Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Razem z Lily, wysłaliśmy nasze dokumenty do szkoły w Polsce. W sam raz zdążyliśmy przed zakończeniem rekrutacji. Rodzice zaakceptowali w połowie mój wybór, ale dalej się upierają że moje miejsce jest przy mężu i że może powinnam się zastanowić nad studiowaniem w Nowym Jorku. Jednak powiedziałam im, że długo nie widziałam się z dziadkiem i bardzo za nim tęsknie. Za jego marudzeniem, prezentami, żartami i opowiadaniami. Uśmiechnęłam się. Pamiętam, że jak mieszkałam jeszcze z rodzicami i siostrami w Polsce, zawsze dziadek zabierał mnie ze sobą w podróż do lasu na grzyby. Jeździł wtedy do swojego rodzeństwa, które mieszka w Zakopanym i tam zbieraliśmy jadalne grzyby. Zasmuciła mnie wiadomość jak rodzice powiadomili mnie i siostry, że wyprowadzamy się do Nowego Jorku. Rozumiałam to, bo tata miał tutaj swoją firmę i stąd pochodził. Mama nauczona przez swoich rodziców musiała podążyć za swoim mężem i osiedlić się w hałaśliwym mieście. Dziadek jak się dowie, że Christopher nie będzie ze mną podczas mojego pobytu w Polsce na studiach, może ze mną poważnie o życiu porozmawiać i wysłać lub sprowadzić mojego męża do mnie. Tak na prawdę to bym nie chciała, żeby tego robił. Nie chcę żeby dziadek dowiedział się, że moje małżeństwo wygląda właśnie tak, że gdy jest gdzieś paparazzi,czy dziennikarze Christopher traktuje mnie jak królową, a gdy nie ma pokazuje swoją prawdziwą twarz. Ile jeszcze tajemnic Christopher przede mną ukrywa? Czy one kiedyś się skończą? Powinniśmy sobie ufać w końcu jesteśmy małżeństwem. Wszyscy myślą, że jesteśmy nim idealnym. Jednak prawdę zna tylko Lily i Amanda. Od wczorajszej rozmowy, którą przeprowadziłam z mężem nie odezwałam się do niego ani słowem. Kiedy wróciłam z tarasu od razu wzięłam prysznic i położyłam się spać. Rano wstałam, zrobiłam sobie i swojemu mężowi śniadanie zostawiając mu kartkę z informacją, że wychodzę do Lily. Nie wiem czy wstał i czy zjadł bo nie kontaktował się ze mną. Westchnęłam i spojrzałam na wyświetlacz mojego Iphone X. Christopher kupił mi nowy kiedy mój nieszczęśliwie upadł na ziemie i rozbił się wyświetlacz. Pamiętam jak tamtego dnia przeklinałam na autorów tego modela. Mąż mnie uspokoił i zapewnił, że kupi mi nowy. To jedno z wielu wspomnień dobrych które mam z nim.

- Odłóż ten telefon. - usłyszałam za swoimi plecami głos blondynki. Westchnęłam. 12:17. Nadal żadnej odpowiedzi od bruneta.

- Wybacz. - odłożyłam telefon na stół i założyłam kosmyk włosów za ucho. - Musiałam sprawdzić która godzina. - spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się. Położyła przede mną moją ulubioną kawę, cappuccino. Dla siebie wybrała duże latte.

- Akurat. - założyła ręce na piersi i usiadła obok mnie na krześle. - Sprawdzałaś czy ten idiota nie napisał.

- Lily, przestań tak go nazywać. - przewróciłam oczami.

- A jak go mam nazywać jak tak traktuje moją najlepszą przyjaciółkę? - uśmiechnęła się i złapała mnie za dłoń.

- Wystarczy, że się z nim kłócę. Nie chcę też z tobą. - pokręciłam głową.

- Dobra, poddaje się. - uniosła ręce do góry w geście poddania. - Cieszmy się tym, że wreszcie gdzieś razem i to same wyjedziemy. - uśmiechnęła się szeroko.

- Ucząc się pilnie. - zagroziłam jej palcem. Po chwili wybuchnęłyśmy razem śmiechem, trzymając się za obolałe brzuchy.

- Ale od czasu do czasu będziemy imprezować.

- Nie była bym tego taka pewna. - przymrużyłam oczy udając, że zastanawiałam się nad czymś.

- No weź. - przeciągnęła ostatnią literę. - Nie będziesz siedziała przecież cały czas w domu. I do tego ze starszymi ludźmi od ciebie.

- Ej! - pacnęłam ją w prawe ramię. - Ci starzy ludzie to moi dziadkowie i cieszę się, że lecę ich odwiedzić.

- Zamieszkać. - poprawiła mnie. Przytaknęłam głową. - Mówiłaś im?

- Miałam to zrobić jak już tam będziemy. - schowałam dłonie pod stół.

- A jak się nie zgodzą? - przechyliła głowę w bok.

- Zgodzą się, w końcu to moi dziadkowie. - spojrzałam na swoje biało czarne paznokcie. Na każdej dłoni miałam pomalowane cztery paznokcie w kolorze białym, a w czarnym jeden.

- Sarah. - ton Lily, nakazał mi spojrzeć na nią. - Ja na twoim miejscu zadzwoniła bym do nich teraz i zapytała się, czy możemy z nimi zamieszkać.

- Nawet jak się nie zgodzą to przecież mam karty kredytowe i możemy sobie wynająć ładne mieszkanie. - wzruszyłam ramionami.

- A te pieniądze na karcie to są twoje?

- Nie.

- A czyje? - uniosła jedną brew.

- Christophera. - westchnęłam.

- No właśnie i to powinnaś wziąć pod uwagę. - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co jej chodzi. Przewróciła oczami. - Chodzi mi o to, że nie zastanowiłaś się czy jak wyjedziesz do Polski on zablokuje twoje karty kredytowe? Wtedy nie będziesz miała dostępu do pieniędzy. - w tym momencie Lily miała racje. Przecież to pieniądze Christophera i może zablokować moje karty tylko dlatego, że będzie wściekły o to, że go zostawiłam w Nowym Jorku. Ale przecież nie może się obrażać o byle co, nawet o jakieś głupie studia, które mi się przydadzą i są dla mnie najważniejsze. Jednak człowiek bez własnych pieniędzy nie da sobie radę.

- Znajdziemy pracę. - jedyne co mi mogło przyjść na szybkiego do głowy to praca. To nie był nawet zły pomysł. Jakaś praca znajdzie się w Polsce i będzie można ją dzielić między studiami. Co prawda mogłabym pracować przez ten pobyt u dziadka firmie, ale jeśli będzie tak jak Lily powiedziała, że się nie zgodzi to będę musiała sobie sama poradzić.

- Chcesz pracować? - zmarszczyła brwi.

- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami. - Znajdziemy jakąś pracę w Polsce. Uzbieramy pieniądze na mieszkanie i samochód jakby mi Christopher także zabrał. Pracę da się podzielić razem z nauką.

- A gdzie chcesz na przykład pracować? - wzięła łyk gorącej kawy.

- Nie wiem. - spojrzałam nad nią. - Może w jakieś korporacji, albo w sklepie odzieżowym.

- Jakbyśmy mieli pracować w jakieś wielkiej prosperującej firmie takiej jaką ma Christopher to musieli byśmy mieć staż, albo ukończone studia dobre.

- Ale może na posadę asystentkę lub sekretarkę nie trzeba mieć. - uśmiechnęłam się zwycięsko. - Wystarczy że będziesz mówić płynie po angielsku, szybko się uczyć i ładnie wyglądać. - przerzuciłam swoje ciemno brązowe długie włosy za ramię. Lily popatrzyła na mnie jak na idiotkę i pokręciła zrezygnowana głową. - No co?

- Nic. Rób jak uważasz, ale proszę cię zadzwoń do pana Edwarda i powiadom go o naszym zamieszkaniu.

- Dobra. - przewróciłam oczami. - Zrobię to, ale jak wrócę do domu. - na twarzy blondynki zobaczyłam szeroki uśmiech.

***

- Witaj kochano wnuczko.- usłyszałam wesoły głos dziadka po drugiej stronie telefonu. - Co to za święto, że tak często do mnie dzwonisz? Czyżbyś się rozmyśliła i nie przyjeżdżała odwiedzić swojego starego dziadka?

- Nie dziadku, przecież powiedziałam że przyjadę. - zaśmiałam się. - I nie jesteś stary, zapamiętaj to sobie. - uniosłam ton, żeby zauważył że mówiłam poważnie, a też że żartowałam.

- Oj Sarah, co bym bez ciebie zrobił?

- Umarł z nudów. - zaśmialiśmy się razem. Usiadłam na skórzanej czarnej kanapie w salonie i patrzyłam na widok za oknem. Lato już się skończyło, a zaczynała się jesień. To oznacza, że nie długo zima, a ja jej nienawidzę. Zimno i ciepłe, grube ubrania.

- Więc co to masz mi pilnego do przekazania?

- Skąd wiesz, że to coś pilnego? - zmarszczyłam brwi. Dziadek potrafił wyczytać ze mnie kiedy kłamałam i coś przed nim ukrywałam. Przez słuchawkę telefonu jeszcze mu się nie udało. Może dlatego, że go nie oszukiwałaś jak teraz. Pokręciłam głową. Dlaczego moje myśli pojawiają się wtedy kiedy coś mnie dręczy?

- Inaczej dzwoniła byś dzień przed przyjazdem. - dziadek był bardzo sprytny. W końcu po nim to odziedziczyłam.

- Masz racje, mam coś ci do przekazania. - moje serce zaczęło szybciej bić, a w środku zrobiło się gorąco. Zawsze tak się ze mną działo kiedy stresowałam lub bałam się czegoś.

- Słucham cię. - przez chwilę nie wiedziałam jak mam zacząć i czy na pewno powiedzieć to dziadkowi, a nie lepiej poprosić Christophera o zostawienie mi tych kart i nie blokowanie ich, żebym mogła sobie wynająć mieszkanie w centrum miasta. Ale stwierdziłam, że nie mogłam dziadka oszukiwać. Za bardzo go kochałam, żeby to zrobić.

- Dziadku, bo ja nie przyjeżdżam do Polski tylko po to, żeby was odwiedzić.

- Więc po co? - westchnęłam i przełknęłam ślinę.

- Żeby studiować architekturę. - po drugiej stronie zapanowała grobowa cisz. Bałam się, że zaraz coś usłyszę złego od dziadka lub powie mi, że robię głupotę przylatując do Polski, zostawiając męża samego w Nowym Jorku.

- Kochanie, cieszę się bardzo, że chcesz zostać architektem. Ale dlaczego tutaj, a nie w Nowym Jorku?

- Długo z wami się nie widziałam, od mojej komunii. - ułożyłam się wygodnie na kanapie. - Chcę też pomieszkać w Polsce i zobaczyć jak to jest być Polką. - zaśmiałam się.

- W twoich żyłach płynie angielska i polska krew. Zawsze nią będziesz nawet bez mieszkania tutaj. - kiedy usłyszałam słowa dziadka zebrało mi się na płacz. Dziadek wiedział zawsze co powiedzieć, żeby sprawić bym płakała, czy uśmiechnęła się. Jednak kiedy widział moje łzy bał się, że powiedział mi coś złego i zaczął od razu przepraszać przytulając do siebie.

- Chcę tam studiować. - chciałam zakończyć temat, który mnie dręczył od kiedy go zaczęłam.

- A co z twoim mężem? - i czar prysł. Mogłam się domyślić, że później dziadek zapyta mnie o Christophera, a ja jak zawsze gotowa nie byłam. Nie chciałam mu teraz namieszać w głowie, zwłaszcza, że ucieszył się z mojego przyjazdu. Wytarłam swoją łzę, która spłynęła po moim policzku.

- Christopher zostaje tutaj, żeby pomagać tacie w firmie. - westchnęłam kłamiąc. - Wiesz, nie mówiłam ci, ale w połowie przepisał swoją firmę tacie i teraz tata jest szefem pracowników swoich i Christophera, a on jest prezesem jak wcześniej. - przewróciłam oczami.

- A co z firmą Johna? Przecież miał dobrą i dobrze mu się ją prowadziło. - no tak. Rodzice nic nie powiedzieli dziadkowi o swoim bankructwie, a ja nie powiedziałam, że dlatego wyszłam za Christophera, żeby ratować ich od długów.

- Tata ją sprzedał, a Christopher przekazał mu swoją dlatego, że kazałam mu wybrać między firmą a filmami. - podrapałam się po czole.

- Dlaczego?

- Christopher został przed naszym powrotem do Nowego Jorku postrzelony nie chcący w klatkę piersiową. - westchnęłam. - Choć wątpię, że nie chcący. - ugryzłam się w język kiedy usłyszałam swoje słowa, które powiedziałam dziadkowi.

- Czemu tak myślisz?

- Wiesz dziadku, że każdy z nas ma jakiś wrogów. Nawet ci dobrzy.

- Zatem ja też mam. - usłyszałam jego ciepły śmiech. Odetchnęłam z ulgą stwierdzając, że dziadek pomyślał że żartuję.

- Konkurencje to na pewno. - dołączyłam do niego z śmiechem. - Więc, dziadku.

- Tak gwiazdko? - uśmiechnęłam się na przezwisko moje. Dziadek zawsze tak mnie nazywał. Powiedział mi, że jak zobaczył mnie po raz pierwszy, a to było w moje narodziny właśnie tak mnie nazwał. Moja gwiazdko. Poczułam w kącikach oczów łzy. Zawsze się wzruszałam kiedy wspominałam swoje dzieciństwo.

- Mogę u was zamieszkać razem z Lily podczas naszych studiów? - modliłam się w myślach, żeby dziadek się zgodził. Nie chciałam rozmawiać teraz z Christopherem, na temat tych kart kredytowych, ale będę musiała z nim później i tak porozmawiać.

- Przecież wiesz, że nie odmówię własnej wnuczce. - na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech kiedy usłyszałam odpowiedź dziadka. Nie wiem kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach jak wodospad. Zasłoniłam usta dłonią, żeby stłumić szloch. - Ale nie płacz mi już. - zmarszczyłam brwi nie wiedząc skąd dziadek domyślił się, że płaczę.

- Skąd wiesz, że beczę teraz jak bóbr? - mój głos zaczął się łamać.

- Znam cię dobrze Sarah. - głos dziadka ściszył się, jakby chciał przez to mi przekazać, że ma to zostać między nami. - Ty bez powodu płaczesz, bo taka twoja natura. Twoja matka też taka była, a czy jest nadal to tego nie wiem. - przytaknęłam głową.

- A wiesz, że nadal jest? - zaśmiałam się przez łzy.

- No widzisz? - zaśmiał się. Poczułam czyjąś obecność w pomieszczeniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Christophera stojącego w wejściu do salonu. Szybko przetarłam łzy swoją dłonią i odchrząknęłam.

- Dziadku, muszę już kończyć. Skontaktuje się z tobą przed lotem, żebyś mógł nas odebrać z lotniska razem z babcią.

- Nie możesz się zdecydować kogo kochasz bardziej?

- Kocham was oboje. - uśmiechnęłam i podrapałam się po kostce. Usłyszałam jego śmiech, a później ciężkie westchnienie.

- No dobrze. - wyobraziłam sobie jak wzruszył ramionami. - W takim razie zadzwoń jak będziecie lecieć razem z Lilianną.

- Dobrze dziadku. Do zobaczenia.

- Do widzenia, moja gwiazdeczko. - oderwałam telefon od ucha i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Spojrzałam na widok za oknem zastanawiając się czy to odpowiedni moment na rozmowę. Usłyszałam jak Christopher podszedł bliżej, a potem usiadł obok mnie. Zamknęłam na chwilę oczy.

- Chciałabym z tobą porozmawiać. - szepnęłam i odwróciłam się do niego. Patrzył na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami. Jego włosy były jak zawsze idealnie ułożone jakby miał jakieś ważne spotkanie. Uwielbiałam jego brodę, która kuła mnie za każdym razem kiedy mnie całował w usta, po szyi, po całym moim ciele. Sarah, że też ci się teraz wzięło na wspomnienia. Christopher, od kiedy go znam zawsze dobrze się ubierał. Kochałam go w garniturach, dlatego że do twarzy mu było w nich. Ale kochałam go też bez nich. Kochałam go za wszystko, no może oprócz tej przemocy i tajemniczości.

- Ja z tobą też. - odwrócił na chwilę ode mnie wzrok i spojrzał na swoje drogie sportowe buty. - Zacznij. - wrócił na mnie wzrokiem i złączył swoje dłonie i oparł o kolana.

- Chcę ci jeszcze raz powiedzieć, że zdania nie zmienię na temat moich studiów. - przytaknął głową i nic nie powiedział, dając mi tym samym znak na kontynuowanie rozmowy. - Chcę też powiedzieć, że dziadek zgodził się abym razem z Lily zamieszkała u niego.

- Domyślam się, że po to do niego dzwoniłaś.

- Tak. - westchnęłam. Gestem ręki nakazał mi na dalszą część tematu. - Chciałam się jeszcze ciebie zapytać o karty kredytowe. - zmarszczył brwi.

- Chcesz się mnie zapytać czy je zablokuje po twoim wyjeździe? - przytaknęłam głową. Zaśmiał się cicho, lecz to nie był śmiech wredności tylko po prostu normalny. - Nie jestem tak okropnym mężem, żeby ci to zrobić. Ale jak się zdenerwuje to zastanowię się nad zablokowaniem - wzruszył ramionami. - Dzięki za pomysł. - puścił mi oczko i uśmiechnął się.

- Przestań. - pacnęłam go w ramię. Usłyszałam jego głośny śmiech. Wreszcie zdołałam go rozśmieszyć po tak dłuższej przerwie.

- Coś jeszcze oprócz kart?

- Zastanawiam się nad pracą w Polsce kiedy będę studiować.

- Po co?

- Nie będę nadaremnie siedziała w domu dziadków i żyła na ich koszt. Będę się dokładała do ich rachunków.

- Mogę im przesyłać pieniądze. - spojrzałam na niego spod rzęs.

- Mówiłam ci, że nie chcę być na twoim utrzymaniu, a już dopiero żebyś przesyłał dziadkom pieniądze za mnie.

- Z utrzymaniem mówiłaś pod wpływem agresji.

- Mówiłam serio.

- Z rozwodem też? - tym pytaniem zaskoczył mnie. A czego mogłaś się spodziewać, że uznał to za żart, kiedy ty do niego mówiłaś poważnie? Moja podświadomość miała racje. Bolało mnie wtedy kiedy powiedziałam Christopherowi o rozwodzie i nadal boli kiedy myślę o tym coraz częściej. Nie wiem czy dalej mam go nim straszyć, czy po prostu poprosić go o zmienienie się.

- Christopher. - westchnęłam. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam strach, miłość i ból. Nie powinnam go straszyć rozstaniem. Nie chcę żeby przeze mnie cierpiał. - Na początku tak, ale teraz nie. Chcę tylko żebyś się zmienił, niczego przede mną nie ukrywał takie rzeczy jak hotel, czy jakieś ważniejsze od niego sprawy. I mówił mi o wszystkim jak o tym zdjęciu co ci pokazałam. - ku mojego zaskoczeniu brunet nie wybuchł wściekłością, nawet jego oczy nie zmieniły się w czerń. Spokojny Christopher bardziej mi się podobał.

- Chcę to zrobić, ale to mnie za bardzo boli. - szepnął i odwrócił ode mnie wzrok. Złapałam go za dłonie i schyliłam się.

- Co cię boli?

- Dusza i serce. - zmarszczyłam brwi. - To co zniszczyła moja rodzina.

- Myślałam, że ja uratowałam twoje serce od bólu.

- Bo tak zrobiłaś. - spojrzał na mnie. - Ale duszę dopiero będę miał oczyszczoną jak z nimi skończę.

- Nie lepiej się z nimi spotkać i porozmawiać na spokojnie?

- Po tylu latach? - zmarszczył brwi. - Myślisz, że oni błagali by mnie o wybaczenie?

- Może wreszcie to sprawdzisz, bo możesz potem żałować że zabiłeś nie słusznie. Dziwi mnie, że policja cię nie goni za morderstwa.

- Policja wie o mnie, ale jest zastraszana i dlatego nie przypierdalają się do mnie. - otworzyłam szerzej oczy na zdanie Christophera. Kto by pomyślał, że policja kogoś się tak bardzo przestraszy, że nie będzie interesowała się życiem seryjnego mordercy.

- To niezła ta policja. - przyznałam szczerze. - Na całym świecie, czy tylko w Londynie, Nowym Jorku i Irlandii?

- Wszędzie. - spojrzał na mnie. - Dlatego w Polsce możesz nie mieć znajomych jak dowiedzą się jakie masz nazwisko.

- Carson, to ładne nazwisko.- wzruszyłam ramionami.

- Nie o to chodzi Sarah. - zakrył dłońmi swoje oczy. - Każdy może bać się znajomości z tobą, wiedząc że mogę zabić tą osobę.

- To ja ich przekonam, że tego nie zrobisz. - uśmiechnęłam się i pogładziłam go po plecach.

- No facetów nie oszczędzę.

- Dlaczego?

- Bo jak któryś zbliży się do ciebie, to go zabije.

****

Christopher po naszej rozmowie zaprosił mnie na kolacje do restauracji Boucherie Park Avenue South. Wnętrze restauracji było przepiękne, takie mi właśnie się podobało. Droga restauracja dla Christophera to codzienność. Nie przejmował się tym ile wyda tutaj swoje oszczędności. Wiedział, że mu na wszystko wystarczy i że może mi wszystko zaproponować co tylko zechcę. Miejsce zajęliśmy przy widoku na ulicę Manhattan. Ludzie przechodzili obok restauracji spiesząc się z pracy do domu. Inni spacerowali po chodnikach trzymając się za rękę ze swoją drugą połówką. Pamiętam jak ja tak spacerowałam razem z Michaelem. Często gdzieś wychodziliśmy, ale na pewno nie do jakiś drogich restauracjach. Michael jest w moim wieku, a to świadczyło o tym, że nie mógł sobie pozwolić na zabranie mnie na wypasioną randkę. Za to Christophera tak. Spojrzałam kątem oka na swojego męża który dyktował pięknej kelnerce swoje zamówienie. Przy nie których marszczył brwi i pytał się z czego i jak jest przygotowywane. Nie pokazywałam to Christopherowi, ale cały czas byłam o niego zazdrosna. Seksowny mężczyzna i do tego znany, może mieć każdą. Jednak jest żonaty, a to oznacza że jest tylko mój. Niestety nie które kobiety, czyli tępe dziwki tego nie rozumieją i za wszelki sposób próbują go zaciągnąć do łóżka, w sposobie podrywu na który on jak zwykle nie reaguje. I tu punkt dla mnie. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos bruneta. Spojrzałam najpierw na niego. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami nadal z otwartą kartą z zamówieniami. Potem odwróciłam na chwilę wzrok na szatynkę, która stała obok niego śmiejąc się z czegoś. Takich właśnie kobiet nienawidziłam.

- Pytałeś mnie o coś? - odezwałam się po chwili.

- Tak. - westchnął. - Pytałem, czego się napijesz.

- A co proponujesz? - przechyliłam głowę w bok. Spojrzał na kartę.

- Szampan, białe lub czerwone wino.

- To ja wino. - zmrużyłam oczy i spojrzałam na kelnerkę. Zmierzyła mnie wzrokiem. Uniosłam brew. Co to miało do cholery znaczyć?

- Poprosimy zatem butelkę czerwonego wina Henri Jayer Richebourg Grand Cru. - kobieta zanotowała wszystko co mój mąż powiedział.

- Coś jeszcze? - uśmiechnęła się do niego szeroko pokazując przy tym jakie ma białe zęby. Przewróciłam oczami i postanowiłam przerwać jej żenadę.

- Mój mąż powiedział już co chcę, wystarczy to co już pani zanotowała. - specjalnie podkreśliłam słowo ,,mój" i ,,mąż". Szatynka spojrzała na mnie zażenowana i spuszczając wzrok odeszła mówiąc przy tym przepraszam. Odprowadziłam ją wzrokiem. Spojrzałam na Christophera, który patrzył na mnie i uśmiechał się. Zmarszczyłam brwi. - Z czego tak się uśmiechasz? - nie odrywając od niego wzroku wzięłam kilka łyków wody. Musieli przynieść ją jak rozmyślałam nad swoim życiem.

- Z ciebie. - wskazał na mnie palcem. Rozsiadł się wygodnie na krześle i obserwował mnie uważnie.

- A co ja takiego zrobiłam?

- Widzę, że jesteś o mnie zazdrosna. - przechylił głowę w bok.

- Wydaje ci się. - machnęłam ręką. Christopher nic nie odpowiedział tylko piorunował mnie swoim wzrokiem. Wiedział, że tym doprowadzi do tego, że przyznam się do prawdy, a on zadowolony zaskoczy z radości. - Dobra, tak. - przewróciłam oczami. - Jestem o ciebie zazdrosna. Zadowolony? - wypiłam całą zawartość wody w mojej szklance.

- A nawet wiesz, że bardzo? - zaśmiał się. - Przynajmniej wiem, że ci na mnie zależy i mnie kochasz.

- No, a ja tego nie mogę powiedzieć o tobie. - zmarszczył brwi. Założył nogę na nogę i zaczął palcami tworzyć jakiś rytm na stole.

- Dlaczego?

- Nie wiem, czy mnie kochasz. - schowałam ręce pod stół. - O to, że zazdrosny jesteś to wiem. Po twojej kontroli.

- Przecież cię kocham. Wiesz o tym.

- Może mi rzadko o tym mówisz i nie wiem, że mnie kochasz. - pochyliłam się nad stołem, żeby być blisko jego twarzy. Westchnął i przysunął się tak, że dzieliły nas milimetry.

- To powinienem ci mówić to codziennie i kochać się z tobą co dzień, popołudnie i noc. - spojrzał na moje usta. - Wtedy będziesz wiedziała jak bardzo cię kocham. - położył swoje dłonie na mojej twarzy i patrzył raz w oczy raz na usta.

- Wystarczy też, jak będziesz mi powtarzał jak bardzo jestem dla ciebie ważna i jak nie możesz beze mnie żyć. - tym razem ja spojrzałam na jego usta, które nie całowały mnie już jakiś długi czas.

- Więc. - szepnął. - Sarah Carson, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Wyciągnęłaś mnie z ciemności, w której tkwiłem przez długi czas. Cały czas pomagasz mi się zmienić, co jest dla mnie bardzo ważne ze względu na ciebie. Zaakceptowałaś kim na prawdę jestem i bojąc się mnie nadal tu jesteś. Ze mną. Nie wyobrażam sobie innej kobiety na twoje miejsce. Gdybyśmy mieli się rozstać, nie związał bym się z inną kobietą. - poczułam w swoich oczach łzy. Wyznania Christophera wzruszały mnie tak, że bałam się, że rozpłaczę się jak małe dziecko. -Walczył bym o ciebie walczył, walczył i walczył. Cały czas dopóki była byś znów ze mną. Jesteś całym moim światem. Moją księżniczką. Moją Sarą. Kocham cię. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go z całych sił jakby to było pożegnanie. Jakbyśmy się widzieli ostatni raz. Przytuliłam się mocno do jego szyi.

- Kocham cię Christopher i nigdy nie zostawię. - poczułam jak się uśmiecha. Objął mnie jeszcze mocniej. Teraz zastanawiam się czy nie popełniłam błędu wybierając tych studiów w Polsce. Ale może tak miało być. Wiem, że to ruszyło Christophera i że teraz będzie lepiej. O wiele lepiej niż wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro