Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Następnego dnia wstałam wcześniej, żeby spotkać się z Lily, która na szczęście szybko wyzdrowiała i w poniedziałek wraca już do szkoły. Ciekawa jestem jak zareaguje na to, jak jej opowiem co mi zaproponował pan wielki gwiazdor. Pokręciłam głową i westchnęłam. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co wczoraj się wydarzyło. Jak moje życie się potoczyło. Jak ja wytłumaczę rodzicom, ślub ze starszym od siebie mężczyzną. Hej mamo i tato, to jest Christopher Carson i bierzemy ślub, dlatego, że chcę was uratować przed bankructwem. Zakryłam twarz w dłoniach. Przecież to się nie trzyma kupy i rodzice uznają mnie za jakąś wariatkę. Muszę coś szybko wymyślić, bo nie wiem jak im to wytłumaczy Christopher. Wstałam ze swojego łózka i udałam się od razu do łazienki zabierając wcześniej wybrane ubrania. Wzięłam poranny prysznic. Ubrałam na siebie białą koszulkę zapinaną na guziczki i czarną krótką spódniczkę. Zrobiłam codzienny lekki makijaż. Do swojego ubioru założyłam złotą biżuterię składającą się z bransoletki, naszyjnika w kształcie serca. Dostałam go od Lily, która sprawiła mi ten prezent w święta, na znak naszej wieloletniej przyjaźni. Ja także podarowałam jej taki sam i wręczyłam jej na Mikołaja dwa lata temu. Dotknęłam swojej ozdoby i uśmiechnęłam się.  Obejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że na moje dziewiętnaście lat wyglądam na trzynastolatkę. Wzruszyłam ramionami. Zeszłam na dół i ubrałam czarne baleriny. Pożegnałam się jeszcze z rodzicami i wysłuchiwałam ich chwilowych narzekań. Po piętnastu minutach wypuścili mnie z domu, a ja mogłam spokojnie wsiąść do swojego hyundaia coupe tiburona. Uwielbiałam samochody sportowe, a ten samochód był moim marzeniem, które spełnili moi rodzice od razu w moje osiemnaste urodziny. Najbardziej to cieszyłam się z tego prezentu i nie mogłam się doczekać, aż odbiorę swoje prawo jazdy, żeby przejechać się swoją nową zabawką.  Odpaliłam samochód i włączyłam swoją pyliste w telefonie, podłączając go do radia samochodowego . W samochodzie usłyszałam pierwsze słowa piosenki Brightside wykonaniu IconaPop. Zmieniłam bieg na wsteczny, puściłam ręczny i powoli jak mnie uczyli na kursach, wyjechałam ze swojego podjazdu na ulicę. Z piskiem opon ruszyłam w stronę domu blondynki, wcześniej przyciskając na swoich kluczykach zamknięcie bramy wjazdowej.

                                                                        ****

Kiedy dojechałam na miejsce, zadzwoniłam do przyjaciółki i oznajmiłam jej, że czekam na nią na jej podjeździe. Przybiegła do mnie po pięciu minutach i cała w skowronkach wskoczyła na siedzenie pasażera, witając się ze mną mocnym uściskiem. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się co ją tak uszczęśliwiło. Zapytałam ją o to, a ona jedynie odpowiedziała, że cieszy się na mój widok. Wycofałam się z podjazdu Lily i ruszyliśmy w stronę MacDonalda. Nie przepadałam zbytnio za tym miejscem. Mieli za małe jedzenia, ale przynajmniej smaczne. Jednak moim numerem jeden w barach fast foodowych jest KFC. Lily i ja mieszkaliśmy w tej samej miejscowości, więc mieliśmy blisko do baru. Zaparkowałam swój czarny samochód na wolnym miejscu parkingowym i wysiedliśmy obie z niego, kierując się od razu do wejścia MacDonalda. Podeszliśmy do ekranu na którym złożyliśmy swoje zamówienia. Zostawiłam Lily samą, żeby odebrała nasze zamówienia, a sama poszukałam nam wolnego miejsca przy oknie, na końcu sali. Przygotowywałam się do rozmowy z Lily, nie wiedziałam jak mam jej powiedzieć, że w sobotę wychodzę za mąż. Po pięciu minutach przyjaciółka przyszła do mnie z naszymi jedzeniami i usiadła na przeciwko mnie. Wzięłam swoją porcje i zaczęłam jeść. Przymknęłam na chwile oczy, rozkoszując się przepysznym smakiem hamburgerów. Przełknęłam ostatni kęs burgera i popatrzyłam na przyjaciółkę, która piła swoją zimną pepsi patrząc na widok za oknem. Chyba musiała wyczuć, że się jej przyglądam, bo przestała obserwować krajobraz rozciągający się za oknem i skierowała swój wzrok na mnie.

- Co? - zapytała odkładając napój na stolik i chwyciła w obie dłonie swoje jedzenie.

- Chciałam ci coś powiedzieć. - odwinęła papierek od swojego burgera i spojrzała na mnie ciekawym spojrzeniem.

- Co takiego?

- Wychodzę za mąż. - wydusiłam z siebie. Jej oczy zrobiły się większe, a swoje usta otworzyła. Czekałam, aż zacznie się ze mnie śmiać.

- Żartujesz sobie ze mnie? - uniosła brwi.

- Nie. - odwróciłam wzrok. - To prawda.

- Za kogo? - szepnęła. Popatrzyłam na nią. Marszczyła brwi. Lily, pewnie zacznie się histerycznie śmiać jak za chwilę jej powiem kto zostanie moim przyszłym mężem, ale nie zdziwiłabym się gdyby tak zrobiła. Inna osoba już dawno uznałaby mnie za walniętą.

- Za Christophera Carsona. - szepnęłam. Patrzyła na mnie tym samym wzrokiem odkąd zaczęłam naszą rozmowę. Jednak widziałam jak myśli nad czymś intensywnie i dałabym wszystko, żeby dowiedzieć się o czym.

- Jak? - zapytała po dłuższej ciszy.

- Co jak? 

- Jak to się stało?

- Wpadłam na niego przypadkiem w kawiarni, wtedy co ci odpisywałam na SMS. - kiwnęła głową. - Wylałam na niego kawę przypadkiem. - otwierała usta, żeby zapytać mnie zapewne jak do tego doszło, ale uciszyłam ją unosząc rękę do góry. - Potem mama zadzwoniła do mnie i poprosiła o powrót do domu, on zatrzymał mnie jeszcze i poprosił o spotkanie, więc na drugi dzień się spotkaliśmy, powiedział mi żebym wyszła za niego.

- Nie poprosił cię o rękę? - zmarszczyła brwi.

- Nie. - pokręciłam głową. - Rozkazał mi. - westchnęłam i chwyciłam w dłoń kubek plastikowy biorąc kilka łyków gazowanego i zimnego napoju.

- To podejrzane. - odwróciła wzrok.

- Podejrzane jest to że zna moje imię, choć wcześniej mu się nie przedstawiałam w ogóle. - zmrużyłam oczy zastanawiając się skąd zna moje imię. Sam nie powiedział mi tego nawet jak go o to zapytałam.

- Nie zapytałaś go o to?

- Zapytałam, ale jedyne co uzyskałam to oschły ton i zmieniony temat. - wzruszyłam ramionami.

- To robi się dziwne. - założyła kosmyk swoich blond włosów za ucho.

- Wie też o mojej sytuacji domowej. - przyznałam od razu. - Chcę wpłacać za to, że wyjdę za niego po 50 tysięcy miesięcznie na konto rodziców.

- Jak to? - spojrzała na mnie. - To twoi rodzice mają jakieś problemy?

- Matko. - złapałam się za czoło. - Zapomniałam ci o tym powiedzieć, a to wszystko przez niego. - przymknęłam na chwilę oczy wzdychając ze złości na bruneta. - Tak, moi rodzice mają problemy finansowe. - odchrząknęłam. - Tata musiał z nieznanych mi powodów sprzedać swoją firmę i przez to są bez pieniędzy.

- Chcesz w ten sposób uratować rodziców? - uniosła brwi zaskoczona moim wyborem. Przytaknęłam nie odrywając wzroku od niej. - Nie lepiej iść do pracy?

- Nie będę wtedy miała czasu na naukę. - przewróciłam oczami. - To ostatni rok i powinniśmy się przygotować do matury.

- Chodziło mi, żeby twoi rodzice poszli do pracy. - pokręciłam głową sprzeciwiając się, a przyjaciółka westchnęła zrezygnowana i uniosła ręce w geście poddania.

- Podjęłaś już decyzje związku z tym ślubem?

- Tak.

- Jaką? - wzięła frytka do ust.

- Zgodziłam się.

- Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawy co robisz?

- Owszem, ale robię to dla rodziców.

- Wiem. - uśmiechnęła się słabo. - Obyś tego nie żałowała.

****

Jechałam na ostatnie piętro firmy Carson Enterprises zastanawiając się czego ode mnie chciał prezes wielkiej firmy. Od trzymałam wiadomość od szanowanego  Christophera, który zażądał żebym zjawiła się w jego gabinecie po spotkaniu z Lily. Więc teraz stoję i czekam aż winda zawiezie mnie na 50 piętro i będę mogła rozmówić się z tym bucem. Usłyszałam dźwięk oznajmujący, że jestem na miejscu. Wyszłam z windy i podeszłam do recepcji, gdzie za ladą siedziała młoda blondynka, w mini spódniczce, białej koszulce i mająca mocny makijaż. Przewróciłam oczami. Taka firma, a zatrudnia osobiste naciągaczki. Kobieta pisała coś na komputerze, więc mnie nie mogła zauważyć. Stanęłam blisko lady i przyglądałam się jej uważnie. Czekałam aż mnie zauważy. Nie lubię jak ktoś mnie olewa, a robi to kilka osób, gdy widzi mnie w zasięgu wzroku. Odchrząknęłam. Nie będę czekała tutaj wieczność, aż mnie ta baba zauważy. Kobieta odwróciła głowę w moją stronę i popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem. Przykleiłam na twarz sztuczny uśmiech.

- Ja do Christophera Carsona. - powiedziałam to tak słodkim głosem, że aż mi się nie dobrze zrobiło.

- Chris, nie wpuszcza swoich walniętych fanek. - jej piskliwy głos, odbił się w mojej głowie. Skrzywiłam się. Nienawidzę takich lalek, które myślą, że jakiś milioner czy szef, zwróci na nich uwagę i się z nimi ożeni, może je tylko mieć do pieprzenia. Ciekawe czy Christopher, zaliczył ją. Zapewne odezwała się do mnie w ten sposób, żeby mnie zniechęcić do spotkania i zaznaczyć swój terytorium. - Tam są drzwi. - wskazała mi długopisem, który trzymała w lewej ręce na windę. Teraz to się wkurwiłam. Walnęłam pięścią o ladę, tak, że aż podskoczyła na krześle i pochyliłam się nad ladą.

- Słuchaj no laluniu. - wyszeptałam. - Nie lubię jak takie lalki wpieprzają się w moje życie, aktualnie Christopher, jest moim narzeczonym i jestem zmuszona iść do niego bo mi rozkazał, nie poprosił, rozkazał. - zrobiłam wielkie oczy, żeby kobieta się mnie wystraszyła, co podziałało, bo wyglądała jakby zobaczyła ducha. - Więc rusz swój obleśny tyłek i wskaż mi drogę do gabinetu mojego przyszłego męża, bo jak nie... - zrobiłam pauzę, żeby uśmiechnąć się diabelsko. - To wezwę go sama i powiem, że nie chciałaś mnie puścić i przez to stracisz tutaj robotę i już nikt cię nie przyjmie, zrozumiałaś? - obserwowałam wyraz jej twarzy kiedy mówiłam te słowa. Jej twarz wyrażała szok, strach i ból. Chyba uraziłam jej ego. Kobieta kiwnęła głową i wstała żeby zaprowadzić mnie do gabinetu Christophera. Uśmiechnęłam się zwycięsko i wyprostowałam się. Jednak po chwili mój uśmiech zgasł. Nie mogłam opisać uczucie jakie teraz mną zawładnęło kiedy ta kobieta przywitała mnie. Zazdrość. Nie mogłam czuć zazdrości, bo nawet nie kochałam Christophera. Nawet miałabym gdzieś gdybym dowiedziała się, że jeszcze wczoraj był z inną kobietą, ale nie zniosła bym gdyby mnie oszukiwał jako mąż. Nienawidzę zdrad i powinien o tym wiedzieć, bo gdy w przyszłości się dopuści zdrady, zażądam rozwodu i to natychmiastowego. Zatrzymaliśmy się przy dużych dębowych drzwiach. Kobieta nie patrzyła na mnie tylko na podłogę. Wskazała mi ręką drzwi, żebym do nich weszła.

- Dziękuję...- urwałam żeby spojrzeć na jej plakietkę z imieniem. - Kim. - ominęłam ją i bez pukania weszłam do paszczy lwa. Gabinet był w zimnych kolorach, wszędzie biel i czerń. Ściany były białe, meble czarne, a na przeciwko mnie znajdywało się wielkie okno, które wywołało na mnie ogromne wrażenie. Muszę takie mieć w swoim własnym domu. To nie będzie twój dom, a jego. Mój głos miał racje, nic do mnie nie będzie należeć tylko do niego. Odwróciłam wzrok od swojej atrakcji na mężczyznę, który siedział na swoim czarnym skórzanym krześle przy wielkim biurku. Podniósł wzrok z nad dokumentów na mnie. Uśmiechnął się i wstał z krzesła. Szłam do niego wolnymi kroczkami, rozglądając się po gabinecie. Toczyliśmy wojnę na spojrzenia. Ja nie chciałam odpuścić, a on tym bardziej. Spuściłam dopiero wzrok kiedy mężczyzna stał blisko mnie i trzymał ręce na mojej talii. Popatrzyłam na niego i czekałam co ma mi do powiedzenia.

- Dziękuję że przyszłaś. - usłyszałam jego zachrypnięty głos.

- Podobno to ważne, więc jestem. - zdjęłam jego dłonie z siebie i zajęłam miejsce na jednych z krzeseł nie pytając się go o pozwolenie.

- Tak. - westchnął. - Chodzi o nasze małżeństwo. - schował  dłonie do kieszeni swoich spodni.

- Chcesz się wycofać? - zmarszczyłam brwi i podniosłam głowę do góry.

- Zwariowałaś?! - podniósł głos. Podskoczyłam. - Przepraszam kochanie, nie chciałem krzyczeć. - przytulił mnie. Uniosłam brwi zdziwiona jego zachowaniem. - Chciałem omówić pewne zasady.

- Zasady? - odsunęłam się od niego i popatrzyłam na niego.

- Tak. - zaczął się kierować do biurka. - Chcę ci powiedzieć jakie są moje zasady dotyczące małżeństwa.

- To są jakieś zasady?

- Moje tak. - usiadł na krześle i wyprostował się.

- To mów. - rozkazałam.

- Pierwsza zasada to taka, że zamieszkasz ze mną, w moim domu.

- Jasne. - wzruszyłam ramionami. Nic nowego. - pomyślałam.

- Druga zasada, będziesz spała ze mną w jednym łóżku i kochała się ze mną.

- Co? - wstałam na równe nogi. - Teraz to ty zwariowałeś! Nie będę z tobą spała w jednym łóżku!

- Owszem będziesz, bo będziesz moją żoną. - spojrzał na mnie z dołu. - Chyba nie chcesz przerwać nauki i pozbawić swoich rodziców domu? - zaczął się kręcić na krześle, uśmiechając się przy tym złowieszczo.

- Nie. - wyszeptałam. Gnojek. Wie jak mnie przekupić.

- To siadaj i słuchaj. - wysyczał. Zrobiłam to co kazał.

- Trzecia zasada, masz mi dać dzieci, tyle ile będę chciał. - wzruszył ramionami. - Czwarta i ostatnia zasada na ten czas, masz mnie informować za każdym razem gdzie idziesz i co robisz.

- To już przegięcie. - pokręciłam głową odwracając od niego wzrok.

- Chcę cię tylko chronić. - uśmiechnął się.

- Nie, ty chcesz mnie zamknąć w domu i kontrolować na swój sposób. - przestał się kręcić i jego uśmiech znikł. Jego twarz przybrała kamienności, a oczy stały się ciemniejsze i zimniejsze.

- Słuchaj Sarah, lepiej żebyś się nie wpakowywała w kłopoty, bo to się dla ciebie źle skończy. - spojrzałam na niego. - A chyba zdajesz sobie sprawę jaki jestem i co mogę zrobić, więc słuchaj mnie, a tobie i twojej rodzinie nic się nie stanie. - jego słowa zaskoczyły mnie. To gorsze niż to, że kazał mi wyjść za siebie. Nie takiego Christophera, znałam. Jednak Lily miała racje, że każda gwiazda Hollywoodzka, czy inna zachowuje się inaczej niż przed kamerą. To ich gra, oni mają napisane jak mają się zachowywać, a gdy już są poza kamerami pokazują swoją prawdziwą twarz. Nic nie odpowiedziałam jedyne co zrobiłam to wstałam, popatrzyłam na niego i wyszłam wściekła na jego słowa z gabinetu. Nie chciałam się już z nim kłócić miałam dość na dziś wrażeń. Weszłam do windy i nacisnęłam ostanie piętro. Okłamałam Lily, bo nie wiedziałam w co się pakuje i dopiero się przekonam po ślubie, który odbędzie w tą sobotę. Jutro. Przetarłam twarz rękami. Chcę do domu. Chcę spokoju.

****

Przeglądałam się w lustrze i stwierdziłam, że ta suknia leży na mnie dobrze i nawet mi się podoba. Wybrałam bez ramiączek, prostą i wykonaną z koronki. W wyborze pomagała mi Lily, która wspierała mnie od dzisiejszego ranka kiedy tylko się dowiedziała w co się wpakowałam. Została mi jedynie rozmowa z rodzicami, która zapewne nie będzie łatwa, a z siostrami jakoś sobie poradzę. Westchnęłam i ostatni raz spojrzałam na siebie, po czym wyszłam za zasłony i podążyłam wzdłuż wybiegu, aż do jego końca. Blondynka kiedy podniosła na mnie wzrok kompletnie zaniemówiła i pozwoliła swoim łzą spłynąć po policzkach. Przewróciłam oczami. Ten ślub był tylko fikcją, a nie czymś prawdziwym. Bierzesz prawdziwy ślub i nie upieraj się. Czasami miałam dość swojego głosu, który za każdym razem miał racje i to mnie bardzo dobijało.

- Wyglądasz pięknie. - wstała z miękkiej kanapy i podeszła do mnie, oglądając od stóp aż do czubka głowy.

- Nie rozklejaj się tak. - chwyciłam za skrawek sukni i spojrzałam na swoje stopy, na których miałam białe szpilki. Lily uparła się, żeby je założyć do przymiarki sukni. Nie chciałam tego robić, ale też nie chciałam robić przykrość przyjaciółce. - To tylko ślub.

- Ale twój pierwszy i za pewne ostatni. - przewróciła oczami.

- Chyba, że pokocham jakiegoś mężczyznę to wtedy się z nim rozwiodę. - uśmiechnęłam się.

- A da ci rozwód? - uniosła brwi, a mi uśmiech znikł z twarzy kiedy usłyszałam to pytanie.

- Dobra. - oblizałam usta. - Płaćmy już za to i wychodźmy stąd. - odwróciłam się. - Rzygać mi się chcę jak widzę te wszystkie suknie. - weszłam po raz ostatni za zasłonę i przebrałam się w swoje ubrania w których przyszłam do salonu sukien ślubnych. Nie chciało mi się tutaj dzisiaj przychodzić, ale dopiero w windzie kiedy miałam wracać od firmy Christophera do domu, przypomniało mi się, że nie mam jeszcze sukni ślubnej. Podziękowałam w myślach Bogu, że miałam jeszcze jakieś oszczędności i kupiłam swoją wymarzoną suknie ślubną. Nie chciałam o pieniądze prosić przyszłego męża, o nic nie chciałam go prosić. O wolność też nie będziesz prosić? Przymknęłam oczy przeklinając swój głos, który zaczynał mnie powoli denerwować. Usłyszałam wołanie Lily i bez żadnego zastanowienia wyszłam z przymierzalni kierując się do blondynki, która razem z pracownicą salonu stali przy mojej sukni ślubnej.

- Wybiera pani tą, prawda? - uśmiechnęła się ciepło w moją stronę, trzymając w obu dłoniach delikatny materiał w kolorze bieli. Przytaknęłam głową, a kobieta jeszcze bardziej się uśmiechnęła. - Zapraszam w takim razie do kasy. - wskazała nam ręką drogę. - Tam uregulujemy płatności, a moja pracownica zapakuje pani suknie. - po raz kolejny przytaknęłam i ramie w ramie z Lily szliśmy za szatynką ubraną w komplet składający się z niebieskiej koszulki zapinaną na guziczki i czarnej mini spódniczce. Przewróciłam oczami na jej ubiór stwierdzając, że każda kobieta, która dobrze zarabia chodzi tak ubrana. Ty też tak będziesz się ubierać, kiedy uzyskasz nazwisko Carson. Po moim trupie! Będę się ubierać jak mi się chcę, a ten buc nie będzie mi wybierał rzeczy. Po zapłaceniu za suknie odwiozłam Lily do jej domu przypominając jej, że jutro ma zjawić się wcześniej, żeby pomóc mi w ubiorze sukni ślubnej. Blondynka życzyła mi jeszcze powiedzenia na rozmowie z rodziną. Uśmiechnęłam się słabo do niej i pożegnałam się z nią całusem w policzek. Zanim jednak odjechałam w swoją stronę postanowiłam napisać wiadomość do swoich sióstr.

Do Clarie, Diana i Caroline:

Przyjedzcie jutro na mój ślub, jeśli chcecie go zobaczyć. Wszystko wam wyjaśnię jutro. Ślub odbędzie się o godzinie 16:00.

Zablokowałam ekran telefonu i z westchnieniem odłożyłam go na bezpieczne miejsce. Jestem ciekawa reakcji swoich starszych sióstr, kiedy odczytają moją wiadomość do nich. Moi szwagrowie pewnie będą się śmiali ze mnie, ale zrozumiem ich. Za to dziewczyny pomyślą, że jest coś na rzeczy, bo kiedyś im powiedziałam, że nie zamierzam wychodzić za mąż w tak młodym wieku. Położyłam swoje dłonie na kierownicy i przymknęłam na chwilę oczy.

- Nie chciałabyś wyjść za mąż? - oparła się tyłem głowy o moje łóżko. - Mieć przystojnego i bogatego męża, duży i piękny dom, psa i mnóstwo dzieci? - wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie. Zaśmiałam się cicho na jej pytania i pokręciłam głową.

- W tak młodym wieku nie chcę wychodzić za mąż. - uśmiechnęłam się do blondynki. Clarie przewróciła oczami i westchnęła ciężko, mając pewnie mnie już dość. Moja siostra słynęła z tego, że doradzała nam najlepiej i potrafiła nas bardzo dobrze przekonywać. Nie raz ratowała mnie z pewnych wyborów, które na moje szczęście źle nie wybrałam. Cieszyłam się, że jest moją starszą siostrą i nie wymieniłabym ją za kogoś innego.

- Nie mówię ci, żebyś teraz brała ślub. - podciągnęła nogi do swojej klatki piersiowej. - Ale pytam, czy marzysz o tym? - zapytała szeptem. Odwróciłam od niej wzrok i zatrzymałam go na podłodze. Czy marzę o takim życiu? Oczywiście, że marzę. Clarie sądzi pewnie, że nie jestem szczęśliwa, ale jedyne szczęście jakie osoby mi dają to jest ona, Diana, Caroline, rodzice, dziadkowie i Lily. Ciesze się, że mam ich w swoim życiu. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się szeroko, układając swoją głowę na jej ramieniu. Otworzyłam swoje powieki. Poczułam jak łzy spływają po moich policzkach. Kiedy wspominałam chwilę, które spędziłam ze swoimi bliskimi, każda wywołała we mnie jakieś emocje. Nie chciałabym przez to małżeństwo stracić swoje siostry. Gdy byłam małym dzieckiem marzyłam o braciszku, ale moi rodzice nie zamierzali spełnić mojego życzenia, mówiąc mi, że mam już starsze rodzeństwo. Pokręciłam głową i wytarłam pospiesznie swoje mokre policzki. Zapaliłam samochód i z piskiem opon ruszyłam w stronę swoje domu, który od jutra nie stanie się moim domem, ale rodzinnym domem.


[Tutaj powinien być GIF lub film. Zaktualizuj aplikację teraz, aby go zobaczyć]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro