Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Zapraszam was jeszcze raz do odświeżonej historii Sary i Christophera :)

***********************************************************************************

Ulice Nowego Jorku zawsze robiły wokół siebie hałas. Kocham to miasto. Tu się urodziłam i wychowałam. Nie każdy wie też, że mam korzenie polskie. Moja mama jest polką i zostawiła swoich rodziców w Polsce, przylatując razem z moim tatą, który jest Amerykaninem do Nowego Jorku. Nie jedno krotnie zadawałam rodzicom pytanie, dlaczego nie mieszkamy z dziadkami. Jednak oni tłumaczyli mi, że mój ojciec nie mógłby zostawić swoją firmę tylko dlatego, że tęsknie za swoją babcią i dziadkiem. Z dziadkiem byłam bardzo żyta i chciałam w przyszłości z nim zamieszkać, żeby więcej czasu spędzić ze staruszkiem. Wakacje na które kiedyś jeździliśmy do dziadków, nie wystarczały. Nim się obejrzałam, miesiąc już minął i musiałam wracać do domu. Westchnęłam i pokręciłam głową. Ostatnio zastanawiałam się, gdzie bym chciała studiować i naszła mnie myśl, właśnie na Polskę. Nie wiem czy ten pomysł spodoba się Lily. No właśnie Lily. Była wspaniałą przyjaciółką o blond włosach i niebieskich oczach. Była kompletnym przeciwieństwie co do mojej osoby. Ja byłam wysoką brunetką o niebieskich oczach, ale kompletnie o innych marzeniach. Niedawno powiedziała mi, że zamierza  zafarbować swoje piękne włosy na różowy. Przez chwilę nie podobał mi się ten pomysł, ale kiedy sobie ją wyobraziłam w różu, stwierdziłam, że będzie jej pasował. Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa i żadna z nas nie zamierzała zakończyć naszą przyjaźń. Nawet jeśli, któraś z nas będzie mieć chłopaka. Nie zapowiadało się na to, żeby Lily zamierzała rozpocząć nowy związek. Jej ostatnią miłością, a raczej klapą był Sebastian, z którym nawet nie wytrzymała roku. Pokręciłam głową na wspomnienie jej byłego chłopaka. Sebastian był westchnieniem wszystkich nastolatek i nauczycielek w naszym liceum, a także po za nim. Nie zaskoczyło mnie to w ogóle, że zainteresował się moją przyjaciółką, w końcu to taka piękność. Chłopak należał do drużyny sportowej Newcomers Team i był także jej kapitanem. Nic dziwnego, że nim został. Brunet o ciemnych oczach, bardzo wysportowany i do tego jak niektóre dziewczyny mówią, zły chłopiec. Widziałam, że Lily się z nim męczyła, ale udawała, że wszystko gra, żebym nie musiała się o nią martwić. Ujrzałam  na  przeciwko siebie moją ulubioną  kawiarnie, bez zastanowienia weszłam do niej. Uwielbiałam tutaj przychodzić zawsze po szkole razem z blondynką. Poczułam wibracje w kieszeni, czarnej skórzanej kurtki. Była wiosna i cieplejsze dni, więc  pozwoliłam sobie ubrać  białą sukienkę z delikatnego materiału, zarzucają na to kurtkę i czarne baleriny. Wyjęłam telefon z kieszeni i odblokowałam IPhone 6s.

Od Lily:

Hej spotkamy się?

Do Lily:

Jasne, ale nie dziś i nie jutro, muszę odrobić lekcje i się pouczyć.

Od Lily:

Jasne. Tylko jakbyś mogła to byś przyniosła mi zeszyty?!

Do Lily:

Jasne

Po wysłaniu jej odpowiedzi, zablokowałam telefon. Mojej Lily, dziś w szkole nie było przez to, że się przeziębiła. Myślałam, że  to ja pierwsza się zarażę bo szybko łapię  jakieś przeziębienie, ale widocznie padło na nią. Rozglądałam się dookoła całej kawiarni, żeby sprawdzić ile jest ludzi i czy są jakieś wolne miejsca przy stolikach, gdy nagle uderzyłam w coś twardego. Telefon wypadł mi z dłoni, a  ja myślałam że wpadłam w  jakąś ścianę, dopóki nie poczułam na swoim dekolcie czegoś gorącego. Popatrzyłam w to miejsce i ujrzałam plamę od kawy. Moje usta były w kształcie ,,O". Byłam zła na siebie, że  nie zauważyłam nic, a także byłam zła  na  tego kogoś w kogo wpadłam. Popatrzyłam w stronę  mojej ,,ściany" i zobaczyłam na początku białą koszulę ubrudzoną także plamą od kawy. Spojrzałam ciut  wyżej by ujrzeć odpięte trzy guziki u szyi i wystające z niej kilka ciemnych włosów. Postanowiłam iść na całość  i spojrzeć mężczyźnie w oczy. Moje oczy powędrowały na jego twarz i.... O Mój Boże! To nie może być  prawda! Jaka ja jestem głupia i nie odpowiedzialna! Co ja zrobiłam! Przede mną stał we własnej osobie Christopher Carson, znany na całym świecie  seksowny  biznesmen i aktor w jednym. W jego oczach widziałam rozbawienie. Zaraz, to on nie był zły?  Mężczyzna obejrzał mnie od góry aż do dołu. Poczułam na swoich policzkach rumieńce. Ktoś popchnął mnie na niego, a on objął mnie w talii. Nasze ubrania przykleiły się do siebie. Popatrzyłam najpierw na jego usta, które oblizał, a potem w oczy by ujrzeć kolor niebieski, w których utonęłam od razu. Sarah, co ty mówisz? Odepchnęłam się od niego.

- Przepraszam, nie chciałam. - moje dłonie zaczęły mi się pocić ze stresu, nie wiedziałam co powiedzieć. Czekałam aż coś odpowie.

- Nic się nie stało, zdarza się. - usłyszałam po chwili jego zachrypnięty głos, który spodobał mi się od razu.

- Strasznie jest mi głupio. - podrapałam się  po czole, zawsze to robiłam gdy się stresowałam. On zamiast mi odpowiedzieć uśmiechnął się. Popatrzył się na swoją koszulkę i wykrzywił twarz w grymas.

- Muszę zmienić koszule. - powiedział podnosząc na mnie wzrok.

- Może  ja ją wypiorę, bo to ja wpadłam na pana. - uśmiechnęłam się, żeby tak bardzo się nie denerwować. Mężczyzna znów się uśmiechnął i schylił  by  potem wyprostować się i podać mój telefon.

- Gdybyś nie patrzyła w ten telefon to by się nic nie stało. - oddał mi go, uśmiechając się. - W sumie, to też moja winna.

- Czemu pana?

- Bo gdybym nie patrzył tak uważnie i bardzo skupiony na ciebie, nic  by się nie stało. - uśmiechnął się. Pewnie mówił to do każdej kobiety, która wpadła na niego.

- Niech pan przestanie tak mówić. - zawstydzona spuściłam wzrok i zaczesałam kosmyk włosów za ucho.

- Dlaczego? - chwycił mój podbródek i zmusił mnie bym spojrzała mu w oczy. - To nic złego, że mi się podobasz prawda?

- Nie. - byłam zahipnotyzowana jego spojrzeniem. Miał coś w sobie takiego, co go wyróżniało od  innych mężczyzn.

- To dobrze. - puścił mój podbródek i się uśmiechnął. Patrzyliśmy na siebie dopóki nie zadzwonił mój telefon. Ocknęłam się i popatrzyłam na wyświetlacza gdzie widniało imię mojej mamy.

- Przepraszam. - powiedziałam do mężczyzny.

- W porządku, odbierz. - nie przestawał się uśmiechać. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.

- Halo?

- Sarah, gdzie jesteś? - zapytała mnie mama po drugiej stronie.

- W kawiarni. - odpowiedziałam zdziwiona jej zdenerwowanym głosem.

- Proszę cię przyjdź do domu, musimy porozmawiać.

- Dobrze mamo, zaraz będę.

- Czekamy córeczko.

Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni, marszcząc przy tym brwi. O czym mogliby ze mną rozmawiać? Mama miała taki dziwny głos, którego nawet nie byłam wstanie opisać. Popatrzyłam na Christophera, który już się nie uśmiechał tylko obserwował mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Westchnęłam.

- Muszę już iść, mama dzwoniła że mnie potrzebuje.

- W porządku, rodzina najważniejsza. - uśmiechnął się do mnie po raz  kolejny tylko tym razem ten uśmiech wydał mi się taki sztuczny.

- Prawda. - przytaknęłam. - Na ciebie pewnie też czeka rodzina. - co prawda nie wiedziałam, czy ma żonę i dzieci, bo nie interesowałam się jego życie tak jak inni. Widziałam jedynie go w telewizjach jak tata był zainteresowany jego wywiadami na temat swojej firmy.

- Nie mam żony i dzieci. - jego uśmiech stał się szerszy.

- Och. - mruknęłam. - Przepraszam, myślałam...

- Myślałaś że taki mężczyzna jak ja jest już dawno żonaty i jest także ojcem? - przerwał mi uśmiechając się przy tym.

- No tak. - uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Gdyby tak było. - przybliżył się do mnie. - Nie stał bym tutaj i nie rozmawiałbym z tobą.

- No tak.

- Powtarzasz się. - usłyszałam jego śmiech.  Popatrzyłam na niego i także się zaśmiałam.

- Mógłbym prosić o twój numer? - obdarował mnie tym samym uśmiechem, który jak wpadłam na niego. Przez chwilę patrzyłam na niego nie wiedząc co zrobić, ale po minucie otrząsnęłam się i wyjęłam ze swojej tylnej kieszeni IPhone 6s, podając mu od razu. Nasze palce dotknęły się  i on także to poczuł, bo jego wzrok stał się ciemny, a zarazem płomienny. Szybko wpisał mi swój numer i oddał telefon w moje dłonie. - Mam nadzieje, że skontaktujesz się ze mną. - powiedział nadal nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.

- Na mnie już czas. Do widzenia. - odwróciłam na pięcie i udałam się do wyjścia. Kiedy miałam chwytać za klamkę poczułam uścisk na swoim nadgarstku. Odwróciłam się i ujrzałam Christophera.

- Spotkaj się jutro ze mną, tutaj o 15. - pocałował mnie w policzek. - Do zobaczenia Saro. - i odszedł. Co to do cholery było przed chwilą? Christopher Carson, mnie pocałował? Położyłam dłoń na policzku, gdzie przed chwilą były jego usta i przymknęłam na chwilę oczy zastanawiając się dlaczego to zrobił. Z każdą kobietą tak się żegnał? Zaraz. Gwałtownie otworzyłam oczy i zmarszczyłam brwi. Skąd on zna moje imię?

                                                                                    ****

Carly Rae Jepsen śpiewała w moich uszach słowa piosenki Super Natural, uwielbiam tą piosenkę. Idąc do domu myślałam nad tym przypadkowym spotkaniem w kawiarni, nie mogę uwierzyć, że spotkałam Christophera Carsona. Przecież każda dziewczyna marzy o tym by z nim porozmawiać, zdobyć autograf, zdjęcie, a ja z nim rozmawiałam i do tego się z nim umówiłam, a raczej to on kazał mi przyjść jutro. Zamknęłam na chwilę oczy czując wstyd na wspomnienie mojej wtopy. Naprawdę jestem niezdarą, żeby wpaść na takiego przystojnego mężczyznę i doprowadzić do tego, że wylał na siebie oraz na dodatek na mnie kawę. Pokręciłam głową otwierając oczy i przyłożyłam dłoń do czoła, czując ból głowy spowodowany moją głupotą. Zastanawia mnie jedno. Skąd on zna moje imię? Zmarszczyłam brwi. Przecież się mu nie przedstawiałam ani nic innego po za beznadziejną rozmową. Dziwne. Zapytam go o to jutro. Wyłączyłam moją pyliste w IPhone, będąc już przy drzwiach domu. Zdjęłam słuchawki z moich uszów i weszłam do środka. Słyszałam tylko głosy, które dochodziły z telewizora przy którym siedział mój  tata.

- Cześć tato. - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój uśmiech. Miał już pięćdziesiąt  lat, a nadal wyglądał na trzydziestolatka. Mój ojciec odziedziczył urodę po swoich rodzicach, którzy byli tak samo piękni jak moi rodzice. Niestety nie dane mi było ich poznać, bo każde zmarło, kiedy mnie jeszcze na świecie nie było. Dziadek John, zginął w wypadku samochodowym razem ze swoich drugim synem Jacksonem, młodszym bratem mojego taty. Tata do dziś się nie pogodził z tą stratą, choć zapewnia nas, że już nie odczuwa takiego samego bólu jak na początku. Jednak ja widzę, że dalej go to dręczy. Z opowiadań mamy dowiedziałam się, że babcia Daisy, załamała się po stracie swojego męża i syna. Zaczęła mieć koszmary i halucynacje. Podobno słyszała głosy dziadka i rozmawiała z nim codziennie. Rodzice zapisali ją do szpitala psychiatrycznego, ale to nic nie dało. A raczej pogorszyło. Babcia popełniła samobójstwo tydzień po jej zamknięciu, podwieszając się na zwykłym sznurku w swoim pokoju. Ani moje siostry, policja, pracownicy szpitala i ani moi rodzice nie wiedzą skąd babcia mogła wziąć ten sznur. Jedna teoria jest taka, że zabrała ze sobą sznurek, a druga, że ktoś jej pomagał w śmierci. Nadal nie mogłam w to uwierzyć, że takie nieszczęście spadło na moich drugich dziadków, ale nie dziwiłam się swojej babci. Też bym umarła dla swojego męża. 

- Cześć córeczko. - usłyszałam zmęczony głos swojego taty.

- Gdzie mama? - zapytałam rozglądając się po salonie.

- Tutaj jestem! - usłyszałam głos mamy dochodzący z kuchni. Weszłam do pomieszczenia i uściskałam ją  na przywitanie.

- Co to takiego pilnego, że mnie odciągnęłaś od miłego spotkania? - usiadłam obok niej.

- Jakiego spotkania? - zmarszczyła brwi.

- Spotkałam kogoś.

- No kogo mów. - mama uśmiechnęła się do mnie promiennie.

- Christophera Carsona. - na twarzy mamy zobaczyłam szok.

- Co? - wyszeptała. - Gdzie?

- W kawiarni tam gdzie zawsze chodzę po szkole z Lily.

- Dlaczego mi przez telefon tego nie powiedziałaś? - oburzyła się.

- Oj mamo, potrzebowałaś mnie to musiałam przyjść. Zresztą jutro się z nim spotykam. - wzruszyłam ramionami.

- Że co? - uniosła brwi do góry, patrząc na mnie jak na idiotę.

- No zaproponował spotkanie, więc się zgodziłam. - uśmiechnęłam się.

- Uważaj żeby cię nie skrzywdził. - pogroziła mi swoim palcem.

- Oj mamo przestań, umiem na siebie uważać. - usiadłam obok niej i położyłam swoją głowę na jej ramieniu.

- Wiem. - uśmiechnęła się.

- Dobra dlaczego kazałaś mi jak najszybciej wracać do domu i dlaczego brzmiałaś tak dziwnie przez telefon? - założyłam kosmyk za ucho i zwróciłam wzrok na porozrzucane papiery na stole.

- Mamy problemy.

- Jakie? - przez długą chwilę mama nie odpowiadała, więc zaczęłam się martwić. To musiało być coś poważnego, bo moja mama zawsze była gadatliwa, a teraz milczy jak grób. - Mamo jakie to problemy? - potrząsnęłam jej ramieniem.

- Mamy kłopoty finansowe. - odpowiedziała nie patrząc na mnie, chowając twarz w dłoniach. Zmarszczyłam brwi i chwyciłam bliski mnie dokument w dłoń. Jak to mamy problemy  finansowe?

- Przecież tata zarabia. - mając własną firmę było stać nas na wszystko, a rachunki były opłacane na bieżąco.

- Stracił firmę. - wyszeptała.

- Co? Kiedy? Jak to? - wstałam jak poparzona z krzesła i spojrzałam na mamę niezrozumiałym wzrokiem.

- Dzisiaj. - spuściła głowę w dół. - Nie chciał mi powiedzieć dlaczego, ale zamknął swoją firmę. - nie wierze. Moi rodzice są bez pieniędzy i pracy. I co teraz? O siebie się nie martwię, bo mogę zacząć pracować, ale bardziej o rodziców, którzy już mają swoje lata i nie powinni się przemęczać.

- Co zamierzacie zrobić?

- Nie wiem. - wzruszyła ramionami. - Rozglądanie się po jakieś pracy. - kiwnęłam głową. - Sarah? - popatrzyłam na nią. - Nie wiem czy będziesz dalej chodziła do tego liceum.

- Ale mamo...

- Teraz nie mamy pieniędzy, nie będziemy mieli jak ci opłacać. - przerwała mi. Mogłam się tego spodziewać. Chodzę do najlepszego liceum w Nowym Jorku, co wiążę się z tym, że nie jest ono darmowe i tanie. Rodzice muszą płacić za to sporo kasy. Będę musiała zakończyć naukę lub zmienić po prostu szkołę. - Będę musiała przerwać naukę?

- Absolutnie nie! - uniosła głos. - Zmienisz najwyżej szkołę, ale edukacji nie skończysz w ten sposób. - nie odpowiedziałam na jej grożenia tylko patrzyłam przed siebie. Dlaczego to nas spotkało? Czemu? Powinnam pomóc swoim rodzicom, wiele dla mnie zrobili i teraz chcę się im odwdzięczyć. Nie wiem co mam robić. Chyba pójdę do jakieś pracy i pomogę im finansową, choćbym do nauki miała zarywać noce. Jeszcze nie jestem na studiach, ale jestem pełnoletnia, więc przyjmą mnie do innej pracy zamiast na stanowisko sekretarki jakieś wielkiej korporacji. Moim planem życiowym jest całkiem inna branża. Chciałabym zacząć pracę w jakimś znanym wydawnictwie, albo zostać znanym architektem. To byłby mój plan na życie. Mój dziadek chcę, żebym została architektem, a ja liczę się z jego zdaniem. Schowałam twarz w dłoniach. Muszę porzucić swoje marzenia dla dziadka Edwarda i zając się architekturą.

- Mamo. - kobieta uniosła swój smutny wzrok na mnie. Serce mi krwawiło, kiedy widziałam w jej oczach małe łzy. Nie powinnam sprawiać by mama cierpiała, a też by się męczyła. Złapałam za jej dłoń i z uśmiechem na ustach popatrzyłam w jej oczy. - Pomogę wam i znajdę jakąś pracę. - gdy usłyszała podjętą przeze mnie decyzje, rzuciła mi się na szyje i objęła mnie mocno. Zaśmiałam się cicho.

- Dziękuję ci córeczko. - gładziła mnie po plecach. - Tylko ty mi zostałaś w tym wielkim domu. - poczułam w swoich oczach łzy. Przymknęłam mocniej powieki. - Kiedy jeszcze mieszkali tu twoje siostry było nas stać na wszystko, a teraz nawet nie jesteśmy wstanie opłacić ci kolejnego miesiąca szkoły. - spojrzała w moje  przepełnione łzami oczy. Starła je kciukiem i uśmiechnęła się lekko.

- Też dla mnie  to jest trudne, zwłaszcza gdy tęsknie za nimi. - zerknęłam przez chwile na moje palce. - Ale  już się z tym  pogodziłam, że  któregoś dnia musiało to na mnie  spaść, a każda z  nich chcę  mieć coś własnego.

- Jestem z ciebie dumna. - złożyła pocałunek na czubku mojej głowy i przytuliła do swojej piersi. Objęłam  ją mocno w pasie bojąc się, że za chwilę  zniknie. Zawsze  mogłam tylko  na mamę liczyć. To do niej przychodziłam  z każdym  problemem, oceną, uwagą. To ona przyjeżdżała po mnie, gdy ją o to prosiłam. Jest dla mnie jak przyjaciółka i za żadne skarby nie  chciałabym ją stracić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro