Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Mój sen nie trwał długo bo pewna osoba uwolniła mnie z objęć Morfeusza i sprowadziła na ziemie. Gorący pocałunek do tego lekkie łaskotanie kilku dniowym zarostem obudziło mnie natychmiast. Na mojej twarzy pojawił się grymas kiedy jego usta zniknęły z moich. Chciałam, żeby jeszcze raz mnie pocałował. I jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz, dopóki nie powiem dość. Mimo zamkniętych oczów wiedziałam, że mi się przygląda, zawsze to robił kiedy spałam. A wiem to, bo czułam za każdym razem jego wzrok na sobie. Poczułam jego ciepłą dłoń na moim gorącym policzku. Westchnęłam z przyjemności i nadal nie otwierając oczów odwróciłam się na plecy. Zmusiłam się do otworzenia jednej powieki. Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie z miłością, utęsknieniem i szczęściem.  Jego wyznanie zmieniło całkiem moje myśli i teraz wiem, że mimo jego mrocznego charakteru i tajemnic kocha mnie. Zawsze mnie kochał. 

- Dzień dobry piękna. - jego zachrypnięty głos rozniósł się echem po naszej sypialni. Uśmiechnęłam się szerzej i rozciągnęłam się ziewając przy tym. Spojrzałam na bruneta i wyciągnęłam w jego stronę swoją drobną i delikatną dłoń.

- Dzień dobry piękny. - zaśmiał się cicho i z wielką przyjemnością przyjął moją dłoń składając na niej pocałunek. Przyciągnęłam go do siebie przez co leżał całym ciałem na mnie. Zaśmiałam się patrząc w jego hipnotyzujące oczy.

- Czy ty to zaplanowałaś? -uniósł lewą brew do góry udając poważnego, ale nie bardzo mu to wyszło. Od razu na jego czole pojawiły się zmarszczki i skusiły mnie bym przejechała po nich kciukiem.

- Oczywiście, panie Carson. - odpowiedziałam patrząc na ruchy mojego kciuka. - Nie odmówiłabym sobie takiej szansy. - spojrzałam w jego oczy.

- Widzę, że moje przekonania wczorajszej nocy zadziałały. - uśmiechnął się zadziornie. Nie mogłam się głośno zaśmiać. Pacnęłam go w ramię.

- Bynajmniej. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej pokazując przy tym swoje białe zęby.

- Musimy wstać, gdyż twoja rodzina jest nadal u nas i pewnie czeka na rozmowę z tobą. - przewrócił oczami. Denerwowało go to, że moi rodzice i siostry nadal tutaj przebywali. Wolał wrócić do domu gdzie była cisza i spokój.

- Ty jesteś moją rodziną. - chwyciłam w swoje ręce jego twarz. - Nikt dla mnie się nie liczy tylko ty. - musnęłam swoimi ustami jego wargi. Zamruczał z rozkoszy w moje usta i wzrokiem pożądania spojrzał w moje oczy głęboko.

- Ciesze się niezmiernie z tego, ale to twoi rodzicie, którzy cię wychowali i wydali za mnie za mąż i siostry,  które trwały przy twoim boki gdy się urodziłaś i pomagali twoim rodzicom w opiece jak i finansowo. - westchnęłam i odwróciłam wzrok. Szkoda, że nie przyszli z pomocą kiedy tacie cały świat się zawalił.

- Tak, ale gdy każda poszła w swoją stronę już nie pomagali. - spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach. - Wtedy wiedziałam, że to moja kolej. Moje siostry przeszły ten test to i ja muszę.

- Przynajmniej ty wyszłaś za najbogatszego mężczyznę i najseksowniejszego na całym świecie. - chwycił mój podbródek. Zaśmialiśmy się razem.

- A to nie prawda. - uniosłam ostrzegawczy palce. - Bo Clarie też się poszczęściło. Roberto, przecież ma własną firmę produkującą nowe samochody. - uniosłam jedną brew do góry. - Ale mam lepiej od niej.

- A to z jakiego powodu? - zmarszczył brwi.

- Bo mój mąż jest niebezpiecznym mafiozom na świecie. - uśmiechnęłam się lekko. Christopher przez chwilę nic nie mówił, ani nie wykonywał żadnego gestu. W spokoju analizował moje słowa.  Wiedziałam w głębi duszy, że nie chciał takiego życia. Nie chciał być szefem największej mafii w Londynie, ale ludzie którzy go skrzywdzili w przeszłości zmusili go do tego. Wyprali mu mózg przez co teraz słyszy głos, który mówi mu, żeby zabił tą osobę, tamtą. Kocham go i nie zamienię na nikogo innego. Nawet jak jest pieprzonym Diabłem. Moim Diabłem. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos męża.

- Jestem szczęściarzem. - przyznał szczerze.

- Bo? - uśmiechnęłam się.

- Mam najwspanialszą żonę na świecie. - pogładził mnie po policzku. - Akceptuje mnie takim jakim jestem i nie boi się, że mógłbym jej zrobić krzywdę. - odwróciłam od niego wzrok przypominając sobie jak wcześniej mnie traktował. Sarah, to było miesiąc temu.

- Kocham cię, a to się nie zmieni. - spojrzałam na jego starszą twarz.

- Ja także cię kocham. - szepnął. - I nigdy nie pozbędę cię życiu, nawet  jeśli miałbym wybrać pomiędzy sobą, a tobą. - na jego słowa poczułam łzy w oczach. - Wskoczę za tobą w ogień, a nawet wejdę do piekła i znajdę cię tam. - nie czekając dłużej rzuciłam się mu na szyje i pozwoliłam, żeby moje łzy spływały po moich policzkach. Gładził mnie po włosach i szeptał do ucha czułe słówka tylko po to, żeby mnie uspokoić. To ja wskoczę za tobą w ogień Christopherze i to ja wejdę do piekła, żeby cię stamtąd wydostać i nie wrócę bez ciebie. Mojego Diabła.

****

Kiedy się uspokoiłam zeszliśmy ubrani do kuchni, gdzie cała nasza rodzina spożywała śniadanie. Kiedy usłyszeli nasze kroki odwrócili się w naszą stronę i patrzyli na nas zaciekawionym spojrzeniem. Zastanawiałam się, czy nasze wczorajsze krzyki i jęki słyszeli pozostali domownicy domu. Oboje z Christopherem spojrzeliśmy na siebie i usiedliśmy obok siebie przy stole, który znajdował się przy oknie. Mama przyniosła nam naleśniki z dżemem truskawkowym i usiadła obok taty, który nie spuszczał z nas wzroku. Wiem na co czekają, ale wolałabym by to sam Christopher wyjaśnił. Położyłam swoją dłoń na Christophera i ścisnęłam dając mu znak, że jestem przy nim i nigdzie się nie wybieram. Przejechałam wzrokiem po każdym członku rodziny. Dłużej zatrzymując wzrok na mamie, która patrzyła na mojego męża wzrokiem matki, która kocha swojego syna. Tata odchrząknął i wziął łyk soku jabłkowego.

- Jak się czujesz Christopherze? - odezwał się swoim przyjaznym i ojcowskim głosem.

- Dobrze. - oderwał wzrok od swojego talerza i spojrzał na swojego teścia.

- Wszyscy martwiliśmy się o ciebie, a najbardziej Sarah. - poczułam wzrok męża na sobie.

- Domyślam się jak mogło być ciężko Sarze. - poczułam mocny uścisk na dłoni, którą nadal była w objęciach Christophera. - Ale już wróciłem i mam się dobrze.

- Podczas twojej śpiączki wszystko zostało załatwione. - podniosłam błagalny wzrok na swojego ojca. Nie chciałam, żeby to z jego ust dowiedział się o firmie. Wzięłam zdenerwowana łyk soku. Powinnam powiedzieć mu jak się obudził ze śpiączki.

- Co zostało załatwione? - zmarszczył brwi i patrzył na mojego ojca wyczekująco. Tata przeżuwając jedzenie najpierw spojrzał na mnie, a potem na Christophera. Spojrzałam na męża, który przeskakiwał wzrokiem na mojego ojca i na mnie.

- Chcę z tobą porozmawiać. - odezwałam się wreszcie.

- Najpierw chcę się dowiedzieć co takiego zostało załatwione podczas mojej śpiączki. - uniósł głos wyraźnie będąc już zdenerwowanym. Wstałam z krzesła i dotknęłam jego ramienia.

- Ja ci to wyjaśnię tylko nie tutaj. - uniósł na mnie swoje ciemne oczy. I dawny Christopher Carson powrócił z zmarłych. Ostatni raz spojrzał na wszystkich po czym wstał i skierował się ze mną do swojego gabinetu. Kiedy zamknęły się za nami drzwi, a ja podeszłam do wielkiego okna usłyszałam jego wściekły głos.

- Możesz mi do jasnej cholery powiedzieć o czym mówił twój ojciec?! - przymknęłam na chwilę oczy nadal stojąc do niego tyłem.

- Nie wiem jak ci to powiedzieć.

- Normalnie. - wysyczał. Usłyszałam jak siada na sofie stojącej przy ścianie na przeciwko wielkiej biblioteczki. Odwróciłam się w jego stronę.

- Podczas gdy byłeś w śpiączce podpisałam dokumenty, w którym jest mowa o tym, że twoja firma przechodzi w ręce taty. - mówiąc to nie patrzyłam na niego tylko na podłogę. Nie potrafiłam spojrzeć na niego. Nie chciałam zobaczyć furii w jego oczach.

- Ty co zrobiłaś?! - jego podniesiony głos usłyszał zapewne też najbliższy sąsiad. - Nie miałaś prawa tego robić! - wściekły zrobił kilka kroków w moją stronę.

- Nie mogłam pozwolić na to, żeby to wszystko cię wykończyło. - podniosłam głos. Poczułam w swoich oczach łzy. - Aktorstwo, firma i mafia to za dużo dla ciebie.

- Moja praca nie może mnie wykończyć! Jedynie co mnie wykończy to nerwy!

- Przecież zawsze się wściekasz!  - uniosłam zrezygnowana ręce.

- I to przez ciebie, bo zawsze musisz zrobić coś co mnie doprowadzi do tego stanu! - wycelował we mnie palcem.

- Ale to nie ja ci kazałam lecieć do pieprzonej Irlandii, żebyś został tutaj postrzelony i zapadł w śpiączkę. - moi rodzice i siostry muszą pewnie słyszeć nasze krzyki za tymi ciemnymi ścianami. - To wyłącznie twoja wina! Nie myślisz co robisz i gdybyś się nie zgodził nie było by tej śpiączki! - poczułam na swoim lewym policzku ogromy ból. Pod wpływem uderzenia moja głowa odwróciła się w bok. Przyłożyłam drżącą dłoń do czerwonego policzka i spojrzałam na niego z łzami w oczach. Byłam na wszystko przygotowana, ale na to by mnie znów uderzył, nie była.

- Gdybym nie myślał co robię to już dawno wyrzucił bym cię na ulice. - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ciesz się, że moja miłość jest tak wielka do ciebie iż tego nie zrobię.

- Ty mnie nie kochasz. - pokręciłam głową nadal trzymając dłoń na policzku. - Gdyby tak było nie uderzył byś mnie.

- Zasłużyłaś. - przybliżył się do mnie. Zrobiłam krok w tył i poczułam za sobą biblioteczkę. - Nie słuchasz mnie, podnosisz na mnie głos, kradniesz mi rzeczy, wtykasz nos w nie swoje sprawy, mam dalej wyliczać? - zmrużył oczy.

- Jestem twoją żoną do cholery, mam prawo o wszystkim wiedzieć! - chwycił mnie mocno za ramiona i przybliżył do swojej twarzy.

- Ale nie od drugiej osoby tylko ode mnie! - potrząsnął mną. Jego palce wbijające się w moje ramie sprawiały mi taki ból, że wiedziałam, że będę mieć odciski na skórze.

- To zacznij mówić, a nie mieć przede mną jeszcze więcej tajemnic Christopherze! - odepchnęłam go z całej siły ode mnie i wybiegłam z gabinetu.

- Sarah! - słyszałam jego wołanie, ale nawet jego głos, czy nawoływania mojej rodziny nie potrafiły zatrzymać moich nóg, które same kazały mi biegnąc w nieznanym kierunku. Byle z dala od Christophera. Niczego nie widziałam przez łzy, które nadal spływały jak wodospad po moich policzkach. Lewy zaczerwieniony policzek piekł jak ogień i przypominał mi o tym co przed chwilą się wydarzyło. Jednak gdy proszę Boga bardziej o piękne chwilę z Christopherem tym bardziej je nie mogę dostać. Tym bardziej skazuje mnie na większe cierpienie.

                                                                         ****

Oparłam dłonie o swoje kolana i pochyliłam się. Oddychałam coraz głośniej. Zapomniałam, że takie długie biegi mnie wymęczają. Uniosłam głowę do góry i rozejrzałam się dookoła. Nic dziwnego, że są tu same nowoczesne domy lub apartamenty. W końcu to bogata dzielnica. Przełknęłam ślinę i wyprostowałam się podchodząc bliżej dębowych drzwi. Nacisnęłam na mały biały guzik, który był wmontowany w ścianę budynku. Zrobiłam dwa kroki w tył i czekałam na mojego anioła stróża. Po chwili drzwi się otworzyły, a za nimi stała szatynka o zielonych oczach i szczupłej figurze. Na mój widok zmarszczyła brwi. Nie myśląc długo rzuciłam się na jej szyje i uścisnęłam ją mocno.

- Sarah, co tu robisz? - usłyszałam jej zaniepokojony głos. - Nie powinnaś teraz być przy Christopherze? - oderwałam się od niej i spojrzałam w jej oczy. Ona jakby czytając mi w myślach zrozumiała, że musiało coś się stać. Obejrzała mnie całą dookoła, a kiedy jej wzrok padł na mój za pewne już fioletowy policzek wyostrzyła oczy a dłoń przyłożyła do ust. - O mój boże! Znów podniósł na ciebie rękę? - opuszkami palców dotknęła mój policzek. Syknęłam kiedy poczułam pieczenie. - Trzeba to opatrzyć, chodź. - złapała mnie za rękę i zaprowadziła do salonu gdzie kazała mi to zostać, a sama zniknęła w kuchni. Rozejrzałam się po pięknym salonie. Cały był w kolorze białym. Jedyne co dawało tutaj życie były kwiaty, którymi zapewne musiała się zajmować kobieta. Szatynka wróciła z powrotem do mnie z apteczką i usiadła obok mnie na kanapie. Otworzyła czerwone pudełko i wyjęła z niego gaziki i wodę utlenioną. Zamoczyła gazik w wodzie i spojrzała na mnie współczującym wzrokiem. - Może trochę szczypać. - ostrożnie przyłożyła gazik na mój policzek. Syknęłam głośniej i chwyciłam za jej nadgarstek. - To dla twojego dobra, Sarah. - pokiwałam głową dając jej znak na kontynuowanie. Za każdym razem kiedy czułam pieczenie zaciskałam dłonie w pięść. Zacisnęłam szczękę i zamknęłam oczy czując dalej przeszywający mnie ból. Po chwili nie czułam niczego zimnego ani piekącego. Otworzyłam oczy. Amanda schowała wszystko do apteczki, którą potem odłożyła na szklany stolik. - Przyniosę ci herbatę. - uśmiechnęła się do mnie ciepło. Odwzajemniłam uśmiech lekko. Kiedy zniknęła mi w zasięgu wzroku spojrzałam na swoją obrączkę i pierścionek zaręczynowy. Może Christopher ma racje. Może te wszystkie złe chwile są przeze mnie. Może to ja wywołuje u niego te demony, a sama sobie wmawiam, że to przez tych ludzi. Kobieta wróciła do salonu z dwoma kubkami herbaty i odłożyła na stolik przed nami. Założyła nogę na nogę i spojrzała na mnie. Unikałam jej wzroku.

- Sarah. - poczułam jej dłoń na swojej. Spojrzałam na ten gest. - Powiedź mi czy to Christopher ci zrobił? - jej głos był spokojny. Podniosłam na nią swoje spojrzenie

- Tak. - szepnęłam. Szatynka, patrzyła na mnie jak zamurowana. Ona pewnie też sądziła, że ten wypadek coś go nauczył i że się zmienił pod jego wpływem.

-  Jak to? - zmarszczyła brwi.

- Po prostu czasami nie jestem uległa i się wścieka. - spojrzałam na podłogę i uśmiechnęłam blado. - To nie pierwszy raz kiedy mnie uderzył.

- Ile razy to zrobił? - pochyliła się, żeby spojrzeć na moją twarz, którą teraz zasłaniały moje kasztanowe włosy.

- Nie chcę o tym mówić. - poczułam w swoich oczach łzy i pokręciłam głową. Walczyłam z nimi, żeby się nie wydostały, ale bez skutku.

- Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. - kątem oka ujrzałam jak się do mnie ciepło uśmiecha. Pokiwałam głową i wzięłam głęboki oddech.

- Kilka razy. - wyszeptałam. - Bije mnie kiedy jest na mnie zły.

- Matko, dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałaś?

- A co by to dało? - podniosłam głos i przewróciłam oczami.

- Wszystko, porozmawiałabym z nim. - zaśmiałam się i spojrzałam na nią.

- Myślisz, że by cię posłuchał. - pokręciłam głową. - On nikogo nie słucha, liczy się tylko ze swoim zdaniem.

- Z twoim na pewno też. - wzruszyłam ramionami.

- Co chwile mi mówi, że mnie kocha, ale ja w to nie wierze.

- Ja sama widzę jak cię kocha. - uśmiechnęła się. - Widzę to w jego oczach, a po za tym to z jego miłości do ciebie nie wziął ze mną ślubu.

- I dobrze bo pewnie ciebie by także bił.

- Gdybym wiedziała, że taki jest Christopher już dawno bym mu pomogła.

- Z nim na prawdę jest źle Amanda. - spojrzałam na nią. Odwróciła na mnie wzrok. - Christopher to potwór.

- Dlaczego tak sądzisz? - zmarszczyła brwi.

- Jaki normalny facet i do tego zakochany mąż gwałci swoją własną żoną za to, że się spóźniła 10 minut.

- Christopher cię zgwałcił? - przytaknęłam.

- Jezu, co się z nim stało? - włożyła swoje palce w swoje włosy i oparła łokcie o kolana.

- Christopher, zmienił się w Diabła, przez kogoś bliskiego. - przypomniałam sobie o trzech imionach, które były wymienione w księdze. - Podobno te osoby, które go skrzywdzili byli nie jacy Clary, Celine i Edward. - spojrzałam na nią. Amanda przetarła swoje oczy od łez i wyprostowała się. Zmarszczyłam brwi nie spodziewając się takiej reakcji z jej strony.

- A więc poznałaś ich już. - wyszeptała patrząc w jeden punkt przed sobą.

- Z księgi. - szatynka spojrzała na mnie. - Co to za osoby? - przez dłuższy czas kobieta nic nie mówiła tylko patrzyła na mnie. Za pewne zastanawiała się czy mi powiedzieć o tych osobach, czy raczej zachować dla siebie. Bałam się też, że usłyszę od niej, żeby mi to powiedział Christopher, a ja na pewno go o to nie zapytam. Nawrzeszczał by wtedy na mnie i uderzył po raz kolejny stwierdzając, żebym nie wtykała nos w nie swoje sprawy.

- Znam dobrze Clary, Celine i Edwarda. - przerwała na chwilę. - Jeśli nie chcesz umrzeć trzymaj się z daleka od nich i nie wspominaj o nich Christopherowi.

- Dlaczego? To jacyś mafiozi? Czy to oni zabili jego mamę?

- Nie. - pokręciła głowę. - Rose naprawdę została potrącona przez samochód, ale nie wiadomo kto był sprawcą, ale po kilku latach sprawca się znalazł tyle, że cały zakrwawiony. Został zabity. - otworzyłam szerzej oczy. - A ci troje ludzie to normalna rodzina. - odwróciła ode mnie wzrok. - Była do czasu. - szepnęła.

- Zatem kto to jest i dlaczego Christopher wspomniał ich w opisie?

- Clara, Celine to siostry, a Edward to ojciec Christophera. - w tym momencie wiedziałam dlaczego Christopher tak bardzo chciał ich śmierci. Ci troje to jego pieprzona rodzina, która może żyć i czekać na swoją kolej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro