Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44

Chodziłam w kółko będąc zdenerwowaną. Zastanawiałam się czy Lily sobie tam radzi i czy ich pierwszy spotkanie nie skończyło się na tej czarnej skórzanej kanapie. Gdy ja tam siedziałam cała spięta, zastanawiałam się cały czas, czy ten przystojny mężczyzna jest spokrewniony z Markiem Owenem. Sarah! Dramatyzujesz, każdy może mieć takie same nazwisko co on. Moja podświadomość ma racje, ale cały czas nie daje mi spokoju ten jego wzrok, który był niebezpieczny, a jednocześnie seksowny. Sarah! Opamiętaj się, masz męża. Erick Owen był przystojny, ale nie podobał mi się w taki sam sposób co Christopher. Gdy mnie tak obserwował swoimi czekoladowymi oczami nie mogłam ułożyć ze swoich słów normalnego zdania. Cały czas się jąkałam i strasznie się denerwowałam. Widząc jak męczę się nad głupią odpowiedzią na jego zadane pytanie na temat, dlaczego tutaj chcę odbyć swój staż lub czemu studia w Polsce, a nie w Nowym Jorku, postanowił zmienić temat na bardziej luźniejszy.

- Od dawna mieszkasz w Nowym Jorku? - spojrzał na moje CV, które mu przyniosłam. W pierwszy dzień na uczelni, przyszła do nas pani sekretarka na nasze zajęcia z języka francuskiego i wręczyła nam kartki przypominające CV, które powinniśmy dać właścicielom firm u których będziemy pracować. Musiałam jeszcze przed snem wypełnić swoje dane na tej kartce i wpisać swoje wymarzone miejsce pracy.

- Od dziecka. - odpowiedziałam bez zająknięcia się. - Tata jest Amerykaninem, a mama Polką. - podniósł na mnie wzrok znad papierów. - Zdecydowałam się na studia tutaj ze względu na swoich dziadków, których w Nowym Jorku nie mogłam widzieć na co dzień.

- Nie lepiej było zaproponować dziadkom przeprowadzkę? - zmarszczył brwi pochylając się do mnie.

- Nie. - zarzuciłam nogę na nogę co mu nie umknęło uwadze, spojrzał na moje nogi i nie oderwał od nich wzroku dopóki nie usłyszał mojego głosu. - Dziadek ma tu firmę i nie chciał ją zostawiać.

- Rozumiem. - przejechał swoim palcem po wardze nie odrywając wzroku ode mnie. Zmarszczyłam brwi. Czy on mnie podrywał? Bo jeśli tak to mi to przeszkadzało. Nie chcę mieszać swojego życia prywatnego z życiem zawodowym, a po za tym mam męża, który jak się dowie, że mężczyzna siedzący na przeciwko mnie na wielkim krześle podrywał mnie to nie zawaha się przyjść tutaj ze swoją wypolerowaną bronią. Eric spojrzał przez chwile na kartkę i zmarszczył brwi. - Z twoich danych wynika, że masz męża. - przewróciłam oczami. Jednak mu się podobam.

- Tak. - kiwnęłam głową zakładając ręce na piersi.

- W tak młodym wieku? - uniósł brwi. Wzruszył ramionami. - To ktoś z Polski?

- Nie. - podrapałam się po czole. - Jest mieszka w Nowym Jorku, ale pochodzi z Irlandii.

- A kto to taki? - uśmiechnął się.

- Christopher Carson. - zauważyłam, że jego mięśnie całe się spięły kiedy usłyszałam imię i nazwisko mojego męża. Przez to zachowanie dało mi to trochę do myślenia, że ten facet może znać Christophera osobiście lub tylko z gazet, czy internetu. Po mojej odpowiedzi już mnie nie dręczył pytaniami na temat mojego życia prywatnego, przekazał mi, że powinnam się jutro zjawić o godzinie ósmej i przyjść od razu do jego gabinetu po jakieś wskazówki. Podziękowałam mu z całego serca za przyjęcie mnie do swojej firmy i wyszłam z jego gabinetu. Zaskoczyło mnie, że tak szybko dostałam staż w jego firmie. Może potrzebował nowych stażystów. Albo to wróg Christophera i chcę się na nim zemścić. Teraz czekałam na Lily, która od razu kiedy mnie zobaczyła pobiegła do niego i siedzi chyba tam więcej niż ja. Pokręciłam głową. Oby nie wydarzyło się to co myślę. Usłyszałam stukot obcasów za swoimi plecami, odwróciłam się i ujrzałam swoją przyjaciółkę w skowronkach.

- No i? - podeszłam do niej zdenerwowana, a zarazem ciekawa decyzji Erica Owena.

- Przyjął mnie! - krzyknęła zwracając przy tym uwagę rudowłosej sekretarki za moimi plecami. Zapiszczałam z radości i rzuciłam się jej na szyje.

- Tak się bardzo cieszę. - uścisnęłam ją mocno. - Nie dość, że będziemy razem chodzi do tej samej uczelni, to też będziemy pracować w tej samej firmie. - zaśmiała się w moją szyje i odsunęła się ode mnie.

- Też nie mogę w to uwierzyć. - przetarła oczy udając, że rozpłakała się. Zaśmiałam się na ten widok trzymając blondynkę za dłoń. Lily westchnęła patrząc na nasze złączone dłonie. - Sarah, przepraszam cię. - podniosła na mnie wzrok. - Nie chciałam, żeby moje słowa cię zdenerwowały, a tym bardziej zabolały. Mogłam przemyśleć to co chcę powiedzieć.

- Nie przejmuj się już tym. - machnęłam ręką uśmiechając się do niej. - Po prostu zapomnijmy o tym i żyjmy dzisiejszym dniem.

- Dziękuje, że jesteś moją przyjaciółką. - przyciągnęła mnie do siebie ściskając mocno. Zamknęłam na chwile oczy ciesząc się tą chwilą. Lily słynęła z tego, że kiedy przepraszała kogoś po jej policzkach spływały łzy, tak też było w tym przypadku. Kiedy mnie coś bolało to ją też, kiedy ja płakałam to ona też. Można by powiedzieć, że jesteśmy jak siostry bliźniaczki, ile bym za to dała, żeby tak było.

- Chodźmy. - odsunęłam się od niej. - Muszę jeszcze porozmawiać z Christopherem.

- Jego też bym chciała przeprosić, bo zapewne mu powiedziałaś o tym co ja tobie. - bardziej stwierdziła niż zapytała. Przytaknęłam głową nie chcąc ukrywać przed nią prawdy. - Więc go przeproszę. - westchnęła. Zaśmiałam się, bo wyglądała w tym momencie jak dziecko, którego zmuszono do przeproszenia kolegę, którego nie lubiła. Pociągnęłam blondynkę w stronę windy, po drodze żegnając się z kobietą za biurkiem. Już po pięciu minutach byliśmy na podziemnym parkingu firmy, gdzie stało moje Audi R8. Odblokowałam drzwi od samochodu i wsiadłam na miejsce kierowcy, wrzucając od razu swoją torebkę na tylne siedzenie. Zapięłam pasy i odpaliłem silnik. Można było usłyszeć od razu po uruchomieniu samochodu pierwsze słowa piosenki SuperStar śpiewanej przez Becky G w duecie z Pitbullem. Zaczekałam, aż Lily zapnie pasy i dopiero potem wyjechałam z piskiem opon na główną drogę krakowskiej ulicy. Dbałam bardzo o bezpieczeństwo każdego mojego pasażera, którego przewoziłam. Nawet troszczyłam się o Christophera, który nie gardził śmiercią. On ją po części zsyłał dla wybranych. Lily też martwiła się o moje zdrowie, kiedy byliśmy jeszcze w Nowym Jorku i jeździliśmy jej samochodem, to nie ruszyła z miejsca dopóki nie zapięłam pasów bezpieczeństwa. Zdarzało jej się pytać czy wykonałam to zadanie w połowie drogi. Pokręciłam głową trzymając lewą dłoń na kierownicy, a drugą na biegach. Ta sytuacja za każdym razem mnie bawiła i czasami odświeżałam to wspomnienie pytając ją o to, co ona mnie.

****

- Nie powiedział na jakim stanowisku będziesz pracować? - od ponad godziny tłumaczyłam Christopherowi, że dopiero jutro będę wiedziała szczegóły współpracy z firmą O&W. Po raz drugi powtarzał to samo pytanie, jakby nie rozumiał co do niego mówię. Przewróciłam oczami. Od razu jak przyjechaliśmy z Lily do domu pobiegłam szukać Christophera i znalazłam go w ogrodzie razem z dziadkiem, popijali sobie whisky co mnie bardzo zdziwiło, zwłaszcza, że dziadek takiego alkoholu nie pił i nie pije. Christophera nie raz widziałam z szklaneczką pomarańczowego trunku, ale miałam to gdzieś. W końcu był mężczyzną mającym wiele spraw na głowie. Dziadek dopadł mnie pytaniami, jak było na rozmowę i czy ją dostałam. Mój mąż nie przeszkadzał mojemu dziadkowi, a jedynie tylko przyglądał mi się zaciekawieniem. Odpowiedziałam dziadkowi na wszystkie pytania zgodnie z prawdą i poprosiłam swojego męża o rozmowę w cztery oczy. Dziadek zasugerował, że zostawi nas samych i pójdzie wypełniać papiery związane ze swoją firmą. Podziękowałam mu całusem w policzek i usiadłam na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział. Opowiedziałam Christopherowi o firmie i ludzi którzy tam pracują, a w zasadzie o rudowłosej sekretarce, której imienia jeszcze nie znam. Jednak mój mąż bardziej był ciekawy tego, czy prezes firmy O&W zwalił mnie z nóg pokazując swoją przystojną twarz i jakie miejsce zajmę w tej firmie.

- Mówię ci, że dopiero dowiem się jutro. - westchnęłam i usadowiłam się wygodniej na wiklinowym krześle. - Może będę mu przynosić tylko kawę i umawiać na spotkania? - wzruszyłam ramionami. Mój mąż spojrzał na mnie gniewnie jakby mu się ten pomysł nie podobał.

- Nie po to poprosiłaś o płatny staż, żebyś zanosiła wielkiemu prezesowi kawę i zapisywała jego spotkania. - prychnął. - Od tego ma swoją sekretarkę. - wyjął ze swojej kieszeni od drogich spodni paczkę papierosów i zapalił jednego od razu zaciągając się nim. Zmarszczyłam brwi. Jeszcze nie widziałam go jak palił, a tu proszę. Codziennie dowiaduje się czegoś nowego o Christopherze Carsonie. - Jeśli tak będzie to masz natychmiast się zwolnić i sam ci znajdę staż. - wymachiwał w moją stronę fajką.

- Nie możesz, bo nie chce żebyś wtrącał się w moje życie zawodowe. - spojrzałam na jego papierosa między palcami jak na jakieś ohydztwo. Zawsze byłam zwolennikiem palenia, nie lubiłam jak ludzie, którzy mieli astmę palili. Nie dbali kompletnie o swoje zdrowie! Nie przeszkadzało mi to, że Christopher palił w moim towarzystwie, ale przeszkadzał mi jednak ten dym, który wdychałam i zawsze kaszlałam czując go wewnątrz sobie. Nie rozumiałam też dlaczego ludzie niszczyli sobie przez to płuca. Jakby nie chcieli dbać o swoje zdrowie. - Poradzę sobie, choćbym miała przynosić kawę. - machnęłam ręka i spojrzałam na piękne czerwone róże, które babcia tak bardzo kochała. Pamiętam jak dziadek zawsze co piątek przynosił babci czerwone lub białe róże, widziałam jak bardzo kochał babcie. Przypomniało mi się w jaki sposób zareagował Eric Owen na imię mojego męża i postanowiłam powiedzieć o tym Christopherowi. - Chris. - brunet spojrzał na mnie trzymają papierosa w ustach. - Chciałabym ci coś jeszcze powiedzieć. - strzepnął popiół z papierosa do popielniczki i spojrzał na mnie.

- Co się dzieje?

- W pewnym momencie ten prezes firmy przeszedł na bardziej luźniejsze pytania. - przerwałam, żeby upewnić się, że Christopher nie chcę mi przerwać. Gestem dłoni kazał mi kontynuować. - Zapytał mnie o Nowy Jork i Polskę, ale też o moje małżeństwo.

- I? - zgasił całkiem papierosa i przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami.

- Powiedziałam mu jak się naprawdę nazywasz, a on dziwnie zareagował.

- Jak dziwnie? - przechylił głowę w bok i zarzucił sobie nogę na nogę.

- Napiął mięśnie i przez chwile patrzył na swoje biurku nic nie mówiąc. - westchnęłam. - Nie chciałam ci tego mówić, bo kazałbyś mi zrezygnować z tego stażu u niego, ale podejrzewam kim może być.

- Kim? - pochylił się w moją stronę.

- Markiem Owenem. - oczy Christophera zrobiły się wielkie i u niego też mogłam zobaczyć, że jego mięśnie się spięły, dłonie zacisnął w pieści, a na boku czoła zobaczyłam żyłę zaczynając się od kącika oka a znikającą za włosami. Szklanka w jego dłoni roztrzaskała się przez siłę którą Christopher użył.

- Jak się przedstawił? - wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Eric Owen, ale potem stwierdziłam, że przecież każdy może mieć z nas takie same nazwisko.

- Nie! - wstał zdenerwowany z krzesła.

- Christopher...

- Nie Sarah! - przerwał mi odwracając się w moją stronę. - Nie ma więcej osób o takim samym nazwisku. - ściszył głos

- A skąd ty to możesz wiedzieć? - zmarszczyłam brwi.

- Bo sprawdziłem to na wypadek gdyby planował zmienić swoje imię, ale nie nazwisko. - zakryłam usta dłoni zdając sobie sprawę co zrobiłam. W swojej firmie zatrudnił mnie były najlepszy przyjaciel Christophera, który go w młodości zdradził i który jest jeszcze bardziej niebezpieczny niż mój mąż.

- Matko. - szepnęłam. - Co ja zrobiłam?

- Dlaczego od razu do mnie nie zadzwoniłaś?

- Bo nie chciałam rzucać oskarżeń nie będąc pewna czy to prawda. - widziałam jak mój mąż walczył z samym sobą, żeby na mnie nie nawrzeszczeć, za moją głupotę, którą zrobiłam, ale przecież ja nie wiedziałam. - Christopher. - położyłam swoje dłonie na jego ramionach. - Przepraszam, gdybym wiedziała, że to on, nie wybrałabym tej firmy. - chciało mi się płakać, bo zawiodłam znów swojego męża, w najokrutniejszy sposób jaki by mi nawet na myśl nie przyszedł.

- Spokojnie. - odwrócił się do mnie przodem będąc już spokojnym. - To nawet dobrze się składa, że tam pracujesz. - ścisnął moje dłonie, a ja zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodziło. - Będziemy grali na moich zasadach.

- Co ty chcesz zrobić? - odsunęłam się od niego.

- W końcu będę mógł się na nim zemścić. - moje oczy pewnie wyglądały w tym momencie jak piłka od golfu. - Planuje i marze o tym od dwunastu lat, tyle minęło odkąd postanowił sam się na mnie zemścić.

- No dobrze, ale nie lepiej będzie jak porozmawiacie, a nie pozabijajcie się? - mężczyzna zaśmiał się na moje pytanie odchylając przy tym głowę do tyłu.

- Ani on ani ja nie jesteśmy ludźmi, którzy ważne sprawy załatwiają poprzez rozmowę. - jego oczy stały się jeszcze ciemniejszy, niż te wczorajszego popołudnia, kiedy to zjawił się w progu salonu dziadków. - Teraz będę musiał zapewnić tobie i twoim bliskim, a bardziej tobie większą ochronę. Nie pozwolę, żeby ten drań coś ci zrobił.

- Ale Christopher...

- Koniec Sarah. - po raz drugi mi przerwał co mnie wkurzyło, bo nie lubiłam jak ktoś mi przerywał, ale nie będę się kłóciła z mężem, bo on i tak zawsze ma ostatnie słowo. - Powiedziałem i tak zrobię, a ty nie masz nic tu do gadania. Jesteś moją żoną, a ja jestem bossem największej mafii na świecie i każdy kto będzie chciał się na mnie zemścić zacznie od mojego słabego punktu.

- A jaki jest twój słaby punkt? - zapytałam zaciekawieniem. Wiedziałam, że powie iż to ja, ale tak bardzo chciałam usłyszeć to z jego ust, że nie powstrzymałam się od tego pytania.

- Ty nim jesteś i wiem, że zacznie najpierw od ciebie, a raczej już zaczął. - ostatnie zdanie powiedział tak cicho, jakby chciał tylko sobie to przekazać. Christopher miał racje. Wkroczyłam w niebezpieczny świat, wokół mnie umierają ludzie z rąk mojego męża. Jednak nie pozwolę Christopherowi walczyć samemu, jesteśmy na dobre i na złe, więc pomogę mu zemścić się na Marku Owenie. Choćby jedno z nas miało umrzeć, a drugie miało zabić się dla tego pierwszego.

****

Następnego dnia wstałam wcześniej, żeby przygotować się do dzisiejszej pracy, musiałam być w firmie punktualnie o ósmej. Przed snem dostałam jeszcze wiadomość od Beatrice - rudowłosej sekretarce, która przekazała mi informacje, że pan Owen nie lubi jak ktoś się spóźnia. Przewróciłam oczami jak przeczytałam to zdanie i odpisałam jej, że zrozumiałam po czym od razu położyłam się i zasnęłam. Wczoraj jeszcze omówiliśmy plan z Christopherem związany z Markiem Owenem. Cały czas zastanawiałam się nad tym, czy dobrze robię, że zgodziłam się nad tą całą zemstą swojego męża, ale sam mi powiedział, że nie spocznie dopóki go nie dopadnie. Tak więc miałam udawać w firmie, że moim mężem nie jest Christopher Carson znanym na całym świecie biznesmen, aktor i niebezpieczny boss mafii tylko zwyczajny i normalny właściciel niewielkiej firmy wybudowanej w centrum Nowego Jorku. Nie wiem, czy Owen nabierze się na to, ale postaram się jak najlepiej wypaść byle nie zawieść swojego męża. Ale powiedziałaś mu jak nazywa się twój mąż. Ale nie powiedziałam czym się zajmuje. Po zjedzonym śniadaniu z Lily weszliśmy do garażu, który był połączony z domem i wsiedliśmy do mojego samochodu. Blondynka pytała mnie czemu tak strasznie się denerwuje, ale ja machnęłam jedynie ręką i oznajmiłam, że powiem jej o wszystkim później na spokojnie. Jadąc przez ponad piętnaście minut do firmy O&W Design International myślałam nad planem B gdyby nie wypalił plan A, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Christopher zapewnił mnie, że wszystko pójdzie po jego myśli i już niedługo Mark Owen trafi w jego ręce. O ile ja pierwsza nie trafie w jego - pomyślałam kiedy skręcałam w lewą stronę. Mark Owen jest tak samo niebezpieczny jak Christopher, ale wydaje mi się bardziej psychopatycznym zabójcą niż mąż. Dzięki mnie mój mąż już nie krzywdzi tyle ludzi ile udało mu się zabić zanim zostałam jego żoną. Pokręciłam głową wymazując sobie z pamięci wyobrażenie bruneta stojącego nad jakimś martwym ciałem. Powinnam zacząć zażywać jakieś tabletki na uspokojenie. Zaparkowałam na tym samym miejscu parkingowym co wczoraj i razem z Lily weszliśmy do windy. Zapomniałam kompletnie zapytać przyjaciółki co myśli o swoim nowym szefie i czy nie zamierza wkrótce zmienić miejsca swojego stażu. Widząc wielkiego banana na jej twarzy zgaduje, że prezes O&W musiał jej się bardzo spodobać i nie może się doczekać, aż go zobaczy.

- Osłabiasz mnie. - uśmiechnęłam się patrząc na zmieniające się cyferki u góry. Poczułam na sobie wzrok blondynki.

- Dlaczego? - zauważyłam w odbiciu drzwi od windy jak marszczy brwi.

- Bo uśmiechasz się. - spojrzałam na nią. Wzruszyła ramionami. - Nie możesz doczekać się, aż go zobaczysz. - odwróciłam wzrok. Usłyszałam jej prychnięcia, założyła ręce na piersi.

- Mówiłam ci, że nie będę chodziła do takiej firmy, gdzie jest brzydki szef. - zaśmiałam się jak zaczęła dziwnie wymachiwać jedną ręką, wyglądała w tym momencie jak znana w Polsce Mariolka. Uwielbiałam oglądać ten kabaret za każdym razem kiedy odwiedzałam swoich dziadków, dziadek zawsze włączał ten seans i śmiał się razem ze mną tak głośno, że pewnie nas sąsiedzi słyszeli. Drzwi od windy się otworzyli, a ja mogłam rozruszać w końcu swoje biedne stopy, które mnie bolały od tych szpilek. Byłam zmuszona ubrać na siebie czarną sukienkę sięgającą tylko do ud i zarzuciłam na to białą skórzaną kurtkę, więc mowa o balerinach nie było, bo jak by to wyglądało z takim ubiorem? Podeszliśmy do Beatrice, która na nasz widok uśmiechnęła się szeroko.

- Cześć. - przywitała nas radośnie. - Cieszę się, że będę miała nowe koleżanki.

- Ja też się cieszę, - uśmiechnęłam się do niej i wyciągnęłam w jej stronę swoją dłoń. - Przedstawie się jeszcze raz bo pewnie zapomniałaś. - zaśmiałam się lekko. - Sarah Carson.

- Jesteś żoną tego Carsona? - z otwartymi ustami trzymała moją dłoń. Chciałabym jej powiedzieć prawdę, ale Christopher zabronił mi mieszać w jego plan członków firmy, więc musiałam się tego trzymać. Przybrałam na swojej twarzy uśmiech do złej gry i pokręciłam głową.

- Niestety nie, ale chciałabym być bardzo na miejscu tej kobiety. - zrobiłam zawiedzioną minę.

- Naprawdę to nie ty? - wyglądała na...zawiedzioną? Zmarszczyłam brwi. Co ją tak zasmuciło? - Myślałam, że będzie ze mną pracowała popularna żona Christophera Carsona.

- Aż tak ona jest popularna? - uniosłam brew będąc ciekawa jej odpowiedzi.

- Och tak! - schyliła się po coś do swojej szafki. Podała mi jakąś gazetę, a ja na okładce mogłam przeczytać zaskakujący dla mnie opis. Sarah Carson jedna z najgorętszych kobiet świata. Byłam ciekawa co napisali o mnie, ale nie chciałam czytać tego przy Beatrice, która nie wiem czy się domyślała, że ją okłamuje. Jednak mnie momentalnie olśniło. Jak mamy z Christopherem udawać, że to nie jego przedstawiłam Ericowi Owenemu, skoro jesteśmy na wszystkich gazetach, a nasze wspólne jak i osobne zdjęcia są publikowane w internecie, nawet jeszcze na stronach fanowskich o Christopherze, które prowadzą jego fani. Ostatnio weszłam na Instagrama, żeby zobaczyć ile fanów ma Christopher i natknęłam się na stronę fanowską tym razem o nas lub o samej sobie. Nie wiedziałam, że dzięki Christopherowi stałam się wielką gwiazdą. - Wyglądacie tak samo, wręcz identycznie. - głos Beatrice wyrwał mnie z moich myśli. Spojrzałam na nią spod gazety, zastanawiając się co odpowiedzieć. Jeśli powiem jej prawdę to zawiodę na całej linii Christophera i nie zemści się na swoim największym wrogu, z drugiej strony mając taką osobę jak Beatrice, której Eric bezgranicznie ufa było by ogromnym plusem mając ją w zespole. Poczułam szturchniecie na lewym ramieniu, spojrzałam na Lily, która patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Odwróciłam się do Beatrice i westchnęłam.

- Powiem ci o wszystkim, ale później kiedy będziemy same i obiecaj mi, że nie powiesz nic Ericowi. - zagroziłam jej palcem.

- Ale dlaczego? - zmarszczyłam brwi.

- Obiecaj mi. - poprosiłam patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Kobieta przytaknęła głową spuszczając wzrok na dokumenty, które leżały na jej biurku. - Dziękuje ci. - chwyciłam ją za rękę, co zmusiło ją do spojrzenia na mnie. Uśmiechnęłam się szczerze. Usłyszeliśmy jak drzwi od windy się otwierają, a z niej wychodzi nie kto inny jak Eric Owen, a raczej Mark Owen. Byłam święcie przekonana, że to on i wierzyłam bezgranicznie swojemu mężowi. Jeśli tak mówi, to tak jest. Mężczyzna oderwał wzrok od swojej komórki i spojrzał na każdą z nas zimnym wzrokiem. Widzę, że nie tylko Christopher ma to w zwyczaju używać na ludzi. Kiedy jego wzrok spotkał się z moim złagodniał, stał się teraz taki tajemniczy. Obdarował mnie pięknym uśmiechem i zniknął za drzwiami od swojego gabinetu.

- Co to właśnie było? - zauważyłam, że Lily ma otwarte usta i zmarszczone brwi. Dwoma palcami złapałam ją za podbródek i delikatnie zamknęłam jej usta.

- Nie wiem. - westchnęłam zakładając ręce na piersi. - Ale lepiej trzymaj się od niego z daleka.

- Dlaczego? - wyczułam jej wzrok na moich plecach. Odwróciłam się do niej i dostrzegłam jak patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami, złapałam ją za obie dłonie i ściągnęłam je.

- To nie jest mężczyzna dla ciebie. - ściszyłam głos, żeby Beatrice nic nie mogła usłyszeć. - To niebezpieczny człowiek.

- Skąd możesz to wiedzieć? - wyszarpnęła się z mojego uścisku i przechyliła głowę w bok. Widziałam, że tymi słowami ją zdenerwowałam i czekała, aż odpowiem jej coś co ją jeszcze bardziej zdenerwuje.

- Powiem ci o wszystkim, ale później. - zapewniłam ją.

- Dlaczego nie powiesz mi teraz tylko wtedy kiedy Beatrice?

- Dlatego, że to jest niebezpieczne i nikt nie może tego słyszeć poza wami. - spojrzałam na każdą z nich. Beatrice kiwnęła głową dając mi znak, że zrozumiała, spojrzałam na Lily, która patrzyła w podłogę i zastanawiała się nad swoją odpowiedzią. - Proszę cię. - podniosła na mnie wzrok. - Kocham cię i chce cię chronić, a ta rozmowa tego dotyczy.

- No dobrze. - westchnęła i założyła kosmyk blond włosów za ucho. Odetchnęłam z ulgą stwierdzając, że mam wszystko pod kontrolą, ale została jeszcze jedna osoba, z którą powinnam jak najszybciej porozmawiać.

****

- Oszalałaś?! - przez jego podniesiony głos kiedyś stracę słuch, przyrzekam. Pokręciłam głową zdając sobie sprawę, że przekonanie Christophera iż Beatrice nam się przyda w tym planie, będzie ciężkie niż myślałam.

- Ale przecież to dobry pomysł, ona ma wszystkie informacje na temat firmy i jego.

- Nie obchodzi mnie to. - przewróciłam oczami mając dość jego zachowania. - To pracownik Owena i może pracować dla niego.

- No i tak jest. - machnęłam gestykulującą rękami.

- Pracować dla niego w niebezpieczny sposób.

- Matko, przesadzasz Christopher. - usiadłam na swoim nowym krześle. Dostałam swój własny gabinet w którym znajdowało się duże biurko, krzesło, czarna szafa na dokumenty i wielkie okno za moimi plecami ukazujące widok na rynek Krakowski. Oparłam się wygodnie o krzesło kładąc swoje nogi na biurko. - Przecież nie wiemy czy on wtajemniczył ją w ten cały swój plan, o ile jakiś ma.

- Na pewno ma, oboje chcemy siebie nawzajem zabić.

- Skąd możesz to wiedzieć? - zmarszczyłam brwi. Usłyszałam pukanie do drzwi, momentalnie znieruchomiałam zastanawiając się czy przypadkiem za nimi nie stoi Owen, ale potem przypomniało mi się, że Beatrice mówiła, że wzywa przez telefon firmowy pracowników do swojego biura. Do ich biura fatyguje się wtedy gdy coś go zezłości. Mam nadzieje, że w moim przypadku to szybko nie nastąpi. - Proszę. - zaprosiłam osobę za drzwiami do środka. Na widok blondynki moje bicie serce wróciło do normalności, a ona spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Ruchem warg zdradziłam jej z kim rozmawiam i poprosiłam, żeby usiadła przy biurku na wolnym krześle.

- Kto do ciebie przyszedł? - usłyszałam głos męża w słuchawce, przyłożyłam ją z powrotem do ucha.

- Lily. - odpowiedziałam spoglądając na przyjaciółkę, która rozglądała się po moim gabinecie kręcąc się na obrotowym krześle. - Jej o wszystkim powiem, nie chce żeby ją skrzywdził. - spojrzała na mnie zaskoczona moimi słowami do Christophera. Usłyszałam jak brunet nabiera powietrza po czym od razu je wypuszcza.

- Zgoda. - uśmiechnęłam się zwycięsko. - Ale zadbaj o to, żeby we wszystko uwierzył.

- Dobra, ale co zrobimy jeśli on też mi powie, że wyglądam identycznie jak ta dziewczyna z gazety.

- Pomyśle nad tym i dam ci znać SMS. - przytaknęłam głową. - Napisze ci też od czego zaczniemy i jak go dobijemy.

- Zgoda. - jeszcze chwilę rozmawiałam z Christopherem na temat tego jak mam się zachowywać w firmie O&W i że mam bardzo uważnie uważać na Marka Owena. Zapewnił mnie jeszcze, że zadzwonił do Arthura i ściągnął go tutaj razem z innymi ochroniarzami. Ciekawe jakie było zdziwienie dziadka jak wychodził dzisiaj do firmy i zobaczył ochroniarzy stojących przed jego domem. Wyobrażając sobie minę dziadka na ich widok i wołającego Christophera, żeby wytłumaczył mu co oni tu robią, momentalnie się zaśmiałam. Mój dziadek nigdy nie wynajmował dla siebie i babci, czy dla nas ochrony, bo nie było takiej potrzeby. Nikt dziadkowi nie groził śmiercią jak Christopherowi.

- Powiesz mi teraz? - usłyszałam głos blondynki kiedy rozłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko. Pokręciłam głową odganiając od siebie śmieszne i złe myśli.

- Tak. - odchrząknęłam i poprawiłam się na swoim krześle. - Christopher mnie odciągał od tego pomysłu na początek, żeby ci nie mówić, ale ja nie pozwolę, żeby ta osoba cię skrzywdziła. - ruchem głowy wskazałam jej na ścianę obok mnie. Moje biuro znajdowało się centralnie obok Marka Owena i to jest chyba głupi pomysł rozmawiając z Lily tutaj o tym, ale nie możemy wyjść teraz na przerwę, dopiero co przyszliśmy.

- O co chodzi z nim? - zmarszczyła brwi kładąc rękę na moim biurku. Przybliżyłam się w jej stronę.

- Ten mężczyzna nie jest dobrą partią dla ciebie. - szepnęłam.

- Dlaczego?

- Nie jest tym za kogo się podaje. - westchnęłam zakładając nogę na nogę. - Tak na prawdę ten mężczyzna nie nazywa się Eric Owen, a Mark Owen. - nadal patrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami nie rozumiejąc o czym jej mówię. Nie powiedziałam jej historii o Makru Owenie i dlatego nie wie kim mężczyzna jest, mam nadzieje tylko, że przyjaciółka mi uwierzy.

- Jak to i kto to jest Mark Owen? - uniosła brew obserwując mnie uważnie. Nie wahałam się nad tym, czy mam jest wszystko o byłym najlepszym przyjacielu Christophera opowiedzieć, bo nie chcę żeby ten mężczyzna zrobił jej krzywdę i w ogóle zbliżył się do niej.

- Mark Owen był najlepszym przyjacielem Christophera. - zaczęłam. - Kiedy Christopher miał dwadzieścia pięć lat postanowił razem z Markiem stworzyć największą mafię na świecie. - położyłam swoje drżące dłonie na biurku złączając je. - Jednak nadszedł ten dzień, w którym ludzie Christophera musieli wybrać swojego przywódce. - zrobiłam pauzę, żeby dać jej do przetrawienia wszystkie moje wypowiedziane zdania. Z każdym słowem marszczyła brwi lub na jej twarzy widniało zaskoczenie. - Mark wkurzył się, że to nie on został bossem, a Christopher. - dopytałam Christophera czy jego mafia już działa jak poznał Marka, ale powiedział mi, że bez Owena nie stworzyłby jej, jednak ja w to nie wierzyłam. Christopher zabijał z zimną krwią i na pewno miał wielu klientów na swojej liście, więc nie sądzę, że Mark coś wskórał w powiększeniu gangu. - Odszedł z mafii, ale przedtem zabił drugiego najlepszego przyjaciela Christophera i tamtego dnia Chris przysiągł na grobie swojego zmarłego przyjaciela, że pomści jego śmierć.

- W jaki sposób? - spojrzała na moje dłonie, które cały czas drżały i przypominały człowieka, który był uzależniony od alkoholu domagając się go jak najszybciej. Ja byłam uzależniona od miłości, bólu i Christophera. Schowałam swoje dłonie pod biurko i oblizałam swoje suche usta.

- Chcę go zabić. - szepnęłam odwracając wzrok od Lily. Nie chciałam patrzeć na jej wyraz twarzy bo wiedziałam co na niej zobaczę. Złość, ból, a może rozczarowanie na mojej osobie, że pozwalam na to Christopherowi i jeszcze mu w tym pomagam. Nie mogę odmówić mu, bo to w końcu mój mąż, a jeśli miałby pójść do więzienia to już dawno przez tyle zabójstw, które sam dokonał. Policja się go boi, jak sam mi wspomniał. W sumie nie dziwie im się, bo nawet ja dalej się go boje, że mi albo moim bliskim coś zrobi. Lepiej nie zadzierać z Christopherem Carsonem.

- Pozwolisz mu?- spojrzałam wreszcie na nią, patrzyła zamyślonym wzrokiem na podłogę. Oparłam się ciałem o biurko i wtedy podniosła na mnie wzrok, w którym widziałam ból i strach.

- Ja też tego nie chcę. - westchnęłam i złapałam ją za dłoń. - Ale nic ani nikt nie powstrzyma Christophera.

- Ty byś potrafiła. - wyszarpnęła się z mojego uścisku i założyła ręce na piersi wyglądając na naburmuszoną dziewczynkę. - Twoja miłość przegada mu do rozumu.

- Uwierz mi, że chciałabym, żeby tego nie robił. - złożyłam dłonie jak do modlitwy i patrzyłam błagalnym wzrokiem na przyjaciółkę. - Musimy to zaakceptować i najważniejsze dowiedzieć się, czy on nie chcę Christophera i nas zabić.

- Nas? - zmarszczyła brwi. - Jakich nas?

- Mnie i ciebie.

- Dlaczego miałby to robić? - przechyliła głowę w bok. Oparłam się o krzesło wypuszczając ciężko powietrze, które trzymałam w sobie przez ten cały czas.

- Jeśli on też chcę się pozbyć Christophera to zacznie ode mnie i od ciebie, żeby do niego dojść. - wycelowałam długopisem w jej stronę i zaczęłam stukać o blat biurka nim. - A bardziej na mnie. - powiedziałam bardziej do siebie niż do niej, ale wiedziałam, że nie uszło jej to uwadze.

- Nie pozwolę, żeby zrobił ci krzywdy. - odwróciłam na nią wzrok i uśmiechnęłam się do niej.

- Ja tak samo. - wyciągnęła w moją stronę swoją dłoń, prosząc o moją. - Nie możemy się zdradzić i musimy słuchać od teraz Christophera.

- To będzie trudne niż myślałam. - przewróciła oczami, a ja zaśmiałam się na jej widok. Wyglądała jakby usłyszała jakąś gadkę od mężczyzny, który jej się nie podobał. Nie raz widziałam Lily w takiej sytuacji. Pamiętam jak chodziliśmy jeszcze do liceum w Nowym Jorku i podszedł do nas, a raczej do Lily przystojny i starszy o rok chłopak z zapytaniem czy pójdzie z nim na randkę. Blondynka wtedy też na jego pytanie przewróciła oczami, jak w tym momencie i spławiła go z kwitkiem. Oznajmiła mi wtedy, że szuka mężczyzny, a nie chłopca. Przez całą naszą drogę powrotną się śmiałam z tego i powiedziałam jej, że jeszcze żadna kobieta nie odmówiła Robinowi Wilsonowi. Usłyszałam dzwonek połączenia w firmowym telefonie. Śmiejąc się nadal z przyjaciółki, podniosłam słuchawkę do ucha. - Słucham?

- Co jest takiego śmiesznego? - momentalnie przestałam się śmiać kiedy usłyszałam głos Erica w słuchawce. Odchrząknęłam i wyprostowałam się na krześle.

- Nic takiego. - blondynka zauważyła mój zmieniony ton i wyraz twarzy. Uniosła zaskoczona brwi.

- Chciałbym prosić cię do mojego gabinetu w tej chwili. - usłyszałam jego oschły głos, taki jaki używał kiedyś na mojej osobie Christopher. Przełknęłam wielką gulę w gardle bojąc się co za chwilę wydarzy się.

- Dobrze, panie prezesie. - nie czekając na jego odpowiedź, odłożyłam słuchawkę na swoje miejsce i westchnęłam wstając z miejsca.

- Co się dzieje? - zmarszczyła brwi spoglądając na mnie z dołu.

- Wzywa mnie do siebie. - podrapałam się po czole i schowałam dłonie do kieszeni. - Lepiej ty też idź do siebie, bo się może wcieknąć. - otworzyłam drzwi zostawiając je otwarte dla Lily i podeszłam pod wielkie i ciemne wrota, które mnie dzieliły od niebezpiecznego mężczyzny. Zapukałam dwa razy i po usłyszeniu pozwolenia, weszłam od razu. Siedział za wielkim dębowym i ciemnym biurkiem, podpisując jakieś papiery. Podeszłam wolnym krokiem do niego, dopiero podniósł na mnie wzrok, kiedy byłam przy jego biurku. Gdyby była tu jakaś kobieta i zapytała się mnie, czy mi się podoba, odpowiedziałabym od razu, że nie. Eric Owen, a raczej Mark Owen, był atrakcyjnym mężczyzną, dobrze zbudowanym do tego, ale ja w nim tego nie widziałam. Był w moich oczach przedstawiony jako niebezpieczny mafioza, który chcę zemścić się na swoim największym wrogu. Ruchem dłoni, w której trzymał swoje czarne pióro, kazał mi usiąść na jednym z tych pięknych krzeseł czarnych przy jego biurku. Nie zastanawiając się długo, zajęłam miejsce i czekałam cierpliwie, aż zacznie mówić.

- Wiesz po co cię tu wezwałem? - pokręciłam głową patrząc w jego ciemne oczy. - Muszę zlecić ci jakąś pracę, w końcu jesteś u mnie na płatnym stażu. - wzruszył ramionami rozluźniając się na swoim obrotowym krześle ze skóry. - Nie będę ci przecież płacił za nic.

- Jestem też tutaj, żeby mieć uprawnienia do wykonywania zawodu w architekturze. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie, a on ten gest odwzajemnił.

- To twoja pasja? - przechylił głowę w bok. Zaskoczył mnie bardzo tym pytaniem i szczerze sama się w tym momencie nad tym zastanawiałam. Kochałam tworzyć dla kogoś projekty, ale też kochałam książki i nie mogę się zdecydować co wolę bardziej. Słowa dziadka znaczyły dla mnie bardziej i wolałabym zrobić to o co mnie prosił, właśnie to robiłam. Poszłam w ślady, w które on nie poszedł, nie biorąc pod uwagę inne moje zamiłowanie do innego zawodu.

- Można by tak powiedzieć. - nie chciałam drążyć tego tematu, a przede wszystkim mówić mu, że takie życzenie było mojego dziadka. Chciałbym, żebyś nie popełniła mojego błędu i wybrała dla siebie słuszny zawód. Tymi słowami zaczął naszą ciężką i ważną rozmowę w moje ostatnie wakacje w liceum. Praca jako architekt, będzie dla ciebie najlepsza, a co najważniejsze przyniesie dużo dochodu. Dziadek cały czas myślał o pieniądzach, martwił się, że Clarie, Caroline, Diana i ja nie będziemy mieli wystarczająco pieniędzy na życie, ale jak widać moje siostry dobrze trafiły z pracą i mężami. Clarie wciągnęła się w projektowanie ubrań i do dzisiaj jej dom mody prosperuje jak inne popularne. Stał się nawet jednym z najpopularniejszych na całym świecie i często odbywają się tam pokazy mody. Caroline z pomocą Leonarda, stworzyła swój salon kosmetyczny, który latami powiększała i teraz wyglądała jak wielka firma, przypominająca taką samą jak Christophera. Natomiast Diana dostała swoje udziały w firmie Nicka i stała się jego wspólniczką, pytałam się swojego przyszłego szwagra, czy przemyślał tą decyzje, ale stwierdził, że weźmie z moją siostrą ślub, choćby miała go już nie kochać. Ja także dobrze trafiłam, teraz tak myślę, bo na początku nie było kolorowo przypominając sobie jakim tyranem był mój mąż. Jednak wiedząc, że ma na moim punkcie obsesje, nie boje się, że mnie zostawi, bo tego nie zrobi. Moje przemyślenia przerwała machająca w moją stronę duża dłoń Owena. Coś do mnie mówił, ale ja dalej byłam pogrążona w myślach. - Coś pan do mnie mówił? - zapytałam niższym głosem.

- Owszem. - kiwał energicznie głową i wyglądał na zdenerwowanego. - Pytałem się, czy to była twoja decyzja, czy kogoś innego.

- Ale o co chodzi? - zmarszczyłam brwi. Mężczyzna przewrócił oczami.

- Zawód. - uniósł głos. - Sama go wybrałaś, czy ktoś ci kazał?

- Oczywiście, że sama. - pisnęłam. - Dlaczego pan pyta o to? - uniosłam brew.

- Po prostu byłem ciekaw. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem, który powala kobiety na nogi. Kiwnęłam głową i odwróciłam wzrok, żeby nie patrzeć na niego. To nie prawda, że sama wybrałam ten zawód, to mój dziadek chciał, żebym była architektem, ale pewnie dlatego, bo nie wiedział, że zostanę panią Carson i że mogę kiedyś sobie w życiu nie poradzić. Jeśli tak myślał to z ostatnim miał racje. Boje się, że nie poradzę sobie bez Christophera, od którego jestem uzależniona, to gorsze niż wódka czy papierosy. Od tego człowiek może żyć, z tymi dwoma rzeczami jeszcze kiedyś się zobaczy, ale gdyby Christopher odszedł ode mnie na zawsze wyprowadzając się do innego kraju lub odchodząc na drugą stronę to nie mogłabym z tym żyć. Codziennie umierałabym na początku w środku, a potem na zewnątrz. Moje myśli, serce i dusza są wypełnione nim i gdy jestem daleko od niego zastanawiam się co robi, czy myśli o mnie, czy nadal mnie kocha jak na początku. Jeszcze chwilę siedziałam w gabinecie Erica i odebrałam od niego swoją pierwszą prace, która polegała na przyniesieniu mu kawy, umówienia go na kilka spotkań biznesowych i wypełnienie ważnych dokumentów odnośnie nowych budowach. Cieszyłam się, że kilka razy podglądałam jak tata, dziadek, czy Christopher wypełniali dokumenty i dzięki temu znałam się trochę nad tym. Może tak oprócz zaprojektowania dziadka firmy mogłabym też zrobić to samą z Christophera firmą. Oj byłby pewnie zły widząc, że jego gabinet w zimnych kolorach zmienił się w róż, szykowałby wtedy przemowę na mój pogrzeb.

****

Po ciężkim dniu pracy razem z Lily wróciłyśmy zmęczone do domu. Przez noszenie pieprzonej kawy bolały mnie nogi, a przez wypełnianie dokumentów dla Erica bolał mnie nadgarstek. Szkoda, że nie potrafiłam pisać na obu dłoniach. Rzuciłam swoimi szpilkami o ścianę w holu, a kurtkę powiesiłam na wieszaku przymocowanym do ściany. Czułam jak moje kości łamały się dając mi tym samym sygnał, że dzisiaj nie wyspie się dobrze. Odpuściłam sobie kolacje, którą już z daleka czułam i od razu poszłam, a raczej doczołgałam się do swojego pokoju. Lily jak to ona, zawsze wracała do domu głodna, czy to z uczelni, pracy czy ze spotkania. Przed pójściem spać zabierała do siebie jakieś słodycze lub kolacje, którą jej mama przygotowała i jadła u siebie, tak też było teraz. Pokręciłam głową z uśmiechem patrząc na nią z góry, miałam tutaj dobry widok na kuchnie i hol. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i pierwsze co ujrzałam to Christophera leżącego na moim łóżku z laptopem na swoich kolanach. Westchnęłam i rzuciłam torebkę na biurku od razu witając się ze swoim mężem.

- Hej, widzę, że nie jesteś w sosie. - oderwał swój wzrok od ekranu, żeby dać mi krótkiego buziaka w usta. Oparłam głowę o jego ramie i patrzyłam na ekran laptopa.

- Ta firma mnie wykończy. - usłyszałam jego śmiech przez co mu się oberwało w ramie.

- Sama chciałaś iść na architekta.

- Wcale nie. - wykrzywiłam usta w grymas, a Christopher spojrzał na mnie.

- Jak to? - zmarszczył brwi.

- Bo to wszystko chciał dziadek. - wyprostowałam się. - Nie chciał żebyśmy mieli gorsze życie od jego kiedy był jeszcze dzieckiem. - dziadek wielokrotnie opowiadał mi z bólem w oczach jakie przeżył dzieciństwo. Pradziadków nie było stać na wiele rzeczy jak moich rodziców, mnie, sióstr, czy teraz dziadka. Błaganie o nawet kawałek chleba, była jego codziennością, ale podziwiam go, że dał sobie z tym radę i dorósł na prawdziwego mężczyznę. Nie jednokrotnie babcia powtarzała mi, że nie pokochała dziadka za urodę tylko za jego złote serce i walkę z samym Bogiem. Pamiętam, że za każdym razem płakałam i po rozmowie z babcią biegłam do dziadka tylko po to, żeby go przytulić dziękując tym gestem za to, że jest.

- Dlaczego każesz innym kierować swoim życiem? - spojrzałam na męża marszcząc brwi.

- Przypominam ci, że sam kierujesz moim życiem. - wycelowałam w niego palcem. - Więc nie oceniaj mojego dziadka. - przewrócił oczami i westchnął odkładając swojego laptopa na szafkę nocną.

- Posłuchaj. - przybliżył się do mnie siadając po turecku na łóżku. - Tu nie chodzi o mnie, czy o nasze małżeństwo tylko o twojego dziadka, który nie powinien mówić ci jaki zawód jest dla ciebie idealny. - pogładził moje dłonie swoimi kciukami i wzruszył ramionami jakby go nie obchodziło marzenie mojego dziadka. Bo może on nie wie o tym dlatego, że mu nie powiedziałaś. Byłam zła na swój głos w głowie, który zawsze miał racje i nie mogłam go opierdolić o byle co.

- Architektura to było marzenie mojego dziadka.- spuściłam wzrok na nasze splecione ręce i sama zaczęłam pocierać jego dużą i ciepłą dłoń swoimi drobnymi, delikatnymi i zimnymi palcami.

- To dlaczego sam nie wybrał takiego zawodu tylko tobie kazał? - zmarszczył brwi przechylając głowę w bok i obserwują mnie uważnie. To pytanie dało mi do myślenia. Nie wiedziałam dlaczego dziadek poprosił, a raczej wywnioskowałam, że sam wybrał mi zawód nie pozwalając samej zdecydować. Nie wiem, czy powinnam w tym momencie zrezygnować ze studiów architektonicznych i przejść na studia polonistyczne. Czy ja to chcę? Nie chcę zawieść dziadka, nie chcę stracić jego zaufania, dumy, a przede wszystkim nie chcę zostać odtrącona przez niego jak moje siostry. Diana, Caroline i Clarie z dnia na dzień przestali kontaktować się z dziadkiem, a ja byłam bardzo ciekawa i zapytałam swoje starsze siostry dlaczego podjęli taką decyzje. Jedynie jaką odpowiedź dostałam to, że dowiem się w swoim czasie. Mijały lata, a ja dalej nie wiedziałam, czemu relacje dziadka z dziewczynami pogorszyły się do tego stopnia, że nawet do siebie nie dzwonią.

- Nie wiem. - odpowiedziałam po swoim namyślę patrząc na obiekt za Christopherem. - Nigdy go nie pytałam i też nie pytałam dlaczego nie odzywa się do Diany, Caroline i Clarie.

- Może się o coś poważnego pokłócili i omijają siebie. - kiwnęłam głową.

- To prawda, dziadek jest skłony do dużych awantur jeśli chodzi o jego rodzinę lub o coś ważnego. - podniosłam wzrok na swojego męża przygryzając przy tym wargę, żeby powstrzymać łzy, które czułam w swoich kącikach oczów. - Ale nigdy nie pokłóciłby się ze swoją rodziną, żeby potem się do niej nie odzywać.

- Zapytaj go i niech ci wszystko wyjaśni. - Christopher miał racje. Powinnam zapytać się dziadka, dlaczego tak z dnia na dzień przestał odzywać się do moich sióstr. Kiedyś też pytałam rodziców, ale oni przegonili mnie machnięciem ręki i zostawili bez słowa stojącą na środku korytarza. Byłam wtedy zła na wszystkich, że nie ufają mi na tyle by powiedzieć to czego nie powinnam chyba wiedzieć. Wstając z łóżka i kierując się do gabinetu dziadka, gdzie powinnam go zastać, zastanawiałam się nad tym. Czy rodzina specjalnie nie mówiła mi co takiego się wydarzyło, bo bym zawiodła się na dziadku? Nie sądzę. Zapukałam delikatnie w dębowe drzwi i czekałam, aż dziadek zaprosi mnie do środka. Dziwiło mnie jednak to, że jak rozmawiałam z siostrami o dziadku to się nie wściekały, a nawet uśmiechały się gdy zawsze mówiłam słowo ,,dziadek". Więc jaka była przyczyna ciągłego milczenia? Christopher ma racje, muszę porozmawiać poważnie z nim i doprowadzić naszą rodzinę do porządku. Po usłyszeniu pozwolenia weszłam nie wahając się do środka i od razu zajęłam jedno z miejsc na krzesłach ustawionych na przeciwko dziadka. Mężczyzna miał na sobie okulary i pochylał się nad dokumentami, trzymając w prawej dłoni swoje czarne pióro. W naszej rodzinie to tradycja mając czarne pióro, oprócz dziadka posiadają też moi rodzice, siostry, ja i ostatnio zauważyłam, że także Christopher, ale on na swoim ma wygenerowane swoje imię i nazwisko. Odchrząknęłam i dzięki temu dziadek podniósł swój wzrok z nad dokumentów na mnie.

- Sarah. - uśmiechnął się szeroko i odłożył swoje pióro obok papierów. - Coś się stało dziecko? - poskładał kartki do kupy i schował do swojej torby, którą zawsze zabierał ze sobą do pracy.

- Nic takiego dziadku. - uśmiechnęłam się słodko owijając sobie wokół palca kosmyk włosów. - Chciałam tylko z tobą porozmawiać.

- Ze mną? - zmarszczył brwi i spojrzał na mnie spod okularów. Przytaknęłam głową i zacisnęłam usta. - Słucham cię.

- Nie wiem jak zacząć. - założyłam nogę na nogę.

- Po prostu. - wzruszył ramionami rozluźniając się na swoim fotelu.

- Dlaczego nie utrzymujesz kontaktu z Dianą, Caroline i Clarie tak jak dawniej?- przechyliłam głowę przyglądając mu się uważnie. Dziadek chyba nie spodziewał się tego pytania z moich ust, bo z jego twarzy znikł cień uśmiechu, a mięśnie napięły się.

- Dlaczego chcesz to wiedzieć? - błądził wzrokiem wszędzie tylko nie po mojej osobie. Uniosłam brwi wiedząc, że trafiłam w dziesiątkę. Jednak było coś na rzeczy i musiałam się tego dowiedzieć, choćby to miało zakończyć moją świetną relacje z dziadkiem.

- Nie udawaj. - pokręciłam głową. - Będąc małym dzieckiem rozumiałam więcej niż ci się wydaje. - spojrzał na mnie słysząc mój zmieniony ton. - Myślicie, że ja po tylu latach zapomnę? Zapomnę o tym, że mój kochany dziadek i siostry nie odzywają się do siebie?- prychnęłam i założyłam ręce na piersi. - Powinniście się wszyscy wstydzić.

- Sarah to nie twoja sprawa. - uniósł rękę.

- Owszem moja. - przytaknęłam. - Jesteś moim dziadkiem i ufam ci tak bardzo, że oddała bym za ciebie życie. - zauważyłam lekki uśmiech na jego twarzy.

- Miłe słowa z twojej strony. - zdjął okulary i przetarł swoje zmęczone oczy. - Ale masz męża, którym powinnaś się zając. - przewróciłam oczami.

- Christopher na razie sobie poradzi beze mnie. - westchnęłam. - Powiedź mi prawdę, chcę ją znać. - rzucił swoimi okularami na biurko i wstał podchodząc do wielkiego okna takiego samego które było w gabinecie mojego taty. Pierwszy raz użyłam takiego tonu w obecności dziadka, a on pierwszy raz tak zareagował w mojej obecności. Nie wiem kto zawinił z ich czterech, ale właśnie po to tu przyszłam, żeby się dowiedzieć. Czy mnie to w jakimś stopniu uspokoi jak dowiem się prawdy? Tak, przynajmniej na razie nie muszę myśleć o zemście Christophera na Marku. Patrzyłam na plecy dziadka, które unosiły się raz za razem pod wpływem jego oddychania. Nie patrzył na mnie tylko na widok za oknem, ale wiedziałam, że waha się czy powiedzieć mi. Powinien być ze mną cały czas szczery jak ja z nim. Nie jesteś z nim do końca szczera, nie powiedziałaś mu o przemocy na twojej osobie. Zamknęłam na chwilę oczy i zacisnęłam dłonie w pięść przyznając znów rację swojemu głosikowi w głowie. Wstałam z krzesła i podeszłam do dziadka. Wyczuł, że stoję za nim bo jego mięśnie znów się spięły. Dziadek na swój wiek nadal wyglądał przystojnie, a jego budowa ciała była tak samo wysportowana jak za młodości. Położyłam swoją drżącą dłoń na jego ramieniu i czekałam, aż coś powie.

- Nie potrafię ci tego powiedzieć. - oparł się dłońmi o parapet i pochylił się. - Nie wybaczyłabyś mi, gdybym powiedział ci prawdę.

- Cokolwiek powiesz nie zmieni to jak bardzo cię kocham i podziwiam. - odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie. - Jesteś moim najukochańszym dziadkiem i każdego dnia dziękuje Bogu, że to ty nim zostałeś, a nie inny mężczyzna.- uśmiechnęłam się do niego i położyłam swoje dłonie na jego policzkach. Staruszek spuścił swój wzrok na podłogę, a ja nie odrywałam od niego spojrzenia naciskając na jego odpowiedź. Nie wiem dlaczego dziadek tak powiedział i sądził, przecież ja nigdy bym się od niego nie odwróciła. Mam tylko jego jako dziadka, bo ojciec mojego taty zmarł kiedy on jeszcze był mały. Jednak to co usłyszałam od dziadka zmieniło kompletnie moje życie:

- Zabiłem twojego starszego brata, Anthonego. - w tym momencie cały świat stanął mi przed oczami, a oddech uwiązł w gardle. Brat. To słowo cały czas słyszałam w swojej głowie. . Zabiłem twojego starszego brata. Anthonego. Ładne imię ma, a raczej miał. Poczułam w swoich oczach łzy, odsunęłam się od dziadka odwracając od niego wzrok. Miałam brata i to starszego, nikt nie raczył mi o tym powiedzieć, że moi rodzice mieli syna. Dziadek zabił swojego wnuka? Spojrzałam na niego przez łzy. Jego wzrok nadal był utkwiony w podłogę, ale dostrzegłam łzy, które spływały po rozgrzanych policzkach.

- Dlaczego? - jedyne słowo, które udało mi się powiedzieć przed wybuchnięciem wielkim płaczem. W tym momencie nic się dla mnie nie liczyło, żadne studia, praca, rodzina, przyjaźń, czy małżeństwo. Chciałam poznać największy sekret swojej rodziny to poznałam, otrzymując dwukrotny ból. - Dlaczego?! - mój głos pewnie słyszeli wszyscy domownicy i zastanawiali się co mogło wywołać mój krzyk. Dlaczego ukrywali przede mną narodziny i śmierć mojego brata? Dlaczego dziadek zabił swojego jedynego wnuka, dzięki któremu nasze nazwisko nie umarłoby. Upadłam na kolana i oparłam się czołem o podłogę nie przestając wylewać z siebie łez. Czułam się gorzej niż po bólach, które dawał mi Christopher. Czułam się gorzej niż po jego postrzeleniu i dowiedzeniu się, że jest w śpiączce. Czułam się najgorzej na świecie niż dotychczas. Usłyszałam jak ktoś bez pukania wpada do pomieszczenia, a potem czułam na sobie ciepłe dłonie i oddech na moim karku.

- Co się tu stało? - wyczuwałam w tonie Christophera złość, ale nie wiedziałam na kim był zły. Na mnie czy na mojego dziadka? Wziął mnie w swoje ramiona i kołysząc uspakajał mnie, co jakiś czas składając pocałunek na moich mokrych policzkach. - Kochanie, co się dzieje? - nie mogłam z siebie wydusić ani jednego słowa, było mnie tylko stać na pokazanie palcem na postać mojego dziadka. Mąż spojrzał na niego podejrzliwie. - Co tu się kurwa stało?!

- Rozmawialiśmy tylko. - szept mojego dziadka mógł tylko usłyszeć Christopher i ja. Byłam zła na dziadka, że nie chciał powiedzieć prawdy mojemu mężowi. Wyrwałam się z objęć Christophera i wstałam na równe nogi patrząc na staruszka złowrogim spojrzeniem.

- Dlaczego to zrobiłeś? - nie uzyskałam odpowiedzi. - No powiedź, dlaczego?! - uderzyłam go pięścią w klatkę i nie mając już sił oparłam się policzkiem o jego pierś. Czułam na swoich plecach wzrok Christophera, ale to mnie teraz nie obchodziło. Chciałam wiedzieć dlaczego mój dziadek dokonał się zabójstwa na moim bracie.

- Przepraszam. - poczułam jak oplata mnie swoimi silnymi rękami i mocno do siebie przytula. - To był wypadek i nie chciałem zabić twojego brata. - oparł się o moją głowę. - Przeze mnie nigdy nie zobaczyłaś i nie zobaczysz swojego brata. - więcej nie uzyskałam odpowiedzi na swoje pytanie, jedyne co usłyszałam to tylko głośny płacz mojego dziadka. Czułam w sobie wściekłość na dziadka, że zabił mojego jedynego brata, na rodziców, że ukrywali przede mną prawdę i na siostry, że nie złamały swojej zasady, żeby mi powiedzieć prawdę. Przylatując do Polski myślałam, że zacznę normalne życie rozpoczynając go od studiów, a kończąc w dużym domu z Christopherem i naszymi dziećmi. Teraz w moich oczach dziadek nie był wzorem do naśladowania, nie był też prawdziwym mężczyzną. Tego dnia umarłam po raz kolejny, ale nie przez swojego niebezpiecznego męża tylko przez swojego dziadka, na którym zawiodłam się pierwszy raz i znienawidziłam do tego stopnia, że chciałam jak najszybciej wracać do Nowego Jorku byleby być daleko od niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro