nas. - poczułam w swoich oczach łzy. Kciukiem starł je i uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
- Nie lubię kiedy płaczesz. - zmarszczył brwi, przez co na jego czole pojawiły się zmarszczki, które uwielbiałam. Zaśmiałam się na ten widok.
- To łzy szczęścia. - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam wachlować dłońmi swoje oczy. - Bawi mnie twój widok.
- Na prawdę? - uniósł brew. Przytaknęłam z bananem na ustach. - Co cię tak bawi w moim wyglądzie?
- Twoje zmarszczki, kiedy marszczysz brwi. - dotknęłam jego czoła. - Wyglądasz wtedy tak staro. - zmarszczyłam nos.
- Bo jestem. - przyciągnął mnie mocno do siebie przez co byłam uwięziona. - Mama nie nauczyła, że nie wolno śmiać się ze starszych osób?
- Uczyła. Ale nie ze swoich partnerów. - zaśmiałam się głośno odchylając głowę w tył. Poczułam w zagłębieniu swojej szyi jego usta i drapiącą mnie brodę. Przygryzłam wargę.
- Powinienem cię nauczyć kilka rzeczy.
- To znaczy? - uniosłam brew.
- Na przykład takie, że nie wolno się ze mnie śmiać, bo będę wtedy bardzo zły. - zmrużył oczy udając złego.
- Ale ja jestem grzeczna. - zarzuciłam ręce za jego szyje.
- W tym momencie jesteś niegrzeczna i muszę cię nauczyć posłuszeństwa. - chwycił mnie w stylu panny młodej i zaprowadził do jakiegoś pomieszczenia, które potem okazało się, że jest to sypialnia. Rzucił mnie na miękkie łóżko. Uniosłam się na łokciach i rozejrzałam się dookoła. Ściany były w dębowych kolorach. Podłoga była z wykładziny w kolorze czerwonego. Oprócz łózka znajdowała się tutaj jeszcze komoda, która pewnie była przeznaczona na kilka małych ubrań, nad nią wisiało duże lustro. Po obu stronach łóżka były poustawiane dwie małe szafki nocne. Na jednej z nich była mała nocna lampka, a na drugiej wazon z różami. W kącie stał biały fotel a koło niego stolik kawowy w kolorze czarnym. - Skończyłaś oglądać? - usłyszałam nad sobą zniecierpliwiony głos Christophera. Spojrzałam na niego z dołu. Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
- Tak, a co?
- Chcę ci dać parę lekcji. - powoli zaczął się do mnie zbliżać, a ja odsuwałam się w tył, żeby mieć przy tym trochę zabawy. Kiedy napotkałam przeszkodę położyłam się, a mężczyzna zawisł nade mną.
- Teraz będziesz mi mówił co mogę, a czego nie mogę? - zapytałam śmiejąc się cicho.
- Nie. - poczułam jego dłoń pod moją czerwoną sukienką. - Sprawię, że będziesz krzyczeć moje imię. - wpił się w moje usta nie przestając błądzić dłonią wzdłuż mojego ciała.
- To na co czekasz? - zapytałam kiedy oderwałam się od jego ust. - Miejmy już to za sobą. - chwyciłam za jego białą koszulę i po kolei odpinałam guziki uważając, żeby żaden nie odleciał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro