Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Co raz bardziej byłam ciekawsza, dlaczego te trzy osoby skrzywdzili Christophera? Nie zapytam o to Christophera, bo jak zwykle zacznie na mnie wrzeszczeć, albo co najgorsze uderzy mnie tak jak dziś. Jestem wdzięczna Amandzie za to, że się mną zajęła, ale nie zgodziłam się na jej propozycje o przenocowaniu u niej. Wiedziałam, że jak nie wrócę na noc mężczyzna się wścieknie i wpadnie do kobiety z bronią. Tak samo jak do Lily. Zamknęłam oczy przypominając sobie tamten dzień kiedy byłam u Lily. Nie powinnam się już buntować. I tak nic nie wskóram. Któregoś dnia nie zapanuje nad sobą i naciśnie spust, a nikt z nas nawet nie zdąży zareagować.

- Moja praca nie może mnie wykończyć! Jedynie co mnie wykończy to nerwy!

- Przecież zawsze się wściekasz!

- I to przez ciebie, bo zawsze musisz zrobić coś co mnie doprowadzi do tego stanu!

Ma racje. Powinnam uważać na słowa i to co robię. Kocham go i nie chcę go stracić. Żałuje, że nie powiedziałam mu, żeby przed swoim lotem załatwił wszystkie sprawy odnośnie firmy. Gdybym to zrobił jego ręka nie zderzyłaby się z moim  policzkiem i nasze dni były by tak piękne jak poprzednia noc. Dotknęłam swoich warg przywołując wspomnienia kiedy całował mnie delikatnie i namiętnie. Uśmiechnęłam się pod wpływem uczucia, które rozchodziło się wewnątrz mnie. Od dziś zmieniam się i zacznę być cichą Sarą, która będzie żyła w cieniu własnego męża. Każdy z nas ma dwie strony, więc spróbuje obudzić moją drugą stronę by Christopher nie wściekał się już na mnie. Skręciłam w prawą uliczkę. Chciałam wrócić jak najszybciej do domu, żeby Christopher nie musiał znowu budzić w sobie Diabła. Pochłonięta swoimi myślami nie zauważyłam kobiety, w którą wpadłam. Jej wszystkie zakupy wyleciały z siatek na ziemie, a kobieta pod nosem przeklęła. Kucnęłam, żeby pomóc nieznanej mi osobie z rzeczami. Nieznana osoba podziękowała mi skinieniem głowy kiedy wszystkie zakupy były już w jej siatce.

- Przepraszam nie zauważyłam panią. - popatrzyłam w niebieskie oczy kobiety. Wydawały się znajome jak i twarz. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, czy przypadkiem spotkałam kiedyś tej kobiety.

- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się promiennie. Miała taki ciepły i przyjazny uśmiech. Nie potrafiłam go nie odwzajemnić.

- To przez to, że zamyśliłam się i nie patrzyłam jak idę. - wymachiwałam rękami. Kobieta zaśmiała się cicho.

- Ja też jestem niezdara. - westchnęła. - Myślałam jak się tu zbliżyć do brata.

- Przyjechałaś w odwiedziny do niego? - jej twarz momentalnie pobladła, a oczy zesmutniały. Kobieta spuściła głowę w dół. Mój uśmiech zgasł. Nieznajoma uniosła rękę do swojej twarzy i przetarła swoje policzki. - Ej, co się stało? - chwyciłam ją za ramiona. - Powiedziałam coś nie tak? - pokręciła głową i podniosła na mnie wzrok z wymuszonym uśmiechem.

- Nie, wszystko gra. - zmarszczyłam brwi. Nie lubię kłamstw, a ta kobieta kłamała.

- Nie lubię ktoś mnie okłamuje, a ty to robisz. - odwróciła wzrok. - Powiedź co się dzieje? Czy z twoim bratem jest źle?

- Ja nie wiem! - podniosła głos. - Ja nie wiem co jest z moim  bratem, bo nie widziałam się z nim kilka lat. - na moich oczach kobieta zaczęła płakać. W pewnym momencie upadła na kolana. Rozejrzałam się dookoła. Mieszkańcy Irlandii szli spoglądając na bezradną kobietę z zdziwieniem. Przewróciłam oczami. Ludzie nie mają ani grosza współczucia. Dołączyłam do niej i przytuliłam do siebie.

- Ale teraz się z nim zobaczysz, prawda? - zapytałam z nutką nadziei.

- Nie wiem. - wyszlochała. - On nawet nie wie, że tu jestem. - spojrzałam na kobietę. Miała blond włosy. Ubrana była w jeansowe niebieskie spodnie i białą koszulkę z krótkim ramieniem do tego narzuciła na siebie skórzaną czarną zimową kurtkę. Jej figura była podobna do moje. Trzymając blondynkę kołysałam się z nią w obie strony.

- Może mogę ci jakoś pomóc? - było mi żal kobiety i chciałam jej w jakiś sposób pomóc odnaleźć brata lub cokolwiek. Podniosła głowę i spojrzała w moje oczy.

- Odnajdź mojego brata. - szepnęła. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się nad jej prośbą. Jak miała bym go znaleźć? Nie jestem specjalistą w szukania zaginionych ludzi. Postaram się to zrobić dla niej, bo za pewne gdybym ja potrzebowała pomocy ona zrobiła by to samo dla mnie. Skinęłam głową z uśmiechem. Kobieta rzuciła mi się na szyje i objęła mocno. Przez chwili klęczałam nieruchomo, ale odwzajemniłam uścisk. - Dziękuję ci nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - wyszlochała. Oderwała się ode mnie i przetarła mokre policzki od łez. - To mój młodszy braciszek i chcę go odzyskać. - spuściła wzrok na swoje palce. - Zawsze się trzymaliśmy razem, ale to się zmieniło po śmierci mamy. - przyłożyła rękę do swoich ust by stłumić szloch. Nie przerywałam jej, byłam cierpliwa. Chciałam, żeby wyżaliła mi się ze wszystkiego. Potrzebowała tego. - On stał się dla nas taki zimny, ale my go kochaliśmy, nadal kochamy. - pokręciła głową na boki jakby chciała wymazać ze swojej pamięci złe wspomnienie. - Lecz on nie chciał życia dzielić z nami i wyprowadził się zrywając z nami całkiem kontakt. - podniosła na mnie wzrok. Chciało mi się płakać kiedy widziałam ją całą zapłakaną i błagającą o pomoc. - Proszę, odnajdź mojego brata. - przymknęłam na chwilę oczy. Jakby tu był Christopher, kazałby jej odejść i zostawić mnie w spokoju nie zawracając mi głowy swoimi problemami. Nie jestem Christopherem i spełnię prośbę kobiety, bo widzę jak jej zależy na bracie. Otworzyłam oczy.

- Pomogę ci. - uśmiechnęłam się lekko i położyłam swoją rękę na jej ramieniu.

- Na prawdę? - otworzyła szerzej swoje oczy. Widziałam w nich nadzieje, ból, miłość, a także wdzięczność. Przytaknęłam głową. - Dziękuję. - po raz kolejny rzuciła się na moją szyje, ale tym razem z uśmiechem. - Jesteś wspaniała. - oderwała się ode mnie i spojrzała na moje dłonie. - Jesteś mężatką. - bardziej stwierdziła niż zapytała. Spojrzałam na swój pierścionek zaręczynowy i obrączkę. Gdybyś tylko wiedziała jak to małżeństwo wygląda. - pomyślałam. Nie zdradzając swoich osobistych planów uśmiechnęłam się.

- Tak.

- Twój mąż jest szczęściarzem, że ma taką żonę. - uśmiechnęła się i spojrzała na moją twarz. Mój uśmiech zgasł przypominając sobie słowa Christophera i to co mi zrobił w swoim gabinecie. Gdybym nie myślał co robię to już dawno wyrzucił bym cię na ulice. Inna kobieta na moim miejscu uciekła by od takiego męża, albo udobruchałaby go dzikim seksem, ale ja nie potrafię. - Powiedziałam coś złego? - z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos blondynki. Spojrzałam na nią i pokręciłam głową z lekkim uśmiechem.

- Przypomniało mi się tylko coś. - machnęłam ręką.

- To dobrze. - złapała się za serce. - Bo już myślałam, że mnie nie lubisz. - zaśmiałam się na co kobieta także się zaśmiała.

- Lubię cię. - położyłam swoją rękę na jej ramieniu. - Dziwne bo ja tak szybko nie potrafię zaufać ludziom. - zmarszczyłam brwi. - Ale kiedy rozmawiam z tobą i patrzę na ciebie to wydajesz się mi osobą zaufaną.

- Bo nią jestem. - szepnęła. Skinęłam głową i zabrałam swoją rękę. Podniosłam się z ziemi i pochyliłam się, żeby podnieść siatki z zakupami kobiety i podałam je. - Dziękuję. - zabrała ode mnie swoje zakupy i schowałam swoje ręce do tylnej kieszeni moich spodni.

- Zapomniałam się przedstawić. - pacnęłam się w czoło. - Sarah. - wyciągnęłam w jej stronę rękę. Kobieta zaśmiała się.

- Clara. - uścisnęła moją dłoń. Clara. To tak jak siostra Christophera, ale to nie może być ona. Wiele ludzi ma tak samo na imię. A gdyby to ona? Uspokój się Sarah, fantazjujesz. - Muszę już iść, tata za pewne czeka na mnie.

- Pozdrów go ode mnie. - uśmiechnęłam się.

- Na pewno to zrobię i on także ci podziękuję za poszukanie swojego syna.

- Na razie mu nie mów dopóki nie odnajdę go. - zaśmiałam się cicho.

- Się robi detektywie. - zaśmialiśmy się razem. - Do następnego.

- Do zobaczenia. - odprowadziłam jeszcze kobietę wzrokiem dopóki nie skręciła w lewą uliczkę. Clara. Clara. Clara. Pokręciłam nerwowo głową. To nie może być ona. Przecież jakby to była ona zapewne by mnie poznała. Wiele razy pojawiałam się na okładkach magazynów, a też były kilka artykułów o mnie i zdjęcia. Chyba, że ona nie czyta tych głupot i nie wie, że jestem żoną Christophera Carsona. Sarah, opanuj się to nie Clara! Powinnam zacząć szukać zaginionego brata Clary i chyba wiem kto mi w tym pomoże.

****

Zdjęłam szpilki ze swoich obolałych stóp rzucając je w kąt. Tak to jest jak jesteś żoną biznesmena, czy aktora. Westchnęłam i nie czekając dłużej weszłam do kuchni, gdzie zastałam Clarie. Siostra była tak zajęta czytaniem jakiegoś magazynu, że nie usłyszała jak weszłam do kuchni. Dopiero spojrzała na mnie kiedy wyciągałam kubek z szafki. Położyłam go na blacie i nalałam sobie zrobioną i gorącą już kawę. Dodałam 2 łyżeczki cukru i zamieszałam gorący napój. Stałam tyłem do mojej siostry, bo nie miałam odwagi spojrzeć w jej oczy. Zapewne już się domyśliła, że w moim małżeństwie nie dzieje się nic dobrego.

- Rodzicie mieli już dzwonić na policje. - usłyszałam jej spokojny głos. Odwróciłam się do niej i usiadłam na przeciwko niej.

- Po co? - zmarszczyłam brwi.

- Nie wracałaś długo. - wróciła do czytania magazynu. Wzruszyłam ramionami.

- Nie powinni się o mnie martwić, już jestem dorosła. - odwróciłam wzrok na kubek. Usłyszałam westchnienie siostry.

- Sarah, jak my mamy się nie martwić jak nie wiemy co się tu dzieje. - odłożyła magazyn na blat i spojrzała na mnie.

- Wszystko gra. - spojrzałam na nią spod rzęs.

- Nie widzę, żeby tak było. - zamknęła czasopismo i położyła dłonie na nim. - Czy ty i Christopher, przeżywacie kryzys? - zmrużyła oczy.

- Jak każdy. - wzruszyłam ramionami.

- Jeśli coś się dzieje złego powiedź mi to. - położyła swoją dłoń na mojej. Spojrzałam na ten gest. - Jestem twoją starszą siostrą, mi możesz zaufać. - uśmiechnęła się. Nie odwzajemniłam jej uśmiechu. Miałam teraz inny problem. Musiałam odnaleźć brata Clary, ale w tym  pomoże mi tylko jedna osoba. Osoba, która zna się na tym. Zna się na wszystkim.

- Jest Christopher? - spojrzałam na jej twarz.

- Tak, w gabinecie. - skinęłam głową. - Idziesz z nim porozmawiać?

- Raczej poprosić o przysługę.

- Coś ty wykombinowała? - uśmiechnęła się szerzej.

- Spotkałam kobietę w twoim wieku i poprosiła mnie o pomoc. - Clarie zmarszczyła brwi i analizowała moje słowa. Jako czterdziestolatka miała urodę dwudziestolatki. Każda z nas odziedziczyła urodę po mamie, która opowiadała nam, że w młodości wygrała wybory miss. Pamiętam też, że kiedyś była modelką, ale trwało to dwa lata.

- O co cię poprosiła?

- O to bym znalazła jej zaginionego brata i pomogę jej. - uniosła zaskoczona brwi. - Żal mi jej się zrobiło. - na wspomnienie jej łez poczułam ukłucie w sercu.

- Nie wiem, czy szwagier będzie z tego zadowolony. - oparła się wygodnie o krzesło i odwróciła wzrok.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczyłam brwi.

- Gdy wybiegłaś z domu cała we łzach, on wpadł w szał i zaczął wrzeszczeć na cały dom nawet zdemolował salon, ale wszyscy go wysprzątaliśmy. - wychyliła się, żeby spojrzeć na pomieszczenie o którym mówiła. Spojrzałam na salon, który wyglądał jak zawsze, poukładany. Potem zamknął się w swoim gabinecie i nie wyszedł z niego.

- Pójdę do niego. - wstałam z krzesła, ale zatrzymał mnie uścisk na nadgarstku. Popatrzyłam na Clarie.

- Uważaj na siebie. - szepnęła. Skinęłam głową i udałam się do gabinetu Christophera. Kiedy stałam za drzwiami do pomieszczenia wahałam się, czy poprosić go o to, czy może raczej działać sama, ale wiedziałam, żeby odnaleźć kogoś trzeba dużo pieniędzy, których nie miałam i długo nie zdołałabym ukryć przed Christopherem swojej tajemnicy. Było mi żal Clary i obiecałam jej, że pomogę w odnalezieniu brata. Zapukałam lekko w dębowe drzwi i czekałam, aż osoba po drugiej stronie mi otworzy. Usłyszałam przekręcający się kluczyk w zamku. Drzwi się otwarły, a za nimi stał Arthur.

- Pani Carson. - skinął głową. - W czym mogę pomóc?

- Ja do Christophera. - spojrzałam za jego ramię, ale mogłam tylko zobaczyć okno, a za nim widok na ogród.

- Moja żona raczyła przyjść? - usłyszałam zachrypnięty głos Christophera. - Muszę to sobie zanotować w kalendarzu. - zaśmiał się. Spojrzałam błagalnie na Arthura, który nie chciał żebym wchodziła. Mężczyzna odsunął się od drzwi by zrobić mi miejsce. Uśmiechem podziękowałam mu za jego gest. Odwróciłam wzrok na Christophera, który siedział wygodnie na swoim fotelu. Miał rozpięte cztery guziki u szyi i podwinięte rękawy do łokci. Przełknęłam ślinie i podeszłam do jego biurka. Jego oczy pociemniały kiedy usiadłam na przeciwko niego.

- Możemy porozmawiać? - zapytałam szeptem.

- Rozmawiamy. - machnął ręką w której trzymał szklankę. Rozejrzałam się po biurku i mój wzrok zatrzymał się na pomarańczowym trunku. Alkohol. Teraz popadnie w alkoholizm?

- Ale na osobności. - spojrzałam na niego. Przez chwilę przypatrywał mi się w milczeniu i bez ruchu. Gestem ręki kazał wyjść Arthurowi z pomieszczenia nie odrywając ode mnie swojego ciemnego spojrzenia. Gdy zamknęły się za nim drzwi przystąpiłam do działania: - Chciałam cię o coś poprosić.

- Ty mnie? - zaśmiał się i nalał do szklanki alkoholu. - Najpierw wrzeszczysz na mnie, potem uciekasz z domu, a teraz mnie prosisz o coś. - wziął łyk trunku. - Fascynujące.

- Przepraszam za tą kłótnie, nie chciałam cię doprowadzić do wściekłości.

- Ale to zrobiłaś! - uderzył pięścią o biurko. Podskoczyłam nie przygotowana na jego ruch.

- Od tej pory się zmieniam. - wyznałam mu szczerze.

- Uważaj bo ci uwierzę. - prychnął.

- Ale ja mówię szczerze. - złożyłam ręce jak do modlitwy. - Uwierz mi. - popatrzył się na mnie. Przez chwilę zastanawiał się nad moimi słowami, jakby czekał aż wybuchnę głośnym śmiechem i powiem, że żartowałam. Westchnął.

- Co to za prośba. - machnął ręką.

- Gdy wracałam do domu wpadłam na kobietę... - przerwał mi

- Dobrze, że nie na mężczyznę. - wziął spory łyk i spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. - Bo wiesz co by się wtedy stało. - skinęłam głową. - Mów dalej.

- Porozmawiałam chwilę z nią i dowiedziałam się, że chcę odnaleźć brata i w pewnym momencie wybuchła płaczę i poprosiła mnie, żebym pomogła jej znaleźć go.

- Obca kobieta poprosiła cię, żebyś jej odnalazła brata? - uniósł brew. Przytaknęłam. - To chore.

- Wiem, ale żal mi się zrobiło jej. - spuściłam wzrok w dół.

- Mam nadzieje, że się nie zgodziłaś. - spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem. Przymknął powieki zaciskając przy tym szczękę. - Po co to zrobiłaś?

- Żal mi jej było, ona na pewno zrobiła by to samo dla mnie.

- Ale ty nie masz brata! - uniósł głos.

- Ale by ciebie pomogła mi znaleźć, gdybyś ty zaginął. - kiedy usłyszał moje słowa jego twarz trochę złagodniała.

- Co ja mam z tym wspólnego? - przygryzłam wargę.

- Chcę żebyś mi pomógł odnaleźć go. - wzruszyłam ramionami. - Znasz się na tym, bo jesteś mafiozom i będzie ci łatwiej to zrobić. - wypił do dna napój i odstawił szklankę na biurko.

- Oj Saro, nie wiesz co znaczy słowo mafioza i jakie są tego konsekwencje.

- Wiem. - przechyliłam głowę w bok. - Dlatego to ciebie proszę o to.

- Dobrze, zrobię to. - uśmiechnęłam się szeroko zadowolona z odpowiedzi męża. - Ale pod jednym warunkiem. - uniósł ostrzegawczy palce.

- Co tylko zechcesz.

- Zmieniasz się tak jak obiecałaś. - wstałam z fotela i rzuciłam się na jego szyje. 

- Oczywiście, dziękuję. - usłyszałam jego cichy śmiech i poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Warto jest wystawić jako pierwsza dłoń do kogoś, jeśli się ma stu procentową pewność, że ta osoba nie odrzuci ją. Dlatego wiedziałam, że Christopher tego nie zrobi. Obwiniałby się też i o to, tak jak o tamten wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro